Przy okazji przejęcia reszty udziałów w funduszu Pioneer przez Pekao media pieją na temat okrągłego jubileuszu funduszu inwestycyjnego Pioneer, którego 25 lecie na rynku przypadło w lipcu zeszłego roku. Widać robotę działu PR. Rocznica była pół roku temu, Pekao jest zaangażowany w Pioneera od lat, ale udało im się wygenerować wielki szum. Ale skorzystajmy z tego i przyjrzyjmy się im wynikowi inwestycyjnemu.
Ci, którzy nabyli jednostki funduszu przy jego wejściu na rynek, w lipcu 1992, odnotowaliby “krociowe zyski”. Z wpłaconych 10 000 zł (sto milionów starych złotych) miałby dziś 120 000 zł. Świetny wynik. Tylko, że nie, jeżeli potrafi się używać kalkulatora.
Należy zadać sobie pytanie, czy zainwestowanie w fundusz Pioneera dało nam realny zysk, czyli czy nasze pieniądze utrzymały siłę nabywczą.
Gdy Pioneer startował, uncja złota kosztowała 462 zł, po 25 latach kosztuje 4510 zł. Zakup około 21 krugerrandów w 1992, za 10 000 zł dałby nam dziś 97 513 zł. Z tym, że złoto w ogóle nie ma przynosić zysku. Celem złota jest utrzymanie siły nabywczej naszego kapitału i ubezpieczenie w scenariuszu krachu, wojny i ataku zombie. Innymi słowy, 10 000 zł w 1992 roku miało zbliżoną siłę nabywczą do 100 000 zł dziś. I chyba potwierdzą to ludzie mający lepszą pamięć, przez te ćwierć wieku ceny wszystkiego wzrosły jakieś 10 x.
I to już przeczy tezie, że Pioneer był taką fajną inwestycją. Porównuje się dwa zupełnie inne systemy walutowe. Czyli trzeba powiedzieć, że tak naprawdę po 25 latach Pioneer wygenerował 125 000 zł z powierzonych mu 100 000 zł (w przeliczeniu złotówek z 1992 na złotówki 2018). Daje nam to 1% realnego zysku rocznie. Tyle, co nic.
Co gorsza, w przypadku funduszy inwestycyjnych, sprawy zaczęły się komplikować po 1 grudnia 2001 roku. Jeżeli kupiło się jednostki przed tą datą, to jest się zwolnionym z podatku od zysków kapitałowych. Wchodząc po tej dacie płaci się podatek 19%. Podatek dochodowy jeszcze bardziej zmniejsza sensowność takiej inwestycji, zbliżając realny zysk do 0%. Tymczasem od złota fizycznego nie ma podatku dochodowego, jeżeli właściciel posiada je ponad sześć miesięcy.
Ale są jasne strony tego wehikułu inwestycyjnego. Jest możliwość uzyskania stałego zysku niezależnie od koniunktury. Tak właśnie ma zarządzający tym funduszem – czy są zyski czy nie, czy się stoi czy się leży, prowizja się należy. No i oczywiście do przodu są podmioty emitujące akcje i obligacje znajdujące się w portfelu funduszu, tak zwani “kręcący pierdolnikiem”. To jest kasa za darmo, przecież większość spółek na giełdzie tylko bierze od akcjonariuszy darmowe pieniądze i nawet nie płaci dywidendy.
Analizując różne alternatywy naprawdę trudno znaleźć uzasadnienie do inwestowania na giełdzie, w funduszach czy lokatach. Ryzyko instrumentów opartych na giełdzie nie pokrywa otrzymywanych odsetek. A banki nie płacą nawet tyle, ile jest inflacji. Nic dziwnego, że rosną ceny nieruchomości i ilość sprzedawanego kruszcu. Tylko inwestycje poza głównym nurtem mogą mieć jeszcze jakiś sens.