Categories
Survival

Korea

Przepychanki na półwyspie koreańskim nabierają tempa. Ten obszar ma kluczowe znaczenie strategiczne. Dostrzegli to Amerykanie tuż po II Wojnie i właśnie dlatego zaangażowali się tam militarnie. Obserwowanie tego co się tam dzieje jest dużo bardziej ciekawe niż inne bieżące lokalne wydarzenia w stylu ‘jak blondzia z NC+ wygenerowała miliony złotych strat swoim zadufaniem i głupotą’ oraz ‘ciekawe kto pierwszy znajdzie pracę, sieroty po Amberze czy wywalone na bruk korposzczury z NC+’.

Korea jest miejscem, w którym schodzą się wpływy wszystkich mocarstw świata, może oprócz Niemiec. Japonia zajęła ten kraj i brutalnie go okupowała w czasie II Wojny. Rosja wyeksportowała stalinizm do Korei Północnej i uznała go za swoje lenno. Jest to kraj, która graniczy z Chinami, bez których komunistom nie udałoby się odeprzeć Amerykanów w czasie Wojny Koreańskiej. Ameryka od wielu dekad jest sojusznikiem Korei Południowej i utrzymuje tam potężny kontyngent. Z tych krajów Rosja wypadła – ma swoje własne problemy do ogarnięcia na Kaukazie, a także Japonia, której zaszłości historyczne i konstytucja nie pozwalają na angażowanie zbrojne poza swoimi wyspami. Rozgrywających jest więc dwóch – Ameryka i Chiny.

Koreańczycy są specyficznym narodem. Ich żołnierze to nie są pastuszkowie z karabinami, tak jak w Iraku, gdzie wystarczyło tupnąć nogą i towarzystwo pouciekało. To styl bardziej japoński, w którym żołnierze mają tendencję to prowadzenia zażartej wojny do ostatniego naboju.

Co więcej, mają typowo azjatycką umiejętność do nabierania Białych na dyplomację. Widać to było i w czasie wojny w Wietnamie jak i w Korei – zwoływane były konferencje pokojowe, gdzie zażarcie dyskutowano i negocjowano, co było tylko grą na czas, bez najmniejszej intencji uzyskania kompromisu czy rozwiązania konfliktu. Dla Azjatów (nauczyli tego Rosjan!) dyplomacja to wodzenie za nos Europejczyków i jedna z metod prowadzenia wojny.

Są dwie możliwości – albo Północ gra naprawdę ostro w coś co uważa za dyplomację (przestaniemy wam grozić śmiercią jak nam przyślecie parę statków zaopatrzenia) albo reżim uwierzył we własną potęgę. Druga opcja niestety jest bardziej prawdopodobna, wiara we własną propagandę jest bardzo silna, co widać było w przeddzień upadku II RP (nie oddamy ani guzika) czy w czasie upadku Saddama.

Zbliżający się konflikt stawia noblistę Obamę w bardzo trudnym położeniu. Wiadomo, jak skończyła się wojna na kilka frontów, którą prowadził Hitler. Jakby równoczesnego prowadzenia paru wojen było mało, Ameryka ma poważne problemy gospodarcze. Ostatnie co jest Stanom potrzebne, to kolejna wojna, a II Wojna Koreańska to nie będzie wzajemne rozsypywanie ulotek nad wrogiem. Będzie bardzo wielu martwych Amerykanów i bardzo dużo rachunków do zapłacenia.

Sztabowi planiści mają teraz sporo roboty. Pentagon musi określić jak zabezpieczyć swoje bazy w Korei i Japonii, jak nie pozwolić na przejęcie inicjatywy strategicznej w konflikcie przez Północ (czołgi mogą przetoczyć się przez całe Południe w kilka dni), oraz jak możliwie szybko rozbić armie Północy. Założę się, że sporo pułkoli (plankton sztabowy) nie wychodzi nawet do domu, łapiąc trochę snu w biurze.

Strzelanie do Amerykanów zza węgła w Iraku to typowa wojna asymetryczna, czyli zwyczajne zwalczanie partyzantki. Trudno wygrać z tubylcami, o ile się ich wszystkich nie wysiedli (akcja Wisła) albo nie zabije, a tego USA ze względów PRowych nie chcą robić. Korea może okazać się powrotem do wojny symetrycznej, w której Stany są doskonale wytrenowane i mają skuteczne środki. Od razu osiągają dominację w powietrzu, zatapiają całą marynarkę i rozbijają całość sił pancernych. Potem zmiękczają pozostałe jednostki piechoty, zajmują kolejny teren, a gdy napotkają na opór wzywają kolegów z Air Force.

Nie wierzę w zagrożenie Seulu atakiem artyleryjskim czy rakietowym. O tym, że to miasto jest blisko granicy wiadomo przecież nie od wczoraj. Południe z całą pewnością ma opracowane i przećwiczone procedury na taką okoliczność. Owszem, z zaskoczenia można wybić trochę mieszkańców, ale bardzo szybko to miasto będzie po prostu puste i ostrzał będzie oznaczał bezcelowe produkowanie kurzu i tłuczonego szkła.

Prawdziwym zagrożeniem w tym konflikcie może być wykorzystanie broni ABC przez Północ. Ale i to może być na rękę Ameryce. W scenariuszu w którym bomba atomowa spada na Seul czy na jakąś bazę amerykańską mamy natychmiastowy odzew nuklearny, w którym z miast Północy i zgrupowań wojsk zostaje żużel. Zmagania długo by nie potrwały, Północ może mieć maksymalnie kilka głowic, gdy Ameryka jest w stanie odkurzyć ich jakieś 8000. Paradoksalnie możemy mieć powtórkę z inwazji na Wyspy Japońskie 1945 – szacowano, że walki klasyczne kosztowałyby życie kilkunastu milionów, a dwie bomby załatwiły sprawę w tydzień, przy znacznie mniejszych stratach w ludności. W Korei wojna atomowa oznaczałaby szybsze zakończenie wojny i mniejszą ilość zabitych.

Wielka niewiadoma konfliktu to Chiny. Podczas poprzedniego konfliktu zareagowali bardzo nerwowo na oddziały amerykańskie zbliżające się do ich granicy, ale były to zupełnie inne czasy i zupełnie inny ustrój. Z pewnością ostatnimi dniami szefowie dyplomacji Chin i USA mają za sobą wiele rozmów. Może uda się przekonać Chiny, że jest w ich interesie zrobienie porządku na swoim podwórku, co podniosłoby znaczenie Chin jako imperium. Tym bardziej, że Chiny nie muszą się przejmować problemami budżetu czy opinią publiczną.

Korea Południowa jest dziś ważnym eksporterem. Wojna będzie oznaczać, że wiele fabryk przestanie działać lub nawet istnieć, więc niektóre produkty elektroniczne mogą znacząco zdrożeć lub być niedostępne. Warto to brać po uwagę planując zakupy. Można też rozważyć nabycie detektora promieniowania jonizującego, o którym nie tak dawno pisałem. Nie spodziewam się znaczącego opadu radioaktywnego w Polsce, ale być może w razie bombardowań nuklearnych będzie dało się zarejestrować nieco podwyższone promieniowanie.

Share This Post
Categories
Ekonomia

Jak działa bitcoin

O BTC dużo już powiedziałem. Może niekoniecznie jest to waluta, którą warto nabyć z myślą o inwestowaniu, raczej medium anonimowej płatności w sieci, a także zabawka dająca możliwość pobawienia się w spekulację na wzrost ceny bitcoina.

Poniższa grafika powinna pomóc w zrozumieniu jak właściwie ta waluta działa – kliknij aby powiększyć.

Share This Post
Categories
Ekonomia

Nowe produkty bankowe

Po wielu latach propagandy sukcesu Wyborcza nagle zmienia ton. Gdzie te optymistyczne felietony p. Wielgo, w których tak sławił boom mieszkaniowy, który teraz nagle i niespodziewanie wchodzi w fazę bust? Nagle zaczyna się mówić, że ‘45% polskich rodzin ma problem z płaceniem rachunków lub rat kredytów’.

Z racji braku działającej ustawy o upadłości konsumenckiej miliony ludzi zostało pozbawionych przywileju dostępu do kredytów bankowych. Rocznie ta liczba rośnie o dziesiątki tysięcy. Jedyną formą kredytowania stają się ‘chwilówki’, o oprocentowaniu znacząco przekraczającym drakońskie stawki bankowe.

Dla rządu spadek dostępności kredytu to duży kłopot. Nie chodzi tu o przedsiębiorców, którzy nie mogą kupić na kredyt środków produkcji, zatrudnić ludzi i płacić podatki – takie kredyty to mały ułamek rynku produktów kredytowych. Chodzi raczej o kredyty konsumpcyjne – klient zaraz po wyjściu z banku kupuje co mu się tam wydaje niezbędne do życia, a podatki wygenerowane przy takiej sprzedaży natychmiast zasilają budżet. Brak kredytów = większy deficyt budżetowy = Vincent sypie fakami.

Na szczęście opracowałem plan jak rozwiązać ten problem. W Polsce nadal są jakieś tam dzieci, coś się tam rodzi, nie wszystkie wyjechały z rodzicami za granicę. Wobec tego postuluję wprowadzenie następującej procedury:

– dziecko z opiekunem prawnym stawia się w banku, gdzie opiekun w imieniu dziecka zawiera umowę kredytową

– umowa nie może być większa niż 50 000 zł – trzeba w końcu jakoś dzieci chronić przed nadmiernym zadłużeniem!

– kwota kredytu wypłacana jest opiekunowi i nie jest potrzebne rozliczenie wydatkowanych środków; wiadomo, że wychowanie dzieci kosztuje i papierów na to nie trzeba

– rekomendacja G-O stanowi, że zgoda drugiego rodzica nie jest konieczna przy zawieraniu umowy – dla dobra dziecka trzeba walczyć ze zbędną biurokracją

– kredyt nie jest spłacany do 18 urodzin dziecka – odsetki kapitalizowane są codziennie i powiększają kwotę kredytu

– w przypadku dziecka studiującego karencja w spłacie może zostać przedłużona do wieku 25 lat

– kredyt jest rozkładany na 360 dogodnych, niskich rat

Pozostaje tylko kwestia dobrego nazwania takiego produktu oraz uzyskania wsparcia od państwa w postaci dopłat do odsetek, w ramach polityki prorodzinnej. Pomóżmy rodzinom spełniać ich marzenia.

Share This Post
Categories
Ekonomia

Żony

Z przyjemnością rozmawiam z moimi klientami, zarówno kupującymi jak i sprzedającymi kruszce naszej firmie. Ciekawe są powody, dla których klienci dokonują sprzedaży – tu dominuje ratowanie życia. Dla osób starszych monety, czasami w rodzinie od kilku pokoleń, są ostatnim sposobem zdobycia środków na leki czy opłacenie procedur medycznych. Przykro słucha się tych historii – życie w Polsce to nie bajka, szczególnie dla osób w podeszłym wieku. Zdarzają się też powody czysto konsumpcyjne, takie jak na przykład zorganizowanie dziecku wesela. Widuje też sytuacje w których wnuki przyprowadzają dziadków do odcedzenia – dziadek kładzie kruszce na ladę, papierki zabierają wnuki. Wtedy pozostaje tylko mieć nadzieję, że młode pokolenie nie pozostawi starców w lesie, wilkom na pożarcie, jak to przed setkami lat w Polsce zdarzało.

Ciekawe są też powody kierujące osobom kupującym monety inwestycyjne. Sporo jest surwiwalowców, którzy potrafią się posunąć naprawdę daleko. Słyszałem wypowiedzi osób, które nie chcą kupić sztabek wyprodukowanych w Polsce. I nie chodzi tu bynajmniej o to, że nie mają certyfikatu LBMA lub o obawy, że mogą być fałszywe. Usłyszałem, że ‘Niemcy na rampie’ mogą ich nie akceptować …

O wyższości sztabek złotych nad monetami i odwrotnie napisano już sporo. Obie strony można zrozumieć i obie strony mają swoje racje. W przypadku sztabek/monet srebrnych sytuacja wygląda inaczej. W moje ręce trafiają monety uncjowe sprzed kilkunastu lat. Nikt ich dziś nie kupi w celach inwestycyjnych, chyba że w cenie złomu, ponieważ są pokryte grubą warstwą brudu i patyny. Po co ktoś miałby je pożądać, skoro za kilka złotych więcej można nabyć krążki nowe i błyszczące. Widzę, jak bardzo zakochani są w srebrnych monetach inwestorzy. Tymczasem wiem już dziś, że za kilkanaście lat, o ile będą je tak długo trzymać, monety staną się junk-silver. Będą tak samo wyceniane jak sztabki, według zawartości kruszcu, a całe premium wyparuje. Najgorszą lekkomyślnością jest zakup Amerykańskich Orłów, które mają wysokie premium i żadnej wartości numizmatycznej. Jest to zwyczajne marnowanie pieniędzy. Niestety, klient ma zawsze rację.

Najczęstszym powodem narzekań inwestorów są ich żony. Kobieta to wróg inwestycji, ale wielki przyjaciel kredytu i konsumpcji. Przyzwyczaiłem się już do klientów ukrywających inwestycje przed żonami, próbujących im tłumaczyć zawiłe różnice między pieniądzem a walutą, udowadniających że emerytur z ZUS nie będzie, itp itd. Inwestorzy często przegrywają takie dysputy, górę bierze zdrowa filozofia konsumpcjonizmu.

Bycie szefem ma tą zaletę, że nie można zostać wywalonym z pracy, co najwyżej można stracić klienta lub w ostateczności zbankrutować firmę. Moim ulubionym numerem, gdy klientami jest para, są sceptyczne wypowiedzi przeciw zakupowi złota. Wyobrażam sobie te godziny poświęcone przez męża na przekonanie żony, że jednak jeden Krugerrand jest dużo lepszy niż wyjazd do Hurghady, a tu sprzedawca mówi ‘a po co wam złoto – tego się nie zje – nie lepiej polecieć sobie do Egiptu?’ Bladość twarzy męża i czerwień twarzy żony jest warte tych 50 zł straconej marży.

Share This Post
Categories
Ekonomia

Psychologia w ekonomii

Ludzka psychika to fenomen. Najbardziej ciekawe zjawiska to

– nieracjonalność podejmowanych decyzji,

– sytuacje zbiorowego obłędu,

– myślenie życzeniowe,

– wybiórcza pamięć.

Kombinacja tych czterech zachowań kształtuje to, w jaki sposób rozwijają się gospodarki poszczególnych państw. Gdyby udało się kiedyś zbudować sztuczną inteligencję, to by urządzenie było bardziej ludzkie należałoby zaimplementować powyższe cechy charakterystyczne dla naszego gatunku. Jako gatunek wszyscy mamy zepsute mózgi.

Bańka nieruchomościowa była tego doskonałym przykładem. Jest głupia decyzja zakupu drogiej nieruchomości, gdy cena nieracjonalnie wzrosła w krótkim okresie kilkakrotnie (ale przecież doradca w banku mówił, że to super inwestycja). Do tego owczy pęd – wszyscy dziś kupują mieszkania, kupmy i my. Ceny muszą wzrosnąć gdy już wskoczyliśmy do tego ekspresu! A na koniec wybiórcza pamięć – banki nas oszukały!

Miałem wątpliwą okazję przerabiać proces nadymania i flaczenia bańki dwa razy pod rząd. Najpierw w USA a potem w Polsce. Było to dość zabawne, bo zjawiska w tych krajach były opóźnione o parę lat. Gdy w Stanach dotarło już do ludzi jakimi byli kretynami w Polsce nadal robiono wielkie, okrągłe oczy słysząc szaloną tezę ‘ceny nieruchomości są wygórowane i będą spadać’. Jak to – przecież domy to najlepsza inwestycja! Nigdy do tego nie dojdzie, to niemożliwe.

Jeszcze z rok – dwa temu na tym blogu pojawiały się głosy negujące flaczenie bani. Ale tu do gry wchodzi pamięć wybiórcza. Ci, którzy wtedy ujadali, że ceny będą tylko rosnąć dziś sami wierzą, że jasnym dla nich było, że to spekuła i ceny muszą spaść. Warto zajrzeć w moje dawne wpisy i komentarze do nich, by przekonać się, jak bardzo ludzie negowali rzeczywistość, w sposób wprost proporcjonalny do ilości franków szwajcarskich jakie są winni bankowi.

Dużo narzekam na jakość pracy doradców, ale trzeba tych biednych krawaciarzy zrozumieć. Każdy chce żyć ‘godnie’, ale jak to zrobić? Machanie łopatą na budowie, choć uczciwe, to jednak męczy i nie przynosi dużych pieniędzy ani pozycji społecznej. Podobnie emigracja – tam trzeba ciężko zasuwać. Bycie bankierem jest dużo bardziej spektakularne. A że sprowadza się to do sprzedawania bajek Kowalskim – no cóż, proza życia.

Na blogu Samcika trafiłem na kilka ciekawych wypowiedzi wspomnianych krawaciarzy. Jeden z ciekawszych:

3 lata temu startowała oferta EURO-PLN. Przeczytałem prezentację, przeczytałem umowę, odbyłem szkolenie. Przychodzi klient. Chce Euro. Nie dostanie Pan, brak zdolności. No cóż nadal chce EURO! Ok. jest taka oferta….ale po 2 latach przeliczamy na złotówki, wtedy rata najprawdopodobniej wzrośnie, podobnie z saldem, chyba że Euro spadnie (z wyliczeń wynikało, że musi spaść ok 50groszy, aby saldo nie wzrosło). podoba się? Tak, biorę. Czy za dwa lata sytuacja się poprawi u Pana? Tak szykuje się awans, uporządkuję finanse, etc. Do dziś pamiętam rozmowę, zrobiłem nawet sobie notatki. Po dwóch latach klient przychodzi. ZŁODZIEJE, oszuści, banksterzy. Nic mi nie powiedziałeś złodzieju, wziąłeś prowizję, zapomniałeś. Przepraszam bardzo, powiedziałem, mam notatki z rozmowy… Niestety Pan nie chciał już ze mną rozmawiać. Po 5 latach w zawodzie i ponad 100ml zł w kredytach stwierdzam. Klienci pamiętają co im wygodnie.

Mamy to szczęście, że media filtrują wiadomości ze świata, nie pozwalając na przenikanie zbyt rewolucyjnych treści do społeczeństwa. Jeden wóz transmisyjny się spalił i wystarczy tej rewolucji. Ale co się dzieje w innych krajach, w których bańka pękła parę lat przed Polską? Co robi publika, która sama prosiła się o kredyt na zakup nieruchomości, której przysłowiowy pies z kulawą nogą by nie chciał? Protestuje! Bo im się przecież należy, zostali oszukani, mieli żyć godnie a tu mają być eksmitowani! I tak właśnie się bawią w Hiszpanii:

 

Nie wiem jak się sprawy mają na innych planetach, ale na tej prawa ekonomii działają tak samo nie zależnie od kraju. Do Polski wkrótce przyjdą protesty, ale to i tak nic w porównaniu z tym, co będzie się działo w Chinach, gdy tam pęknie banieczka. Chińczycy wydają się miłym narodem, skupionym na produkowaniu potrzebnych nam gadżetów. Ten kto tak sądzi nie widział wściekłego Chińczyka.

Share This Post
Categories
Ekonomia

Cypr – to jeszcze nie koniec

Sytuacja na Cyprze rozwija się bardzo ciekawie. Jest w błędzie ten, kto sądzi, że to już po sprawie. Jest dokładnie odwrotnie.

Parlament cypryjski nie przyjął ustawy legalizującej konfiskatę częsci lokat podatek od lokat. Parlamentarzyści przestraszyli się kamer i ujawnienia tego jak kto głosuje. Konsekwencji odrzucenia ustawy może być kilka:

– UE i tak da pieniądze na ratowanie tego kraju i cyrk będzie toczył się dalej, do kolejnego zaostrzenia kryzysu w innym kraju. To najbardziej prawdopodobny scenariusza.

– Ustawa będzie tak długo maglowana, aż w końcu przejdzie. Niewykluczone, że cała ta akcja zmieni się o 180 stopni i nagle stanie się ‘obroną Cypryjczyków’, a konfiskata obejmie tylko Rosjan. To byłoby nawet zabawne w świetle moich wieloletnich postulatów o walkę z oligarchią.

– Unia umywa ręce i Cypr bankrutuje jak Islandia, z tym zastrzeżeniem, że Islandia cały czas miała swoją walutę, a Cypr wyszedłby ze strefy Euro i powróciłby do szklanych paciorków, czy czego oni tam używali do płacenia. To najgorszy scenariusz dla strefy Euro, wyjście krajów PIIGS byłoby tylko kwestią czasu, bardzo krótkiego czasu.

Z pewnością po jakimś czasie dowiemy się, co to za geniusz wpadł na ten pomysł. Stawiam, że to jakiś Niemiec, oni mają wrodzoną niechęć do moralnego hazardu i stoją na stanowisku – jak się zaciągnęło dług, to niech się go spłaca. Na pewno wściekli się banksterzy. Tak się starają, aby ściągnąć kapitał od ludności, gdy tymczasem jakiś urzędas to torpeduje jednym durnym pomysłem. Niejeden niecenzuralny wyraz musiał zostać użyty między banksterami a ich pieskami – politykami. ‘Do nogi i waruj!’ Wiele dałbym, żeby zobaczyć jak taki Obama czy Merkel stoją na baczność przed szefem i przepraszają za co coś tam ze spuszczoną głową.

Warto jeszcze raz przypomnieć sobie jak obecnie funkcjonują prawie wszystkie kraje ‘cywilizacji zachodniej’. Otóż każdy dzień istnienia takiego państwa wiąże się z zaciągnięciem pewnego długu przez owo państwo. Pieniądze te wpływają do gospodarki poprzez wydatki budżetowe i stanowią paliwo dla gospodarki – nieroby urzędasy mają za co zapłacić za zużywane jedzenie i usługi, dzięki czemu gospodarka ‘kręci się’. W końcu pieniądze przechodzą przez gospodarkę i wypływają z danego kraju – lądują na Bliskim Wschodzie (paliwa) lub w Azji (produkty przemysłowe). Tamte kraje mają nadmiar środków, które przeznaczają na przykład na finansowanie swoich baniek spekulacyjnych (nieruchomości) lub zakup długu UE i US. Cykl się zamyka.

Operowanie takim krajem jest jak jazda na rowerze. Da się tylko jechać do przodu –  zatrzymanie roweru (brak dalszego zadłużania) równa się upadkowi z tego roweru (czyli przewrócenie gospodarki). Żaden z tych krajów (w tym Polska) nie jest w stanie powiedzieć ‘OK, w tym roku wydamy tylko tyle, ile zbierzemy z podatków’. Ba, nawet próba ograniczenia deficytu skutkuje koszmarnymi konsekwencjami – recesją, bezrobociem, paleniem opon. Zbilansowanie budżetu oznaczałoby po prostu implozję gospodarczą tych państw, coś jak Waimar AD 1922.

Z drugiej strony ciągłe zadłużanie nie może trwać w nieskończoność. W pewnym momencie pojawia się sytuacja, w której nie da się obsługiwać odsetek od długu. W pewnym momencie państwo musi się zadłużać nie tylko na rolowanie długu, ale na spłatę odsetek. I wcześniej czy później i tak dochodzi do sytuacji w której państwo imploduje, tak jak w scenariuszu wyżej.

Pamiętajmy – nigdy nie dojdzie do spłaty jakichkolwiek zobowiązań państw UE i USA. To jest matematycznie niemożliwe. O pieniądzach, za które OFE kupiły obligacje RP wiadomo już z całą pewnością, że nie zostaną zwrócone. To bardzo proste – ich spłata wymagałaby nadwyżki budżetowej państwa. Próba ograniczenia tego deficytu równa się wszystkim opisanym konsekwencjom, wiec zbilansowanie wydaje się niemożliwe, a co dopiero uzyskanie nadwyżki budżetowej. Całkowicie i absolutnie nierealne, szczególnie przy starzejącej się populacji i zbliżającej się perspektywie wzrostu obciążeń emerytalnych.

Cały ten cyrk europejski to nieustanne przekazywanie sobie odbezpieczonego granatu. Wiadomo, że kiedyś huknie, ale każda ekipa liczy na to, że stanie się to po ich kadencji. Tymczasem wygląda na to, że do implozji fiskalnej UE może dojść szybciej, niż się komukolwiek wydaje.

Share This Post
Categories
Ekonomia

Naganianie na złoto

Z tym blogiem jest jak z autobusami w dużych polskich miastach. Najpierw nie jadą, a potem pojawiają się dwa jednocześnie. Dziś będą dwa wpisy.

Kiedyś mówiło się o Dantejskich Scenach. Dziś można powiedzieć o Cypryjskich Scenach, które rozgrywają się w tym miłym państwie w ramach rabunku pieniędzy obywateli. Jest to sytuacja zbliżona do wymiany pieniędzy w PRL w roku 1950. Podobieństw jest mnóstwo – zaskoczenie w weekend, pozamykane instytucje finansowe i ludzie rozpaczliwie próbujący wydać pieniądze. Podobne jest i było również oddzielenie ‘płotek’ i ‘rekinów’ – rabunek jest większy, gdy rybka jest bardziej tłusta i zasobna.

Jak zwykle jest mnóstwo śmiesznych aspektów, na przykład ‘Ogłoszona wczesnym rankiem wiadomość o opodatkowaniu wszystkich kont bankowych była dla Cypryjczyków dużym zaskoczeniem. Jeszcze przed kilkoma dniami zarówno prezydent Republiki Cypryjskiej Nikos Anastasiadis, jak i jego minister finansów Michalis Saris zapewniali, że do niczego podobnego nie dojdzie.’ Haha, przecież to zwykła banda kłamców i oszustów, jak w Polsce, kto mądry by wierzył politykom?

Cała ta afera nasuwa mnóstwo pytań. Co z firmami, które mają na kontach pieniądze należące do klientów? Czy rabunek można zaliczyć jako koszt uzyskania przychodów? Czy lokalna konstytucja reguluje prawo do ochrony majątku obywateli? Czy inne państwa pójdą śladem Cypru? Jak ta sytuacja wpłynie na poziom depozytów w Grecji i innych krajach UE?

Krytykanci zarzucają mi, że naganiam na złoto. Warto przemyśleć dziś raz jeszcze opcję posiadanie złota, szczególnie w aspekcie Scen Cypryjskich. Można wyobrazić sobie co musi czuć Cypryjczyk, który zabezpieczył swój kapitał w złocie, a co ten, posiadający gotówkę w ‘bezpiecznym banku, z gwarancjami rządu Cypru’.

Share This Post
Categories
Ekonomia

Awaria

Czasem zdarza się wypadek przy pracy i dziennikarz dopuści do głosu kogoś, kto wygłasza niewygodne tezy, niezgodne z obowiązującą ‘linią partii’. Bliżej ośrodków władzy, czyli miejsc skąd oligarchowie zarządzają światem, do takich awarii dochodzi rzadziej, ponieważ kadra jest lepiej przeszkolona. Na dalekich peryferiach świata, typu Zambia, Polska, czy Gwadelupa, wpadki zdarzają się częściej. Oto ukazał się w Wyborczej wywiad z p. Pawińskim. Powklejam co bardziej znaczące fragmenty, które o dziwo są bardzo zgodne z ‘linią partii’ tego bloga:

Żyjemy w modelu inflacyjnym, który polega na tym, że ci, którzy pożyczają, kradną tym, którzy odkładają. Ponieważ najwięcej pożycza państwo, to ono najwięcej kradnie i ten stan rzeczy sankcjonuje. […] Dziś także nikt nie ma nadziei, że na przykład USA oddadzą pożyczone pieniądze, ale ci, którzy je wkładają, chcą mieć od tego odsetki. I tak to funkcjonuje.

Jestem rozczarowany dzisiejszą ekonomią, która w sensie popperowskim według mnie nie jest nauką. Kryterium naukowości jest to, że teoria jest tak długo prawdziwa, dopóki jeden fakt jej nie przeczy. W ekonomii wszystkiemu, co powiedziano, zaprzecza nie jeden, ale dziesiątki faktów.

Dzisiejsza ekonomia nie tłumaczy nam żadnych istotnych związków przyczynowo-skutkowych. Nie wiemy dotąd, jaka jest rola ilości pieniądza w gospodarce? Nie potrafimy zdefiniować kredytu w taki sposób, aby go wprowadzić jako pojęcie ścisłe. Ekonomia jest teraz na tym etapie, na jakim fizyka była przed Galileuszem, a już na pewno przed Newtonem.

Efekt jest taki, że niezwykle ważna, codziennie dotykająca nas sfera rzeczywistości oddana jest politykom, a nie poważnemu dyskursowi opartemu na faktach. […]

[…] musimy jednak także zmienić model finansowania potrzeb społecznych. Z pracy już się tego zrobić nie uda.

Moje pokolenie pamięta lata 80. Pamięta więc przekleństwo dodruku pieniądza w tym kraju – w małej gospodarce, gdzie ten efekt był od razu widoczny. Potężny impuls inflacyjny pojawi się wcześniej czy później. Ratuje nas to, że dodrukowane pieniądze poprawiają bilanse banków, a banki są tak wystraszone, że ich nie pożyczają. Prędzej czy później jednak trafią one do obrotu. I będziemy mieć wielką inflację, a co za tym idzie – wielki problem.

No właśnie. Podobno wlewanie pieniędzy do gospodarki jest bezpieczną formą jej stymulowania. Zero ryzyka spowodowania niekontrolowanej inflacji, czyli ‘wypuszczenia dżina z butelki’. I kolejny artykuł, puszczony zupełnie niezgodnie z ‘linią partii’:

Po wyłączeniu szczególnie podatnych na wahania cen żywności i energii inflacja wyniosła w ubiegłym miesiącu 2,0 proc. rok do roku i 0,2 proc. miesiąc do miesiąca.[…] Inflację napędzały przede wszystkim rosnące ceny paliw, które wzrosły o 9,1 proc. w skali roku, po 3-proc. spadku w styczniu.

Ale właśnie inflacja dla przeciętnego człowieka sprowadza się do cen żywności i paliw. Paliwo zdrożało o prawie 10%, podobnie żywność, i przy nierosnących wynagrodzeniach oznacza to, że ludzie mogą kupić o 10% mniej rzeczy, które mają dla nich największe znaczenie.W rok społeczeństwo zbiedniało o prawie 10%.

Wcześniej pozytywne sygnały napłynęły z giełdy – indeks największych amerykańskich spółek Dow Jones osiągnął historycznie wysoką wartość.

Spojrzałem na wyniki indeksu DOW za wspomniany ostatni rok – wzrósł o 8,5%. WOW, super! Ale zaraz … czy paliwo nie zdrożało o 9,1%? Czyli, że co? Że ciut lepszą inwestycją było kupienie beczki paliwa niż akcji? Jakoś ta obserwacja umknęła Reutersowi.

Mimo to miejsc pracy przybywa zbyt wolno, by bezrobocie mogło długotrwale spadać. […] Z kolei pod koniec stycznia okazało się, że produkt krajowy brutto USA spadł w czwartym kwartale 2012 r. o 0,1 proc.

Co do spadku bezrobocia zdania są podzielone. Shadowstats pokazuje, że gdy ujmie się w statystykach osoby zatrudnione na część etatu oraz osoby zniechęcone do poszukiwania pracy, to bezrobocie wcale nie spada, ale rośnie:

Z kolei dane pokazujące PKB pokazują, że jeżeli skoryguje się dochód narodowy o rzeczywistą inflację, to Ameryka wcale nie otarła o recesję – nawet z niej nie wyszła:

Ameryka jest w stagflacji, czyli w stanie wysokiej inflacji i stagnacji gospodarczej. O takim scenariuszu ostrzegałem na tym blogu od wielu lat.

To najgorszy ze stanów gospodarki, gorszy od wysokiej inflacji, której może towarzyszyć wysokie zatrudnienie i wzrost gospodarczy.

Ze stagflacji jest bardzo trudno wyrwać daną gospodarkę – zaaplikowanie pewnych bodźców zmniejsza inflacja ale pogłębia stagnację, zaaplikowanie innych bodźców zwiększa inflację i ogranicza stagnację. Wszystko wskazuje na to, że rak nadal będzie toczył USA. Parafrazując Urbana można być pewnym, że ‘oligarchia się wyżywi’, ale klasa średnia zniknie, zepchnięta do underclass. I o tym świadczą dostępne dane – poziom ubóstwa w USA od lat nieustannie rośnie bijąc kolejne rekordy. A to dopiero początek.

Share This Post
Categories
Ekonomia

Upsik – update

Nie tak dawno napisałem parę słów o firmie UPS: Polsce jest ciut lepiej, ale i tak mogłoby być super, gdyby flota była napędzana CNG, czyli gazem ziemnym. To byłaby oszczędność idąca w dziesiątki miliardów dolarów rocznie w skali świata.

Właśnie dowiadujemy się, że Fedex zmienia paliwo z diesla na gaz ziemny.

Share This Post
Categories
Ekonomia

Dystrybucja

Socjalizm to inna nazwa wysokiej redystrybucji. Ludziom odbiera się część owoców ich pracy w postaci podatków i finansuje innych ludzi, a także aparat państwowy.

W Internecie istnieje powszechny opór wobec socjalizmu, o wiele większy niż w reszcie społeczeństwa. Gdyby tylko uzależniono prawo głosu od używania sieci przez ponad 5 godzin dziennie, JKM byłby dziś premierem a może i królem Polski. Jest sporo forów i blogów na ten temat, na przykład Dwa Grosze, serwis nieustannie pochylający się nad socjalizmem toczącym Europę.

Bardzo łatwo zostać podłym ‘lewakiem’ czyhającym na cudze pieniądze – sam zostałem wielokrotnie zdemaskowany przez komentatorów właśnie jako komunista. Najlepsze są komentarze osób nie kryjących oburzenia, deklarujących czytelnictwo niniejszego bloga przez jakiś czas, by w pewnym momencie z obrzydzeniem odkryć moje prawdziwe stalinowskie oblicze i zadeklarować, że już nigdy nie przeczytają ani jednego słowa mojego autorstwa.

Cały problem z socjalizmem polega na tym, że jakoś go nie dostrzegam, szczególnie w Polsce. Owszem, podatki są drakońskie, ale nie widać beneficjentów tego systemu. Jeżeli porównać świadczenia z tymi znanymi z Zachodu – ogarnia pusty śmiech. Proszę poszukać w sieci, ile wynoszą i jak długo trwają zasiłki dla bezrobotnych i matek czy jakimi środkami finansowane jest lecznictwo w PL i UE. To właśnie dlatego w Polsce dzietność jest tak niska w porównaniu z Polkami na emigracji. Polki bynajmniej nie są podłe, że nie chcą mieć dzieci, przeciwnie, są inteligentne i odpowiedzialne – w Polsce nie stać je na macierzyństwo, więc nie zachodzą w ciążę. Trafiając na podatny grunt okazują się bardzo płodne. Po prostu Polska to nie jest kraj dla starych ani dla młodych ludzi i kobiety zachowują się racjonalnie.

Moim celem nie jest bynajmniej obrona socjalizmu w wydaniu zachodnim czy postulowanie jeszcze wyższego opodatkowania, by fundować karaibskie wakacje ciężarnym 16 latkom. Dowodzę tylko tego, że inne kraje UE dostarczają usługi o znacznie wyższej jakości niż Polska. Dziecięcy trup ścielący się gęsto, w regularnych odstępach czasu, nie może być chyba bardziej bolesnym i przykrym tego dowodem.

Czy jednak socjalizm jest zagrożeniem dla Zachodu? Czy to socjalizm jest powodem dla którego poszczególne państwa UE są na granicy bankructwa? Spójrzmy na filmik jak wygląda dystrybucja bogactwa na przykładzie USA:

Zawsze zdumiewa mnie masowe poparcie dla systemu, w którym 1% społeczeństwa tworzy warstwę oligarchów, posiadających większość majątku świata. To mi przypomina masowy udział ludu w grze w lotto – wiadomo, że wygrany przypadnie na miliony przegranych, ale każdy z tych milionów ma nadzieję, że to właśnie on będzie tym wygranym. Oczywiście, zwykle nie jest.

Podobnie ze zrakowaciałym oligo-kapitalizmem. Większość biorących udział w tej grze liczy, że w jakimś momencie dojdzie do pozycji oligarchy. Oczywiście nigdy się to nie dzieje, ponieważ gra w kapitalizm jest jeszcze mniej uczciwa niż lotto, i żeby stać się oligarchą nie wystarczy ani dobry pomysł biznesowy, ani pracowitość, ani nawet szczęście, ale raczej dobrze umocowani politycznie przyjaciele. Bywa różnie, ale osoba pracująca na etacie może liczyć na dwie rzeczy – że będzie pracować po 8 godzin dziennie i że pracodawca zapłaci jej co najmniej wynagrodzenie minimalne. Przedsiębiorca nie może na to liczyć – znam wiele osób pracujących dłużej i za darmo, bo u siebie, licząc, że się kiedyś dorobią. Niestety, dla większości z nich taki moment nigdy nie nadchodzi. I podobnie jak w przypadku lotto nieliczni wygrani legitymizują system – zobacz, Kowalski po 20 latach wygrał/dorobił się. Miliona zrujnowanych Nowaków się nie dostrzega.

Problem jaki dziś obserwujemy to nie socjalizm, czyli to nie biedni ludzie rabują bogatszą klasę średnią, tak zwanych ‘normalnych ludzi’. To najbogatsi rabują wszystkich pozostałych, zarówno biednych jak i ciut bogatszych! Obnażono to w czasie trwającego obecnie kryzysu. W USA/UE nie ratowano zwykłych obywateli – wszelkie bailouty od dnia #1 miały pomagać wyłącznie oligarchom, banksterom! Dopiero teraz zobaczono jak wygląda rzeczywistość – prywatyzacja zysków, straty przerzucone na barki społeczeństwa.

Polska jest w sytuacji podwójnie złej. Dzięki sowieckiej okupacji nie posiadamy grona polskich oligarchów, którzy posiadaliby globalne firmy, które osiągałyby zyski w innych krajach i ściągały je potem do Polski. To ratuje USA – to przecież amerykańskie firmy współposiadają fabryki produkujące w Azji, ściągają zarobione pieniądze do Stanów, gdzie w pewnej ilości przesiąkają do społeczeństwa, w myśl zasady ‘Opierdalam bagietę w Charlotte i rzucam okruchy biedakom z Planu B‘. W Polsce widzimy dokładnie coś przeciwnego – kraj jest przede wszystkim rynkiem zbytu, miejscem gdzie się sprzedaje swoje produkty i skąd wywozi się zarobione pieniądze. Na Zachodzie tak zwany socjał to jest pochodna od tych okruchów ze stołów oligarchów. W Polsce nie ma nawet tych okruchów, i dlatego socjał jest prawie zerowy. Natomiast wysokość zbieranych podatków nie ma zbyt wiele wspólnego z poziomem socjału – większość środków idzie na utrzymanie samego aparatu państwa oraz na obsługę długu zaciągniętego u oligarchów.

Trzeba liczyć, że ludzie w końcu obudzą się i zrozumieją jakie jest ich prawdziwe zagrożenie, to znaczy kto jest tym ‘złym’. Nie pomoże posiadanie mediów ani kontrolowanie polityków rozkazujących siłom policyjnym. Historia zawsze się powtarza i w końcu przychodzi moment zmywający aktualnych oligarchów z kart historii. Naturalnie następnego dnia ich miejsce zastępują nowi, ale startują od zera, więc jest trochę czasu by również inni członkowie społeczeństwa mogli mieć udział w bogactwie narodu. Pozostaje nam tylko mieć nadzieję, że świadomość dotrze do mas i że ten cykl zamknie się jak najszybciej.

Share This Post