Categories
Ekonomia

Lease

Z ledwością oderwałem się od śledzenia kluczowych wydarzeń na świecie (ślub w UK i Beatyfikacja w V) i spojrzałem na zupełnie nieistotny rynek złota (nieistotny, bo przecież złota się nie zje i nie kupi się za złoto nic w sklepie).  Widać nagły wzrost kosztów pożyczenia złota:

Oczywiście takie skoki zdarzały się i wcześniej. W 2001 roku wskaźnik skoczył z 1% do 6%, a w 2008 z 0% do 3%. Takie skoki zwykle towarzyszą gwałtownym kryzysom (2001 – zamachy, 2008 – financial meltdown) a przecież obecnie kryzys jest już rzekomo za nami.

Wobec tego są dwie możliwości – albo zbliża się coś bardzo paskudnego na rynkach, albo po prostu banki nie mają złota. Być może są w sytuacji gdy nie mają co pożyczyć, więc zwiększeniem kosztów pożyczki złota chcą zmniejszyć ilość wypożyczonego złota, czyli ściągnąć go z powrotem do własnych skarbców.

Share This Post
Categories
Ekonomia

Adtaily

Agora jest spółką znaną wśród blogerów spamem, jaki rozsyłała do wielu z nas zachęcając do pisania materiałów do serwisu wyborcza.pl – za darmo.

Agora jest właścicielem AdTaily, która zajmuje się reklamą na blogach. Z ich strony głównej dowiadujemy się: Zobacz, jak wykorzystują AdTaily media społeczne. Poczytaj o unikalnej funkcji podziału zysku między twórcę treści a platformę.

Unikalna funkcja podziału zysku polega na tym, że po opłaceniu blogerów i kosztów administracyjnych nie pozostaje już miejsca na nic poza napychaniem kieszeni Agory. Nie ma podziału z pracownikami, o czym dowiadujemy się z ofert pracy. 3 z 4 stanowisk to ‘bezpłatne praktyki’ czyli 3 miesięczne jelenienie młodzieży zdesperowanej brakiem pracy.

Oto polski byznes – pięścią w ryj, łaps za kasę i w nogi. A kultura korporacyjna Agory (wyłudzanie pracy blogerów) płynie w dół na spółki zależne, a tym przypadku Adtaily (wyłudzanie darmowej pracy). Ciekawe, czy jest jakaś spółka-córka Agory, w której nie śmierdzi złodziejstwem.

Ze wstydem przyznaję, że parę razy zleciłem reklamę Adtaily. Biorąc pod uwagę ich oferty ‘pracy’ to się już nie powtórzy. Dlaczego wytłumaczy wam Kazik, minuta 0:50 – 1:05

ChWDA !

Share This Post
Categories
Pozostałe

Wiocha

Czas na codzienną porcję narzekań. Porównamy dziś produkt pochodzący ze skansenu do produktu pochodzącego z miejsca cywilizowanego. Na pierwszy ogień reklama napitku z Polski:

A teraz dla porównania zobaczmy w akcji profesjonalistów:

Różnica rzuca się w oczy, nieprawdaż? Coś jak zaparkowanie Łady przy Audi.

Sprawdzić czy nie xiądz: zaraz posypią się na mnie gromy, że obie te firmy mają zupełnie inne rozmiary i zasoby. Można naturalnie zacząć porównywać ich budżety reklamowe, jednak poprowadzi to na manowce. Nie w pieniądzach leży sedno, lecz w braku profesjonalizmu, braku pomysłu, braku wizji, w wieśniactwie kolesi z Radomia. Prawda jest taka, że mając potencjał można powalić na kolana nawet z budżetem kilku dolarów:

Proszę zwrócić uwagę, że w powyższej reklamie jedzenia nie występowała kobieta. Ani przykładna rodzina, w której ojciec mówi do syna ‘choć się pouczyć, a twoja matka z twoją siostrą niech gotują – w kuchni jest miejsce kobiety’.

Powróćmy do tematu. Domyślam się, że w przypadku Zbyszka jest wiele czynników – może brak horyzontów umysłowych właścicieli, może nepotyzm (mój szwagier to zajebiście zrobi), może chęć pójścia na skróty z kosztami, może wszystko na raz. W każdym razie jest to żenua na maxa.

A tu jest wersja reżyserska, jeżeli ktoś chce więcej heńka.

Share This Post
Categories
Ekonomia

Keynes vs Hayek

Wszyscy do tego linkują, zalinkuję i ja:

Share This Post
Categories
Ekonomia

Powód bezrobocia

Oto jest sprawca bezrobocia, który odebrał miejsca pracy na Florydzie:

Na szczęście sprawca został szybko zidentyfikowany przez dzielnych pracowników biura pracy. Cała impreza kosztowała jedyne $73 000.

Dowiadujemy się również, że biuro obsłużyło 210 000 bezrobotnych, z których 59 000 znalazło pracę. Nie dowiadujemy się niestety, ile osób straciło pracę w tym okresie, ale z rządowych kłamstw statystyk mamy wiedzę, że przełomu nie dokonano. Zupełnie nie widać, jakoby bezrobocie spadło o 59 000. Prawdopodobnie gdy ze statystyk wypadają jedni bezrobotni, na ich miejsce wpadają inni. Prawdopodobnie celem ostatecznego rozwiązania problemu bezrobocia potrzeba jeszcze kilku akcji po $ 73 000.

Disklejmer: To nie jest wiadomość zaczerpnięta z archiwum The Onion.

Share This Post
Categories
Ekonomia Ważny Wpis

Stress test

Owocem kilku ostatnich wpisów dotyczących zbliżającego się zawalenia rynku nieruchomości w Polsce był szereg komentarzy ze strony czytelników. Można nabrać przekonania, że wielu z nich ma na grzbiecie Franka na najbliższe kilkadziesiąt lat, bowiem wspólnym mianownikiem jest wzajemne poklepywanie po pleckach i zapewnianie, że w razie czego rząd nie zostawi podatników, i że w razie czego banki niechętnie będą przejmować nieruchomości, i że … Mnóstwo życzeniowego nastawienia do rzeczywistości. Tak nie będzie. Będzie tak, że rynek padnie na skutek wzrostu oprocentowania kredytów i zalania w panice wyprzedawanymi nieruchomościami, na których spłatę nie stać już kredytobiorców. Kredytobiorcy będą pozostawieni sami sobie na przeciw banksterom, którzy mają wszelkie narzędzia prawne do wyduszenia z obywateli ostatniego grosza.

Pomocy nie będzie. W Polsce nie ma tradycji bailoutowania podatnika. Obywatel jest łupiony w czasach prosperity i również jest łupiony w czasach kryzysu. Gdy słyszę o ‘pomocy’ ze strony państwa, to zwyczajnie zaczynam się śmiać. Zresztą nawet gdyby rząd chciał pomóc, to zwyczajnie nie ma takiej możliwości – mówimy o sytuacji krachu, gdy spadają wpływy budżetowe, rosną wydatki, a budżet balansuje wokół progu ostrożnościowego. Zwyczajnie nie ma środków na pomoc dla milionów ‘ugotowanych’ dłużników, kraju na to po prostu nie stać.

Jest równie nierealne wierzenie w to, że banki nie będą skłonne przejmować nieruchomości. Od zawsze są skłonne, mają w tym celu odpowiednie narzędzia (BTE), więc czemu miałyby dobrowolnie przebaczać wierzycielowi i zmniejszać zyski? Przecież to tylko skłoniłoby kolejnych wierzycieli do zaprzestawania spłacania zobowiązań. Banki będą z całą surowością egzekwować umowy kredytowe, nawet jeżeli będzie to znaczyło całkowite zrujnowanie kredytodawcy, i ścigania go do końca życia. Każdy, kto twierdzi inaczej usłyszy ode mnie: ‘dzieciaku, obudź się i zobacz, na jakim świecie żyjesz’.

Proszę zwrócić uwagę na reakcje rządów i lobby bankowego w krajach dotkniętych już pęknięciem bańki nieruchomościowej, pamiętając, że są to kraje bogatsze, mniej skłonne do bezczelnego rabunku obywateli w stylu znanego z RP. Pomoc ograniczyła się do wysłania ‘czeków stymulujących’ oraz programu ‘gotówka za wraka’, co przy pomocy jaką uzyskały banki jest doprawdy kroplą w wiadrze. Rządy zrobią wiele, by ratować kolegów-banksterów, ale nie zrobią nic, by ratować podatników, którzy zapłacą podatkami lub inflacją za całe to ‘ratowanie’.

Warto tu zwrócić uwagę, jak odmiennie traktowany jest obywatel amerykański, z możliwością bankructwa osobistego, z wygasaniem niespłaconych długów po siedmiu latach, z stałą stopą kredytu hipotecznego w porównaniu do podatnika polskiego, który tych przywilejów nie ma. Naprawdę mało brakuje, by polski banster w ramach windykacji wykrawał kredytodawcy nerkę lub chędożył mu żonę. Liczenie na to, że bank jest po stronie obywatela i będzie go głaskał po głowie, jest tak naiwne jak wierzenie pięciolatka, że tatuś jest najsilniejszy i najmądrzejszy na świecie.

Ale cóż, widać to już nasza cecha narodowa, by wierzyć w rzeczy nierealne. Wrzesień 1939 jest dobrym przykładem, tłumy wiwatowały przed ambasadami Wielkiej Brytanii i Francji, na wieść o wypowiedzeniu wojny Niemcom, gdy rządy tych państw nie miały zamiaru nawet palcem w bucie kiwnąć.

Samo obserwowanie kolapsu w wydaniu polskim jest ciekawsze niż kolaps amerykański (2008), którego byłem naocznym świadkiem. W Polsce całe to zjawisko ma znacznie bardziej matematyczny mechanizm. Rata kredytu jest wypadkową zmieniających się stóp procentowych i kursów walut, gdy w USA kredyty w dużej części miały stałe oprocentowanie. Rynek kredytów o zmiennym oprocentowaniu (ARM) był ułamkiem rynku kredytowego, a w Polsce stanowi prawie całość. Amerykanina nie interesują ani zmiany kursu USD/CHF ani zmiany stóp procentowych. Potencjał krachu kredytów hipotecznych w Polsce jest kilka-kilkanaście razy większy niż w USA.

Ze skomplikowania sytuacji w Polsce wynika to, że trudno określić kiedy i jak dokładnie dojdzie do krachu. W Stanach sprawa była prosta – ceny oszalały i musiały spaść. W Polsce na razie rynek ‘mięknie’, to jest widać coraz więcej chętnych do sprzedaży i rośnie czas potrzebny do sprzedaży.

Podsumujmy jakie czynniki wpływają na polski rynek:

– Zaostrzenie kryteriów przyznawania kredytów (rekomendacje KNF). Ograniczenie kredytów walutowych i wymóg wyższego udziału własnego wycina ogromną ilość potencjalnych kredytobiorców.

– Zbliżające się wzrosty stóp procentowych spowodują wzrosty oprocentowań kredytów, czyli wyższe raty.

– Potencjał złotówki do spadków, szczególnie w czasie zaostrzenia kryzysu i paniki na rynkach, co zwiększa kwotę spłat rat dla kredytów walutowych.

– Wyższe raty po wyższych kursach walutowych skłaniają większą ilość kredytobiorców do wywrócenia się brzuchem i niewypłacalności. Zawsze będą mogli wyemigrować poza zasięg windykacji. Nieruchomości odbierane przez banki trafiać będą na licytacje, co zasypie ofertami rynek, pozbawiony kupujących.

– Wyższe raty będą oznaczać pewien odsetek kredytobiorców myślących: ‘nie stać nas na spłaty, pracujemy tylko na spłatę rat, pozbądźmy się tego wrzodu i wynajmijmy coś’. To czynnik powodujący większą podaż.

– Spadek can nieruchomości skłania do paniki i ‘ucieczki z rynku’, czyli wystawiania nieruchomości przez innych właścicieli, nawet nie posiadających kredytów. Muszą oni konkurować cenowo, czyli obniżać ceny, by zachęcić do kupna. To jest ogromna presja podażowa i to na rynku pozbawionego kupujących (rekomendacje KNF).

– Spadek cen spowoduje wstrzymanie się potencjalnych kupujących przed kupnem, co zabije popyt. Po co kupować, jeżeli wiadomo, że rynek jest w fazie spadkowej, i że ceny będą spadać. Ludzie będą woleli wynajmować i czekać na dalsze spadki cen.

– Rynek wydaje się nasycony. Ci, którzy mieli zdolność kredytową, już są opakowani w kredyt. Ci, którzy takiej zdolności nie posiadają, przy tych cenach muszą wstrzymać się od zakupu. Ilość nachalnych reklam wskazuje, że sprzedawcy są naprawdę zdesperowani w swoich poszukiwaniach nabywców.

Czas na małe podsumowanie. Ceny na każdym rynku, niezależnie czy mowa o gwoździach czy działkach amfetaminy, kształtowane są przez popyt i podaż. Potencjał do wzrostu podaży nieruchomości w Polsce jest ogromny, biorąc pod uwagę nieustających w wysiłkach deweloperów i zasilanie ze strony windykacji. Z kolei popyt jest mały i będzie nadal maleć. Oznacza to z całą pewnością – ceny będą spadać i to naprawdę boleśnie.

Przyszłość rynku w Polsce jest zupełnie jasna. Dołek osiągniemy za 2-3 lata przy cenach domów niższych niż wartość odtworzeniowa. Działki czeka przecena o 50-90%. Biorąc to pod uwagę, jestem przekonany, że będzie dało się wylicytować (nikt dobrowolnie nie odda własnego domu za 20% zapłaconej ceny) działkę budowlaną w okolicach miasta wojewódzkiego, w zasięgu komunikacji miejskiej, za 50k i dom na niej za 50k.

A ci, którzy się z tego śmieją, proszeni są o zajrzenie do archiwum bloga. Pisałem tam w 2006/7 co czeka ceny domów w USA. Budziłem tym barani śmiech, ale niestety okazało się, że miałem całkowitą rację.

Share This Post
Categories
Ekonomia

Niepotrzebna panika

Piątkowe media raczą nas takim komunikatem:

Powszechnie wiadomo sytuacja gospodarcza Grecji jest dobra a zapewne będzie jeszcze lepsza. Tymczasem na rynku 10 letnie obligacje greckie z kuponem 6,25% są handlowane już poniżej 60 za 100.

Nabywcy tych obligacji uważają ze restrukturyzacja długu rządu Grecji jest pewna. Sprzedający tym bardziej skoro godzą się na realizacje wielkich strat przy tych poziomach cen. Niewiadomą pozostaje skala redukcji i to czy wierzyciele będą równo traktowani.

Prawdopodobnie największymi przegranymi w przypadku restrukturyzacji długu będą greckie banki i fundusze obligacyjne oraz greccy obywatele. Dla greckich banków skala redukcji długu rzędu 40% czy 50% to katastrofa.

Rządowe obligacje w bilansach banków traktowane są jako bezpieczne aktywa o zerowej wadze ryzyka. Teoretycznie nie można na nich stracić…

Redukcja długu o 50% oznacza dla greckich banków utratę funduszy własnych, co powoduje z kolei załamanie współczynnika wypłacalności, niemożność udzielania nowych kredytów oraz pilną konieczność pozyskania nowego kapitału z rynku by spełniać wymogi kapitałowe. Po bankructwie Grecji nie będzie to proste. Zdobycie nowych funduszy własnych przez greckie banki w krótkim czasie po ogłoszeniu restrukturyzacji będzie nie lada wyzwaniem. Alternatywa to oddanie sektora finansowego nowym akcjonariuszom z zagranicy ( może pomocną dłoń wyciągną Chiny ).

Dlaczego tak ważny jest dla banków poziom współczynnika wypłacalności? W obecnym systemie współczynnik wypłacalności to podstawowy miernik służący do mierzenia kondycji kapitałowej banków.

Gdy poziom współczynnika spada poniżej pewnego poziomu bank nie może udzielać nowych kredytów oraz dodatkowo zostaje odcięty od finansowania z rynku międzybankowego. Tego żaden bank nie zaryzykuje.

W krańcowej sytuacji bank traci płynność i jest do zamknięcia. Deponenci zostają odcięci od swoich środków. Są oczywiście gwarancje depozytów . Ale w sytuacji bankructwa całego państwa raczej posiadacze oszczędności w greckich bankach nie powinni liczyć na wiele.

Dla greckich firm utrudnienia bądź całkowite odcięcie od kredytowania ze strony banków oznacza drastyczne pogorszenie płynności i zapewne wywoła falę zatorów płatniczych, wymuszonych wyprzedaży aktywów i liczne bankructwa. Gospodarstwa domowe stracą cześć oszczędności przechowywaną w obligacjach rządowych i upadłych bankach.

Powyższe wydarzenia spowodują w całej gospodarce spadek konsumpcji oraz inwestycji, przecenę aktywów – zwłaszcza nieruchomości, zapewne także krach na giełdzie, wzrost bezrobocia, zmniejszenie płac a w konsekwencji spadek wpływów z podatków pośrednich i bezpośrednich co oznacza z kolei zmniejszenie przychodów rządu.

Mniejsze przychody rządu to mniejsze wydatki rządu, któremu ciężko będzie znaleźć na rynku nabywców na swoje nowe obligacje po rozsądnej cenie.

Mniejsze wydatki rządu to redukcje etatów w budżetówce, zmniejszenie płac, zapewne znaczące redukcje emerytur i innych świadczeń społecznych, cięcia w służbie zdrowia edukacji i w innych sektorach usług publicznych. Wszystko to spowoduje dalszy spadek konsumpcji. itd. Klasyczna ‘spirala śmierci’. Obecna niekonkurencyjność Grecji powoduje że nowa równowaga w gospodarce ustali się zapewne na znacząco niższym od obecnego poziomie. Dla przeciętnego Greka oznacza to drastyczne obniżenie poziomu życia.

Grecy czują co się święci i stąd taka skala protestów. Bardzo trudno jest społeczeństwu, które poddane było przez ostatnie lata propagandzie sukcesu przyjąć do wiadomości że balanga się skończyła i że czeka je wiele trudnych lat zaciskania pasa. Rządzący wiedza jeszcze lepiej co oznaczać będzie restrukturyzacja długu i jak widać zaczynają nerwowo reagować.

Jak ewentualna restrukturyzacja greckiego długu wpłynie na nas w RP?

Uderzenie może przyjść z kilku stron. Straty poniosą także zagraniczni posiadacze greckich obligacji. Zacznie się wielkie liczenie kto najwięcej umoczył. Powstaną pytania: kto stracił najwięcej, kto padnie następny. Duże banki się obronią zwłaszcza z pomocą swych rządów. Ale wzrośnie niepewność na rynkach, wzrośnie też premia za ryzyko. Waluty gorzej postrzeganych przez rynek krajów mogą sporo stracić. Frank szwajcarski postrzegany jako bezpieczna waluta może znowu zaliczyć nowe rekordy. Agencje ratingowe zaczną bliżej się przyglądać krajom o dużych deficytach i szybko rosnącym długu publicznym. Może tez nastąpić pogorszenie płynności w sektorze bankowym jeśli zagraniczni właściciele będą potrzebować płynnych środków na pokrycie strat. Spowodowałoby to przecenę polskich obligacji i akcji jak na jesieni 2008 roku. Jak to się skończy. Pożyjemy zobaczymy.

Wpis gościnny – Piotr Draus.

Share This Post
Categories
Ekonomia

CCC

Stara biznesowa mądrość mówi CCC, czyli Cena Czyni Cuda. Na wyspekulowanych rynkach nieruchomości za granicą spadek ilości transakcji widać od paru lat. Chętnych na mieszkania brakuje, ale może należy raczej powiedzieć – chętnych na mieszkania w tych cenach brakuje. Wobec tego można obniżyć cenę wywoławczą do 25% pierwotnej wartości, co czasem skutkuje szturmem na sprzedającego:

Zainteresowanie przeszło najśmielsze oczekiwania – wiele chętnych na udział w zorganizowanej w hotelu Shelbourne licytacji nawet nie zmieściło się w budynku, w którym odbywała się impreza. Policja na kilkanaście minut zawiesiła imprezę, aby wprowadzić procedury porządkowe. Jedno z mieszkań, znajdujące się w mieście Portlaoise w środkowej Irlandii, zostało sprzedane uczestnikowi, który z powodu przeładowania hotelu licytował z chodnika przy znajdującym się po drugiej stronie ulicy parku.

Dokładnie tak samo będzie się dziać w Polsce w najbliższych latach. Już dziś widać desperację wyzierającą z wielkich banerów ‘sprzedam dom/mieszkanie/działkę’. Wkrótce zbankrutuje Grecja oraz kolejne państwa i stopy procentowe wystrzelą w górę. Kredyt zdrożeje i zdolność kredytową stracą nie tylko potencjalni nabywcy, ale również obecni niewolnicy szwajcarskiego franka. Popyt spadnie w okolice zera, podaż wystrzeli w stronę stratosfery. Można się domyśleć co się stanie z cenami.

A potem telewizja pokaże płaczących, zrujnowanych ludzi, wyprowadzanych z domów przez komorników. Pani Jaworowicz zaprosi parę ‘poszkodowanych’ osób do studia i uroni łzę. No i naturalnie będą też aukcje bankowe oraz komornicze, gdzie ceny mieszkań będą zaczynać się już od 30 – 50 tysięcy. I to niestety nie przykry sen, lecz nieubłaganie zbliżająca się rzeczywistość.

Share This Post
Categories
Ekonomia

Retrospekcja

Bezużyteczne i niejadalne złoto kosztuje już 1500 USD/oz.

Czasem dobrze przypomnieć sobie kto co mówił. O tym, że Słomski ordynarnie nagania do złota wiadomo odkąd publikuje swoje kasandryczne opinie na blogu, czyli od wielu lat. Ale co mówili na ten temat fachowcy? Rok temu CNN donosiło:

Barclays Wealth in London predicts gold will fall to a fair value of $800 an ounce by 2012, as investors eventually dump it for riskier trades; Societe Generale, the French bank, in April 2009 predicted $800 gold by the end of 2010, though it has reversed its stance since then. Analyst John Nadler of gold deal Kitco predicts gold will fall to $900 in 2011.

Wobec tego już biegnę do kantoru nabyć trochę dolarów, żeby móc w przyszłym roku kupić trochę złota po $800/oz. Jak poczekam jeszcze trochę, to może po wyborach kolejna administracja w USA odwiesi tymczasową niewymienialność dolarów na złoto i zacznie je oferować po urzędowym kursie $35/oz.

Share This Post
Categories
Ekonomia

Praca

Starzy czytelnicy zapewne pamiętają ofertę współpracy, jaką otrzymałem od Agory, która miałaby polegać na pisaniu dla nich – za darmo. Dwa dni temu przeprowadziłem bardzo zbliżoną rozmowę telefoniczną. Dzwonił kolega-bloger, z którym mamy całkiem zbliżone poglądy na sytuację światowego systemu finansowego oraz rolę kruszców w przyszłości. Różnią nas ścieżki kariery – ja większość życia pracowałem na swój rachunek, a mój rozmówca ma za sobą karierę w wiodących funduszach inwestycyjnych w Polsce i obecnie jest szefem założonej przez siebie fundacji zajmującej się edukacją ekonomiczną. A jako, że NBP ma całkiem spory szmal do wydania na taką formę edukacji społeczeństwa, to pewnie radzi sobie nie najgorzej.

Propozycja jaką otrzymałem sprowadzała się do pisania na bloga i do serwisu prowadzony przez mojego rozmówcę. Gdy zapytałem o proponowane stawki zapadła niezręczna cisza… Kolega autentycznie i szczerze nie mógł zrozumieć, jak mam czelność żądać wynagrodzenia za coś, co i tak robię. W końcu wydukał, że z racji linkowania do bloga z głównej strony Wyborczej będę miał tysiące czytelników (z których i tak 99% procent napisze w komentarzach ‘ale przecież złota nie zjesz’, tak jakby codziennie przyrządzali kotlet z mielonych złotówek).

Do tej pory myślałem, że brak szacunku do czyjejś pracy umysłowej dominuje wyłącznie u prostaków, którzy całe życie ciężko tyrają ‘ręcyma’ i dla których siedzenie przy biurku wygląda jak jakąś formę relaksu. Okazuje się, że zwyczajnie byłem w błędzie, choć może bycie ekonomistą oznacza posiadanie sprytu do nabycia czegoś tanio, jeżeli to możliwe to nawet wyłudzenia za darmo?

Share This Post