Dawno temu, gdy w obiegu były jeszcze prawdziwe pieniądze, dużym zagrożeniem systemu bankowego była możliwość ‘runu na bank’. Każdy bank z natury jest bankrutem – w kasie ma niewielka ilość zdeponowanej przez klientów gotówki – cała reszta jest pożyczona klientom banku. W momencie gdy w obiegu znajduje się ograniczona ilość złota i nie istnieje system gwarancji bankowych, wystarczy plotka by klienci banku pojawili się masowo przy okienku żądając wypłaty depozytów. W takiej sytuacji jedyna opcją jest upadłość banku.
Dziś sprawy mają się dużo prościej. Waluta wykonana jest z papieru, istnieją też systemy gwarancyjne. W razie potrzeby ścina się drzewa, przerabia na papier, ozdabia farbą drukarską i kieruje do zagrożonego banku. Bankierzy mówią – ‘Chcecie gotówki ? Nażryjcie się nią’.
Życie jest jednak zbyt skomplikowane, by problemy dało się rozwiązywać wyłącznie drukowaniem. Klienci nie są idiotami, jak chcieliby władcy tego świata. Część z nich zapewne zna historie, sporo z nich myśli. Ludzie zdają sobie sprawę, że papier to tylko papier.
Podstawowy problem z papierowymi banknotami jest taki, że w odróżnieniu od złota nie utrzymują one wartości wraz z upływem czasu. Mając banknot o nominale 100 czegośtam kupujemy 20 litrów czegoś, a po roku już tylko 15.
Wobec ograniczonego zaufania do papieru następuje próba części społeczeństwa by zamienić banknoty na inne dobra, dające większe szanse na zachowanie siły nabywczej w przyszłości. Mogą to być nieruchomości lub metale szlachetne. I właśnie na naszych oczach odbywa się run, którego żadni bankierzy nie są w stanie powstrzymać. Ludzie na całym świecie masowo wypłacają depozyty (uzupełniane na bieżąco przez drukarnie) i kupują złoto (z natury nieuzupełnialne przez drukarnie). W efekcie, jak donosi p. Cynik, na Zachodzie jedynymi produktami dostępnymi u dilerów są tuby na monety. W Polsce w chwili pisania tego wpisu, na Allegro są do kupienia 3 (!) Krugerrandy.
Działania podejmowane przez władze pogarszają tylko sytuacje. Próby kontrolowania cen złota (manipulacje rynkiem przez banki) powodują, że ceny stają się teoretyczne. Owszem, moneta kosztuje 1000 ojro, teoretycznie, jak kiełbasa w PRL kosztowała teoretycznie 100 zł/kg. Po prostu za taką cenę nie ma chętnych do sprzedaży złota.
Całe zagrożenie polega na tym, że ilość papieru w obrocie (oraz w postaci zapisów cyfrowych) jest setki razy większa niż ilość złota na tej planecie (licząc po obecnej cenie). Pustki na półkach dilerów ma miejsce, ponieważ niewielki procent populacji (nazywani wariatami, oszołomami, spekulantami i doomsayer’ami) postanowił wymienić papier na kruszec. Co się stanie, gdy szeroka publika obudzi się i postanowi pozbyć się swojego papieru? Podejrzewam, że może być wtedy bardzo tłoczno u dilerów.