Czasem zdarza się wypadek przy pracy i dziennikarz dopuści do głosu kogoś, kto wygłasza niewygodne tezy, niezgodne z obowiązującą ‘linią partii’. Bliżej ośrodków władzy, czyli miejsc skąd oligarchowie zarządzają światem, do takich awarii dochodzi rzadziej, ponieważ kadra jest lepiej przeszkolona. Na dalekich peryferiach świata, typu Zambia, Polska, czy Gwadelupa, wpadki zdarzają się częściej. Oto ukazał się w Wyborczej wywiad z p. Pawińskim. Powklejam co bardziej znaczące fragmenty, które o dziwo są bardzo zgodne z ‘linią partii’ tego bloga:
Żyjemy w modelu inflacyjnym, który polega na tym, że ci, którzy pożyczają, kradną tym, którzy odkładają. Ponieważ najwięcej pożycza państwo, to ono najwięcej kradnie i ten stan rzeczy sankcjonuje. […] Dziś także nikt nie ma nadziei, że na przykład USA oddadzą pożyczone pieniądze, ale ci, którzy je wkładają, chcą mieć od tego odsetki. I tak to funkcjonuje.
Jestem rozczarowany dzisiejszą ekonomią, która w sensie popperowskim według mnie nie jest nauką. Kryterium naukowości jest to, że teoria jest tak długo prawdziwa, dopóki jeden fakt jej nie przeczy. W ekonomii wszystkiemu, co powiedziano, zaprzecza nie jeden, ale dziesiątki faktów.
Dzisiejsza ekonomia nie tłumaczy nam żadnych istotnych związków przyczynowo-skutkowych. Nie wiemy dotąd, jaka jest rola ilości pieniądza w gospodarce? Nie potrafimy zdefiniować kredytu w taki sposób, aby go wprowadzić jako pojęcie ścisłe. Ekonomia jest teraz na tym etapie, na jakim fizyka była przed Galileuszem, a już na pewno przed Newtonem.
Efekt jest taki, że niezwykle ważna, codziennie dotykająca nas sfera rzeczywistości oddana jest politykom, a nie poważnemu dyskursowi opartemu na faktach. […]
[…] musimy jednak także zmienić model finansowania potrzeb społecznych. Z pracy już się tego zrobić nie uda.
Moje pokolenie pamięta lata 80. Pamięta więc przekleństwo dodruku pieniądza w tym kraju – w małej gospodarce, gdzie ten efekt był od razu widoczny. Potężny impuls inflacyjny pojawi się wcześniej czy później. Ratuje nas to, że dodrukowane pieniądze poprawiają bilanse banków, a banki są tak wystraszone, że ich nie pożyczają. Prędzej czy później jednak trafią one do obrotu. I będziemy mieć wielką inflację, a co za tym idzie – wielki problem.
No właśnie. Podobno wlewanie pieniędzy do gospodarki jest bezpieczną formą jej stymulowania. Zero ryzyka spowodowania niekontrolowanej inflacji, czyli ‘wypuszczenia dżina z butelki’. I kolejny artykuł, puszczony zupełnie niezgodnie z ‘linią partii’:
Po wyłączeniu szczególnie podatnych na wahania cen żywności i energii inflacja wyniosła w ubiegłym miesiącu 2,0 proc. rok do roku i 0,2 proc. miesiąc do miesiąca.[…] Inflację napędzały przede wszystkim rosnące ceny paliw, które wzrosły o 9,1 proc. w skali roku, po 3-proc. spadku w styczniu.
Ale właśnie inflacja dla przeciętnego człowieka sprowadza się do cen żywności i paliw. Paliwo zdrożało o prawie 10%, podobnie żywność, i przy nierosnących wynagrodzeniach oznacza to, że ludzie mogą kupić o 10% mniej rzeczy, które mają dla nich największe znaczenie.W rok społeczeństwo zbiedniało o prawie 10%.
Wcześniej pozytywne sygnały napłynęły z giełdy – indeks największych amerykańskich spółek Dow Jones osiągnął historycznie wysoką wartość.
Spojrzałem na wyniki indeksu DOW za wspomniany ostatni rok – wzrósł o 8,5%. WOW, super! Ale zaraz … czy paliwo nie zdrożało o 9,1%? Czyli, że co? Że ciut lepszą inwestycją było kupienie beczki paliwa niż akcji? Jakoś ta obserwacja umknęła Reutersowi.
Mimo to miejsc pracy przybywa zbyt wolno, by bezrobocie mogło długotrwale spadać. […] Z kolei pod koniec stycznia okazało się, że produkt krajowy brutto USA spadł w czwartym kwartale 2012 r. o 0,1 proc.
Co do spadku bezrobocia zdania są podzielone. Shadowstats pokazuje, że gdy ujmie się w statystykach osoby zatrudnione na część etatu oraz osoby zniechęcone do poszukiwania pracy, to bezrobocie wcale nie spada, ale rośnie:
Z kolei dane pokazujące PKB pokazują, że jeżeli skoryguje się dochód narodowy o rzeczywistą inflację, to Ameryka wcale nie otarła o recesję – nawet z niej nie wyszła:
Ameryka jest w stagflacji, czyli w stanie wysokiej inflacji i stagnacji gospodarczej. O takim scenariuszu ostrzegałem na tym blogu od wielu lat.
To najgorszy ze stanów gospodarki, gorszy od wysokiej inflacji, której może towarzyszyć wysokie zatrudnienie i wzrost gospodarczy.
Ze stagflacji jest bardzo trudno wyrwać daną gospodarkę – zaaplikowanie pewnych bodźców zmniejsza inflacja ale pogłębia stagnację, zaaplikowanie innych bodźców zwiększa inflację i ogranicza stagnację. Wszystko wskazuje na to, że rak nadal będzie toczył USA. Parafrazując Urbana można być pewnym, że ‘oligarchia się wyżywi’, ale klasa średnia zniknie, zepchnięta do underclass. I o tym świadczą dostępne dane – poziom ubóstwa w USA od lat nieustannie rośnie bijąc kolejne rekordy. A to dopiero początek.
6 replies on “Awaria”
” Na dalekich peryferiach świata, typu Zambia, Polska, czy Gwadelupa, wpadki zdarzają się częściej.”
LOL nieźle się uśmiałem
A to ciekawa bon mot:
“musimy jednak także zmienić model finansowania potrzeb społecznych. Z pracy już się tego zrobić nie uda.”
Jak nie z pracy to z czego? Chyba pozostaje tylko z kradzieży, co właśnie ilustruje Cypr. Co za timing!
@2 tn
A może z kredytów? Ci ludzie doprowadziliby do zadłużenia i upadku nawet kopalnię diamentów.
@md
> A może z kredytów?
Finansowanie kredytem to również finansowanie pracą – jeżeli długi się spłaca to z pracy. Jeżeli zaciąga się długi z myślą by ich nie spłacać – to jest kradzież.
Ten wpis to właściwie o którym kraju, bo się zgubiłem w połowie?
Poza tym to nie fair porównywać indeks giełdowy ze wskaźnikiem makroekonomicznym. O ile można porównać rok do roku w gospodarce np styczeń, o tyle kursy walorów czy indeksów giełdowych “chodzą” po swojemu, inaczej mielibyśmy na giełdzie samych milionerów.
Awarie się zdarzają i w USA 😉
http://www.washingtonpost.com/opinions/federal-government-should-stop-subsidizing-wall-street/2013/03/28/c976b8d0-917a-11e2-9cfd-36d6c9b5d7ad_story.html