Wtedy: Testowanie sił zbrojnych Niemiec i ZSRR w Hiszpanii. Teraz: Testowanie sił zbrojnych Rosji na Ukrainie.
Wtedy: roszczenia niemieckie o korytarz do Prus Wschodnich. Teraz: zbrojenia w Kaliningradzie, rosnące znaczenie strategiczne przesmyku suwalskiego, roszczenia wobec państw bałtyckich.
Wtedy: Gwarancje militarne Francji i Anglii. Teraz: Gwarancje militarne USA.
Wtedy: Majaczenia władz polskich o potędze wojska polskiego. Teraz: Majaczenia władz polskich o potędze wojska polskiego.
Wtedy: Rozwój gazów bojowych, w tym Cyklonu B. Teraz: Rozwój gazów bojowych, w tym gazu VX/nowiczok.
Wtedy: Zabijanie wrogów Stalina poza granicami ZSRR, pierwszy zamach na Trockiego. Teraz: Zabijanie wrogów Putina poza granicami Rosji, na przykład w UK.
Wtedy: Minęło 20 lat od upadku Cesarstwa Niemieckiego i Imperium Romanowów. Teraz: Minęło 27 lat od upadku ZSRR.
Wtedy: Propaganda Goebbelsa jest obecna w prasie i radio. Teraz: Propaganda (nazwisko nieznane) jest obecna na Facebooku i w innych mediach elektronicznych.
Wtedy: Poparcie większości wyborców dla Hitlera, większość parlamentarna. Teraz: Poparcie większości wyborców dla Putina, większość parlamentarna.
Polskie blogi, wpisy na forach, fejsie i twitterze są bacznie obserwowane przez agentów Moskwy. Niektórzy wpływowi blogerzy są zwyczajni przekupywani, aby pisali treści zamówione przez Rosję. Tak jest w przypadku jednego z najstarszych polskich blogów ekonomicznych, regularnie wrzucający zamówione treści antyamerykańskie i anty-UE. A gdy autora danego serwisu nie da się przekupić, internetowe odmiany tituszek publikują różnego rodzaje komentarzy, mających wpłynąć na opinię publiczną.
Dziś przyjrzymy się dokładnie, jak to wygląda na przykładzie komentatora działającej u mnie na blogu pod różnymi nickami – plop, gucio, Alek, arek. Są też inne nicki powiązane z innymi numerami IP. Oto ostatni komentarz – dla rozróżnienia tekst oryginalny kursywą:
Drogi Droxo, Pan Jacek, który reprezentuję Jerozolimę, mówi bardzo ładnie, gdyż takie dostał zadanie.
Rosjanie od wieków doskonale wiedzą o antysemityzmie Polaków. Umiejętnie go podsycają w celu odwrócenia uwagi od spraw, którymi według Moskwy Polacy nie powinni się interesować. Carat był w tym doskonały. Przesiedlono specjalnie Żydów do Polski i dano im przywileje (samorząd), aby frustrację narodu polskiego przesunąć z Rosjan na Żydów. Sfabrykowano też “Protokoły mędrców Syjonu” – w Wiki jest wszystko doskonale opisane. Zachęcam do zapoznania się zalinkowanym artykułem, to fascynująca historia.
Moskwa nadal funkcjonuje dokładnie w taki sam sposób. Polakom bardzo niewygodnym dla Moskwy zarzuca się bycie Żydem lub sprzyjanie interesom żydowskim, aby wzbudzić nienawiść części Polaków.
Dodatkowo Polacy nienawidzą zdrady i pracy na rzecz obcego państwa – zarzucając patriotom zdradę podrywa się do niej zaufanie społeczne.
(Co ciekawe, w amerykańskim internecie chwyt antysemicki nie działa. Osobom niewygodnym Rosji zarzuca się sprzyjanie Rosji, a z osób skorumpowanym przez Rosję robi się ‘wrogów Rosji’. Czyli ‘obraca się kota ogonem’. Dodatkowo wywleka się rzekomy rasizm i rzekome molestowanie seksualne. W ten sposób poparcie społeczne tracą osoby niebezpieczne dla Rosji, a zyskują rosyjscy agenci.)
Wszystko jest już dogadane, a my mamy posłużyć jako pionek w kolejnej grze. Słyszałeś o czymś takim jak City, jak nie to warto zgłębić ten temat.
Kolejnym chwytem jest wymyślanie najróżniejszych teorii spiskowych. Na przykład takich, że krajem kieruje jakaś tajemnicza osoba lub organizacja. Ma to na celu wzbudzenie frustracji i poderwanie zaufania ludności – każdy może być agentem, więc nikomu nie wolno ufać. Ludzie mają myśleć, że nasz rząd nie kontroluje sytuacji bo jest pod czyjąś kontrolą. Nic tylko prosić Putina, żeby nam tu wysłał wojsko w celu usunięcia różnych tajnych sił (takich jak agenci City), kontrolujących Polskę.
Pan Miedwiediew jest członkiem Parlamentu, a ich głosem jest Pan Staś zwany Michalkiewiczem ze swoimi mądrościami.
Osobiście nie jestem zwolennikiem p. Michałkiewicza i uważam, że jest groźnym oszołomem. Ale jest on również groźny dla Moskwy. Dlatego przy okazji warto go zdezawuować, choć we wpisie nie padło ani słowo o nim.
Powiem Ci ciekawostkę. Zwróć uwagę na kolory paszportów. Wszystkie kraje kolonialne mają czerwone, zaś poważne granatowe. Zanim zaczniesz pisać fantastykę o jakiejś wymyślonej strategii, to lepiej jest sobie pograć w Wiedźmina jak się nie zna podstaw geopolityki.
Typowe jest też nieodnoszenie się do meritum wpisu. Cyber-tituszka nie ma czasu na czytanie całego wpisu, nie ma nawet aparatu pojęciowego do jego zrozumienia i merytorycznej odpowiedzi. Kto wie, może nie ma nawet żadnego żywego Tituszki i całą robotę wykonują programy? W każdym razie nie chodzi o odniesienie się do treści wpisu – w całym komentarzu nie ma ani jednego merytorycznego odniesienia. Chodzi o podważanie treści wpisu i mówiąc wprost – robienie Polakom wody z mózgu.
Zarówno Niemcy jak i Rosjanie zrozumieli, że przynajmniej początkowo lepiej używać innych metod niż artyleria. Niemcy poszli w stronę podbojów ekonomicznych. Zamiast najeżdżać Lebensraum czołgami po prostu kolonizują dany obszar ekonomicznie. Nie ma zaganiania ludzi do roboty bagnetami, po prostu im się coś tam płaci i sami idą do roboty, a zyski płyną do Raichu.
A ponieważ Rosjanie nie są w stanie stworzyć gospodarki innej niż rabunkowe wydobywanie surowców, pozostaje im stosowanie natarczywej propagandy. Próbuje się rozbijać śmiertelnie niebezpieczny dla Rosji sojusz Polski z USA (protesty przeciwko wizytom prezydentów i działań zbrojnych Ameryki). Do tego próbuje się rozbijać EU (Polakom, Brytyjczykom i wszystkim innym nacjom wmawia się, że unia jest dla nich niekorzystna). Przykłady można mnożyć.
Jest potrzeba zaistnienia parasola kontrwywiadowczego nad polskim internetem. Należy poznać metody i cele Moskwy. Trzeba infiltrować agentów werbujących i nadzorujących cyber-tituszki i poznać metody ich opłacania. A potem wystarczy stosować art 190 KK, napisany na tyle ogólnie, że cyber-dywersja się pod niego kwalifikuje.
A Rosji można zrobić takie samo kuku, jakie oni próbują zrobić nam. Niech nasze cyber-tituszki wspierają Союз Комитетов Солдатских Матерей России, bo to obniża walory bojowe Armii Rosyjskiej. Rosjanie mają kompleks Zachodu – trzeba im opowiadać, że będą mieli jak w Германии, tylko muszą wprowadzić demokrację i obalić Putina. Dalej, trzeba osłabiać państwo rosyjskie zachęcając Rosjan do ujawniania korupcji lokalnych władz i bogactwo zgromadzone przez polityków. Warto też wprowadzać chaos gospodarczy, podważając zaufanie do rubla i do inwestowanie w rosyjskie instrumenty finansowe.
Zachęcam do obejrzenia kapitalnego wykładu. O sytuacji strategicznej Polski mówi dr Jacek Bartosiak.
Interesujące i kluczowe znaczenie ma to, co myślą generałowie w sztabie Rosji. Z moich obserwacji wynika, że oni po prostu dobrze robią swoją robotę. Przygotowują armie do sytuacji, w której będzie potrzebna. Ćwiczą na Ukrainie i w Syrii. Modernizują sprzęt na tyle, na ile pozwalają fundusze. Jeżeli rosyjscy politycy dojdą do wniosku, że trzeba uderzyć na Europę, to mają ku temu odpowiednie narzędzia. Rosjanie starają się przygotowywać do ewentualnej wojny jak inne sprawne państwa, takie jak Szwajcaria, Wlk. Brytania czy Niemcy. Jest znana anegdota: Gdy do śp. Helmuta Karola hr. von Moltkego wpadł nad ranem ordynans z wiadomością: „Wojna z Francją!”, feldmarszałek powiedział: „Plan wojny z Francją – druga szuflada od góry”. Odwrócił się na drugi bok i poszedł spać. I tak działa Rosja.
Podstawowy problem armii rosyjskiej to brak rekruta i jego niskie morale. Do przeszłości należy słynny pogląd rosyjskich oficerów: “żołnierza nie żałować, baby nowych urodzą”. To widać na poniższej grafice. Co prawda dzietność odbiła się od dna już kilka lat temu, ale nadal nie ma zbyt wielu młodych ludzi, których można brać w walonki. W pokoleniu 15-19 jest wyraźna luka:
W tej sytuacji duży sens geostrategiczny ma przyłączenie do Rosji tych terenów Ukrainy i krajów nadbałtyckich, gdzie dominuje ludność rosyjskojęzyczna. Zasoby ludzkie to w 21 wieku bardzo cenna zdobycz (oczywiście pomijając bezwartościowych czy wręcz szkodliwych ‘uchodźców’). Poniższa mapka tłumaczy zajęcie Krymu oraz możliwy zakres zainteresowania Armii Rosyjskiej:
W wykładzie dra Bartosiaka brakowało mi wytłumaczenia, dlaczego Rosjanie nie odnieśli w Donbasie takiego samego sukcesu jak na Krymie. Inny skład etniczny wszystkiego nie tłumaczy. Z taką przewagą rozstrzygnięcie powinno mieć miejsce w ciągu tygodnia, a tymczasem praktycznie mieliśmy typową wojnę pozycyjną.
Trzeba pamiętać, że Rosja to olbrzymi kraj. Przypomnę, że Rosja graniczy z Norwegią (196 km), Finlandią (1313 km), Estonią (290 km), Łotwą (292 km), Białorusią (959 km), Ukrainą (1576 km), Gruzją (723 km), Azerbejdżanem (284 km), Kazachstanem (6846 km), Chinami (3645 km), Mongolią (3441 km), Koreą Północną (17,5 km) oraz Litwą (227 km) i Polską (210 km). Do Japonii i USA jest z Rosji tylko 4 km przez morze. Dla Polski istnieje w tej chwili jeden groźny wróg – Rosja. Dla Rosji jest mnóstwo miejsc zapalnych na granicach, a armia ma ograniczone zasoby ludzkie, surowcowe i logistyczne.
Porównajmy jak wygląda nasze widzenie świata i jak wygląda świat z perspektywy rosyjskiej (fajna sowiecka mapa):
Rosja jest w dużo gorszej sytuacji niż Polska, jest samotna i otoczona wrogimi krajami. Tak możliwe zagrożenia widzi sztab w Rosji:
W sytuacji dramatycznego wzrostu temperatur na Bliskim Wschodzie, uniemożliwiających bytowanie w takich warunkach, Rosja może obawiać się zalewu migrantów. Podobnie gdy dojdzie do czarnego scenariusza Peak Oil, w którym cena żywności idzie drastycznie w górę wraz z cenami paliw i biedni mieszkańcy Bliskiego Wschodu zaczynają umierać z głodu. Przypomnę, że populacja Rosji to tylko 144 miliony, a populacja mieszkańców Bliskiego Wschodu to 450 milionów (wliczając: Arabię Saudyjską, Bahrajn, Cypr, Egipt, Irak, Iran, Izrael z Palestyną, Jemen, Jordanię, Katar, Kuwejt, Liban, Oman, Syrię, Turcję i Zjednoczone Emiraty Arabskie) i jeszcze 96 milionów w Egipcie. Mogą zadeptać Rosję, wystarczy tylko przejść przez Gruzję i Turcję. Na miejscu rosyjskich przywódców przede wszystkim tam kierowałbym swoją uwagę. Oczywiście dla nas to bardzo optymistyczny scenariusz, dużo lepszy niż forsowanie Morza Śródziemnego przez migrantów.
Ciekawe jest też to, co myślą w sztabie NATO. Pewnie utyskują nad decyzją polityków o rozszerzeniu sojuszu na wschód. NATO nie ma zasobów na obronę swoich nowych członków. I tradycyjnie żołnierze tych krajów nie będą chcieli umierać za Gdańsk, a politycy nie będą chcieli ich tam wysyłać – w końcu pod Gdańskiem nie ma złóż nafty. Generałowie NATO muszą jakoś pić piwo nawarzone przez durnych polityków – muszą jakoś sprawiać wrażenie, że wywiązują się ze swoich zobowiązań sojuszniczych, na przykład trzymając 3500 żołnierzy w Polsce. Przypomnę, że Sowieci mieli w Polsce w 1989 roku 59000 żołnierzy, czyli 17 x więcej, i to miało znaczenie militarne. Przypomnę też, co min. Sikorski mówił przy wódce – nie ma nadziei na wywiązanie się z zobowiązań sojuszniczych przez USA, poza notami dyplomatycznymi i zrzutem ulotek. W/g doktryny Ogarkowa Rosjanie nie będą atakować amerykańskiego kontyngentu, a ten szybko się wycofa.
Polscy przywódcy powinni zaprzestać domagania się zwiększenia obecności wojsk NATO w Polsce. Politycy państw zachodnich nie wyrażą na to zgody, a generałowie NATO uznają to za nadmierne rozciągnięcie sił i stacjonowanie w miejscu, którego i tak nie chce się bronić. Zamiast tego Polacy powinni zaproponować deal taki sam jaki zaproponowali Francuzom w roku 1920 – dajcie nam broń, a my już sobie poradzimy. I tym razem może pójść nawet lepiej, Niemcy przepuszczą transport przez swoje terytorium. To jest właśnie realpolitik – wiemy, że w razie wojny z Rosją żołnierze ‘sojuszniczy’ zostaną w domach, wiec gramy z takimi kartami jakie mamy. Jedyne co możemy ugrać to sprzęt, który jest nam potrzebny. I to trzeba załatwiać już dziś. Odpuścić nadmierne, nierealne roszczenia wobec NATO, dogadać się i szkolić naszych ludzi na ich sprzęcie.
I tu należy odnieść się do tezy dra Bartosiaka, że pospolite ruszenie jest pozbawionym sensu marnowaniem życia ludzkiego. Przypomnę, że sytuacja w Donbasie temu przeczy. To właśnie ochotnicy uratowali Ukrainę przed całkowitą klęską, ponosząc przy tym ciężkie straty. Obrona terytorialna ma sens, jeżeli jest dobrze wyposażona, przeszkolona i skutecznie współdziała z regularnym wojskiem. O ile wiem, to nasz sztab główny też ma takie zdanie i nie zamierza tworzyć OT jedynie w taki sposób, że przydzieli każdemu chętnemu kałasznikowa i 100 sztuk amunicji.
Skoro NATO nie ma woli ani zasobów by bronić Polski to analogicznie Polska nie ma woli ani zasobów by bronić Bałtów. Tym bardziej, że Litwini w ogromnej większości gorąco nienawidzą Polaków. Skoro tak, to niech się bronią sami.
Unia Polsko-Litewska była strategicznym błędem. Rzeczpospolita wzięła na siebie ciężar obrony Litwy przed Rosją i Szwecją. Dziś wszelkie wchodzenie w unie z Ukrainą czy Bałtami skończyłoby się tak samo. Niech więc sobie mają te państwa tak długo jak się da, a potem niech wiążą możliwie duże siły wroga. Możemy im wysłać pomoc humanitarną.
Dr Bartosiak mało wspomniał o konsekwencjach ekonomicznych wojny z Rosją. A to jest czynnik odstraszający, nawet dla polityków z Rosji. Wojna miałaby katastrofalne skutki dla obu stron. Weźmy taki przesył gazu z Rosji do Europy. Przecięcie rurociągu jamalskiego i nordstreamu (chyba mamy jakąś tam szczątkową zdolność operacyjną na Bałtyku, żeby przeciąć choć jedną rurę?) oznaczałby straty dla Rosji, wyłączenie pewnej ilości przemysłu/energetyki na zachodzie i zimno w domach w Niemczech. A gaz to tylko jeden z setek konsekwencji konfliktu na dużą skalę.
Rosja kopiuje USA w doktrynie wojskowej, tylko robi to tanio. Zamiast wysyłać drogie bombowce, wysyła taniego drona, a bombardowanie robi artyleria. Kluczowe jest odzyskanie przewagi w powietrzu przez NATO i późniejsze zniszczenie artylerii. Trzeba szukać słabych miejsc systemów obrony i tam uderzać.
Armia rosyjska niekoniecznie musi działać jak w czasie pierwszej wojny w Czeczenii, gdzie nieudolni dowódcy po pijaku wysłali czołgi do szturmu Groznego, co skończyło się ich zlikwidowaniem z zwykłych ręcznych RPG. Tak działa system Arena, dający aktywną obronę rosyjskiego czołgu:
Tak jak dr Bartosiak można być umiarkowanym optymistą. Wojnę z Rosją da się wygrać, w końcu w XX wieku trzy razy udało się nam usunąć żołnierzy rosyjskich z naszego terytorium (1915, 1920, 1989).
Wojna jest formą gry strategicznej, tylko że plansza jest dużo większa i stawką jest ludzkie życie. Trzeba, by nasz sztab miał taką samą wysoką jakość pracy jak sztab rosyjski i wtedy damy radę wygrać w tej grze.
Jesienią zawsze zaczyna się szkoła / A w knajpach zaczyna się picie – śpiewał “artysta” Staszczyk. Powinien raczej coś zanucić o początku sezonu opałowego i rozpoczęciu legalnego wytruwania Polaków.
Koniecznie trzeba się jakoś bronić. Do testów użyłem maski Respro Cinqro Black. Nie jest to najwygodniejsza rzecz, jaką nosiłem, szczególnie że koliduje z noszeniem okularów. Niestety, nie chodzi o przyjemne spędzanie czasu, tylko o zmniejszenie szansy zachorowania na nowotwór i inne choroby. Przypominam, że dzięki zbrodniczemu ignorowaniu zasyfienia środowiska w Polsce wielu z czytelników umrze szybciej.
Maska jest przeznaczona do codziennego noszenia, filtr wytrzymuje do 69 godzin używania, potem należy go wymienić. Jeżeli ktoś jest na tyle szalony, by w czasie sezonu opałowego biegać, powinien nabyć inny model lub używać stalowej butli z tlenem (której ciężar będzie formą dodatkowego treningu).
W pomieszczeniach, w których przebywam, mam zainstalowane filtry powietrza z nawilżaniem, w samochodzie powietrze też jest procesowane. Używanie maski w ciągu kilku minut pomiędzy wyjściem z domu a wejściem do auta nie ma większego sensu. Filtr bardzo się przydaje przy nieco dłuższym spacerze, oczekiwaniu na zbiorkom itp. I daje do myślenia innym ludziom.
Skoro nie pijemy wody z kałuży, tak samo nie powinniśmy oddychać powietrzem serwowanym w tym kraju, bez jego wcześniejszego starannego przefiltrowania. Ciągle mnie zdumiewa, jak wiele osób nie potrafi tego zrozumieć.
Perypetie kilkorga Polaków uwięzionych na (do niedawna) tropikalnym raju daje kilka wniosków, które wyciągną jak zwykle nieliczni. Dla tych, którzy nie potrafią, podaję informację już przeżutą:
Jeżeli wiesz, że nadciąga klęska (huragan czy wojna), to zmykaj. Potem wyjechać się nie da. Nic nie lata, nic nie pływa, nic nie jeździ, jest się kompletnie uwięzionym.
W pewnych sytuacjach może nie być wody i żywności. Mogą nie działać szpitale. Jeżeli jest się turystą, to oczywiście nie da się przed tym zabezpieczyć. Ale w swoim stałym miejscu zamieszkania – da się. I jeżeli ktoś się nie zabezpieczy, to może kiedyś znaleźć w sytuacji, że nie będzie miał co pić i jeść. I to będzie wyłącznie jego własna wina.
Polski MSZ to jest banda kolesi, którzy wykonali skok na synekury i są ostro przyspawani do koryta. Pracują tak samo jak nasze ambasady, czyli kilka godzin w tygodniu. Załatwiają sprawy tak samo sprawnie, jak paszporty – ja na swój czekałem w USA sześć miesięcy. W przypadku zagrożenia Polaków za granicą nie pomogą. W odróżnieniu od Amerykanów, którzy natychmiast wysyłają kawalerię, polskie MSZ wysłało SMSy z adresami schronisk (przepełnionych) i szpitali (niedziałających).
W sytuacji poważnego zniszczenia danego obszaru (na tej wyspie zniszczonych jest 90% zabudowy, co oddaje stan po ataku atomowym), to policja i wojsko znikają. Oni też mają rodziny i też chcą jeść. W pierwszej kolejności zajmą się zabezpieczeniem bezpieczeństwa i żywności sobie i swoim rodzinom. Reszta musi sobie radzić sama.
Gdy nie ma sił porządkowych, władza przechodzi w ręce band. Nie ma znaczenia, czy są uzbrojeni w maczety czy w karabiny. Nie da się z nimi samodzielnie wygrać. Jedyna opcja to posiadanie swojej bandy – niekoniecznie takiej, która ma rabować sklepy, ale takiej, która nie pozwoli się obrabować innym bandom.
Dług poszczególnych krajów cały czas narasta. Nadmierne zadłużenie – przyczyna kryzysu 2008 jest dużo większe niż wtedy. W pewnym momencie będzie musiało dojść do resetu. Można sobie poczytać w książkach historycznych, jak wygląda takie zjawisko, na przykład co się działo w latach po I wojnie światowej, na terenach nawet nie zniszczonych bezpośrednio wojną, gdy papierowe banknoty po prostu straciły wartość.
Zachęcam do przemyślenia tej sytuacji jak i różnych scenariuszy.
Tak się przypadkiem złożyło, że niedawna rocznica Powstania zbiegła się z lekturą książki pt. “Kedyw Okręgu Warszawskiego Armii Krajowej w latach 1943-44”, którą zupełnie przypadkowo znalazłem w hotelowej biblioteczce, zaraz obok książki pt. “Katyń”. Ciekawa pozycja, wydana w 1985 roku, a więc w okresie ‘odwilży’ reżimu Jaruzelskiego, gdzie można było już mówić o AK, ale jeszcze z użyciem eufemizmów. Na przykład tereny okupowane przez Sowietów nazywa się ‘terenami wschodnimi’.
Wnioski płynące z lektury są takie, że dużo większe znaczenie od zakupów nowoczesnego sprzętu wojskowego jest stworzenie zaplecza dla przyszłego ruchu oporu. To jest wyraźnie napisane w tym dokumencie – pierwszym zadaniem ruchu oporu na terenach okupowanych w latach 1939-40, było stworzenie struktur, do których w latach późniejszych byli werbowani szeregowi ‘bojownicy’. Szkoda, że nie zrobiono tego jeszcze przed wybuchem wojny. Wydano dziesiątki milionów ówczesnych złotych na budowę okrętów marynarki wojennej, a w podziemiu brakowało zwykłych karabinów i zwykłych granatów, które zamiast zostać rozdane obywatelom, zostały przejęte przez wkraczających okupantów.
Próby stworzenia ruchu oporu jeszcze w czasie istnienia tworzącego go państwa mogą się różnie skończyć. W 1943 roku Himmler zaplanował stworzenie hitlerowskiego ruchu oporu, znany jako Werwolf. Szczegółami zajmował się Gehlen, który próbował skopiować rozwiązania AK, szczegółowo badane przez Gestapo i Abwerę w czasie Powstania. Jak wiemy z historii, Werwolf na terenach Polski sprawdził się słabo, dokładnie z tego samego powodu z jakiego zawiodły wysiłki UPA, i dokładnie z tego samego powodu z jakiego nie mamy islamskich zamachów terrorystycznych w Polsce. Otóż ruch oporu jest możliwy tylko wtedy, gdy ma oparcie w lokalnej ludności tej samej narodowości. Skoro wysiedlono Niemców i Ukraińców nie miał kto wspierać Werwolf oraz UPA. Skoro nie mamy jeszcze w Polsce tzw. uchodźców i mniejszości islamskiej, to nie ma komu wspierać ISIS.
Po wojnie obrona terytorium Polski nigdy nie była celem istnienia sił zbrojnych. W okresie PRL celem istnienia LWP było działanie w ramach Północnej Grupy Wojsk Układu Warszawskiego, jako element sił sowieckich. Po 1993 roku kontynuowano funkcjonowanie WP w takiej formie jak w czasach LWP, co było bezsensowne z racji nieobecności Sowietów. Rekrutów kierowano do służby wojskowej z dala od miejsca zamieszkania. Tak więc chłopaków z Zakopanego wysyłano do służby w marynarce w Świnoujściu. W razie szybkiego działania agresora nie byłoby czasu na przeprowadzenie mobilizacji. W 2010 roku pobór został zawieszony i armia została uzawodowiona.
Musimy sobie zdawać sprawę z tego, że na naszą armię nie mamy co liczyć. W razie poważnego konfliktu zbrojnego stanie się to co zawsze. Okaże się, że fajnie jest być wojakiem w czasie pokoju, jak się wali ze ślepaków i regularnie pobiera żołd, ale w czasie wojny frajda jest dużo mniejsza, bo zaczynają latać kulki. Jak zawsze zawodowi żołnierze będą pryskać do Rumunii, a walka spadnie na barki cywilów.
Od lat postulowałem tworzenie silnej obrony terytorialnej, opartej na ludziach, którym się chce. Pomijając wszystkie oszołomstwa czy wręcz przestępstwa jakich dopuszcza się reżim Kaczyńskiego, jest to pierwsza władza, która rozumie problem. A sprawa jest prosta, należy utworzyć grupę charyzmatycznych wojskowych, przeszkolić ich w zakresie konspiracji i dywersji, i przygotować dla nich “zestawy startowe”, składające się z ciężarówki załadowanej bronią, amunicją, środkami łączności, etc. W godzinie W następowałby odbiór sprzętu i przystępowanie do działania.
O większym znaczeniu takich ‘amatorów’ nad ‘zawodowcami’ możemy się przekonać w czasie konfliktu na Ukrainie, o którym mówi się, że jest laboratorium współczesnej wojny hybrydowej. Widzieliśmy jak cała ukraińska armia zawodowa poddaje się na Krymie, widzimy też jak sprawnie działają ochotnicy z pułku Azow. Zwykłe karabiny i samochód terenowy obłożony płytami pancernymi bywa skuteczniejszy niż naddźwiękowe lotnictwo i flota, o ile ludzie obsługujący ten sprzęt mają wyższe morale.
Warto pamiętać o tym, że potencjał naszych sił zbrojnych jest na bieżąco analizowany przez naszych tradycyjnych wrogów, czyli Rosję i Niemców. Wiedza, że czeka na nich nie tylko 1256 czołgów, ale również struktura, która nie pozwoli im wychylić nosa po zmroku z garnizonu.
Państwa, podobnie jak przedsiębiorstwa, operują w oparciu o różne modele biznesowe. Na przykład Chiny czy Singapur operują na podstawie modelu “niech ludzie sobie pracują i się bogacą, państwo bogatych obywateli jest bogatym państwem”, USA operują na modelu “drukujmy walutę, i wymieniajmy ją na produkty, które ludzie wyprodukowali w innych krajach”, a Polska działa na modelu “rabujmy tych obywateli, którzy jeszcze nie uciekli”.
Ten rabunek dotykach tych, którzy mogą mieć pieniądze, ale nie mają władzy. Na przykład Kościół ma pieniądze, ale ma potężną władzę, więc jest poza zainteresowaniem aparatu państwowego. Obywatele polscy pracujący poza RP mają pieniądze, ale są poza łatwym zasięgiem władzy (choć na przykład Białoruś czy USA się nie poddają i próbują dosięgnąć również tych, którzy prysnęli). Ale lokalni przedsiębiorcy są w zasięgu władzy, są słabi i jest szansa, że posiadają kapitał. Skoro mieszkaniec Polski traci jakieś 60% swojego dochodu w formie podatków (PIT, CIT, VAT, ZUS i inne), to dlaczego nie mógłby zapłacić 61%? Albo 65%?
Dobrą strategią jest nie tylko ukryte stosowanie podatków (21% ludzi w Polsce uważa, że w ogóle podatków nie płaci!), ale również skubanie. Czyli zamiast wprowadzić jeden podatek, stosuje się setki małych podateczków. W przypadku osób fizycznych przykładem może być tak zwany abonament RTV, czyli podatek pogłówny. Kiedyś płaciło się od posiadania komina w chacie albo posiadania brody, dziś od posiadania odbiornika RTV. Państwo mogłoby spokojnie powrzucać ten i inne podatki w jeden podatek dochodowy, ale musiałby on przekroczyć 19%, a to już wyglądałoby niemedialnie.
Wyobraźmy sobie co by było, gdyby kazać ludziom zapłacić te 60% podatku w gotówce, zamiast podkradać im pieniądze po cichu z wypłaty lub doliczać do zakupów w markecie. Kamień na kamieniu by z tego kraju nie został.
W przypadku firm dobrym przykładem skubania jest opłata za posiadanie numeru LEI, opisywanego na stronie KDPW jako: (Legal Entity Identifier) to 20 znakowy, alfa-numeryczny identyfikator podmiotu zgodny z normą ISO17442, nadawany przez agencje kodujące akredytowane przez Global Legal Entity Identifier Foundation (GLEIF), unikalnie identyfikujący podmioty w skali globalnej.
O ile wiem, moja firma posiada już mnóstwo numerów identyfikujących. VAT polski, VAT EU, EORI, oraz REGON, istne szaleństwo i kompletny bareizm. Spokojnie wystarczyłby jeden numer, ale nie, ktoś wymyślił również LEI, który nie tylko trzeba posiadać (jeżeli chce się kupować waluty z wyprzedzeniem, czyli zawierać opcje walutowe), ale również za niego co rok płacić po kilkaset złotych. Koszty wygenerowania numeru oscylują wokół zera, czyli całość ‘opłaty’ jest zyskiem tego, który podatko-opłatę pobiera.
Co ciekawe, LEI jest prywatnym podatkiem. Ostatnio na szeroką skalę rozwiązanie było to stosowane w przedrewolucyjnej Francji, gdzie dzierżawiło się prawo do opodatkowywania danego obszaru. I to właśnie, oprócz nieurodzajów, było przyczyną rewolty. Obecnie prawo legalnego rabunku w zakresie LEI posiada Krajowy Depozyt Papierów Wartościowych S.A., czyli spółka prawa handlowego, posiadana przez Skarb Państwa, GPW SA oraz NBP.
Powoli zbliżamy się do granic wytrzymałości ludu na kolejne obciążenia fiskalne. Wprowadzanie opłaty RTV jest swego rodzaju testem, jak daleko może się posunąć państwo, jak bardzo można zwiększyć temperaturę wody w garnku, w którym jest umieszczona żaba. Wszystko to obserwuje się bardzo ciekawie, trzeba mieć tylko zapas popcornu i liofilizowanej żywności, na wypadek rozruchów na ulicy.
Świat już dawno nie był tak blisko III Wojny Światowej. Ostatnio chyba w 1983, gdy sowieckie centrum obrony przeciwrakietowej dalo fałszywą pozytywną informację o odpalonych amerykańskich rakietach ICBM i tylko niesubordynacja i nieprzestrzeganie procedur uratowało większość czytelników od śmierci. Gdyby nie płk. Pietrow bylibyśmy dziś radioaktywnymi trupami.
Od miesięcy dochodziły do nas fałszywe informacje ze skorumpowanych mediów głównego nurtu dotyczące Trumpa. Ja o tym wiedziałem, jego wyborcy również, ale sporo osób dało się nabrać. Podobno wygrał wybory dzięki służbom specjalnym Rosji, podobno jest marionetką Putina, podobno ludzie Trumpa zanoszą tajne informacje wprost do ambasady Rosji. Tymczasem Trump okazał się być jastrzębiem, podejmującym stanowcze kroki militarne. Oczywiście wszystkie te kłamstwa, publikowane przez media należące do oligarchów, którzy obawiają się utraty wpływów, nie zostały odwołane.
Zaostrzenie sytuacji zaczęło się od wydarzeń w Syrii. Ktoś rzucił granat z sarinem, zginęło kilkadziesiąt osób (czyli tyle co nic, jak na skalę tego konfliktu). Raczej nie jest to sprawka Assada, ponieważ przestraszył się międzynarodowej interwencji i podzielenia losu Husseina, więc lata temu wpuścił międzynarodowych obserwatorów, którzy wywieźli całe jego ówczesne zapasy. Był to raczej ktoś, kto chciał, żeby świat pomyślał, że zrobił to Assad. I osiągnął to co chciał – amerykańskie rakiety zaczęły spadać na bazy Assada, w których byli lub mogli być również Rosjanie. Innymi słowy, Amerykanie zbombardowali Rosjan, a Putin bardzo tego nie lubi.
Teraz mamy niezwykłe napięcie w Korei. Wszystkie kraje w rejonie koncentrują tam swoje siły. Układ jest niezmiernie skomplikowany i mało zrozumiały dla Polaków. Chiny oficjalnie popierają bratni komunizm w Korei i nie życzą sobie interwencji USA w swojej strefie wpływów, ale Chiny komunistyczne są tylko teoretycznie i cała ta sytuacja psuje im biznes. Japonia jest rozdrażniona rakietami potencjalnie atomowymi, przelatującymi nad ich terytorium i koreańskim rozbójnictwem, między innymi porwaniami japońskich obywateli. Obie Koree nienawidzą Japonii za zbrodnie wojenne. Seul, koreańska stolica, jest w zasięgu stanowisk artyleryjskich Północy i może być zagazowana w parę godzin. Rosja symbolicznie graniczy z Koreą, ale ma swoje ambicje imprerialne. A Ameryka ma już dość tego tłustego koreańskiego zbrodniarza i chętnie by go ukatrupiła, ale ten niestety ma każdą możliwą broń masowej zagłady, jaką był w stanie sobie zorganizować, co sprawę znacząco utrudnia. No i w końcu trzeba pamiętać, że każdego dnia Koreańczycy umierają w obozach koncentracyjnych.
Jakoś tą sytuację trzeba będzie rozwiązać. Na razie próbowano brać na przeczekanie, licząc, że Północ weźmie się głodem. Potem próbowano łapówek. Nic nie działa, oszołom nadal morduje swoich obywatali i straszy resztę świata. Teraz czekamy na jakiś głupi krok, typu odpalenie pocisków stronę okrętu USA. Lub może choćby tylko pretekstu, jakiegoś cienia na radarze, który będzie dobrym powodem. Na miejscu “wielkiego przywódcy” w tych dniach starałbym się mieć bezustannie nad głową co najmniej kilkadziesiąt metrów gruntu i unikać świeżego powietrza.
Skala skoncentrowanych sił jest bezprecedensowa. Najlepiej byłoby, gdyby Rosja, Chiny i Ameryka jakoś się ze sobą dogadały i wkroczyły z wszystkich stron do Korei, albo przynajmniej namierzyły i zlikwidowały watażkę. To jest scenariusz optymistyczny i mało prawdopodobny. W scenariuszu pesymistyczny dochodzi do wojny i odpalenia broni chemicznej lub / i atomowej. I mówiąc eufemistycznie, do dużych strat. Oby tylko na Półwyspie Koreańskim.
Z naszej perspektywy śmierć milionów Koreańczyków może nie mieć większego znaczenia. Ale oprócz potencjalnego początu wojny światowej, ma także ogromne znaczenie ekonomiczne. Korea jest znaczącym producentem elektroniki, więc przez co najmniej rok komponenty stamtąd będą drogie i trudno dostępne, aż nie zostaną przestawione fabryki w innych krajach Azji. To jednak będzie najmniejszy problem. Przez cały rynek finansowy przejdzie ogromny szok. Waluty obszarów peryferyjnych (zgadnij, do jakiego obszaru zalicza się Polska) stracą dużą część wartości w ciągu minut. Rano banki z obszarów peryferyjnych będą najechane przez klientów wycofujących twarde waluty. Te skończą się w ciągu paru godzin i konieczne będzie ‘tymczasowe’ wstrzymanie wypłat w walutach i przelewów międzynarodowych. Błyskawicznie zabraknie towarów z importu. Bez wymiany walutowej międzynarodowy handel i produkcja staną, ludzie masowo stracą pracę, zacznie się głęboka recesja.
W międzyczasie ropa, frank i dolar mocno w górę. Rynki finansowe będą zamknięte przez wiele dni, gdy się otworzą akcje i obligacje długo będą szukać dna. Złoto inwestycyjne natychmiast przestanie być możliwe do nabycia, bo nie będzie żadnych sprzedawców, być może nawet sklepy jubilerskie zostaną wyczyszczone. Pod zamkniętymi siedzibami dilerów kruszców ustawią się długie kolejki i wszyscy będą mieli to samo pytanie – “jakim prawem jest zamknięte i nie sprzedajecie”?
Warto zwrócić uwagę na rosnące od paru tygodni ceny kruszców. Dawno nie widzieliśmy tak długiego rajdu i cen rosnących niemalże każdego kolejnego dnia. Wygląda to tak, jakby mocne ręce wykupywały wszystko co jest, niezależnie od cen.
Pamiętajmy, że w informacyjnym łańcuchu pokarmowym jesteśmy na samym końcu. Dowiemy się na końcu. Nikt nie powie w TV, że jutro wybuchnie atomówka nad Koreą.
Na szczęście tego bloga czytają osoby, które w większości już wiele lat temu zabezpieczyły się na taką ewentualność.
Ludzie sprzedają mi różne rzeczy wykonane z metali szlachetnych. Niektóre są w rodzinie od pokoleń. W moje ręce trafiło coś w rodzaju portmonetki… tylko, że do płacenia złotem.
Złotówka dla porównania wielkości.
Jest to oryginalny przedmiot z czasów wojny. Każde kółeczko jest ze złota 585, waży około 0,1 g, i pochodzi z rozebranej biżuterii. Za takie kółko dostawało się bochenek chleba albo 6 jajek.
To tak w temacie ‘złota się nie zje’. Natomiast obligacje RP ‘zysk bez ryzyka’ na pewno się zje z dużym smakiem, można przegryzać też banknotami.
Acha, zapomniałbym. Takie czasy już nigdy nie powrócą, ponieważ jesteśmy w UE i chroni nas V artykuł sojuszu NATO. W razie czego Amerykanie będą nas bronić z wszystkich sił.