Wprowadzanie utopii w życie nigdy dobrze się nie kończy. Zasada ta obowiązuje od czasów Platona i jego ‘Państwa’ aż do czasów nam w miarę współczesnych – koleżków Stalina, Hitlera, czy jakże mało znanego i docenianego w Polsce Pol Pota. 2500 lat potwierdzających tą tezę, brak przypadków jej falsyfikacji.
Wystarczy poczytać choćby Tajniki bankowości Rothbarda by przekonać się jak bardzo austriacy bujają w obłokach. Wróćmy do waluty złotej, przywróćmy wymóg 100% rezerw bankowych i czeka nas 1000 lat szczęścia i prosperity. Prosta recepta, prawdopodobnie tak samo fałszywa jak postulat wydrukowania każdemu banknotu po bilionie dolarów USA.
Tymczasem fakty są niewygodne. Wymóg posiadania 100% rezerwy nic nie załatwia. Po pierwsze ludzie są ludźmi i będą naginać zasady tak, by udzielać jak najwięcej kredytu na podstawie tych samych rezerw, czyli by jak najwięcej zarobić i wcześniej czy później zasada ta zostanie złamana. A po drugie 100% rezerwy i tak nic nie pomogą w razie runu na bank. Taki bank jest nawet mniej stabilny niż współczesny bank wypełniony wydrukowanym papierem, bo papier można wydrukować i dowieść z banku centralnego, a złota wydrukować się nie da. Ogromna fala bankructw banków w USA w czasie Wielkiego Kryzysu właśnie tego dowiodła, że w systemie pieniądza złotego i przy całkiem niezłym poziomie rezerw banki padają – wystarczy plotka.
Paradoksalnie system papierowy jest stabilniejszy niż złoty – tak wielkie nadużywanie systemu jakiego obecnie doświadczamy już dawno zakończyłoby się wywróceniem parytetu złota. Tymczasem system papierowy może i puszcza parę na złączach, ale trwa. I niewykluczone, że nawet potrwa jeszcze wiele lat, nawet ze złotem po kilkadziesiąt tysięcy dolarów i inflacją w USA po kilkadziesiąt procent rocznie.
Samo utrzymanie parytetu złota też niekoniecznie prowadzi do zbiorowej nirwany, a w szczególności nie chroni przez kryzysami. Teoria mówiąca, że dostatek taniej waluty papierowej prowadzi do złej alokacji i cyklu boom-bust jest błędna. W złotym reżimie cykle boom-bust też się zdarzały, choćby osławiona Wielka Depresja, a także wiele wcześniejszych kryzysów, dziś już zupełnie zapomnianych, jak Panika roku 1819, Panika roku 1873 czy Panika roku 1907. (Kolega Panikarz miałby wtedy o czym pisać … panika1907.blogspot.com …)
Co więcej, złoto prowadzi do niemiłej sytuacji gdy w czasie kryzysu następuje bolesna deflacja, zanik płynności na rynku (czyli gromadzenie gotówki) i spadek popytu. Podjęcie reakcji przez banki centralne, choć krytykowane jako zasypywanie problemu gotówką, jest jednak jakąś opcją. W reżimie złota z problemem nie da się nic zrobić, ponieważ jak niektórzy pamiętają, złota nie da się wydrukować. Właśnie ta bezsilność przyczyniła się do powstania keynesizmu.
Owszem, waluty papierowe charakteryzują się nieustanną inflacją i następującymi co jakiś czas epizodami hiperinflacji czy upadku systemu walutowego. Z drugiej strony reżim złota na dłuższą metę ulega ‘erozji’ w postaci oficjalnego fałszowania monet, odchodzenia od parytetu i innych oszustw rządowych.Historia pokazuje, że naturalną koleją rzeczy jest najpierw wprowadzenie systemu pieniądza złotego a potem jego systematyczne psucie. To ponownie jest immanentna cecha systemu ekonomicznego stworzonego przez ludzi, że rządy kradły, kradną i kraść będą.
Wszelkie próby ‘uwolnienia’ pieniądza tak, by każdy mógł produkować monety z kruszcu też jest mrzonką. Żaden rząd nie chce wypuścić z reki tak potężnego źródła władzy i dochodu. I tu znowu historia pokazuje, że jeżeli były nawet takie epizody, to trwały krótko i kończyły się położeniem rządowej łapy na interesie.
Rządzić mogą albo masy (które żądają socjalizmu możliwego tylko przez dodruk waluty i podatek inflacyjny), albo tyrani (którzy nie lubią, gdy rządzeni mają wolność posiadania prawdziwego pieniądza, a złoto przeznaczają na wojny) lub oligarchia (która potrzebuje systemu pieniężnego nieograniczonego ilościowo, by mieć więcej i więcej). Wychodzi na to, że złota wszyscy nienawidzą, może oprócz systemu z wolnymi obywatelami i demokracją bezpośrednia – ale to też utopia i taki system błyskawicznie rakowacieje w jeden z trzech wcześniej wymienionych.
Socjalizm miał być również systemem, w którym nie miało dochodzić do cyklicznych kryzysów, a jednak do nich dochodziło, mimo hektolitrów potu wylanego przez planistów. Być może zatem zjawisko okresowego kryzysu jest czymś normalnym, z czym nie ma sensu walczyć?
Jeżeli mam być już czyimś zwolennikiem, to raczej nie Szkoły austriackiej, lecz Szkoły niemieckiej, czyli Realpolitik. Wszelkiego rodzaju zmiany długotrwałych trendów, załamania, krachy i depresje są znakomitą okazją do zrobienia doskonałego biznesu, wytrącenia i przejęcia majątku z silnych rąk oligarchów. Tak właśnie należy patrzeć na mijający cykl – gdy się dało, trzeba było brać kredyt i handlować nieruchomościami. Obecnie należy ładować się w surowce i przyczaić się w oczekiwaniu na krach na rynku nieruchomości, by się tam przemieścić w odpowiednim czasie.
Każda sytuacja potrafi mieć swoją pozytywną stronę. Kluczem jest posiadanie świadomości tego co się dzieje i umiejętność zaadaptowania się do sytuacji. Prawdopodobnie nawet Peak Oil będzie miał jakieś pozytywne strony, wytworzy nowe miejsca pracy i nowe okoliczności, np:
– boom na programy do telekonferencji i wirtualnych biur
– rozwój carpoolingu i służących temu platform internetowych
– powstanie firm przerabiających pojazdy na zasilanie CNG i elektryczne
– renesans komunikacji kolejowej i pasażerskich połączeń atlantyckich
Tak więc nie można poddawać się depresji i skakać z okien. Należy być świadomym i przygotowanym do tego, o czym większość nie ma jeszcze bladego pojęcia.