Categories
Survival

Ebola

Ten wirus to nie żarty. Nie ma na niego lekarstwa, łatwo się przenosi i skutecznie zabija. Oficjalna wersja jest taka, że przenosi się wyłącznie przez bezpośredni kontakt z chorą osobą. Nie wiadomo, czy gwałtowna epidemia w Afryce wynika z braku ostrożności i przeludnienia, czy może z faktu, że wirus potrafi rozprzestrzeniać się drogą kropelkową.

Właśnie pojawiły się pierwsze przypadki Eboli w EU/US. To będzie test, czy wystarczy unikać dotykania innych osób i ich płynów fizjologicznych, czy trzeba unikać również wspólnego oddychania tym samym powietrzem. Jeżeli prawdziwa jest oficjalna wersja, to Zachód może czuć się bezpieczny. Jeżeli nie, to wszyscy mamy bardzo poważny problem.

Tak wygląda symulacja, jak może się wirus rozprzestrzeniać:

chart 10Ebola może mieć zastosowanie bojowe, tak zwane terrorystyczne. Będąc na miejscu islamistów zdobyłbym zainfekowane środki w celu ich zastosowania na Zachodzie. Jest to metoda stara jak świat, stosowana choćby przez kolonistów w Ameryce, którzy darowali Indianom koce zainfekowane ospą.

Share This Post
Categories
Polityka Survival

Wojna nuklearna w Polsce

Zdumiewa mnie naiwność społeczeństw oraz to, że ta naiwność występuje cyklicznie. Po każdej większej wojnie ludzie mają przekonanie, że do takiej rzezi już nie dojdzie. Przekonanie to trwa aż do kolejnej wojny, zanika na czas wojny i pojawia się znowu tuż po jej zakończeniu. Dokładnie tak samo jest z wielkimi kryzysami gospodarczymi, które już nigdy mają nie zaistnieć.

Jako że lubię czytać wspomnienia z różnych epok to nader często spotykam się z takimi wypowiedziami ludzi żyjących w dawnych czasach. Wielka Wojna (obecnie nazywana I Światową) była niewyobrażalną rzezią, która dostarczyła miliony kalek na ulice europejskich miast i wymazała całe roczniki młodzieży. To dziś jest trudne do wyobrażenia – ulice z tłumem żebrzących kalek. Wśród żołnierzy ZSRR rannych zostało 46 250 000 osób, z czego trwale 10 000 000. Dziesięć milionów kalek! Powszechnie uważało się, że nie będzie już żadnej kolejnej wojny… Podobnie wielkim wstrząsem był Wielki Kryzys – część amerykańskich ekonomistów wierzyła do roku 2008, że taka sytuacja nie może się powtórzyć. Część wierzy tak nadal …

Trepy z MON to twarde łby – zarówno jeżeli chodzi o możliwości wypicia dużej ilości alkoholu jak i niechęci do myślenia. Otóż te orły z think tanków wymyśliły, że wojny w Europie nie będzie do 2030 roku. Cytuję za Szeremietiewem„Przeciwnikiem przyszłych Sił Zbrojnych RP (w 2030 r. – RSz) będą coraz rzadziej regularne siły zbrojne dysponujące kompleksowymi systemami uzbrojenia i odpowiednim zapleczem logistycznym. Ich miejsce zajmą lokalne (narodowe) i transnarodowe oddziały partyzanckie i paramilitarne, najemnicy oraz oddziały rebelianckie wykorzystujące do walki także dzieci – żołnierzy”. Do tego: „Nie będą oni posiadali uzbrojenia typu ciężkiego”. Tymczasem już po paru latach mamy wojnę z użyciem ciężkiego sprzętu na Ukrainie, a w międzyczasie MON praktycznie rozformował armię, a zbędne centra dowodzenia po prostu porzucił. Oparto się na gwarancjach sojuszniczych, o których od lat piszę, że są niewarte funta kłaków. Moje słowa potwierdził po pijaku Sikorski, a obecnie oficjalnie potwierdzają Niemcy. Powiedzmy to sobie wprost – NATO nie istnieje. Jakim to trzeba być ciężkim kretynem, by posiadając wiedzę o zachowaniu sojuszników w 1939 jeszcze raz dać się na to nabrać, ba, znów nabierać na to Polaków, tak samo jak nabierała nas propaganda sanacyjna…

W Polsce panuje dość powszechna w wiara w szczególną misję naszego narodu. Polska Chrystusem Europy, Świata a może nawet całej Galaktyki. W efekcie wiele razy mieliśmy zrujnowany kraj i wymordowanych obywateli, dalece bardziej, niż dotknęło to choćby Czechów, nie wykazujących inklinacji w kierunki mesjanizmu. Prawda jest taka, że Polska nie posiada zaplecza gospodarczego, surowcowego, naukowego ani demograficznego mogącego stanowić o skutecznej obronie wobec Rosji lub/i Niemiec. Wszelkie kolejne próby podejmowania oporu skończą się tak jak wszystkie poprzednie – rzezią i ucieczką sporej części tych, co przeżyją.

Z pewną ulgą znalazłem w końcu wpis odnoszący się do moich obaw. Kolega bloger zastanawia się nad inwestowaniem w aktywa oparte o Polskę – depozyty bankowe, obligacje, akcje, nieruchomości. Jest jasne, że zachowanie Putina przecenia wszystkie te aktywa co najmniej o kilka procent. Szkoda tylko, że kol. Zbigniew nie dostrzega roli złota jako częściowego zabezpieczenia na wypadek eskalacji konfliktu. Niestety, na fali entuzjazmu ‘to się już więcej nie powtórzy’ inwestorzy zapominają o unikalnej funkcji złota jaką jest przechowywanie kapitału na czas wojny.

Są opinie, że Rosja to bankrut, zarówno ekonomicznie jak i demograficznie. Być może tak jest, ale wojna to rozwiązanie obu tych problemów – nowe tereny są zapleczem ekonomicznym i ludnościowym. Moja opinia jest taka, że Rosja od zawsze uznaje Polskę za część swojej strefy wpływów i nigdy nie zaakceptowała niepodległości Polski. Putin i kolejni rosyjscy przywódcy będą się starać odzyskać utracone tereny w tylko jeden znany im sposób – siłą.

Jako bardzo prawdopodobny scenariusz widzę uporanie się z Ukrainą, następnie przewroty w państw nadbałtyckich w oparciu o tamtejszą mniejszość rosyjską, i być może również wchłonięcie Białoruś w ramach “pomocy gospodarczej”. Gdy referenda państw nadbałtyckich wykażą jednoznacznie, że 99% tamtejszych mieszkańców marzy o paszporcie rosyjskim, przestanie wówczas istnieć fikcja o jedności UE / NATO.

Putin mówi, że jeżeli tylko by chciał, to jego wojsko byłoby w dwa tygodnie w dowolnym mieście wschodniej Europy. Niestety, ma rację. Jest za cwany, żeby prowokować Zachód do czegoś więcej niż “wyrazy najwyższego zaniepokojenia”, ale z całą pewnością jak tylko skończy porządki z Bałtami, to zabierze się definiowanie nowej granicy Rosji, prawdopodobnie na linii Odry i Nysy Łużyckiej.

Share This Post
Categories
Policja Survival

Poufność korespondencji, czyli kuchenna kryptografia

Żyjemy w czasach, w których wysłanie mejla jest jak krzyczenie przez okno – mnóstwo osób może to podsłuchać. Warto pamiętać, że Enigma została wdrożona do produkcji pierwotnie w celach komercyjnych a nie wojskowych. Przedsiębiorcy nie chcieli, aby ich korespondencja telegraficzna była podsłuchana. Dopiero wiele lat później rozwiązanie trafiło do niemieckiej armii.

W zabezpieczaniu korespondencji nie chodzi o to, że rozmówcy planują zamach terrorystyczny czy ustalają ceny nerek. Podobnie jak z bitcoinem – używanie go w celach zakupu narkotyków jest sporadyczne. Takie tłumaczenia są szeroko stosowane przez służby chcące kontrolować każdy aspekt życia i chcące opodatkować każdy przejaw działalności gospodarczej.

Naiwnością jest twierdzenie, że wiedza uzyskana poprzez inwigilację obywateli jest wykorzystywana w celach służbowych. Snowden szeroko opisywał przesyłanie sobie co fajniejszych gołych fotek wyłapanych z mejli czy też inwigilowanie osób znanych prywatnie przez agentów.

Co gorsza, wiedza pozyskana w drodze inwigilacji elektronicznej ma znaczenie ekonomiczne. Agenci mają swoje pomysły na biznesy, mogą się szkolić na materiałach konkurencji. A że wszystko na planecie ma swoją cenę to wcale nie niemożliwe jest pozyskiwanie przez konkurencję materiałów wykradzionych przez pracowników rządowych. Nie bez znaczenia jest również wywiad gospodarczy, czyli przejęcie ważnych informacji przez agentów wrogich państw.

W korespondencji z moimi klientami zawsze proponuję używanie PGP. Wdrożenie było bardzo proste i w moim przypadku polegało na zainstalowaniu dodatku do klienta poczty Thunderbird.

Dla osób nie chcących dokonać nawet i takiego wysiłku opracowano serwis Privnote. Szyfrowanie polega na napisaniu wiadomości i kliknięciu “Create note”. Wiadomość jest szyfrowana i tworzony jest link. Odbiorcy przesyła się ten link – kliknięcie w niego deszyfruje i wyświetla wiadomość, ale tylko raz. Potem wiadomości nie da się już odszyfrować i wyświetlić. Warto pobawić się tym rozwiązaniem.

 

Share This Post
Categories
Survival

Surwiwal kulinarny

Każdy wie, że żywność bierze się ze sklepów. Idzie się tam, bierze towar z półki, podaje papierki kasjerce i można wracać do domu z pełnymi siatkami. Ani dramat dwóch wojen światowych, ani popisy tzw. władzy ludowej, ani agonia komuny w postaci junty Jaruzelskiego nic nie zmieniły w zbiorowej świadomości Polaków. Przyjmuje się za naturalne, że jedzenie zawsze będzie czekać na nas w sklepie.

Przemysł spożywczy jest niezwykle delikatnym organizmem. Jego produkty zależą w dużej mierze od kretyńskich pomysłów polityków, takich jak na przykład chęci wprowadzenia rozmaitych podatków i regulacji, pomysły na wdrożenie jakiegoś ustroju czy systemu walutowego, itp itd. Wystarczy zepsuć jedną drobną rzecz (np. wygenerować masywną inflację) i półki zaczynają świecić pustkami.

Co gorsza, produkcja spożywcza opiera się na tym, co urodzi gleba, a to zależy od pogody, która potrafi płatać figle. Ile osób wie, że było coś takiego jak “rok bez lata”, kiedy przez jeden sezon produkcja żywności spadła praktycznie do zera? Skoro zdarzyło się raz w 1816 roku, zdarzy się ponownie z całą pewności, pytanie tylko kiedy.

Wraz z postępami w obserwacji kosmosu uświadamiamy sobie, że Słońce lubi strzelać plazmą w różnych kierunkach. Chroni nas to, że Ziemia jest mała i obłoki pędzącej plazmy po prostu rzadko w nią trafiają. Ostatnio miało to miejsce w roku 1859 i na tamtym poziomie technologicznym skutkowało przepalaniem linii telegraficznych i porażaniem telegrafistów. Guardian definiuje to tak że dziś byłby to koniec wszystkiego co jest podłączone do gniazdek w ścianie. Z dnia na dzień byłby to koniec wszystkich rejestrów bankowych, karty kredytowe i płatnicze z powrotem stałyby się tylko kawałkami plastiku, cały Internet przestałby istnieć, prąd przestałby docierać do odbiorców, a wraz z nimi wszystkie media typu gaz czy woda. Cały transport przestałby istnieć, a wraz z nim handel. Gdyby stało się to w zimie, to prawie wszystkie mieszkania w Polsce stałyby się w ciągu kilku godzin jaskiniami bez światła, ciepła i wody.  Rozmiary takiej katastrofy są niewyobrażalne, a konsekwencje trudne do wyobrażenia.

Co ciekawe, takie zdarzenie bardzo osłabiłoby wszystkie państwa, a gdy państwo traci siłę sprawczą przestaje również istnieć jego waluta. Pamiętajmy, waluta to system rozliczeń narzucony ustawowo – gdy ustawy przestają obowiązywać to siła nabywcza banknotów ulega dezintegracji i stają się one pamiątką numizmatyczną. Kto nie wierzy niech spróbuje zapłacić w sklepie banknotem państwa, które już nie istnieje. W takich przypadkach stan rzeczy wraca do normy, zaczyna obowiązywać handel wymienny, pojawiają się płacidła (zwykle paliwo, alkohol, tytoń) oraz pieniądz kruszcowy.

Wygląda na to, że polskie społeczeństwo jest spolaryzowane. “Normalni ludzie” uważają, że jutro będzie takie same jak dziś, stabilne i przewidywalne. Z ich perspektywy prepersi to paranoicy. Hejt leje się strugami na takich jak ja, którzy ostrzegają o ryzyku, podsuwają możliwość nabycia żelaznej porcji żywności czy złotych monet.

Z moich obserwacji wynika, że Polska to kraj “normalnych ludzi”. Z perspektywy przeciętnego Polaka inne kraje wydają się śmieszne – Ameryka z masowym ruchem prepersów, Szwajcaria z ilością miejsc w schronach przewyższającym ilość mieszkańców, czy Niemcy z masowym posiadaniem złota inwestycyjnego i z paroma setkami firm budujących przydomowe bunkry. Polacy pukają się w głowy – po co komu bunkry w 21 wieku i paczki liofilizowanej żywności gdy mieszka się tak blisko Tesco? Warto zapytać, co na ten temat uważają dziś mieszkańcy okolic Doniecka.

Share This Post
Categories
Survival

Ukraina

O konflikcie mówi się sporo, ale w większości są to bzdury generowane przez sztab armii ukraińskiej, typu “dziś zabiliśmy 1000 terrorystów przy stratach własnych 2 żołnierzy”. Najwyraźniej Ukraińcy są lepsi niż McGyver i Rambo. Ciekawe, czy wydział propagandy naprawdę wierzy, że ktoś uwierzy w ich dane.

Nie za wiele pokazuje się ruchomych obrazków z tamtych stron. A po nalocie wygląda to tak:

 

Share This Post
Categories
Polityka Survival

ISIL

W szumie medialnym wokół taśm z nagranymi knowaniami kolesi u żłoba elitami III RP niezauważenie przebiegały inne kluczowe dla świata wydarzenia. Ameryka właśnie przegrała Wojnę w Iraku. Przypomnijmy fakty. Wkroczenie nastąpiło 20 marca 2003, bez formalnego wypowiedzenia wojny. Był to typowy asymetryczny konflikt. Armia USA nigdy nie kontrolowała okupowanych terenów, poruszanie się po nim przypominało nieustanny zwiad w poszukiwaniu IED. Od 2009 wojsko było stopniowo wycofywane i ostatni żołnierz opuścił kraj 18 grudnia 2011.

Po stronie strat Ameryka zanotowała 4 486 zabitych, dziesiątki tysięcy rannych (w tym inwalidów bez kończyn) oraz co najmniej 845 000 000 000 wydanych dolarów. To daje sumę 23 000 dolarów / Irakijczyka i najlepiej obrazuje absurd tej wojny. A co po stronie zysków, oprócz powieszonego Saddama? To pytanie należy chwilowo zostawić otwarte.

Wróćmy do sytuacji w Iraku. Dokładnie jak w przypadku wojny w Korei czy Wietnamie próba uzbrojenia i wyszkolenia lokalesów zakończyła się totalną klęską. Tego mógłby się spodziewać 5klasista po kilku lekcjach historii, ale nie przewidziały tego orły po West Point… Wojska irackie sprzedały, zepsuły lub zgubiły swój sprzęt, a następnie poszły w rozsypkę. Część uciekła do rodzinnych wiosek, część przeszła na stronę wroga. Władzę w kraju przejęły zbrojne milicje, a następnie doszło do proklamowania Kalifatu, który przejął kontrolę nad większością kraju, przyłączono również tereny Syrii (na czerwono):

Territorial_control_of_the_ISIS.svgZatem nie doszło do realizacji żadnych z celów strategicznych USA, nie zlikwidowano broni masowego rażenia (bo jej nigdy nie było), nie zaprowadzono demokracji (nawet w karykaturalnej amerykańskiej formie), nie udało się nawet zapewnić niskich cen paliw na CPNach w USA. Zamiast tego mamy fundamentalistyczne państwo zaprowadzone przez jihadystów, chcące władzy nad całym światem. Interwencja Ameryki spowodowała zrealizowała najgorszy możliwy scenariusz. To całkowita katastrofa.

W rejonie zapanował absolutny popłoch. Przerażeni są zwykli ludzie, w większości nie chcący umierać za Allaha. Pamiętajmy, że państwo wyznaniowe (lub totalitarne) jest tworzone przez kilka – kilkanaście procent populacji, która ma w rękach narzędzia nacisku, przymusu i represji. To działa dziś w III RP, gdzie ekstremiści katoliccy, reprezentujący kilka procent obywateli, są w stanie kontrolować co jest grane w teatrach i co ma być nauczane w świeckich szkołach.

Przerażone są również rządy. Iran znalazł się nagle niemalże w położeniu oblężonego Izraela. Persowie to szyici, a ISAL to sunnici, którzy jak już tylko scementują struktury państwa i wojska to rozniosą Iran na strzępy. Tu można doczytać jak układały się stosunki tych dwóch sekt. W dużym skrócie – krwawo. Z tego wynika nagłe ocieplenie stosunków Iran – USA.

Ameryka popełniła mnóstwo kardynalnych błędów, jeszcze przed wysłaniem czołgów. Przede wszystkim nie dopuszczono do powstania Kurdystanu nie chcąc drażnić sojuszniczej Turcji, która straciłaby część terytorium. Kurdowie to dość cywilizowany naród, ich państwo w rejonie mogło działać stabilizująco.

Druga kwestia to trwający od obalenia Szacha (1979) konflikt USA-Iran. Społeczeństwo irańskie przypomina społeczeństwo PRL – to najbardziej prozachodnie społeczeństwo w rejonie, trzymane za twarz przez grupę fundamentalistów. W kraju jest ogromne napięcie na linii prozachodni ludzie z miast vs prostacy ze wsi, zasilający bojówki Strażników Rewolucji (co zresztą nieco przypomina obecną sytuację w RP). Gospodarczo też jest nie za ciekawie, gwałtownie rosnąca populacja, spadająca produkcja ropy (lokalny peak oil) i sankcje prowadzą do hiperinflacji, nędzy i pustych półek. Po odsunięciu Szacha od władzy Ameryka powinna znormalizować stosunki z Iranem i w wojnie Iran – Irak stanąć po stronie Iranu. Całkowicie błędnie poparty został satrapa Saddam, który miał tylko jedną jedyną pociągającą cechę – był świeckim.

Warto zastanowić się co nas czeka. W obecnej sytuacji nie ma żadnej siły militarnej na świecie, która może powstrzymać Kalifat. Wkrótce obejmą całkowitą kontrolę nad terenami zamieszkiwanymi przez sunitów w Iraku i Syrii i będą się starać przyłączyć okoliczne państwa. Przeciwnicy lub nie dość gorliwi wyznawcy zostaną zabici. I wtedy dojdzie do kluczowego momentu – zmierzenia się reżimu z problemami ograniczonych zasobów.

Tak duża populacja w stanie wojny potrzebuje wody, żywności, broni i ropy. Szczególnie ropa ma znaczenie, ponieważ da się ją wymienić na pozostałe zasoby. Jeżeli uda się ISIL otrzymać wsparcie mieszkańców zasobnych w ropę rejonów, lub samemu przejąć roponośne rejony Kuwejtu czy Iraku, to reżim ten jeszcze bardziej nabierze siły. A wtedy istnieje duże ryzyko, że gdy jihad zlikwiduje Izrael i Iran, to rewolucja dotrze również do południowych granic Europy.

Share This Post
Categories
Ekonomia Energia Policja Survival Ważny Wpis

Zarządzanie biznesem w realiach post-peakoil czyli neofeudalizm

Czasy, w których przyszło żyć danej grupie ludzi są nazywane dopiero przez potomnych. Z całą pewnością nikt żyjący około roku 500 nie stwierdził ‘żyję we wczesnym średniowieczu’.

Nasza teraźniejszość może zostać w przyszłości nazwana od ropy naftowej, która umożliwiła masową produkcję żywności, a co za tym idzie niesamowity wzrost populacji zamieszkującej naszą planetę. Obecnie wchodzimy już w okres po peak oil (czyli po osiągnięciu szczytowego wydobycia nafty) i produkcja żywności oraz paliw płynnych zacznie nieodwracalnie spadać. Ten okres też zostanie jakoś nazwany, może ‘wielkim wymieraniem’, ‘post-peakiem’ lub też ‘pęknięciem bańki demograficznej’.

Z punktu widzenia ekonomicznego do dzisiejszych czasów najbardziej pasuje termin ‘neofeudalizm’. Feudalizm charakteryzował się miedzy innymi kastowością oraz podziałem społeczeństwa na ogromną większość nędzarzy i nieliczną warstwę arystokratów, przechwytujących wszystko to co wytworzyli nędzarze,  co pozostało po zaspokojeniu ich podstawowych potrzeb fizjologicznych.

Okres taniej ropy spowodował i lęk przez rozlaniem się komunizmu poza ZSRR spowodował zasypywanie różnic klasowych na całym świecie. Dziś mamy proces odwrotny, zwany czasem brazylizacją. Biedni są coraz biedniejsi, a bogaci są coraz bogatsi. Stąd właśnie ruch polityczny ‘We are the 99%’.

Dodatkowo powraca zjawisko kastowości. Widzimy to w Polsce i innych krajach świata – dzieci z rodzin lekarskich zostają lekarzami, dzieci z rodzin prawniczych – prawnikami. Mamy Indie pełną gębą.

W najbliższej przyszłości można spodziewać się nasilenia tych procesów. Wkrótce 1% będzie posiadał więcej niż pozostałe 99%, a klasa średnia całkowicie zaniknie.

Paliwem dolewanym do tego rewolucyjnego zarzewia będzie wzrost cen żywności. Ceny ropy i żywności są ściśle powiązane. Warto zapoznać się z kilkoma opracowaniami w tym przedmiocie: link 1, link 2, link 3, link 4, link 5. Bardzo prawdopodobnym jest scenariusz w którym malejące wydobycie ropy spowoduje trwały wzrost cen ropy 5-10 x, co spowoduje podobny wzrost cen żywności. Nawet gdyby nie spowodowało to dramatycznego załamanie gospodarczego, zaniku transportu drogowego i bezrobocia na nieopisaną skalę, to dla większości ludzi na tej planecie taki wzrost cen żywości oznacza, że zarobią mniej, niż potrzebują na samo pokrycie kosztów wyżywienia.

O ile nie uda się wdrożyć szybkiego zastąpienia ropy innymi węglowodorami to dużą część ludzi na planecie czeka śmierć z głodu lub w konflikcie zbrojnym spowodowanym głodem. Wzrost cen żywności oznacza rewolucję i upadek wielu państw. Wzrost cen paliw jest nieunikniony, wynika wprost z danych dotyczących poszczególnych złóż ropy. Ceny żywności są sztywne w stosunku do cen ropy, zatem żywność z całą pewnością mocno zdrożeje. Wynika z tego, że czeka nas okres niezwykle gwałtownych niepokojów społecznych.

Da się napisać kilka rad, w jaki sposób można się ubezpieczyć od takiego czarnego scenariusza. Szczególnie dotyczyć to powinno przedsiębiorców, ponieważ nadchodzące czasy tak zmienią paradygmat prowadzenia biznesu, jak zmienił go upadek PRLu. Nieprzygotowani pójdą od razu pod wodę.

Ciąg dalszy dla zarejestrowanych czytelników.

Dodaj do koszyka
Share This Post
Categories
Survival

Burning Man Festival 2014 – Polish Camp

Kilka razy opisywałem jedno z najbardziej inspirujących wydarzeń kulturalnych na planecie jakim jest BMF. Wydaje się, że nie tylko ja jestem tego zdania, gdyż 50 000 biletów jest sprzedawanych w łącznym czasie liczonym w godzinach.

W tym roku impreza odbędzie się w dniach 25 sierpnia – 1 września. Z racji ogromnego zainteresowania i trudności logistycznych pół roku wyprzedzenia jest optymalnym czasem, by pomyśleć o uczestnictwie.

Zaistniał pomysł, by wybrać się na tą imprezę w gronie kilku osób i na miejscu zbudować Polski Obóz. Wylot z Polski miałby miejsce około 22 sierpnia, w planie zwiedzanie San Francisco, Yosemite, Reno i przyjazd na festiwal. Wylot do Polski bezpośrednio po imprezie 2 września. Plan jest ambitny i dość napięty czasowo, ale możliwy do realizacji.

Koszty (USD): wiza 120, przelot 900, bilet na BMF 500, wyżywienie 230, transport na miejscu 300, noclegi 250, inne koszty 200. Całość powinna zamknąć się w kwocie 2500 USD czyli 7500 PLN. Drogo? Jest to mniej, niż przeciętny palacz tytoniu przepala w półtora roku.

Osoby zainteresowane proszę o kontakt mejlowy.

Share This Post
Categories
Ekonomia Survival

econ survival z wykorzystaniem P/R-u

[wpis gościnny]

Pozwolę sobie po raz 598 powrócić do tematu nieruchomości. Wydawało mi się, że na przestrzeni ostatnich kilkunastu miesięcy z grubsza pewne sprawy obgadałem, no ale okazuje się iż jednak nie.

Temat pierwszy – wykres z http://justpaste.it/banka-nieruchomosci czyli to badziewie:sciema

Dawno, dawno temu sprawa była już rozpisana, ale (skoro gdzieśtam zauważyłem wątpliwości)  jeszcze raz powtórzę: ściema. Jest to zmanipulowany wykres GUS-owskich “cen 1 metra kwadratowego powierzchni użytkowej budynku mieszkalnego oddanego do użytkowania“. A zatem info o “nakładach poniesionych przez inwestorów na budowę wielomieszkaniowych budynków mieszkalnych“. Jak się wpisze dane z linku w arkusz kalkulacyjny i zrobi wykres, wychodzi to:  norm

Ale jak człowiek konkretnie „ściśnie” ów wykres w poziomie (o takim manipulowaniu można poczytać tutaj) to otrzymujemy: manip

I powyższą kreskę jakiś fajansiarz wpasował w model Rodrigue’a. A potem po internetach się rozeszło. I do dziś trzeba sprawę prostować.

Lecimy dalej. Temat drugi – moje widzimisię o sytuacji na rynku nieruchomości mieszkaniowych.

Bez głębszego wnikania w istotę sprawy, wiemy, że rynek nieruchomości podlega cyklom. Żyjemy sobie w takim „cudnym” systemie „skrępowanej gospodarki rynkowej”. Nie jest to w żadnym wypadku kapitalizm. Nie jest to też socjalizm.

Terminu „skrępowana gospodarka rynkowa” (inaczej: „interwencjonizm”) pierwszy raz użył Ludwik von Mises (poświęcił mu część szóstą swojego opus magnum „Ludzkie działanie”, s. 605-726). Oznacza on system, „w którym władza ingeruje w działanie gospodarki rynkowej, ale nie chce całkowicie wyeliminować rynku” (s. 607). Jeśli kogoś interesuje, to temat ciągnął dalej Rothbard w książce „Interwencjonizm, czyli Władza a rynek”.

O ile dla przeciętnego obywatela ów wspomniany rynek jest skrępowany, to dla takiego choćby bankiera – wręcz przeciwnie. Bankier ma np. przywilej naprodukować se z dupy praktycznie tyle kredytu ile tylko klienci sobie zamarzą (i okresowo uskutecznia to bardzo intensywnie). Jeśli zatem nagle, jakaś większa grupa ludzi zapragnie kupić określone dobro (np. mieszkanie) na krechę – to mamy cenowy rollercoaster. W US na przestrzeni lat wyglądało to tak:

image011

 I teraz klasyka handlu. Kupuj tanio. Sprzedawaj drogo. Zielone światełko (oznaczone na wykresie) – ceny są OK, można kupować. Czerwone światełko – jest drogo i lepiej przeczekać. Zła wiadomość jest taka, że wysokie ceny na nieruchomościach potrafią utrzymywać się dość długo.

W jaki sposób określić czy ceny na rynku są odpowiednie ? Cóż – zacznijmy od rozróżnienia dwóch rzeczy, a więc ceny i wartości. Cena – jak zauważył dekady temu Carl Menger (AEIOU) jest rzeczą subiektywną. Określone dobro ma taką cenę jaką klient chce zabulić. Jeśli np. ludzie życzą sobie płacić za mieszkania nie tyle ile są fundamentalnie warte, a tyle ile im bank da kredytu – to tyle właśnie płacą…. Proste.

Pytanie zatem – w jaki sposób nie przepłacać i dowiedzieć się ile mieszkania na rynku (średnio, w danym okresie) mogą być fundamentalnie warte ? (Docelowo próbujemy się po prostu dowiedzieć, czy przypadkiem na rynku nie ma bańki.)

Tutaj moglibyśmy szukać odpowiedzi długo i namiętnie, bo powyższym zagadnieniem zajmują się najtęższe, akademickie głowy. Nie mamy jednak innych ambicji niż prosty econ survival – zatem wybierzmy łatwą i szybką metodę, relację ceny do kosztów wynajmu czyli wskaźnik P/R (w poprzednim tekście publikowałem tabelę z obliczeniami). Zaznaczę także, iż w niniejszym wywodzie patrzymy na “ogólną sytuację rynku” i “ogólny klimat” dla całego kraju. Rozważanie pojedynczych przypadków jest znacznie bardziej skomplikowane i lepiej w to nie wnikać.

Próbujemy zatem znaleźć odpowiedź na pytanie „Ile czynszów powinny kosztować mieszkania ?” W US publikowane są dane z ostatniego półwiecza (Lincoln Institute). uspr

 W Stanach średnie ceny nieruchomości przy „zielonym świetle” to ostatnio poziom jakichś 230-240 czynszów. Przy bańce szczytującej w 2006, odfrunęły do poziomu 402,7. Ale co poleci – musi też opaść. Jak widać na wykresie, po pęknięciu bańki inwestorzy weszli z powrotem na rynek akurat przy relacji P/R notowanej na początku lat 90-tych ub. w.

 ——–

Czas na Polskę. Od razu piszę, że sprawa jest mocno dyskusyjna i nawet zastrzegam sobie prawo do zmiany opinii (oj mogę się mylić i to ostro)  😀 Jestem także otwarty, a nawet proszę o krytykę. Wszelkie dane jakie udało mi się zebrać udostępniłem w linkowanym wyżej zbiorze (mimo pozorów są dość ubogie). Nie mniej jednak posiłkując się nimi, wyrobiłem sobie zdanie, iż pewna stabilność oraz względnie zdrowa sytuacja na rynku nieruchomości mieszkaniowych w PL (lub jak kto woli – na rynku klit z tekturowymi ścianami) miała miejsce przy poziomie P/R:

  •  150-170 czynszów – dla większych polskich miast (szczególnie Warszawy)
  • 120-140 czynszów – dla reszty kraju

W szczycie bańki cena mieszkań dojeżdżała u nas do 290-310 czynszów. Co poleci (szczególnie tak wysoko) – zawsze spada. Zatem jestem zdania, iż czerwona lampka będzie świecić nad nieruchomościami w PL aż do czasu zjazdu relacji P/R, do podanych wyżej przedziałów. Obecnie (II poł. 2013) poziom jest ok. dwustu. Osobiście nie zbliżę się do nieruchomości, dopóki w raportach i danych z których dotychczas korzystałem (ceny nowych mieszkań: Rednet, ceny najmu: Open Finance) nie zobaczę P/R w podanych granicach. I innym też zalecam daleko posuniętą ostrożność.

Tutaj wykres cen dla kilku polskich miast (z zieloną i czerwoną lampką, a jakże):image007

Bania jak ta lala i nie ma nawet nad czym dyskutować. Wartym rozważenia jest jednak sposób jej „rozładowania”.

Wielu ludzi spodziewało się, bądź spodziewa jakiegoś spektakularnego i szybkiego zjazdu, a’la model Rodrigue’a. W US zresztą pęknięcie bańki przebiegło właśnie w tak gwałtowny sposób. W Polsce nie jest to jednak możliwe z dwóch głównych przyczyn.

Przyczyna pierwsza: W US kredytobiorca hipoteczny miał możliwość odesłać klucze od mieszkania do banku i uwolnić się od długu. Jeśli w momencie pękania bańki zauważył, iż nie ma sensu spłacać gigantycznego kredytu za taniejącą nieruchomość, po prostu żegnał się z bankierem i zaczynał wszystko od nowa. Z drugiej strony, kredytobiorców, którzy nie spłacali rat, szybko i skutecznie wyrzucono z domów, a te wystawiono na licytację. Ceny zatem spadły – bo mogły.

W Polsce, wg raportu KNF na koniec rok 2012 było 105 911 kredytów hipotecznych z LTV powyżej 120%. To już jest taki próg bólu, że ludzie (w większości) jakby mogli, to by odsyłali bankom klucze, co spowodowało by nakręcenie spirali spadku cen. Oczywiście rodzimi kredytobiorcy nie mogą ot tak odspawać się od bankiera. Nadto w PL (ale to przypadłość całego „starego kontynentu”) bardzo opornie idą eksmisje (a potencjał jest spory, KNF podawał, że ponad 20 tysięcy kredytów hipotecznych ma opóźnienia w spłacie dłuższe niż pół roku).

Przyczyna druga: Nadal jest popyt: image001

Co tu dużo pisać. W powyższej tabeli (na czerwono) widać, że nadal popyt jest i choćby nie wiem co – musi się „wyskakać”. Ponad 400 tysięcy wniosków o kredyt w roku 2011, z tego ponad 200 tysięcy rodzin odchodzi z kwitkiem. Rok 2012 – niewiele gorzej… Ten popyt cały czas jest. Wraz z kolejnymi rocznikami wychodzącymi ze szkół i uczelni to się kumuluje i tylko czeka na poluzowanie polityki kredytowej. Ci ludzie nie odpuszczą i znów do banków wrócą. Zgaduję (optymistycznie), że jeszcze ze trzy-cztery lata ten popyt będzie robił „ciśnienie”. I skończy się pewnie dopiero, gdy telewizja pokaże dramaty zrujnowanych kredytem hipotecznym rodzin.

W zeszłym roku, gdy poszukiwałem wzorca do tego w jaki sposób bania na polskich nieruchomościach może sflaczeć, wynalazłem dwa przykłady krajów, w których ceny pompował i podtrzymywał wyż demograficzny. Japonia i Szwajcaria: image009Spróbujmy zinterpretować ten wykres.

Okres wzrostu cen: szybki i typowy dla bańki. Spadek cen: tu można zapewne posłużyć się opisowym sformułowaniem: „schody w dół” (podkreślmy, że dość długie). Przy czym każdy „schodek” (czasowe podtrzymanie cen, bądź nawet lekki wzrost) to najpewniej efekt zluzowania polityki kredytowej, ewentualnie interwencja państwa.

Na zasadzie analogii do powyższych przykładów można chyba napisać (jeśli nie to możecie krzyczeć w komentach), iż w kilkuletniej perspektywie kierunkiem dla nas jest południowy wschód. Bardziej obrazowo – można chyba przyłożyć polską kreskę gdzieś między japońską, a szwajcarską i dorysować sobie dalszą część. (Choć jeśli w RPP i KNF zgłupieją – to w międzyczasie można by jeszcze jakiś fikoł na cenach zobaczyć).

I tak jak zaznaczyłem wcześniej: w mojej opinii, czerwone lampki nad nieruchomościami mieszkaniowymi w PL nie zgasną aż w raportach, (na podstawie których robiłem wcześniejsze zestawienie) znów zobaczymy wskaźnik P/R w relacji:

  •  150-170 czynszów – dla większych polskich miast (szczególnie Warszawy)
  • 120-140 czynszów – dla pozostałych miast

Tu jednak kolejny raz podkreślam dyskusyjność owego założenia. [Doxa: historyczne dane wskazują, że współczynnik ten może spaść nawet w okolice 80. Wskaźnik na poziomie 120 wydaje się wysokim.]

Na zakończenie jeszcze mała uwaga. W niniejszym tekście, dla zobrazowanie okresów wysokich i niskich/normalnych cen nieruchomości posłużyłem się zapożyczonym od Cynika9 systemem „czerwonych” i „zielonych” lampek (tylko ideą – metoda jest “własnej produkcji” 😉 ). [Doxa: ten system oznaczeń przypomina mi Wałęsę i jego plusy dodatnie oraz plusy ujemne.]

Zauważcie jakim ciekawym przypadkiem są ludzie, którzy weszli w nieruchomości w „okresie zielonym”. Kupili za dobrą cenę. Zrealizowali ideę wolności finansowej dzięki wynajmowi mieszkań (i chwała im za to). Po czym – naganiają do inwestycji innych, ale już w „okresie czerwonym”… Argumentując, że: „no ale przecież nam się udało”…

OK. Jeśli ktoś jest dobrym specem to i przy „czerwonych lampkach” znajdzie odpowiednie okazje, wynegocjuje w banku jakiś dupochron oraz wyprowadzi inwestycje na dodatni cashflow. Problem jednak w tym, iż osób o takim potencjale nie ma wiele. A do nieruchomości (utożsamianych często z łatwym zarobkiem/spłacaniem kredytu przez najemców/lajtowym życiem itp.) niestety lgnie bardzo specyficzna grupa ludzi. I jakoś nie bardzo wierzę, że owe „bogate ojce” zrobią teraz dobry interes.

No ale cóż. Przy interesach z bankiem ludzkość wypracowała na przestrzeni lat kilka zasad, które Polacy łamią… I to nie skończy się dobrze.

Reguła 1. Kredyt bierz w tej walucie, w której zarabiasz.

Reguła 2. Nie bierz kredytów przy niskich stopach procentowych. [Doxa: dotyczy to systemów kredytów zmiennoprocentowych, w USA gdzie kredyty są stałoprocentowe bierze się je w okresie niskiego oprocentowania.]

Zasadności pierwszej reguły raczej tłumaczyć nie muszę. Zaś co do drugiej – prosta sprawa. Kredyty dobrze brać się przy wysokim poziomie stóp procentowych, a kończyć spłacać przy niskich. Jeśli ktoś daje rade obsługiwać wysoko oprocentowaną pożyczkę, lub jeśli w takiej sytuacji cashflow z inwestycji mu się elegancko spina – to tym lepiej poradzi sobie w okresie spadku stóp procentowych. Gorzej jeśli delikwent dopasuje chomąto przy niskich stopach, a one… pewnego pięknego dnia… jeszcze nie prędko… ale kiedyś…. zrobią fikołka…

No i tyle econ survivalu na dziś.

Ciężka sprawa  tymi nieruchomościami, ale może wspólnie do czegoś konkretnego tutaj dojdziemy 😉

Update:

Wskaźnik P/R dla największych polskich miast:

ceny transakcyjne mieszkań (X 2013) za: http://content.tabelaofert.pl/87260-/consulting/Raport%20Rynkowy-pazdziernik.pdf

ceny najmu za (V 2013, niestety nowszych nie ma): http://www.open.pl/news/zyski_z_wynajmu_duzo_wyzsze_niz_na_lokatach_i_obligacjach.html

Łódź

Kraków

Poznań

Warszawa

Wrocław

P/R

średnia: 200,41

4634/22,18

 208,92

6247 / 31,21

200,16

5741 / 27,14

211,53

7377 / 41,35

178,40

6114 / 30,11

203,05

Share This Post
Categories
Survival

Uniwersalny rewolwer

Lubię zmyślne rzeczy, które trudno wymyślić a już wymyślone wydają się oczywiste. Taka ciekawostka – broń w której można wykorzystać 25 różnych rodzajów amunicji. Owszem, pocisk o najniższym kalibrze będzie mało celny, ale da się go odpalić. Sugerowana cena detaliczna $899.

Share This Post