Proces stapiania się imigranta z lokalną kulturą zależy od wieku, w którym się przyjechało oraz kultury, z której się przybywa. Fascynujące było obserwować w jaki sposób dzieci różnych nacji stapiają się w tyglu Ameryki.
W przypadku polskich dzieci sprawa była dość prosta. Małe dzieci, przywiezione z Polski w wieku przedszkolnym, oraz te urodzone już w USA w polskojęzycznym domu, zwykle mają swój pierwszy kontakt z językiem angielskim w szkole. Od tego czasu amerykanizacja przebiega błyskawicznie. Po dwóch latach rodzeństwo czy polskie dzieci na podwórku wolą porozumiewać się ze sobą po angielsku, a rodzicom pytającym po polsku odpowiadają po angielsku. O ile takie dziecko nie jest katowane sobotnimi zajęciami w polskiej szkole, to nie jest w stanie pisać ani czytać po polsku, a zasób słownictwa zatrzymuje się na poziomie sześciolatka.
Im później przyjedzie dana osoba do USA, tym trudniej jest się zaadoptować. Amerykańskie prawo imigracyjne mówi, że jeżeli dziecko naturalizowanego Amerykanina urodzi się poza USA, to ma obywatelstwo po rodzicu, ale tylko wtedy gdy rodzic mieszkał w USA przed 14 rokiem życia. (Oczywiście dziecko urodzone w USA ma obywatelstwo z mocy Konstytucji z chwilą narodzenia, nawet jeżeli oboje rodzice są nielegalnie w USA). To jest mniej więcej zgodne z moimi obserwacjami – nastolatek jest już na tyle uformowany (np. skażony obrzędowym katolicyzmem w Polsce), że zawsze będzie gościem w nowym kraju.
Wbrew powszechnie przyjętym opiniom dzieci latynoskie podlegają procesom wtapiania się w Amerykę, choć rzeczywiście wolniej niż Europejczycy. Wbrew obiegowym opiniom, Latynosi w Stanach to nie tylko specjaliści od koszenia traw. Wielu Latynosów jest gwiazdami sportu czy postaciami świata kultury – tu jest lista samych Meksykanów, nie obejmująca innych Latynosów, idąca w setki.
Istnieje ciekawa grupa ludzi, którzy przyjechali do USA jako małe dzieci i przebywają w kraju nielegalnie. W międzyczasie pokończyli szkoły i podlegli procesowi amerykanizacji, często zupełnie nie znają języka przodków. Są Amerykanami, ale nie są Amerykanami …
Ich los (z punktu widzenia prawa emigracyjnego) zależy od małej karteczki I94, którą otrzymuje się do paszportu z chwilą legalnego przekroczenia granicy. Prawo mówi, że o zalegalizowanie pobytu może starać się tylko ta osoba, która wjechała do USA legalnie, choćby turystycznie. Tak więc Amerykanin, którego matka przyniosła przez Rio Grande do USA, który wychował się w angielskojęzycznym domu (ojczym Amerykanin) i skończył tu studia, jest w świetle prawa nielegalnym emigrantem, którego należy natychmiast zamknąć i deportować do Meksyku, nawet jeżeli całą jego znajomość języka sprowadza się do ‘que pasa?‘. W świetle prawa przyjazd na fałszywych dokumentach również nie daje prawa do zalegalizowania się.
Są też od tego wyjątki – na przykład Kubańczycy dostają prawo pobytu za nielegalne wtargnięcie na teren USA, ale pod warunkiem że staną na plaży. Za przechwycenie jeszcze na oceanie jest się odsyłanym do Fidela.
Warto nadmienić, że ten stan prawny może się zmienić dzięki DREAM Act, o ile dojdzie do jego wprowadzenia w życie. Od 10 lat trwają przepychanki w parlamencie i końca tego nie widać. DREAM zalegalizowałby wiele tysięcy Amerykanów nielegalnych we własnym kraju.
Całe to szaleństwo jest o tyle ciekawe, że zanim komputery weszły do powszechnego użytku zdarzało się, że nielegalni potrafili mieć tak przekonujące papiery, że przez lata prześlizgiwali się przez sito biurokracji. Znam przypadek pilota wojskowego, który wstąpił do wojska i gdy już zaczął posługiwać się wojskowym ID, piął się w karierze, aż przypadkiem został zdemaskowany, osadzony w więzieniu i odesłany do kraju, który opuścił jako niemowlę.
Bywają sytuacje, w których sami zainteresowani nie wiedzą, że są nielegalnymi Amerykanami, co szczególnie dotyczy dzieci, dla których udało się zdobyć numer Social Security (amerykański Peselo-Nip) w czasach, gdy było to jeszcze możliwe. W obawie dekonspiracji rodzice nie mówią o tym dzieciom, a te dorastają z przekonaniem, że są co prawda z rodziny emigrantów, ale są przecież Amerykanami. Problem pojawia się przy aplikowaniu o paszport lub prawo jazdy.
Warto zapoznać się ze wspomnieniami Amerykanina, który Amerykaninem nie był. Ciekawe co się z nim teraz stanie, czy dołączy do 800 000 ludzi deportowanych rocznie z USA. W świetle prawa nie ma dla niego żadnej innej opcji niż wyjazd. Po 10 latach w rodzinnym kraju może starać się o wizę do USA, ale turystycznej nie dostanie (za duże ryzyko przedłużenia sobie pobytu) a pracowniczej tym bardziej (kto go będzie chciał po 10 latach poza branżą). Zresztą kto wie, czy za 10 lat będą jeszcze Stany w obecnej formie i w aktualnych granicach.
3 replies on “Nielegalni Amerykanie”
Jak dla mnie, osoba która przez wiele lat funkcjonuje w społeczeństwie i nie pozostaje na garnuszku państwa powinna mieć możliwość pozostania w kraju. Nie jest pasożytem i nie stanowi obciążenia dla reszty obywateli, więc dlaczego nie?
– nastolatek jest już na tyle uformowany (np. skażony obrzędowym katolicyzmem w Polsce), że zawsze będzie gościem w nowym kraju.
A nastolatek-ateista zawsze się dostosuje? 😀
@K – “– nastolatek jest już na tyle uformowany (np. skażony obrzędowym katolicyzmem w Polsce), że zawsze będzie gościem w nowym kraju.” -Doxa ma absolutną rację w tym zdaniu
Przystosowanie jest oznaką inteligencji, a katolik czy talib używa wpojonych schematów zamiast myślenia (np wierzy jednocześnie w ewolucję i opowieści o stworzeniu swiata opisane w Biblii).
Powiem więcej – tu nie chodzi tylko o kwestie wiary. Skażenie Polaków (Turcy czy Arabowie tez się słabo integrują w swojej masie, ale oni nie są Europejczykami, mają inne korzenie kulturowe) chamstwem, kombinatorstwem, pospolitym złodziejstwem czy brakiem zasad moralnych jest na tyle głębokie i powszechne, że mijają długie lata, nim zasymilują się z otoczeniem w przeciętnym kraju Zachodu. W niektórych przypadkach nie nastąpi to nigdy. Min dlatego Niemcy proponują już stypendia szkolne i inne ułatwienia dla młodzieży, by zaczynać przystosowywać się w jak najmłodszym wieku.