Najróżniejsze media skowyczą o ‘bezprecedensowej fali ciepła, która nam zagraża’. I jak w doniesieniach z mediów rosyjskich czy amerykańskich, szybko zaczyna się okazywać, że wszystkie elementy doniesienia prasowego oparte są na kłamstwie lub/i manipulacji. Biedny, ciemny lud lubi się bać i nie potrafi krytycznie zweryfikować aplikowanej propagandy.
Pierwsza manipulacja to postawienie znaku równości pomiędzy topnieniem czapy polarnej a zagrożeniem Polski. Fala ciepła powoduje topienie lodu tysiące kilometrów stąd. Natomiast nam nic nam nie grozi. Jest nawet lepiej niż było 50 lat temu, bo nie mamy zim po -30C.
Druga manipulacja to używanie słowa ‘bezprecedensowa’. Obecny wzrost globalnej temperatury wcale nie oznacza, że to się nigdy nie zdarzyło. Ostatnio mieliśmy cieplej niż w trakcie ‘bezprecedensowego ocieplenia’ w czasach średniowiecznych. I wcale świat się nie zawalił. Wręcz przeciwnie, w Polsce warunki klimatyczne pozwalały uprawiać winorośl znacznie lepiej, niż jest to dziś możliwe. Wykresik:
Trzecia manipulacja to odpowiednie spreparowanie wykresów. Wszystkie wykresy przedstawiające ‘bezprecedensowy wzrost temperatury’ to oszustwo oparte na pokazaniu na wykresie ostatnich 100 czy 200 lat. To bardzo popularna manipulacja, podobna przedstawiania części osi Y na wykresie. I na przykład mamy spadek ze 100 do 90, na wykresie Y jest w zakresie 90 do 100, i ofiara manipulacji ma przekonanie, że coś spadło do zera.
Najlepiej spojrzeć na długi wykres temperatury na Ziemi:
Konkluzja jest prosta – spalanie paliw kopalnych powoduje niewielkie drgnięcie na długim wykresie temperatury. Tak niewielkie, że łatwe do pomylenia z naturalnymi zmianami. I są to zmiany, które z naszego widzenia są korzystne, o ile tylko będziemy mogli się odizolować od ludów, którym jest za ciepło i za tłoczno przy równiku.
Nie trzeba być noblistą, by móc skutecznie podważyć tezy o katastrofalnym ociepleniu planety. Wystarczy mieć trochę oleju w głowie i wyobraźni. Procesy zachodzące na Ziemi od milionów lat prowadzą do naturalnego wiązania węgla. Zwierzęta w oceanach wiążą CO2 tworząc skorupki. Rośliny na lądach i oceanach wiążą CO2 poprzez proces fotosyntezy. Ogromna ilość resztek organicznych, ze związanym CO2, trafia do osadów, na zawsze już wypadając z atmosfery i z obiegu planetarnego. Z roku na rok, na przestrzeni milionów lat z atmosfery znika CO2, co powoduje, że planeta coraz bardziej staje się chłodna. To widać na wykresach.
Człowiek jest w stanie spalić tylko te związki węgla, które są najbardziej skoncentrowane. Jest to bardzo niewielki procent całego węgla, jaki był przed milionami lat w atmosferze – a jakoś wtedy życie sobie radziło, i to wcale nieźle. Jeżeli ktoś widział kiedyś hałdę przy kopalni węgla, to zrozumie o czym mówię. Na hałdach widzimy czarną skałę z niewielką domieszką węgla, powoli utleniającą się na powietrzu i robiącą się coraz jaśniejszą. Można sobie wyobrazić jaka ilość tych skał wraz ze związkami węgla znajduje się pod powierzchnią Ziemi. Jest tego znacznie więcej, niż węgla, który jest wydobywany i spalany.
Wszystko wskazuje na to, że naturalny proces obiegu węgla na naszej planecie, w skali milionów lat, to praktycznie bezpowrotne wiązanie węgla i powolne zamarzanie planety. To się nie mieści w głowach naukowcom, że życie na Ziemi dąży w stronę zagłady zupełnie naturalnie, tak samo, jak nie mieściło się głowach naukowców, że pożary kalifornijskich lasów mogą być naturalnym elementem tamtejszego cyklu rozmnażania drzew albo jak nie mieściło się w głowach, że Afryka i Ameryka Południowa były elementem jednego kontynentu i nie przez przypadek mają podobną linię brzegową. Bez działalności człowieka nasz planeta popadałaby w kolejne okresy zlodowacenia, aż do całkowitego zamarcia życia i zamiany planety w wielką śnieżną kulę.