Staram się unikać wpisów innych niż ekonomiczne, ale wydarzenia dotyczące Ukrainy trudno pominąć milczeniem, ponieważ mają one wpływ nie tylko na gospodarkę, ale na losy każdego z nas.
Rozwój wypadków na Krymie dowiodły, że ukraińskie wojsko ma zerową zdolność bojową. Tak zwanych ‘żołnierzy’ Rosjanie po prostu wzięli za kark, rozbroili i wystawili w ‘cywilkach’ za próg ich baz. Tak to wyglądało w Czechosłowacji w 1938.
Rosja weźmie tyle Ukrainy, ile będzie chciała. Interesuje ich wyłącznie wschodnia część kraju, tam gdzie dominują osoby rosyjskojęzyczne i nie ma większej ilości Ukraińców nastawionych patriotycznie. Pojedyncze osoby zastraszy się, deportuje lub zwyczajnie zabije. Rosja ma w tym kilkaset lat doświadczenia, więc prawdopodobnie będą wiedzieli co i jak robić.
Ciekawe są niedawne propozycje Rosjan, aby Polska zajęła Zachodnią Ukrainę. Oni nas uważają za potencjalnych pożytecznych idiotów, którzy uwikłają się w bezsensowny konflikt wykrwawiający zarówno Polaków jak i Ukraińców. Trudno o lepszy prezent dla Rosji, niż sąsiedzi Ukrainy szarpiący to, co zostało po rosyjskiej agresji. Dla Putina byłoby wspaniale, gdyby ukraińscy patrioci mogli skanalizować swój gniew na Polakach. A koszmarny sen Putina to wojska Polski, Rumunii i Węgier broniące razem granicy Ukraińsko – Rosyjskiej, choćby w ramach mandatu rozjemczego ONZ.
Mieszkańcy krajów nadbałtyckich nie mogą spać spokojnie. Oni są następni w kolejności, gdy z Ukrainy zostanie tylko zachodnia część. Rosyjska V kolumna już działa i przygotowuje grunt do agresji, suto finansowana przez Moskwę. Nie ma sensu jakakolwiek obrona kraju, w którym połowa mieszkańców jest takiej samej narodowości co agresor. Tym bardziej, że siła bojowa armii tych kraików umożliwia co najwyżej utrzymanie warty honorowej pod Grobem Nieznanego Żołnierza.
Na przykładzie krajów postsowieckich widać, jak kończy się posiadanie państwa niejednolitego etnicznie. Tak właśnie było w Polsce przed II WŚ. Ukraińcy, Niemcy oraz Żydzi nie mieli żadnej motywacji by ginąć za kraj w którym mieszkali, gdy nawet rdzenni Polacy mieli dość kraju, w którym większość żyła na skraju głodu, w permanentnym zagrożeniu bezrobociem.
Dla Polaków największe znaczenie ma smutny fakt, że polska armia nie odbiega zbytnio od armii ukraińskiej. Co prawda morale jest wyższe, ale przewaga ilościowa i jakościowa rosyjskiego uzbrojenia jest druzgocąca. W starciu z Rosją scenariusz przypominałby powstanie listopadowe czy styczniowe, gdy armia carska parła przez RP jak taran, a Polacy co najwyżej kąsali jej boki. Na NATO można liczyć tak samo, jak wtedy liczono na Francję. Ci, którzy mają jeszcze złudzenia – obudźcie się. Ameryka nie kiwnie palcem w bucie w obronie Polski.
O jakości polskim wojsku niech zaświadczy ostatnia afera. Wywiad w każdej armii to crème de la crème. A w Polsce ta jednostka bierze łapówę za pozwolenie na założenie nielegalnego więzienia, a potem ordynarnie defrauduje te środki. Hańba dla Polski !
Wielowiekowa tradycyjnie nakazuje, aby polscy politycy bujali w obłokach. Brutalnym faktem jest, że Polska nigdy nie miała, nie ma i nigdy mieć nie będzie żadnych szans w konfrontacji z Rosją czy Niemcami. Te kraje rozdają karty w naszym sąsiedztwie, czy tego chcemy czy nie. Dla Polski nie ma sensu sojusz ze Stanami czy z jakimkolwiek innym odległym krajem. Jedyna opcja dla Polski to scenariusz fiński, w którym współpracuje się z Rosją. Nie należy podgryzać Putina po kostkach, jak pseudo-mężowie stanu Sikorski czy Kaczyński, tylko wspólnie budować wielkie projekty jak Węgrzy. Można się domyślać, że Rosjanie nie będą chcieli bombardować kraju w którym mają 10 miliardów dolarów w jednym tylko projekcie.
Ostatnia wojna skończyła się prawie 70 lat temu. Ludzie wierzą, że wojna już nigdy do Polski nie wróci. Co za głupota i brak wyobraźni. Znając historię naszej części Europy trzeba być realistą. Każdy z nas powinien posiadać plan awaryjny, co robić w razie odwiedzin żołnierzy w kominiarkach, bez dystynkcji, w pojazdach bojowych z moskiewskimi rejestracjami. Niestety nie mamy już zbawiennej granicy z Rumunią, więc tym razem trzeba opracować taki plan, by móc spotkać naszych łże-mężów stanu w innym miejscu niż Bukareszt.