Szerokim echem odbija się korespondencja jego Ekscelencji z nieznaną mu osobiście kobietą imieniem Ola.
Jak stwierdził ks. Andrzej w konfrontacji z dziennikarzem GW “Nie wiem, nie mam pojęcia, co się ze mną stało, jak się to wydarzyło”. Jasnym jest, że na dobrodzieja został rzucony czar. W tej sytuacji nie jest on niczemu winien, natomiast powinny zostać wyciągnięte stanowcze konsekwencje wobec p. Oli. Nie przez przypadek za takie zbrodnie stosowano surowe kary, włącznie ze spaleniem na stosie. Czaru nie mógł rzucić nikt inny niż ona, do wykonania eliksiru miłosnego oprócz korzenia pokrzywy, skrzeku żaby i śliny czarnej kozy konieczny jest bowiem włos z miejsca intymnego, a przecież nikt oprócz p. Oli nie mógł go mieć.
Warto zwrócić uwagę na niesymetrię w traktowaniu kobiet i mężczyzn. Gdy kobiecie w klubie ktoś poda tzw pigułkę gwałtu w drinku, przez co traci ona świadomość i samokontrolę, to robi się z niej ofiarę. A mogłaby po prostu nie spożywać w nocy alkoholu w podejrzanych miejscach z nieznanymi jej ludźmi. A gdy na księdza rzuca się czar, przez co również traci świadomość i samokontrolę, to robi się z niego oprawcę.
Całą sprawę rozdmuchują środowiska lewicowe, a przecież nawet do niczego nie doszło. Władze powinny podejmować jakieś bardziej stanowcze kroki w celu ochrony elit naszego kraju, szczególnie gdy dochodzi do rzucenia uroku i potem jeszcze ofiara jest poniżana w mediach.