A więc wojna, można by zacytować klasyka. Ale tym razem nie Polaków z Niemcami, ale Ameryki z Chinami. I jest to jak na razie wojna celna.
Jak wiadomo, od lat istnieje następujący cykl: Chiny wysyłają towar kontenerami do Ameryki, a z powrotem importują złom, makulaturę, pałeczki i obligacje USA. Większość kontenerów wraca jednak do Azji pusta, stąd rosnące zadłużenie USA wobec Chin i innych krajów.
Gdyby gospodarka światowa była oparta na zdrowym rozsądku to tego typu sytuacja nie mogłaby mieć miejsca. Hamulce bezpieczeństwa w gospodarkach światowych zostały zdemontowane wiele dekad temu, zadłużanie krajów jest legalne i odbywa się na wielką skalę. Gdyby budżety były zrównoważone, to nie doszłoby do takiej patologii jaką obserwujemy, czyli powstania niewyobrażalnego i niemożliwego do spłaty długu USA idącego w grube tysiące miliardów dolarów.
W takiej sytuacji jedyną opcją jaką ma USA to ochrona własnego rynku poprzez narzucenie ceł. Taki krok powinna podjąć administracja już 30, 40 lat temu. A nie podjęła, ponieważ tani import pozwalał ukrywać inflację. Wyprodukowanie czegokolwiek w USA było coraz to droższe, ale tani import z Azji pozwalał mieć złudzenie, że wszystko jest w porządku.
Konsekwencją niepodjęcia ochrony rynku USA jest taka, że Chiny kumulowały obligacje USA. Od pewnego momentu powstała więc obawa, co się stanie, gdy w końcu Ameryka zacznie bronić swojego rynku, czy Chiny użyją posiadanych obligacji jako broni. Wprowadzanie ceł przez Chiny jest bez znaczenia, ponieważ import z USA jest bez większego znaczenia, można żyć bez importu makulatury. Natomiast Chiny nie są w stanie żyć bez eksportu do USA a USA nie jest w stanie żyć bez sprzedaży obligacji Chinom.
Chiny mogą sprzedać swoje obligacje nawet jutro. Tak się składa, że są one nominowane w USD, które FED może wykreować. Kłopot pojawi się wtedy, gdy Chiny będą chciały te pieniądze wydać. Próba wpuszczenia takiej ilości gotówki do obiegu skończy się katastrofą dla USA. I przy okazji dla Chin również, ponieważ okaże się, że oszczędności są swego rodzaju fatamorganą – ich uruchomienie spowoduje drastyczny spadek ich siły nabywczej.
M0 jest wyjaśniona tutaj. Od momentu napisania tego artykułu upłynęło 5 lat i według FEDu mamy już $1 670 miliarda. A Chiny mają $1 180 miliarda w obligacjach USA. Puszczenie tego w ruch skończyłoby się scenariuszem wajmarskim, totalną hiperinflacją. Z tego prostego powodu, że w takim scenariuszu Ameryka nie znalazła by nabywców na nowe obligacje i bieżące zadłużenie byłoby finansowane przez dodruk. Także inni ich posiadacze obligacji zaczęliby się ich pozbywać.
Dla porównania skali, w Fort Knox oficjalnie znajduje się złoto o wartości $100 miliardów. Można to sobie porównać do długu w stosunku do Chin na poziomie wspomnianego $1 180 miliarda, czy całego długu USA, jakieś $20 000 miliardów. Innymi słowy, jest to tyle co nic, drobne na waciki.
Wojna absolutnie nie jest w interesie Chin. Użycie obligacji jako oręża zrujnuje Amerykę, ale jednocześnie zmniejszy eksport do USA do 0. Cały chiński przemysł stanie, ponieważ kraj ten jest w małym stopniu nastawiony na konsumpcję, a w dużym na eksport. Dodatkowo okaże się, jak już wspomniałem, że za posiadane obligacje można kupić ułamek tego, co się spodziewano. A z wojny Ameryka wyszłaby poobijana, ale wygrana. Import byłby niemożliwy, trzeba by odbudować krajową ekonomie. Dług zostałby zanihilowany przez hiperinflację. Wystarczyłoby dokonać wymiany pieniędzy na nowego dolara, obiecać, że nigdy już nie będzie dodruku/zadłużania i cykl mógłby zacząć się od nowa.
Jedyna opcja dla Chin jest taka, by dopuścić do spełnienia żądań Ameryki, czyli jako-takiego zrównoważenia wymiany handlowej. Następnie możliwe jest ciche wycofywanie się posiadania obligacji USA i powolne wpuszczanie pieniędzy do obiegu, jak złodziej po skoku na bank. I coraz większe zastępowanie eksportu własną konsumpcją.
Najmniej prawdopodobna jest eskalacja konfliktu w postać zbrojną. Oczywiście, jak dr Bartosiak dobrze wie, strony konfliktu przygotowują się do takiego scenariusza. Jest odpowiednik ubezpieczenia, kupowanego na wypadek wojny. Zwykli ludzie kupują ubezpieczenie od zalania mieszkania, duże państwa kupują lotniskowce – wszyscy mają nadzieję, że nie będzie trzeba z tego skorzystać.