Jesteśmy właśnie świadkami wybuchu wojny domowej w Rosji.
Jak to w niezwykły sposób historia się powtarza. Rok 1914 Rosja idzie na wojnę dysponując ogromną przewagą liczebną. Dostaje srogie bęcki i w 1917 r wybucha rewolucja lutowa, a potem październikowa. Widać wyraźne analogie. Nawet nazwiska antybohaterów są podobne, Putin – RasPutin.
Cykl wydaje się powtarzać więcej razy, co 100 lat. Inwazja na Rosję 1812 z bitwą o Moskwę. Wojna Północna 1700-1721. Wojna Polsko-Rosyjska z okupacją Kremla 1609-1618.
Tymczasem siły Prigożyna zajęły Rostow i kierują się w stronę Moskwy. Stolica nie ma sił zdolnych powstrzymać taką ofensywę. Armia jest na wycieczce na Ukrainie, w mieście zostały siły policyjno porządkowe, dobre do trzymania ludzi za pyski, słabe do walki z profesjonalistami.
Przed nami kilka scenariuszy. Osobiście obstawiam przejęcie władzy przez Prigożyna i zakończenie przez niego wojny w Ukrainie, wbrew szumnym deklaracjom co to by on nie zrobił gdyby był w sztabie armii Rosji. Dla niego szkoda ryzykować przeciąganiem przegranej wojny i ponosić ryzyko utraty nowo zdobytej władzy.
Osobiście życzyłbym Rosjanom długiej i krwawej wojny domowej gdyby nie fakt, że mają mnóstwo atomówek.
Następne dni będą bardzo ciekawe, również na rynkach surowcowych, na walutach i na złocie.