Jak wiadomo, kupuje się gdy jest tanio, a sprzedaje się, gdy jest drogo. Przezorni ludzie pozbywają się niektórych aktywów w czasie prosperity, gdy spodziewają się, że cena danego aktywa może spaść. Tempo pozbywania się aktywów rośnie gdy smart money zauważa, że kończy się prosperita i widać kryzys na horyzoncie.
Mechanizm widać w nerwowych reakcjach na rynku obligacji, jak ostatnio w przypadku Włoch. Na rynku obligacji zmiany są gwałtowne, ponieważ płynność jest największa. Gdy tylko w danym kraju pojawia się okoliczność wskazująca na zagrożenie wypłacalności to natychmiast robi się ogromne zamieszanie na rynku. Zwiększona podaż powoduje spadek cen obligacji, co jeszcze bardziej nakręca panikę, gracze probują sprzedać obligacje zanim jeszcze bardziej stanieją.
Widać to również po cyrkach na polskim złotym. Przypomina to czasem efekt motyla. Trzepot skrzydeł gdzieś w Ameryce powoduje paniczną wyprzedaż PLNów i osłabienie się naszej waluty z dnia na dzień o 10%. Potem powolne odrabianie strat i znowu panika. Wykres notowań złotówki jest jak zęby piły.
Od jakiegoś roku widać ciekawe zjawisko na rynku banków w Polsce. Widać bardzo dużą ilość ofert na sprzedaż oddziałów w naszym kraju, dokonano też paru transakcji repolonizacji. O szczegóły można pytać googla. Dlaczego tak jest? Bo sprzedający wierzy, że rynek będzie rósł 10% rocznie, podobnie jak zyski? Bo lubi mieć dużo nieoprocentowanej gotówki zamiast aktywa przynoszącego zyski?
Nie. Sprzedają dlatego, że wiedzą, że to już koniec wzrostu gospodarczego. Cykl gospodarczy zmierza do następnego, naturalnego etapu, jakim jest spowolnienie. Dlatego sprzedaje się oddziały na rynkach, gdzie spodzieją się krachu, po wycenach ze szczytu hossy. Kasę parkuje się w obligacjach USA, które dają śmieszne odsetki, ale wiadomo, że w razie kryzysu ich wypłacalność nie jest zagrożona, że płynność jest nieskończona i że i na fali światowej paniki dolar będzie drożał. Kasa przyda się na zakupy jak będzie tanio i na ratowanie się tam, gdzie będzie trzeba podnosić kapitały.
Oczywiście, są też frajerzy. Zawsze są dwie strony transakcji. Przypominam sobie WaMu, który kupował każdy bank wystawiony na sprzedaż, niezależnie od ceny. Miałem tam nawet swego czasu konto bankowe (ubezpieczone przez FDIC). To był taki GetBack, który kupował każdy wystawiony dług, po dowolnej cenie. Wiadomo, jak to się skończyło w obu przypadkach.
W horyzoncie jednego roku dużo pracowników banków w Polsce będzie martwiło się jak spłacać raty i jednocześnie będzie szukać nowej kariery.
