Na tyle znaczacy text ze kopiuje go ponizej, zamiast dac linka ktory moze za pare dni prowadzic do nikad.
Wczoraj wieczorem w brytyjskiej Izbie Lordów spotkały się kobiety, które poddały się aborcji. Opowiadały one o swoich przeżyciach.
Uczestniczyłam w wielu spotkaniach organizowanych przez rzeczniczki wolnego wyboru i moje stanowisko nadal jest takie samo (nawet teraz mam je zapisane na serwetce): “Jedynymi osobami, które mogą przełamać tabu aborcji są kobiety, które usunęły ciążę”.
W innych kwestiach zajmuję odmienne stanowisko. Nie podzielam na przykład opinii, że tylko rodzice mogą zrozumieć dzieci, albo że trzeba paść ofiarą przestępstwa, aby pojąć konieczność kary pozbawienia wolności, lub też, jeśli nikt z twojej rodziny nie był zamieszany w 7 lipca, nigdy nie poczujesz zagrożenia terroryzmem. Ale każde tabu ma swoją specyfikę. Prawa homoseksualistów nie zostały zdobyte przez grupę osób o heteroseksualnej orientacji, które twierdziły: “Nie mam nic przeciwko gejom”. Podobnie jest z prawem do aborcji – nie zostanie ono utrzymane w mocy przez ludzi, którzy oświadczą: “Z zasady zgadzam się z tym prawem”. Będzie utrzymane jedynie dzięki kobietom, które mówią słowami z ulotki domagającej tego prawa: “Usunęłam ciążę. Nie wstydzę się tego”. Usunęłam i nie wstydzę się tego ani trochę.
Nie przemawiając bezpośrednio w obronie prawa do aborcji, pozostawiamy cichą próżnię, którą zapełniają przeciwnicy usuwania ciąży: fetyszyści płodu; quasi-chrześcijanie, którzy właściwie nie wierzą w Boga, ale uważają, że usuwanie ciąży jest trochę nie w porządku; wszelkiego rodzaju mizogini, którzy tylko czekają na okazję, by wepchnąć bucior w uchylone drzwi, oraz ludzie prawdziwej wiary, nie godzący się z aborcją. Im więcej przestrzeni w mediach udaje im się zyskać, tym bardziej ich wypowiedzi wydają się zdaniem ogółu. Poza tym, w społeczeństwie coraz bardziej permisywnym sposób, w jaki mówimy obecnie o usuwaniu ciąży, wydaje się przestarzały. Zwolennicy wolnego wyboru głoszą prawo do aborcji pełnym zażenowania szeptem, zamiast z radosną dumą opowiadać o ruchu kobiecym i jego osiągnięciach.
Zwykle mówiłam do już przekonanych i nie oczekiwałam niczego więcej poza koleżeńskim przyklaśnięciem lub potakiwaniem. Aż do momentu, kiedy Wendy Savage (położniczka, ginekolożka, pionierka, akademiczka i jedna z najniezwyklejszych osób, jakie spotkałam) wspomniała o liście otwartym do gazet zaczynającym się od słów: “My, niżej podpisane, poddałyśmy się aborcji i wcale się tego nie wstydzimy.” Ponoć coś podobnego wydarzyło się w Hiszpanii, gdzie ruchy proaborcyjne zasilane są napływem Włoszek, których lekarze z niechęcią wykonują zabiegi aborcyjne, mimo że są do nich zobligowani przez prawo.
Z ogromną radością wysmażyłabym taki list. Szczególnie chciałabym zachęcić do składania podpisów posłanki. Z trzech powodów:
- Po pierwsze: są to osoby cieszące się najwyższym szacunkiem. A moim zdaniem jednym z powodów, dla których aborcja coraz bardziej staje się tematem tabu, jest łączenie usuwania ciąży z brakiem odpowiedzialności. I dopóki będzie ona kojarzona z zabiegiem, którego potrzebują wyłącznie osoby nieodpowiedzialne, dopóty prawo do niej nie będzie traktowane poważnie.
- Po drugie: wiele kobiet, posłanek, które zjadły zęby na działalności w ruchach kobiecych i czerpały z niej mnóstwo energii, dystansują się obecnie od swoich korzeni, bo nie chcą być ideologicznie niemodnymi.
- Po trzecie: publiczne przyznanie się do zabiegu to ryzykowna sprawa. Niewiele da się wygrać. Można zrazić wyborców i nie zyskać nowych. Czy jest jakaś posłanka gotowa podpisać taki list tylko dla zasady? (.)