Uwaga – wpis gościnny. Inne moje artykuły o zbliżonej tematyce:
Fałszywki Andrzeja Szczęśniaka – polski bilans handlowy
Fałszywka spadku ilości kilometrów przemierzanych przez Polaków
Andrzej “Kompromitująca niewiedza” Szczęśniak – ropa
Andrzej Szczęśniak – fałszywy ekspert rynku węgla
Sytuacja na światowym rynku paliw
Ostatni mój artykuł ukazał się w dwóch częściach jako wpis gościnny na blogu Trystero i w dużej części dotyczył kampanii dezinformacyjnej prowadzonej przez wiele lat przez Andrzeja Szczęśniaka na swoich blogach (tj. www.szczesniak.pl i www.prawica.net ) i w polskich mediach na temat kosztów wydobycia ropy naftowej na świecie.
Tym razem wpis tego samego rodzaju, w którym zajmę się inną kampanią dezinformacyjną powyższego autora – tym razem dotyczącą finansów Polski.
A. Szczęśniak bardzo ułatwił mi tu zadanie, ponieważ sam sporządził listę swoich artykułów, które się na tę kampanię złożyły.
W prawie wszystkich artykułach z powyższej listy ich autor prezentuje fascynującą mieszankę nieuctwa, wyznawania absurdalnych teorii spiskowych oraz czegoś co w Internecie nazywane jest “troll economics”, a oprócz tego w komentarzach pod artykułami autor prezentuje swoje chamstwo i buractwo, bo jacyś desperaci w kilku przypadkach próbowali szczęśniakowe brednie ekonomiczne korygować, w wyniku czego zostali przez naszego fałszywego eksperta obrzuceni wyzwiskami (a ich komentarze skasowano).
W powyższej grupie artykułów w mniej więcej co czwartym nasz fałszywy ekspert głosi w mniej lub bardziej otwartym stwierdzeniu, że zysk bądź strata w firmie (lub rodzinie) to różnica pomiędzy zakupami a sprzedażą (1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10, 11, 12, 13, 14, 15, 16, 17, 18, 19, 20) lub że saldo bilansu płatniczego w państwie to odpowiednik wyniku finansowego (zysku bądź straty) w firmie, po czym z tych absurdalnych twierdzeń wysnuwa różnorakie (najczęściej jeszcze bardziej absurdalne) wnioski na temat sytuacji finansowej Polski. Te absurdalne wnioski tym razem pominę, bo zająć chcę się jedynie brednią, z której zostały wysnute [że zysk bądź strata w firmie (lub rodzinie) to różnica między zakupami a sprzedażą]. Poniżej krótka historyjka, która lepiej tę sprawę wyjaśni niż przydługie wywody.
Grzybobranie
Mąż z żoną postanowili poświęcić sobotę na zbieranie grzybów w lesie – z samego rana zabrali kosze, trochę gotówki i na piechotę poszli z nimi do lasu, w którym spodziewali się znaleźć grzyby.
Szybko okazało się, że decyzja była słuszna: w lesie było grzybów “od zatrzęsienia” i już w godzinach popołudniowych mieli 4 wielkie kosze pełne prawdziwków. A w związku z tym, że aż tylu grzybów nie potrzebowali zamiast z lasu wrócić do domu poszli na miejski targ, gdzie dzięki dobrej cenie wszystkie zebrane grzyby sprzedali w sumie za 950 zł. Po sprzedaniu grzybów – wracając z targu do domu w drodze powrotnej mijali sklep jubilera, gdzie żona zauważyła złoty pierścionek, który bardzo jej się spodobał, mąż (między innymi dzięki zauważeniu że pierścionek kosztuje niewiele więcej niż wartość giełdowa złota w nim zawartego) uznał że go kupią – i tak też zrobili kupili go za 990 zł .
Teraz kluczowe pytanie do powyższej historyjki:
Czy we wspomnianą sobotę wspomniana rodzina zyskała czy straciła (nadmienię, że żadne zmiany majątkowe poza wymienionymi w historyjce w tej rodzinie w tę sobotę nie zaszły).
Nasz fałszywy ekspert (albo podobny ekonomiczny nieuk) odpowie:
Zysk bądź strata to różnica między zakupami a sprzedażą. Rodzina sprzedała w tę sobotę tylko jedną rzecz: grzyby za 950 zł i tylko jedną rzecz kupiła: złoty pierścionek za 990 zł, czyli we wspomnianą sobotę rodzina straciła, a strata wyniosła 40 zł.
Ktoś jednak choć odrobinę inteligentny powie coś innego:
Zysk to po prostu przyrost majątku, a strata to jego ubytek. Rano rodzina miała pewien majątek X, a wieczorem miała majątek X minus 40 zł plus złoty pierścionek wart 990, majątek rodziny wieczorem był zatem o 950 zł większy niż rano, a zatem rodzina zyskała, a zysk wyniósł 950 zł
… i będzie miał rację, bo zysk i starta to właśnie zmiana majątku i nie ma żadnego związku z wielkością różnicy między zakupami a sprzedażą.
Niejeden desperat próbował zresztą Szczęśniakowi to pod niektórymi z tych ignoranckich wpisów wyjaśnić, na przykład Pogromca z dyskusji poniżej:
[Źródło: http://szczesniak.pl/2249#comment-14117]
… co skończyło się jak widać (kliknij na linku do źródła) tym, że został zwyzywany od dronów, a jego wyjaśnienia Szczęśniak skasował.
Przy okazji zaproponuję Szczęśniakowi zrobienie nowego wpisu na blogu – na wzór wpisu (w którym o dziwo prostujących błąd komentarzy nasz fałszywy ekspert nie skasował – a jedynie ograniczył się do wyśmiewania się z ich autora) Dwadzieścia lat strat operacyjnych – co to za firma proponuję analogiczny wpis pod tytułem “Sto lat strat operacyjnych – co to za firma“, który Szczęśniak zrobi na podstawie tego dokumentu rządu australijskiego, a w szczególności poniższego wykresu z tego dokumentu z historią australijskiego salda na rachunku obrotów bieżących od momentu powstania tego państwa (tj. od zjednoczenia australijskich kolonii w roku 1901):
[Źródło: http://archive.treasury.gov.au/documents/1643/images/QUT_chart-6.gif ]
W końcu jeśli A. Szczęśniak nie może się powstrzymać od robienia z siebie pajaca, to niech chociaż robi go z siebie porządnie pokazując jaka to biedna jest dzisiejsza Australia i dzisiejsi Australijczycy w porównaniu z tymi sprzed 100 lat.
A teraz na poważnie. Zysk ma w finansach kraju swój bliski odpowiednik, jednak nie jest nim to, co Szczęśniak twierdzi w ignoranckich wpisach, do których linki podałem na początku – tym bliskim odpowiednikiem jest komponent zwany akumulacją (przyrostem majątku). Akumulacja to wartość niezwiązana z różnicą wartości eksportu i importu, ale równie jak ona ważna, gdyż obydwa te komponenty są składnikami PKB razem z komponentem trzecim i ostatnim – konsumpcją.
Co nieco na temat tego jak wyglądały te sprawy w polskim PKB w roku 2012 “Gazeta” zaprezentowała na wykresach w artykule ABC_makroekonomii___PKB , ale ja zaprezentuję to samo odnośnie Polski i kilku innych krajów świata w roku 2013 w lepiej przystosowanej do tematyki mojego artykułu formie (gdyż na wykresie “Gazety” nie pokazano na przykład co to takiego ten szary blok opisany jako “popyt zagraniczny”, a to po prostu nadwyżka eksportu dóbr i usług nad ich importem).
Na “pierwszy ogień” Polska, która od niedawna ma przyzwoite nadwyżki eksportu:
[Źródło: www.cia.gov/library/publications/the-world-factbook/geos/pl.html część Economy]
Jako drugie – dla odmiany – państwo z nadwyżką importu nad eksportem – Wietnam, przy okazji też po to, aby rozwiać mit, że wysoki poziom eksportu to gwarancja nadwyżek eksportowych (Wietnam eksportuje w przeliczeniu na mieszkańca mniej więcej tyle co Chiny):
[Źródło: www.cia.gov/library/publications/the-world-factbook/geos/vm.html część Economy]
I jako ostatni Hong-Kong – światowy rekordzista w wymianie handlowej:
[Źródło: www.cia.gov/library/publications/the-world-factbook/geos/hk.html część Economy]
Przypadek Hong Kongu przeczy kolejnej szczęśniakowej bredni systematycznie pojawiającej się w wymienionym na początku cyklu artykułów demonstrujących nieuctwo ekonomiczne autora (1, 2, 3, 4, 5), że PKB to odpowiednik wysokości sprzedaży bądź obrotu w firmie – powyższy kraj jak widać ma bowiem eksport ponaddwukrotnie wyższy niż PKB.
Na koniec ostatni, najbardziej smakowity kąsek, bowiem omówię tu przypadek, w którym naszemu fałszywemu ekspertowi “słoma wyszła z butów” w całej okazałości. Wielokrotnie bowiem w swoich wpisach (1, 2, 3) Szczęśniak mylił koszt pracy przypadający na pracownika ze wskaźnikiem ULC – “unit labour cost”, będącym kosztem pracy przypadającym na jednostkę produktu – krótko i z pominięciem szczegółów wyjaśniając – jeśli fabryka komputerowych pamięci RAM mając w ubiegłym i bieżącym roku tę samą ilość pracowników z tymi samymi zarobkami w ubiegłym roku wyprodukowała łącznie 80 mln gigabajtów pamięci, a w bieżącym łącznie 100 mln gigabajtów pamięci to znaczy, że labour unit cost w tej fabryce spadł w ciągu roku o 20% (bardziej dociekliwi mogą poczytać o tym wskaźniku w niemieckiej wikipedii).
Znaleźli się oczywiście komentujący, którzy ten błąd zauważyli i próbowali skorygować, np. Jan, a później Dan, dyskusje Szczęśniaka z którymi prezentuję poniżej – w obydwu przypadkach początkowo nasz fałszywy ekspert próbował ich twierdzenia kwestionować, ale po krótkiej wymianie komentarzy stało się jasne, że tę dyskusję sromotnie przegrywa, więc (wyzywając przedtem od trolli) wszystkie ich komentarze wykasował (również te na które sam odpowiadał):
[Źródło: http://szczesniak.pl/2152][Źródło: http://szczesniak.pl/2174]
Co ciekawe prawie dokładnie ten sam błąd (pomylenie płac z ULC) w podobnym czasie popełnił inny bloger – Adam Duda. Jemu też komentujący ten błąd wskazali, na co Adam Duda zareagował jak poniżej:
[Źródło: http://www.adamduda.pl/2012/06/23/niemiecki-zysk/#comment-20908]
Wiele komentarza do tego chyba nie trzeba, może poza takim że mamy “na żywym przykładzie” pokazane, jak w sytuacji popełnienia niemal identycznego błędu zachowuje się normalny kulturalny właściciel bloga, a jak cham i burak.
Możemy w przypadku A. Szczęśniaka zaobserwować fatalne efekty nieuctwa (w tym przypadku akurat ekonomicznego) połączonego z wypowiadaniem się na tematy o których nie ma on bladego pojęcia, a wszystko to połączone z kolei z błędnym i narcystycznym postrzeganiem siebie jak osoby mądrzejszej od swoich rozmówców.