Z uśmiechem czytam mnóstwo propagandowych materiałów w naszej prasie, z których wynika, że Rosjanie prawie już nie mają wojska, a Ukraińcy niedługo będą świętować swoje zwycięstwo organizując defiladę na placu Czerwonym w Moskwie.
Polacy się na te bzdury nabierają tak samo, jak Rosjanie wierzą w naćpanych faszystów rządzących Ukrainą. Niezależnie od kraju czy kultury większość zwykłych zjadaczy chleba może uwierzyć w dowolne bzdury, o ile są im one serwowane odpowiednio często. Przykładem mogą być najróżniejsze sekty. My wiemy, że ich wierzenia są absurdalne, co nie zmienia faktu, że owe sekty miewają miliony wyznawców, szczerze wierzących w owe bzdury.
Powtarzam to od początku wojny: fakty są takie, że Rosjanie sobie doskonale radzą. Owszem, nie zdobyli Kijowa, ale nadal okupują 20% Ukrainy i wykazują inicjatywę operacyjną dalece większą niż Ukraińcy. Wszystkie te bajki o wcielaniu siłą rosyjskich więźniów do wojska, ich niskiego morale, niejadalnych racji żywnościowych i jeżdżeniem czołgami z lat 60tych trzeba skonfrontować z niemożnością osiągnięcia dominacji w polu przez Ukrainę. Skoro jest tak dobrze z armią ukraińską i tak katastrofalnie z armią rosyjską, to dlaczego Ukraińcy od tygodni ciągle się cofają?
W Rosji inflacja jest niższa niż w UE, nie mówiąc już o Polsce. Rosjanie mają co jeść i mają dowolną ilość surowców, szczególnie energetycznych. Przed Unią perspektywa zimy, z ceną energii kilka razy większą niż przed rokiem. Skoro ktoś mówi, że w Rosji fabryki stoją, to poczekajmy do mrozów, zobaczymy ile procent fabryk w Europie będzie nadal działać. Obstawiam, że bardzo niewiele. O marznących ludziach nawet nie chcę wspominać.
Być może w zimie więcej Europejczyków zda sobie sprawę, że trwa nowa europejska wojna i za horyzontem jest wojna światowa. Inna niż dwie poprzednie, jako że front starć kinetycznych jest krótszy. Wojna za Zachodzie ma wymiar ekonomiczny, polega na embargu na surowce energetyczne. Czy wyłączenie fabryk jest spowodowane nalotem czy brakiem energii, efekt jest ten sam – fabryka stoi. I zaręczam, że wbrew pianiom polskich mediów, to Europa przegrywa z Rosją w wojnie ekonomicznej.
Wojnę zawsze wygrywa się przede wszystkim posiadaniem większych i nowocześniejszych fabryk. Dla Niemiec, głównego gracza w gospodarce UE wojna jest najbardziej uciążliwa. I to Niemcy mogą tą wojnę najszybciej zakończyć, po prostu posuwając się w górę drabiny eskalacyjnej. Wystarczy zaprosić ambasadora Rosji i przekazać, że jeżeli gaz przestanie płynąć, to zapasy z magazynów Bundeswery będą przekazane Ukrainie w nieograniczonej ilości, a fabryki mimo braku gazu i prądu wyprodukują nawet więcej.
Wróćmy do rzekomo katastrofalnej sytuacji w Rosji, gdzie nie można zjeść maka i kupić Iphona. Inwestycje zagraniczne polegają na tym, że do danego kraju przyjeżdża kapitał, a także marki i tak zwane ‘know how’. Organizowany jest oddział firmy, przywożone maszyny i wiedza, zatrudniani są pracownicy. Początkowo jest to niezwykle korzystne dla kraju-gospodarza. Na przykład ludzie, którzy dotąd uprawiali buraki, mają szansę nauczyć się prostych prac technicznych. Studenci mogą utrzymać się na studiach nalewając kawę czy smażąc frytki. Gospodarka się rozkręca, być może inwestor płaci jakieś podatki. Nie jest to jednak za darmo. Inwestor nie jest instytucją charytatywną, lecz wcześniej czy później zaczyna pobierać dywidendy. I wtedy okazuje się, że gospodarze tyrają na rzecz inwestora.
Kraje postkomunistyczne zostały zaorane przez obłęd marksizmu. Po upadku systemu nie było innego wyjścia, niż cieszyć się z napływu inwestorów zagranicznych. Lepiej było składać coś tam na linii produkcyjnej niż żreć tynk ze ścian. Ale po pewnym czasie okazuje się, że z inwestycji więcej wypływa niż wpływa – po statystykach tego może nie być widać, bo transfery zysku poukrywane są w różnych cenach transferowych. Firmy zagraniczne blokują też powstawanie firm narodowych, gdzie jest mak i kfc, tam nie powstanie już lokalny odpowiednik.
Exodus firm zachodnich z Rosji to wcale nie jest katastrofa, tylko dar od losu. Nikt w mediach o tym nawet nie piśnie. Wszystkie te firmy zostawiają za sobą lokalnych pracowników, infrastrukturę, know how i całą resztę. Wszyscy chcą ciąć straty, więc Rosjanie nawet nie muszą przejmować majątków siłą. Można je po prostu tanio kupić. Lepiej dostać 20% inwestycji w zamian za hasła do serwera i klucze niż nie dostać nic. Owszem, brakuje komponentów z Zachodu, ale to można ominąć eksportem przez Chiny czy Turcję. Zresztą nie chodzi o przejęcie wszystkich biznesów, domyślam się, że wystarczy im przejęcie i uruchomienie połowy.
Chętnie bym widział exodus inwestorów zagranicznych z Polski. Warto by się wtedy wybrać na zakupy, szczególnie nieruchomości korporacyjnych, które są obecnie w ogromnym stopniu wykupione przez zagranicę.
Polityka (i historia) musi być przede wszystkim realna, odarta z romantyzmu i jakiś emocjonalnych bzdetów. Właśnie z tym Polacy mają problem, nie potrafią prowadzić polityki realnej. To właśnie dlatego w polityce światowej jesteśmy jak ten frajer, siadający do stolika pokerowego z profesjonalistami, nie zdając sobie sprawy z tego faktu, że jest się jedynym frajerem. Wojny nie wygrywa się poprzez poczucie misji ani poprzez ponoszenie ofiar. Wojnę wygrywa się pozwalając, by jak najwięcej wrogów zginęło za swój kraj.