Wybiórcza rozpisuje się obszernie o sytuacji na Białorusi. Sytuacja tam jest przeciwstawiona sytuacji w Polsce, gdzie gospodarka stabilnie się rozwija, ludzie mogą sobie kupować zarówno drugie piwo jak i nawet proszek do prania. Jeżeli nawet jest czasami trudno (malkontenci tacy jak Słomski zarzucają koszmarne bezrobocie i głodowe wypłaty oraz immanentne niedoskonałości całego systemu), to wkrótce będzie lepiej. Zalew urzędowego optymizmu przypomina mi pierwsze strony gazet z września 1939:
Czego dowiadujemy się z prasy? Że Francuzi wkroczyli do Niemiec a Polacy bombardują Berlin! Wojna jest prawie wygrana!
Zarówno wtedy jak i dziś sytuacja jest diametralnie inna niż przedstawiana w prasie. O tym, że wojna skończyła się nieco inaczej niż chcieliby dziennikarze ‘Expressu Porannego’, już wiemy. O tym, że sytuacja Polski nie jest dużo lepsza niż sytuacja Białorusi, jak chcieliby dziennikarze ‘Wyborczej’, przekonamy się wkrótce.
Jak może niektórzy pamiętają, spora liczba krajów Europy jest w stanie bliskim bankructwa (PIIGS). Jak się rozwinie ten problem nikt nie ma pojęcia, wiadomo na pewno, że problem nie zniknie sam. Nawet w najbardziej optymistycznym wariancie powrotu do walut narodowych konsekwencje dla rynków finansowych będą poważne. Płynność zaniknie, czyli posiadacze kapitału będą mało skłonni do jego pożyczania poszczególnym krajom.
Jak może niektórzy pamiętają, Polska przepala dziennie kupę kasy, całkiem jak Białoruś. Aby interes (pierdolnik) mógł się kręcić, trzeba każdego dnia pożyczać nową kasę, cześć na bieżące wydatki, część na spłatę wygasłych obligacji (rolowanie długu). Jak to szybko się kręci można zobaczyć na liczniku w lewej szpalcie niniejszego bloga. Białoruś straciła możliwość finansowania swojego deficytu, Polska jeszcze ją ma.
W sytuacji, gdy poprzewracają się poszczególne kraje PIIGS, możliwości uzyskania kapitału przez Polskę gwałtownie spadną. Pamiętać trzeba, że Polska przepala tyle kasy, że oszczędności Polaków nie wystarczają i trzeba zabiegać o zbyt obligacji za granicą. Gdy to źródełko wyschnie Polska znajdzie się w dokładnie identycznej sytuacji jak Białoruś. Trzeba będzie drukować na chama walutę, której wartość w rezultacie spadnie. Emeryci i mundurowi co prawda dostaną swoje świadczenia, ale będą one warte ułamek tego co dawniej. Oszczędności nie zachowane w kruszcach będą gwałtownie topnieć.
A wszystko to podlane sosem przekroczenia progu ostrożnościowego, co wyniknie z prostego faktu osłabiania złotówki. Jeżeli ceny waluty obcej wzrośnie, to ta część długu zagranicznego, która wyrażona jest w dolarach i euro będzie odpowiadać większej ilości złotych. A przekroczenie progu ostrożnościowego oznacza konieczność zrównoważenia budżetu poprzez obcięcie wydatków i wzrost podatków. Ulica nie przyjmie tego z kwiatami, lecz raczej w stylu ateńskim, rzucając w policję brukiem i butelkami z benzyną.
Kredytobiorcy hipoteczni będą zrujnowani – ci z euro/frankiem popłyną na gwałtownym wzroście cen walut obcych, ci z złotym popłyną na gwałtownym wzroście oprocentowania kredytów, wynikających z awaryjnego wzrostu stóp procentowych. Cały rynek hipoteczny dosłownie się zawali w wyniku zaniku popytu (nikt nie dostanie kredytu) oraz zalewu rynku przez ludzi chcących sprzedać nieruchomość by ratować si przed wzrostem rat w/g scenariusza opisanego powyżej. Pamiętajmy, że niewywiązanie się z kredytu w Polsce oznacza dożywotnie wykluczenie z obrotu gospodarczego – dług nigdy nie ulega przeterminowaniu, o ile co kilka lat uruchamia się egzekucję komorniczą. Ludzie z bagażem miliona złotych długu już nigdy nie kupią nieruchomości, samochodu i nie podejmą pracy na etacie, bo wszystko to podlega zajęciu komorniczemu.
A wszystko to wynika tylko i wyłącznie z załamania rynków na skutek bankructw PIIGS. W dłuższym horyzoncie kilku następnych lat mamy jeszcze bankructwo USA, które będzie stanowić kolejną falę implozji systemu pieniądza papierowego.
Powyższy scenariusz wynika z prostej analizy powszechnie znanych faktów i jest najbardziej prawdopodobnym kierunkiem rozwoju wydarzeń. Zdumiewa mnie niezwykły zapał ludzi pchających się w hipoteki. To jest nic innego niż wyrafinowana forma samobójstwa finansowego.
Najbliższy rok będzie okresem, który mocno przytrze nosa wszystkim wyszczekanym naiwniakom wierzącym w rządową propagandę sukcesu.