Z ciekawością obserwuję strategie jakimi posługują się osoby inwestujące w metale szlachetne. Ludzi tych można podzielić na poniższe podstawowe grupy:
– Łowca okazji – usilnie pilnuje notowań by ‘złapać dołek’. Sklep odwiedza kilka razy dziennie. Najchętniej nie płaciłby za zakupione produkty przez kilka dni, aż przekona się, że cena wzrośnie. W razie wystąpienia spadków narzeka, że mógł poczekać z zakupami.
– Googlarz – przeszukuje Internet pod kątem okazyjnych zakupów. Bada ceny we wszystkich krajach świata pod kątem opłacalności wyprawy na zakupy. Jest bardzo podniecony zakupami w Niemczech. Słyszał, że w Afryce można kupić tanio złoto – już wysłał pieniądze przez Western Union lub wkrótce wyśle. Wieczory spędza na Allegro licytując.
– Konsekwentny – kupuje co miesiąc dokładnie taką samą ilość towaru, w zależności od zasobności portfela od 1 uncji srebra do 1 tuby złota. Tych najdrobniejszych trudno jest przekonać, że kupując nieco większą ilość można zapłacić taniej. Po prostu ma plan, który realizuje.
– Panikarz – nie kupuje w dołku, ponieważ uważa, że dołek zawsze może być głębszy. Zakupów dokonuje gdy od jakiegoś czasu trwa już trend rosnący. Największą panikę wykazuje, gdy cena zbliża się do szczytu, wtedy zaczyna wierzyć w teorie o ‘złotym ekspresie’ i dokonuje największych zakupów. Wskoczenie do takiego pociągu oznacza zakup kilku uncji złota za wszystkie pieniądze, poczekaniu na ekonomiczny armagedon, a następnie na sprzedaniu złota i dostatnim życiu.
– Inwestor kompulsywny – zwykle pojawia się jak meteor na niebie. Kupuje raz lub dwa, zwykle za dużą kwotę. Prawdopodobnie działa pod wpływem impulsu – usłyszał w tramwaju, że warto kupić srebro, więc od razu kupuje cała skrzynkę.
Podejrzewam, że w przypadku inwestorów giełdowych sprawy mają się podobnie, choć znalazłem odmienne rozróżnienie.
Zasadnicza różnica w stosunku do giełdy jest taka, że metal dużo trudniej wytrącić z rąk inwestorów niż akcje. W przypadku spadków na giełdzie często pojawia się paniczna wyprzedaż. W przypadku spadku kursu kruszców nie widać kolejki spanikowanych klientów, chcących sprzedać monety. Przeciwnie, przychodzą po więcej.
Cenę kruszców tworzy się w oparciu o zlecenia złożone na giełdach towarowych. Ta cena jest podstawą do wyceny produktów inwestycyjnych. Problem polega na tym, że giełda i ulica rządzą się innymi prawami, tak jak fizyka kwantowa i newtonowska. W przypadku giełdy łatwo o wywołanie paniki i lawinę zleceń stop loss, co prowadzi do wyprzedaży i spadku cen. W przypadku ulicy taki proces nie działa – spadek cen nie prowadzi do wyprzedaży złota przez drobnych inwestorów lecz do szturmu na sklepy z monetami. W efekcie pojawia się czasem problem z dostępnością towaru.
Zjawisko to wynika z odmiennego horyzontu czasowego posiadaczy kruszców i akcji. Każdy początkujący inwestor giełdowy wie, że jego celem jest spekulacja – zakup waloru, który ma zdrożeć niezależnie od wyników finansowych osiąganych przez spółkę. Mało który inwestor naprawdę inwestuje, czyli użycza swego kapitału by spółka mogła go pomnażać, z nadzieją na udział w zysku i dywidendę. Takie długofalowe inwestowanie w oczach spekulantów to czyste frajerstwo, dla nich ideałem jest HFT, gdzie walor trzyma się parę sekund by opchnąć go dalej.
Posiadacze kruszców traktują często jego posiadanie jako formę międzypokoleniowego przekazania kapitału. Sporo kupuje z myślą o własnej emeryturze lub zdesperowana brakiem innych okazji inwestycyjnych. Część traktuje zakup jako formę ubezpieczenia – parkuje kilka czy kilkanaście procent w metalach i zupełnie nie przejmuje się, czy cena spada czy rośnie, ważne żeby były przeciwwagą dla innych rodzajów inwestycji, a także by mieć pieniądz w formie niezwykle trudnej do zamrożenia przez komornika.
Zdecydowanie między bajki włożyć można teorie o praniu pieniędzy poprzez inwestowanie w kruszce. Być może zjawiska takie zachodzą w innych krajach, ale z obserwacji polskiego rynku wynika, że większość klientów to uczciwi i pracowici ludzie – przedsiębiorcy, medycy, korpoludki średniego szczebla, a nawet studenci kupujący po jednej srebrnej monecie. Łączy ich jedno – nienawiść do państwa fiskalno-policyjnego, które narusza ich prywatność, rabuje pieniądze, ale jednocześnie nie jest w stanie zaoferować sprawnego systemu lecznictwa czy emerytur.