To co widzielismy ostatnio w ekonomii nazwane zostalo kryzys kredytowy. Obligacje zabezpieczone nieruchomosciami w USA okazaly sie produktem malo bezpiecznym, poniewaz nieruchomosci stanowiace zabezpieczenie okazaly sie znacznie mniej warte niz sadzono.
Pytanie czy mamy do czynienia z powrotem do normalnosci czy to dopiero przygrywka.
Za wariant najbardziej optymistyczny trzeba uznac dalsze pogarszanie zastoju w budownictwie i w konsekwencji recesje w USA. W takim scenariuszu kolem napedowym gospodarki stanie sie eksport napedzany slabym dolarem.
Wariant najbardziej pesymistyczny, ktory nazywam roboczo ‘dollar meltdown’, to gwaltowne oslabienie dolara i spadek zaufania do obligacji amerykanskich. W efekcie moze zabraknac chetnych na finansowanie wydatkow budzetowych USA, co z pewnoscia daloby gleboki i bolesny kryzys na skale tego z 1929 roku. Podobny scenariusz mial miejsce w czasie kryzysu w Rosji w 1998 roku, gdy kurs rubla sie zalamal i nie bylo chetnych na zakup obligacji rosyjskich.
Kryzys mialby ogromne konsekwencje. Przede wszystkim USA stanowi duza czesc gosporadki swiatowej, w odroznieniu od USA i kryzys w USA dotyka panstwa handlujace z USA, czyli wszystkie. Kryzys taki to hiperinflacja i upadek wszystkich Amerykanow, zadluzonych na oprocentowaniu zmiennym (karty kredytowe) czyli wiekszosci populacji. Mozna by sie spodziewac ogromnych protestow spolecznych z tytulu niewyplacanych zobowiazan budzetowych (emerytury). Rowniez inne kraje mogly by miec klopoty ze sprzedaza obligacji, bo skoro najpewniejsze obligacje zawiodly to kto kupilby papiery Polski lub Paragwaju.
Gwaltowny wzrost kosztow kredytu dla firm, spadek sily nabywczej ludnosci, wzrost podatkow dla ratowania budzetu to przepis na dlugotrwala zapasc gospodarcza. Na razie przygotowuje sobie popcorn i czytam doniesienia prasowo/blogowe.
Wygrali by ci, ktorzy maja pozycje w zlocie i kredyty w dolarze na staly procent. Za scenariuszem najczarniejszym przemawia niestety fakt, ze ludzie z takimi pozycjami juz wygrywaja…