Każdy wie, że żywność bierze się ze sklepów. Idzie się tam, bierze towar z półki, podaje papierki kasjerce i można wracać do domu z pełnymi siatkami. Ani dramat dwóch wojen światowych, ani popisy tzw. władzy ludowej, ani agonia komuny w postaci junty Jaruzelskiego nic nie zmieniły w zbiorowej świadomości Polaków. Przyjmuje się za naturalne, że jedzenie zawsze będzie czekać na nas w sklepie.
Przemysł spożywczy jest niezwykle delikatnym organizmem. Jego produkty zależą w dużej mierze od kretyńskich pomysłów polityków, takich jak na przykład chęci wprowadzenia rozmaitych podatków i regulacji, pomysły na wdrożenie jakiegoś ustroju czy systemu walutowego, itp itd. Wystarczy zepsuć jedną drobną rzecz (np. wygenerować masywną inflację) i półki zaczynają świecić pustkami.
Co gorsza, produkcja spożywcza opiera się na tym, co urodzi gleba, a to zależy od pogody, która potrafi płatać figle. Ile osób wie, że było coś takiego jak “rok bez lata”, kiedy przez jeden sezon produkcja żywności spadła praktycznie do zera? Skoro zdarzyło się raz w 1816 roku, zdarzy się ponownie z całą pewności, pytanie tylko kiedy.
Wraz z postępami w obserwacji kosmosu uświadamiamy sobie, że Słońce lubi strzelać plazmą w różnych kierunkach. Chroni nas to, że Ziemia jest mała i obłoki pędzącej plazmy po prostu rzadko w nią trafiają. Ostatnio miało to miejsce w roku 1859 i na tamtym poziomie technologicznym skutkowało przepalaniem linii telegraficznych i porażaniem telegrafistów. Guardian definiuje to tak że dziś byłby to koniec wszystkiego co jest podłączone do gniazdek w ścianie. Z dnia na dzień byłby to koniec wszystkich rejestrów bankowych, karty kredytowe i płatnicze z powrotem stałyby się tylko kawałkami plastiku, cały Internet przestałby istnieć, prąd przestałby docierać do odbiorców, a wraz z nimi wszystkie media typu gaz czy woda. Cały transport przestałby istnieć, a wraz z nim handel. Gdyby stało się to w zimie, to prawie wszystkie mieszkania w Polsce stałyby się w ciągu kilku godzin jaskiniami bez światła, ciepła i wody. Rozmiary takiej katastrofy są niewyobrażalne, a konsekwencje trudne do wyobrażenia.
Co ciekawe, takie zdarzenie bardzo osłabiłoby wszystkie państwa, a gdy państwo traci siłę sprawczą przestaje również istnieć jego waluta. Pamiętajmy, waluta to system rozliczeń narzucony ustawowo – gdy ustawy przestają obowiązywać to siła nabywcza banknotów ulega dezintegracji i stają się one pamiątką numizmatyczną. Kto nie wierzy niech spróbuje zapłacić w sklepie banknotem państwa, które już nie istnieje. W takich przypadkach stan rzeczy wraca do normy, zaczyna obowiązywać handel wymienny, pojawiają się płacidła (zwykle paliwo, alkohol, tytoń) oraz pieniądz kruszcowy.
Wygląda na to, że polskie społeczeństwo jest spolaryzowane. “Normalni ludzie” uważają, że jutro będzie takie same jak dziś, stabilne i przewidywalne. Z ich perspektywy prepersi to paranoicy. Hejt leje się strugami na takich jak ja, którzy ostrzegają o ryzyku, podsuwają możliwość nabycia żelaznej porcji żywności czy złotych monet.
Z moich obserwacji wynika, że Polska to kraj “normalnych ludzi”. Z perspektywy przeciętnego Polaka inne kraje wydają się śmieszne – Ameryka z masowym ruchem prepersów, Szwajcaria z ilością miejsc w schronach przewyższającym ilość mieszkańców, czy Niemcy z masowym posiadaniem złota inwestycyjnego i z paroma setkami firm budujących przydomowe bunkry. Polacy pukają się w głowy – po co komu bunkry w 21 wieku i paczki liofilizowanej żywności gdy mieszka się tak blisko Tesco? Warto zapytać, co na ten temat uważają dziś mieszkańcy okolic Doniecka.
24 replies on “Surwiwal kulinarny”
Są dinozaury i są karaluchy. Dinozaury górują nad karaluchami w normalnych warunkach. Ale kiedy uderzy meteoryt (a uderza regularnie, choć rzadko) dinozaury stają się eksponatami muzealnymi.
Oczywiście na miejsce dinozaurów pojawi się znów jakaś gromada, która będzie dominować. Do następnego meteorytu.
A karaluchy przetrwają wszystko.
Nie ulega wątpliwości chyba, że gdy zamkną Tesco pierwszą osobą, która dostanie nóż w plecy będzie prepers. Bo ma to czego nie mają sąsiedzi.
Ale trzeba edukować lokalną społeczność żeby razem budowała swoje zapasy – odpowiedział mi kiedyś znajomy anarchopozytywista gdy zapytałem kto pierwszy dostanie widłami w kryzysie. W moim mniemaniu sytuacja się nie zmienia, zmienia się tylko wielkość grupy atakującej zebrane zasoby.
NASA twierdzi w opublikowanym ostatnio raporcie, że taki obłok plazmy minął Ziemię bardzo blisko w lipcu 2012 r. Znamienne, że dopiero po tak długim czasie o tym informują, podczas gdy całe zdarzenie było bardzo dobrze zbadane, bo akurat trafiło na jednego z satelitów.
http://news.nationalpost.com/2014/07/25/in-2012-earth-narrowly-escaped-solar-blast-so-powerful-it-could-knock-civilization-back-to-18th-century-nasa-says/
Z zaopatrzeniem w żywność problem jest też taki, że sklepy praktycznie nie mają magazynów. Łańcuch zaopatrzenia jest tak ustawiony, że produkty przyjeżdżają dokładnie wtedy, gdy są potrzebne. Niewielkie opóźnienie może spowodować wyczyszczenie półek.
To akurat jest czesciowa prawda. Sprytni prepersi nie kłapią dziobami.
Podobnie jest z aptekami, bez insuliny, czy tez inhalatorow osoby ich potrzebujace padna pierwsze. Na wschodzie Ukrainy wlasnie insulina jest podstawowym problem.
Mieliśmy próbkę takiego kryzysu podczas powodzi w 97. Półki sklepowe tylko WYDAJĄ SIĘ pełne. W obliczu kryzysu sklepy są opróżniane w kilka godzin i jedyne co zostaje to ocet i musztarda.
Obawiam się (nie wiem, czy mam rację), że nagromadzenie zapasów nic nie da w tak gesto zaludnionym kraju jak PL. Jeśli mieszkałbym na Syberii to OK, szanse na przeżycie zależałyby od zgromadzonych zapasów i zwartej grupy uzbrojonych sąsiadów gotowych do odparcia ataku głodującej tłuszczy. U nas jest dosyc dużo ludzi i jeśli głodujący dowiedzieliby się, że ktoś coś ma do żarcia lub paliwo, to zyskałby szybko nowych przyjaciół…
Moim zdaniem warto mieć trochę żywności w postaci przetworów, konserw rybnych czy mięsnych, ryżu, kasz i innych rzeczy, które nie przeterminują się szybko, a które można systematycznie zjadać i zastępować nowymi o długiej dacie przydatności.
Koniecznie należy też mieć jakieś kosztowności, które można zabrać ze sobą – więc trochę kasy, biżuterii czy metali się przyda.
Wystarczy pomyśleć, co by było, gdyby wybuchła u nas wojna jutro? Co byśmy zrobili, gdyby Rosja zaatakowała Ukrainę i dotarła do naszych granic i konflikt by ciągle eskalował?
Czy czekalibyśmy uspokojeni podpisanymi umowami (wrzesień 1939, podpisane umowy z Ukraina o rozbrojeniu) których nikt nie przestrzega, które nie są nic warte. Czy też może uciekalibyśmy jak najdalej, a tutaj żadne liofilizowane jedzonko nam potrzebne nie będzie.
Ilość paliwa jaką spalamy jeżdżąc autem jest tak wielka, że nie mamy możliwości zgromadzenia go. Generator prądu jest hałaśliwy i obecnie należy zainwestować w panel solarny do produkcji prądu do oświetlenia, ładowania baterii sprzętu.
Dlatego zapasy żywności, niezbędnych leków, paliwa liczą się tylko podczas krótkotrwałego kryzysu. Gdy dojdzie do wojny, to żadne zgromadzone fdobra nie będą bezpieczne – zawsze banda uzbrojonych będzie górą nad jednostką, czy sąsiadami małej miejscowości.
Ja bym brał tą musztardę, bez niej ludzina mdła jest.
Nasza mentalność (Polaków) każe skupiać się na rzeczach podstawowych – mam jedzenie na dziś, jutro, czynsz opłacony – jest ok. Wydaje nam się dziwne, że za granicą buduje się bunkry i tym podobne schrony. Czemu jest taka dysproporcja między naszymi poglądami a poglądami np. Niemców? Dlatego, że oni mają już zaspokojone potrzeby niższego rzędu, posiadają również dobre domy, samochody, a ponieważ nadal mają nadwyżkę finansową – starają się zabezpieczyć także na wypadek kataklizmów. Według naszych rządzących NBP dodrukowujący pieniądze ma rozwiązać wszystkie problemy państwa, a obywatele będą bogaci. Naprawdę? Takie posunięcie doprowadzi jedynie do hiperinflacji, jak po upadku komunizmu. Nic z tego dobrego nie wyniknie. Ale przecież politycy chcą dla obywateli jak najlepiej. Jako rozwinięcie tematu polecam http://independenttrader.pl/239,czas_zaczac_dodruk_zlotowek.html
Wazna jest panie sól
bez soli ludzina nie jest smaczna i szybko sie psuje:-)))
Najlepsza będzie ludzina posypana solą i polana musztardą.
Ludzie nie mają na jedzenie. Żyją od pierwszego do pierwszego już widzę jak inwestują w jedzenie i bunkry na wypadek apokalipsy.
Aby przeżyć zwykły bunkier nie wystarczy – musi mieć wszystko energię, produkcje, żywności, broń, filtry powietrza, itp. itd. I co jeśli ktoś nas otoczy ? Musimy mieć zapasowe schronienie czyli kolejny bunkier, jeden to za mało zawsze coś może pójść nie tak. I nie tylko na rok czy dwa to musi być wszystko zrobione tak aby być niezależnym i sobie wszystko wytworzyć samemu. To jest koszt kilka milionów nie wiem kto na to ma kase nie liczni tylko.
Kilka sztuk złota czy kilka krakersów to iluzja bezpieczeństwa. Ludzie mają w domu jedzenie tylko na jeden posiłek – tak nawet nie kupują na cały dzień a o tygodniu to mało kto myśli…
Wydaje mi się, że takie uderzenie naładowanej plazy w Ziemię nie wywoła katastrofy energetycznej na całej planecie. Przecież zostanie trafiona tylko półkula w nią zwrócona, do tego pewnie nie cała.
Poza tym rozumiem, że awarii ulegają stacje trafo ze względu na ogromną energię gromadzącą się na długich odcinkach kabli. Więc same elektrownie powinny przetrwać, pozostanie tylko odbudowa stacji trafo. Komponenty do ich odbudowania zostaną wyprodukowane w części planety, która nie oberwała ładunkiem elektromagnetycznym. Największym problemem będą pierwsze dni bez prądu, po tygodniach zacznie się pewnie przywracanie zasilania w miastach, a po roku na całym rażonym obszarze.
Rok temu rozmawiałem ze znajomymi i wskazywałem na niebezpieczeństwa związane z ograniczaniem zdolności do produkcji rolnej i przejmowaniem sieci dystrybucji i handlu przez duże, zagraniczne podmioty. Kiedyś gospodarstwa rolne były w dużej mierze samowystarczalne i sprzedawały nadwyżki. Obecnie wyrastają wyspecjalizowane farmy. Ludzie na wsi, żeby kupić mleko czy masło, chodzą do sklepu. Ginie znajomość zasad hodowli i upraw poza obecną monokulturą w gospodarstwach. Natomiast przejęcie dystrybucji i sprzedaży przez 2-3 duże podmioty spowoduje uzależnienie od ich decyzji. Czym się okaże połączenie obu tych czynników. Niestety niczym dobrym i oby nie spełnił się scenariusz Doxy.
Gdzieś tu się można bardzo rozpędzić, w zależności jak czarny scenariusz przyjmiemy to można uzasadnić każde skrajne przygotowanie, a wielomiesięczne zapasy żywności to już tylko scenariusz wojny obejmuje. Jak ktoś nerwów nie trzyma na wodzy to niech kupi 100 kg ryżu za 300 zł, na ryżu jak trzeba to się obleci.
A jeżeli ktoś szuka recepty na apokalipsę zombi to tylko jacht. Dużo pływałem po świecie i taką autonomię jak na oceanicznym jachcie to ma chyba tylko atomowy okręt podwodny, przy czym pod wodą ryb się łowić nie da.
@Młody
Ryż ma jedną ale poważną, wadę, nie da się go zjeść na surowo, trzeba mieć kuchnię na drewno (czyt. mieszkać na wsi), bo w przypadku apokalipsy nie liczyłbym na gaz w sieci, a nawet na butle na stacji.
@Młody Myslalem o Katamaranie, ale niestety narazie kasa pusta. A pomysłu na pieniądze nie ma 🙂
Artur, chmura plazmy to nie fala dźwiękowa. Ona ma pewną grubość, w której nasza Ziemia by pływała przynajmniej 12 godzin. Więc druga półkula wcale by się nie uratowała. Zakłócenia dotyczyłyby całej Ziemi. To nie tylko silnie naładowane cząstki ale także fala elektromagnetyczna. Ziemia reaguje też trzęsieniami. Pół roku temu napisałem na ten temat artykulik:
http://www.astrobiznes.pl/a/blog/zbliza-sie-burza-sloneczna/0
@ artur
Palić to się będzie pieniędzmi jak już hiperinflacja przyjdzie 🙂
Jacht to może i dobre perspektywy przetrwania, ale trzeba mieć kasę na zainwestowanie w coś takiego. Ostatnio był program, gość chwalił się swoim jachtem – system do odsalania wody morskiej kosztował 16 000 funtów. No i trzeba mieć wzgląd na piratów 😛
Pamiętać należy że nie wszyscy ludzie dookoła to szakale czychający na nasz ostatni okruch chleba który zachomikowaliśmy.Należy sobie przypomnieć szczególnie jako Polacy,jak potrafiliśmy bardzo się zjednoczyć nieraz w obliczu wspólnych zagrożeń przez czasy wojen i zawieruch,można powiedzieć że akurat w tym wiedziemy prym..
Gdyby nie braterstwo jakie się budziło w naszych przodkach w obliczu całych wieków wojen i niedoli to byśmy dzisiaj gadali po rusku albo po niemiecku,a tak dalej jesteśmy chodź nędznymi,to jednak Polakami.
Nie boję się tak bardzo kryzysu,bo wierzę że wspólna niedola zjednoczy ludzi,jeden będzie drugiemu pomagał.
Budowanie bunkrów uważam ża śmieszne,wręcz żartobliwe..
Gdyby każdy się tak zabunkrował to byłby to kraj który można by zdobyć wychodząc z domu w kapciach bez niczego.Ludzka solidarność i organizacja to siła.
Niemcy zbudowały swoją potęgę właśnie dzięki tworzeniu wspólnoty.
Wierzę że my jesteśmy zdolni do większych rzeczy.Po wiekach niedoli i życia pod prąd,uważam że jako nacja wykształcilismy w sobie niebywały spryt i zdolności adaptacyjne zdecydowanie większe niż nasi europejscy sąsiedzi.
Wierzę w POLSKĘ!
@tomas.3h
I tu kolejny wielki dylemat moralny. Wierzyć w ludzi czy nie wierzyć, bo ja choć stary nie jestem to już mnie męczy konieczność egzystencji z resztą społeczeństwa rozpychającą się łokciami po moim podwórku, mówiąc mi jak żyć z pewnością swych racji niczym Mojżesz.
I dochodzę do wniosku, że nie będę się kopać z koniem. Pomyśl, że jesteś Grekiem. Kraj bankrut, a wybory wygrywa skrajna lewica. Ja myślałem, że lewica już sam w sobie jest skrajna, a tu masz. I tłumacz ludziom jak świat działa, a oni, że ty bydlak jesteś, że się z nimi nie zgadzasz. I wtedy w głowie pojawia się pomysł: “to ja zbieram zabawki”.
Dlatego przeglądam codziennie dane makro, tak jak żeglarz patrzy na barometr. Jak będzie zawierucha, to ja już to sobie z wygodnego fotela będę oglądał, póki świat po angielsku mówi i ropy potrzebuje to się, taki fotel dla mnie znajdzie.
@Młody
Jesteś tym samym Młodym, który zamieszcza od czasu do czasu komentarze na blogu Szczęśniaka?
[…] różne głosy na temat strategii przygotowań na trudniejsze czasy. Znajdziecie je między innymi w komentarzach pod wpisem Przemka o survivalu kulinarnym i w dyskusji pod naszym wpisem na […]