Na Białorusi można było do niedawna zakupić sobie w banku centralnym sztabki złota i srebra. Ale w piątek opcja taka została ‘czasowo’ zawieszona. Zatrzasnęło się ‘złote okno’ dokładnie jak w 1971 r za Nixona.
Fajnie czyta się oficjalną reżimową prasę polską. Ach, jak dobrze, wreszcie wyszło szydło z worka i okazało się, że Białoruś to dziki kraj. Problem w tym, że to co się pisze niekoniecznie trzyma się kupy:
Pogłoski o rychłej dewaluacji rubla od początku roku wywołują ogromny popyt za waluty i metale szlachetne. Ludzie pozbywają się bezwartościowych rubli, choć Mińsk robi wszystko by takie operacje utrudnić.
Równie dobrze można napisać:
Pogłoski o rychłej utracie wartości nabywczej dolara od początku roku wywołują ogromny popyt na metale szlachetne. Od stycznia srebro i złoto zdrożało w spektakularny sposób. Ludzie pozbywają się bezwartościowych dolarów, choć Waszyngton robi wszystko, by takie operacje utrudnić.
I też pasuje, prawda? Ale propagandowa tuba ani słowa się o tym nie zająknie, że w ‘cywilizowanym świecie’ już niedługo będzie rozgrywany wariant białoruski, w którym nie będzie opcji wymiany papierowych banknotów na kruszec.
Tymczasem szereg moich wpisów z cyklu ‘stracone pokolenie’ spotkał się z odzewem Wyborczej. Najśmieszniejszy materiał został na sam koniec. Jesteśmy otwarci zarówno na studentów, jak i na absolwentów – mówi Joanna Borowicz. A ja pytam – Aśka – ile płacisz na godzinę? I ile osób aplikuje na jedno miejsce pracy?
Firmy z tej branży poszukują również osób z wykształceniem humanistycznym, którym jest często trudniej o pracę niż absolwentom kierunków ścisłych: do sprzedaży, marketingu, działów HR, obsługi klienta itd. – wylicza Sebastian Gertsmann, dyrektor personalny Xerox Polska, świadczącej min. usługi BPO dla globalnej struktury Xerox. – Zarobki pracowników w centrach są wyższe od średniej w sektorze przedsiębiorstw. Do tego dochodzą pakiety medyczne, sportowe, rozbudowany system szkoleń i wytyczona ścieżka awansu.
Cud, miód, coca-cola. Seba – ile konkretnie płacisz na godzinę? I ile dostajesz CV na jedną ofertę pracy?
Mimo to firmom BPO wcale nie jest łatwo znaleźć pracowników. Bo szukają osób o bardzo konkretnych umiejętnościach. – Kluczowa u kandydatów jest znajomość języków obcych – mówi Natalia Hyla z Globalnego Centrum Biznesowego HP. – Usługi oferowane w polskich centrach SSC/BPO realizowane są w przeszło 30 językach. Oprócz angielskiego, w którym jest wykonywanych 40 proc. usług, potrzebne są osoby władające językami takimi jak niemiecki, francuski, hiszpański, niderlandzki, włoski czy rosyjski; szwedzki, węgierski czy litewski. Coraz częściej pracodawcy poszukują też pracowników ze znajomością czeskiego, węgierskiego, rumuńskiego czy arabskiego, a nawet islandzkiego.
Dlatego warto na studiach czy nawet w liceum postawić na naukę języków obcych. – Języki rzadkie i egzotyczne bardzo zwiększają szansę danej osoby na pracę, nawet przy minimalnym doświadczeniu – mówi Natalia Hyla.
Zauważyłem, że Tunezyjczycy są bardzo zdolnymi ludźmi. Jest wielu Tunezyjczyków, którzy mówią w 3-4 językach. Każdy mówi po francusku oraz arabsku, a arabski jest pożądanym językiem, bowiem rzadkim i egzotycznym.
Akurat tak się dobrze składa dla Hyli, Gertsmanna i Borowicz, że do Europy przypłynęło z Tunezji kilkadziesiąt tysięcy potencjalnych pracowników, dysponującymi talentami lingwistycznymi koniecznymi w karierze w branży BPO. Jakoś nie widzę jednak zwartego tłumu strażników granicznych blokujących na granicy pociągi z emigrantami zamierzającymi odebrać miejsca pracy polskiej młodzieży.
Dlaczego w Białymstoku czy Rzeszowie nie widać tłumów Tunezyjczyków pod biurowcami zajmowanymi przez jakże perspektywiczne firmy BPO? Czy jest to wina kiepskiego socjału w Polsce? Chyba nie, przecież nielegalny Tunezyjczyk nie ma prawa do żadnych świadczeń socjalnych we Francji, tak samo jak nie ma do tego prawa nielegalny Meksykanin w Chicago.
Powód jest zupełnie inny – Tunezyjczycy nie są idiotami i wiedzą, że w Polsce nie ma pracy nawet dla lokalesów, oraz że zarabia się 1/4 tego co we Francji. Innymi słowy – Tunezyjczyk nie nabiera się na propagandę serwowaną przez Wyborczą, na która ma się nabrać młody i naiwny czytelnik w Polsce. Być może żeby to zmienić należałoby zrzucać tłumaczone artykuły Wyborczej wprost na łajby forsujące Morze Śródziemne, albo wtykać im papier do łap zaraz na plaży: ‘przybywajcie do Bolandy – rozpocznijcie lukratywną karierę w branży BPO!’.
Namawianie ludzi na pozostanie w Polsce jest nieodpowiedzialne, tak jak nieodpowiedzialne jest sprzedawanie ‘leku na raka’ wyprodukowanego ze skisłego soku warzywnego. Mamienie ludzi fantasmagoriami, dawanie im złudnych nadziei, prowadzi do dokonywania złych wyborów i szkodzi młodym ludziom. Większość nie znajdzie żadnej pracy, straci tylko nerwy, resztkę pieniędzy i cenny czas.