W końcu obejrzałem ostatni film Moora. Jestem chyba ostatnią osobą na tym blogu, która widziała ten film. Naturalnie jak każdy jego dokument i ta produkcja jest populistyczna. Zakłada się, że to jedynie banki są złe, konsumenci są ofiarami. To nie zawsze jest prawda – sporo z bankructw wynikało z przejadania wartości domu czy próby spekulowania nieruchomościami.
Jedno co mnie zastanowiło, to ukazanie schematu ubezpieczania pracowników na wypadek śmierci. To nie zgadza się ze znanymi mi zasadami rządzącymi ubezpieczeniami na życie. Składki są wyliczone przez ubezpieczalnie w ten sposób, że statystycznie częściej wygrywającym jest ubezpieczyciel. Na przykład jeżeli prawdopodobieństwo śmierci pracownika X w czasie Y wynosi 5%, to składki wynoszą co najmniej 6% polisy na życie. Z ubezpieczeniami na życie jest jak z inwestowaniem w ruletkę – spodziewany zwrot jest zawsze ujemny i przy większej ilości losowań zawsze wygrywa kasyno/ubezpieczalnia.
Stawianie Roosevelta na piedestale jest co najmniej kontrowersyjne. To jest ten facet, który rozpoczął upadek dolara konfiskując i delegalizując złoto. Kryzys jaki mamy dziś, jest między innymi jego zasługą. Ten gwałt na konstytucyjnej roli złota rozpoczął upadek systemu konstytucyjnego USA – bo jeżeli można złamać jedną zasadę to czemu nie drugą. Niektórzy uważają też, że próby zażegnywania Wielkiej Depresji tylko ją przedłużyły.
Najciekawsze jest jednak zakończenie. Istotnie, kapitalizm w formie współczesnej jest rakiem pożerającym tą planetę. Korporacjonizm korumpuje polityków, marnuje zasoby planety, truje jego mieszkańców i tworzy wąską kastę posiadaczy wszystkiego. Moore dokładnie zrozumiał, jak jest złudna nadzieja na załapanie się na bycie miliarderem. To jak gra w totolotka – wygrywa jeden z milionów, ale nikt nie zakazuje gry bo każdy łudzi się własną wygraną.
Reżyser był w stanie pokazać skuteczną alternatywę dla korporacjonizmu – spółdzielczość (co-op). Co nam dziś daje istnienie megakorporacji? Nic – co najwyżej kiepskie i tanie produkty na które i tak nie stać rzesz bezrobotnych. Czy korporacje są potrzebne? Nie – nawet banki mogą istnieć w formie spółdzielczej. Czy potrzebujemy społeczeństwa uczestniczącego w wyścigu szczurów? Nie – potrzebujemy stabilnego społeczeństwa opartego na klasie średniej. Czy bezrobocie byłoby wyższe a gospodarka byłaby w gorszym stanie po likwidacji megakorporacji? Przeciwnie, ich miejsce zajęłyby mniejsze firmy, lepiej dystrybuujące osiągane dochody i zatrudniające więcej osób.
Nie jestem zwolennikiem natychmiastowej i przymusowej likwidacji korporacji. Należałoby stworzyć takie przepisy, które faworyzują pożądane formy przedsiębiorczości. Chcesz prowadzić korporacje – płacisz 90 % podatku dochodowego. Chcesz prowadzić co-op – otrzymujesz ulgi podatkowe. Potrafisz podzielić się zyskiem ze współpracownikami – twoja uczciwość jest nagradzana. Niestety taka optymistyczna i pokojowa strategia nigdy nie zostanie wprowadzona w życie przez oligarchie i opłacanych przez nich polityków; byłoby to sprzeczne z ich aktualnymi interesami. Nasi władcy obudzą się dopiero gdy na ulicach staną barykady.
Na całe zagadnienie patrzę z pozycji przedsiębiorcy. Moje doświadczenie to prawie 20 lat pracy, głównie jako drobny przedsiębiorca. Megakorporacje wycinają możliwość prowadzenia zyskownej działalności. Wszelkie intratne okazje biznesowe są natychmiast zajmowane przez wielkie korporacje. Jak podawałem w paradoksie Słomskiego – żeby prowadzić dochodowy biznes trzeba posiadać tak duży kapitał, że nie opłaca się bawić w biznes. Wszelkie próby wejścia na rynek z jakimkolwiek produktem powodują naruszenie patentu należącego do jakiejś korporacji lub inna korporacja jest w stanie zrobić to taniej w Azji. Prowadzenie handlu jest wysoce utrudnione, nikt nie kupi tak tanio jak globalna sieć dyskontów i nikt nie może mieć niższych kosztów operacyjnych. Dziś przedsiębiorca można jedynie produkować rzeźby z kasztanów, lepić gliniane koguciki lub sprzedawać orzeszki na rogu ulicy.
Podawanie przykładu korporacji, którym się udawało przejść od fazy garażu do fazy globalnej dominacji świadczy o braku znajomości realiów. Na każda taką firmę przypada milion innych, które tego nie dokonały. Zupełnie jak z totolotkiem – na jednego wygranego przypada milion przegranych. Część przypadków tylko potwierdza moją teorie – na przykład Microsoft, który stanął na nogi po kontrakcie na informatyzację szpitala, załatwionym przez rodzinę. Plany zawojowania świata swoim biznesem są podobne do marzeń o wygranej w lotka – niemalże nigdy się nie sprawdzają.
Przyszłość na pewno będzie należeć do mniejszych, lokalnych firm. Korporacjonizm międzynarodowy zdechnie wraz z wyczerpywaniem się taniej ropy umożliwiającej globalizację. Bankructwo dolara lub/i euro zakończy przepływ dóbr z gospodarek ‘rozwijających się’ do gospodarek ‘rozwiniętych’. A tłum żądający chleba i wolności zakończy żywot zarówno skorumpowanych polityków jak i korumpujących ich oligarchów. Przykład Rosji pokazuje, że bogaczy bardzo łatwo wsadzać do więzienia, a przykład Francji pokazuje, że głowy bardzo łatwo oddzielić od reszty ciała.