Państwa, podobnie jak przedsiębiorstwa, operują w oparciu o różne modele biznesowe. Na przykład Chiny czy Singapur operują na podstawie modelu “niech ludzie sobie pracują i się bogacą, państwo bogatych obywateli jest bogatym państwem”, USA operują na modelu “drukujmy walutę, i wymieniajmy ją na produkty, które ludzie wyprodukowali w innych krajach”, a Polska działa na modelu “rabujmy tych obywateli, którzy jeszcze nie uciekli”.
Ten rabunek dotykach tych, którzy mogą mieć pieniądze, ale nie mają władzy. Na przykład Kościół ma pieniądze, ale ma potężną władzę, więc jest poza zainteresowaniem aparatu państwowego. Obywatele polscy pracujący poza RP mają pieniądze, ale są poza łatwym zasięgiem władzy (choć na przykład Białoruś czy USA się nie poddają i próbują dosięgnąć również tych, którzy prysnęli). Ale lokalni przedsiębiorcy są w zasięgu władzy, są słabi i jest szansa, że posiadają kapitał. Skoro mieszkaniec Polski traci jakieś 60% swojego dochodu w formie podatków (PIT, CIT, VAT, ZUS i inne), to dlaczego nie mógłby zapłacić 61%? Albo 65%?
Dobrą strategią jest nie tylko ukryte stosowanie podatków (21% ludzi w Polsce uważa, że w ogóle podatków nie płaci!), ale również skubanie. Czyli zamiast wprowadzić jeden podatek, stosuje się setki małych podateczków. W przypadku osób fizycznych przykładem może być tak zwany abonament RTV, czyli podatek pogłówny. Kiedyś płaciło się od posiadania komina w chacie albo posiadania brody, dziś od posiadania odbiornika RTV. Państwo mogłoby spokojnie powrzucać ten i inne podatki w jeden podatek dochodowy, ale musiałby on przekroczyć 19%, a to już wyglądałoby niemedialnie.
Wyobraźmy sobie co by było, gdyby kazać ludziom zapłacić te 60% podatku w gotówce, zamiast podkradać im pieniądze po cichu z wypłaty lub doliczać do zakupów w markecie. Kamień na kamieniu by z tego kraju nie został.
W przypadku firm dobrym przykładem skubania jest opłata za posiadanie numeru LEI, opisywanego na stronie KDPW jako: (Legal Entity Identifier) to 20 znakowy, alfa-numeryczny identyfikator podmiotu zgodny z normą ISO17442, nadawany przez agencje kodujące akredytowane przez Global Legal Entity Identifier Foundation (GLEIF), unikalnie identyfikujący podmioty w skali globalnej.
O ile wiem, moja firma posiada już mnóstwo numerów identyfikujących. VAT polski, VAT EU, EORI, oraz REGON, istne szaleństwo i kompletny bareizm. Spokojnie wystarczyłby jeden numer, ale nie, ktoś wymyślił również LEI, który nie tylko trzeba posiadać (jeżeli chce się kupować waluty z wyprzedzeniem, czyli zawierać opcje walutowe), ale również za niego co rok płacić po kilkaset złotych. Koszty wygenerowania numeru oscylują wokół zera, czyli całość ‘opłaty’ jest zyskiem tego, który podatko-opłatę pobiera.
Co ciekawe, LEI jest prywatnym podatkiem. Ostatnio na szeroką skalę rozwiązanie było to stosowane w przedrewolucyjnej Francji, gdzie dzierżawiło się prawo do opodatkowywania danego obszaru. I to właśnie, oprócz nieurodzajów, było przyczyną rewolty. Obecnie prawo legalnego rabunku w zakresie LEI posiada Krajowy Depozyt Papierów Wartościowych S.A., czyli spółka prawa handlowego, posiadana przez Skarb Państwa, GPW SA oraz NBP.
Powoli zbliżamy się do granic wytrzymałości ludu na kolejne obciążenia fiskalne. Wprowadzanie opłaty RTV jest swego rodzaju testem, jak daleko może się posunąć państwo, jak bardzo można zwiększyć temperaturę wody w garnku, w którym jest umieszczona żaba. Wszystko to obserwuje się bardzo ciekawie, trzeba mieć tylko zapas popcornu i liofilizowanej żywności, na wypadek rozruchów na ulicy.