Obok mojego biura znajduje się billboard. Jest na wysokości płotu, wprost przy ulicy, więc łatwo o bezpośredni dostęp i wandalizm. Rzadko do tego dochodzi, mimo, że prezentowane treści często są drażniące lub absurdalne. Niedawno reklamowany był tam film “Czego życzy sobie kobieta“. To był właśnie przykład drażniącego i absurdalnego przekazu – nie sądzę, aby scenarzyści byli w stanie odpowiedzieć na to odwieczne pytanie… Ale niedawno pojawił się w tym miejscu billboard reklamujący film o Dywizjonie 303 i został od razu zdewastowany:
Można mieć różny stosunek do Żołnierzy Wyklętych. Komuś może nie pasować major Łupaszko. Pasuje mu żołnierz niemiecki, mordujący cywilów w ilości hurtowej, albo sowiecki, też mocno zezwierzęcony, ale Łupaszko nie, bo podobno spacyfikował jakąś wioskę. Jestem w stanie to zrozumieć, może akurat ktoś z przodków był przypadkową ofiarą podziemia niepodległościowego.
Ale atak na Dywizjon 303, choćby taki w postaci wandalizmu, nie mieści mi się w głowie. To była zupełnie jasna sytuacja, garstka facetów z Polski zaciekle atakowała żołnierza wroga, który mordował bezbronnych cywilów nie tylko w Polsce, ale w całej Europie. Nie ma się do czego przyczepić. A jednak komuś plakat był nie w smak.
Czasami jestem krytyczny w stosunku do najróżniejszych zjawisk spotykanych w Polsce. Jest to jednak krytyka pozytywna, ma na celu pokazanie słabych stron i problemów, tak by dało się je poprawić. Propaganda sukcesu gdy go w rzeczywistości nie ma kończy się jak Kampania Wrześniowa, bolesnym zetknięciem z rzeczywistością. Tak więc narzekać trzeba.
Ale zniszczenie plakatu to nie pozytywizm. Wytłumaczenie powyższego aktu wandalizmu jest następujące: jest w Polsce grupa ludzi, która po prostu nienawidzi tego kraju. Może są po prostu życiowymi nieudacznikami. Albo wyssali nienawiść z mlekiem matki, pracownicy SB?
W każdym kraju są tacy ludzie, z nich werbuje się szpiegów i dywersantów. Tacy przegrani ludzie wypłynęli zaraz po wojnie, jako tzw. “utrwalacze władzy ludowej”. To byli często kryminaliści, ludzie bez wykształcenia, alkoholicy i każdy rodzaj patologii, jaką można sobie wyobrazić. Przed wojną siedzieli w więzieniach, w czasie wojny byli szmalcownikami lub złodziejami, po wojnie wprowadzali ustrój sowiecki.
Dziś także taki niewidoczny element jest wśród nas. Można ich łatwo spotkać na spotkaniach Partii Razem. Czytają felietony Fejfera i Springera w Gazecie Wyborczej, lajkują posty Magazynu Porażka. Czekają na swój wielki moment, gdy porządek konstytucyjny w Polsce do końca się zawali, może z pomocą “zielonych ludzików”, jakich można spotkać pod każdym sklepem z demobilem w Rostowie. Wtedy w końcu ich kariera rozbłyśnie, z miejsca w społeczeństwie jakim nie można nazwać inaczej niż kloaką, na posady typu “губернатор”.