Już kilka razy rozwodziłem się nad poziomem polskiego szkolnictwa. Wywołało to dyskusję, czy mam rację czy nie. I podobnie jak z dyskusją o rodzimym Gestapo (czyli policji) nadspodziewanie szybko pojawił się kolejny przyczynek do dyskusji.
W Stanach nauczyciele akademiccy zatrudniani są na podstawie odnawialnych kontraktów. Jednym z istotnych kryteriów oceny są opinie zbierane od studentów. Osoby pobierające nauki wiedzą dobrze, że tylko wysoka jakość usług z których korzystają zasługuje na ciężkie pieniądze, które płacą. Kiepscy nauczyciele oznaczają marnowanie czasu, środków i zmniejszenie szans na rynku pracy. O ile wiem ta zasada obowiązuje w całym rozwiniętym świecie.
Za powyższe ogłoszenie jej autor byłby prawdopodobnie wywalony na zbity pysk na długo przed oceną semestralną. Taki brak szacunku jest absolutnie nie do zaakceptowania. Jeżeli rektor pozwala na takie zachowania, sam powinien stracić stołek. Dobrze, że takie sytuacje są upubliczniane – wskazuje to na rosnącą świadomość studentów i pozwala na usunięcie kolejnego śmiecia poza nawias społeczeństwa.
Na adres z notatki pozwoliłem sobie wysłać kilka słów komentarza, wraz z życzeniami wywalenia na zbity ryj i powodzenia w Dublinie. Zachęcam to tego samego moich czytelników.
17 replies on “Chamownia”
Może ktoś temu dr wyciął “świnie” logując się na jego konto i pisząc ten tekst, bo aż wierzyć się nie chce, że pracownik naukowy może być takim prostakiem.
Dr Scheuer przeprosił na stronie urażonych i napisał wyjaśnienie.
Doxa, wiesz, jak każdy kij, i ten ma dwa końce.
Tekst jest prymitywny i przykry, a uogólnienia w nim, jak słusznie spostrzegłeś, chamskie. Do Irlandii wyjechał zapewne przekrój polskiego społeczeństwa. W jego skład wchodzi jakiś tam niewielki procent sensownych, wykształconych, pracowitych, którzy może nie tyle gonili za pieniądzem, co chcieli uciec z polskiego piekła, no i większość fizycznych, z których pewnie część na wiele lat rujnuje nam opinię na wyspach.
Tą opinię, przejaskrawioną ale też bazującą na krążących o nas na wyspach prawdach, zabawnie ale i dla nas smutno przedstawiono w takim jednym brytyjskim programie “Top Ground Gear Force”. Aktorzy grający tam polskich robotników przedstawili ich jako zupełnie nieznających języka głupków, obszczywających drzewa, zapruszających ogień, ale chociaż jakoś tam solidnie robiących swoją robotę.
No ale nie o tym tak naprawdę chciałem.
Drugi koniec kija (pierwszy to niski poziom kultury pracownika Uniwersytetu), to naprawdę obniżka poziomu wśród studentów wyższych uczelni w Polsce. Naprawdę dużo kurwowania i prymitywnych odzywek słyszy się na akademickich korytarzach. Sami studenci szacunku do studiów wielkiego nie mają, oporów przez zrzynaniem nie mają także, na wcale nie takich trudnych kierunkach odsiew na początku jest bardzo duży. Pracownicy akademiccy narzekają również na obniżanie poprzeczki na etapie różnych egzaminów po szkołach podstawowych i gimnazjach. To sprawia, że narybek zaczynający pierwszy rok musi być uczony rzeczy, które ich poprzednikom dawno były znajome.
Szczególnie mieszane uczucia człowiek ma, jak sięgnie po starej daty zestaw zadań z fizyki czy matematyki dla maturzystów. Tam naprawdę przewija się non stop materiał z pierwszego roku studiów inżynierskich.
Sami pracownicy naukowi też mają swoje za uszami. Spora część z nich to takie dziadki Marusarze, tyle, że nie skoków narciarkich, a wyższej edukacji. Doktorat napisali dawno, dawno temu i od tego czasu praktycznie stanęli w miejscu. Wykładają ten sam materiał z tej samej dziedziny, w której siedzą od wiosny ludów i z której wychylić się już nie chcą, bo to by wymagało sporego nakładu pracy, ciągłe uczenia się, wysiłku intelektualnego. Czasami wypierdzą jaką “publikację”. Wiadomo, papier jest cierpliwy, a na jakiejś tam konferencji gdzieś publika trochę pośpi podczas referatu no i się odfajkuje swój obowiązek.
Do tego dochodzi kompletna zapaść technologiczna Polski. Z kim niby mają współpracować uczelnie? Badania akademickie robi się po to, aby poprawiać produkty i procesy wytwórcze. Gdy te nie istnieją, można tylko i wyłącznie poruszać się w sferze podstaw i banałów, które nie mają nic wspólnego z poziomem, na którym jest prawdziwy przemysł.
A co z “młodymi i dynamicznymi” doktorantami? Z przykładu znanego z życia: konieczność pracy zarobkowej często podcina skrzydła u kogoś, kto chciałby popchnąć stan wiedzy w jakiejś dziedzinie naprzód. Do tego jeśli pracuje w dziedzinie, w której bez partnertwa ze strony biznesu niewiele się zdziała, to w ogóle na takiego kogoś w Polsce nic nie czeka.
Sam kiedyś, Doxa, śmiałeś się z tych, co się licytują, jaką to polską uczelnię skończyli. Argumentowałeś, że i tak nie ma to najmniejszego znaczenia, bo postęp robi się zupełnie gdzie indziej. I miałeś rację.
Ktoś chyba wyrwał doktorka z kontekstu i nie załapał dowcipu: http://pokazywarka.pl/lbh9y9-2/
No tak, on biedny wykladal economics of suicide szkoły chicagowskiej, a tu sie na chlopa rzucili. A wolnosc slowa to przepraszam, gdzie? 😉 Nie uzyl ani inwektyw, ani slow powszechnie uwazanych za wulgarne, wiec w czym rzecz?
Julek:
wiesz, sa zarty i zarty.
Faktem jest, ze uniwerki w Polsce sa ostoja roznych, przepraszam za wyrazenie, zer intelektualnych oraz wszelkiej masci wariatow.
Pare przykladow z mojego uniwersytetu (UMCS w Lublinie):
– gosciu od historii prawa, ktory wyrzucal studentom indeksy z 11 pietra i mowil “jak ktos zlapie indeks zanim spadnie na bruk, stawiam mu piatke. Powodzenia w biegach”.
– gosciu z wydzialu fizyki, ktory dawal zaliczenia dziewczynom, jak sie zgodzily z nim na “romantyczna kolacje” zakonczona w hotelu; te ktore sie nie zgadzaly, musialy po pare razy powtarzac zaliczenia.
– gosciu, ktory kazdy wyklad zaczynal od slow: “prosze panstwa, nie ludźmy sie, kobiety do nauki sie nie nadaja”
– gosciu, ktory zrobil habilitacje z mysli filozoficznej Lenina a potem juz sie zatrzymal w rozwoju
– gosciuwa, ktorej doktorat napisal jej kochanek w randze profesora, a koledzy pozytywnie ocenili; srodowisko o tym wiedzialo i na wyjazdowych konferencjach, jak sie juz popili, to robili sobie niewybredne zarty.
Przykladow bylo wiecej.
Studenci skladali skargi do dziekanatow, ale nigdy nic sie nie zmienilo.
Za wyczyny jak powyzej na uniwerku w USA gosciu od razu wylecial by z pracy.
Zastanowmy sie raczej nad tym dlaczego az tak duza liczba studentow nie zdala egzaminu i dlaczego wykladowca jest adiunkt a nie profesor. Nie wiem ilu studentow bylo na roku ale na ogol nabor na rok nie przekracza 200 osob. Tak wysoki procent niedostatecznych swiadczy albo o fatalnym poziomie szkolenia albo o fatalnym poziomie studentow. To, ze poziom obecnych studentow jest stosunkowo niski w porownaniu z latami ubieglymi nie jest nowina.Zazwyczaj jednak stosuje sie przy ocenianiu pomiary wzgledne rozpatrujac rozklad ilosci prawidlowych odpowiedzi w stosunku do sredniej zliczen dla grupy.
Przy okazji zas przypominam, ze wiekszosc profesorow w USA posiada tzw “tenure” czyli nieusuwalnosc z pracy, ktorego to prawa jest bardzo trudno go pozbawic i zdarza sie to za powazniejsze wystepki niz zbyt otwarte wyrazanie swojej opinii o poziomie podopiecznych.
Co do poziomu studentów i studiów.
Jedno i drugie dąży do zera.
Moja siostra opowiadała mi kiedyś historię, jak jej koleżance z roku w trakcie pisania pracy magisterskiej dziekan kazał zmienić temat (jakoś w lutym). Okazało się, że koleżanka siostry doszła w trakcie badań do jakiś przełomowych odkryć. Rzecz się działa na Politechnice Poznańskiej, wydział chemii.
o ile wiem to nie chamownia a poczucie humoru które owy doktor wypracował sobie ze studentami. I nic nam do tego. Też wielokrotnie byłe świadkiem takiego humoru i byli to z reguły zachodzące w pamięć ćwiczenia. Doxa… na jakich Ty nudnych studiach musiałeś być.. wszyscy pod krawatem i sztyl od miotły w plecach?
Ehhh narzekają na doktora wszyscy tylko nie jego studenci ;
Nie wiem czy na wszystkich uczelniach w Polsce ,ale na mojej jest ankieta anonimowa i można oceniać każdego wykładowce co semestr. Wszystko odbywa się anonimowo.
Czy zajęcia rozpoczynają się punktualnie?
tak raczej tak raczej nie nie nie wiem
Czy prowadzący podał program i literaturę przedmiotu?
tak raczej tak raczej nie nie nie wiem
Czy jasno określone zostały kryteria i forma zaliczenia/egzaminu z przedmiotu?
tak raczej tak raczej nie nie nie wiem
Czy istnieje możliwość kontaktu z prowadzącym celem konsultacji, wyrażenia własnych opinii?
tak raczej tak raczej nie nie nie wiem
Czy zajęcia prowadzone były w sposób komunikatywny i zrozumiały?
tak raczej tak raczej nie nie nie wiem
Czy prowadzący jest przygotowany do zajęć?
tak raczej tak raczej nie nie nie wiem
Czy forma zajęć jest urozmaicona i dostosowana do realizowanej problematyki?
tak raczej tak raczej nie nie nie wiem
Czy zajęcia pobudzają do własnej pracy i samodzielnego myślenia?
tak raczej tak raczej nie nie nie wiem
Czy wprowadzane są aktywizujące formy na zajęciach?
tak raczej tak raczej nie nie nie wiem
Czy panuje dobra atmosfera podczas zajęć?
tak raczej tak raczej nie nie nie wiem
Czy prowadzący umiejętnie nawiązuje kontakt z grupą?
tak raczej tak raczej nie nie nie wiem
Czy prowadzący z szacunkiem odnosi się do studentów?
tak raczej tak raczej nie nie nie wiem
Własne uwagi i sugestie:
Ostatnio był dobry reportaż w tvp o dziwnych przedmiotach które mają studenci kierunków humanistycznych (chyba w Olsztynie )uczelnia prywatna z braku kadry brała kogo popadnie.
E tam, w ogóle nie macie poczucia humoru.
Chyba tvn napisał o tym i była wzmianka, ze to najbardziej luzacki nauczyciel – wygrał jakiś konkurs niedawno. Więc pewnie znający go zrozumieli, że to żart, a cała Polska na wykopie włącznie ze Słomskim na niego najeżdża, bo nie rozumieją 🙂
@artur:”bo aż wierzyć się nie chce, że pracownik naukowy może być takim prostakiem.”
Hmm, masz słabą wyobraźnię. Moja córka studiuje na UJ i mogłaby wnieść trochę wiedzy na temat kultury pracowników UJ. Zapominasz, że wysoka wiedza fachowa nie musi iść w parze z kulturą osobistą. To czasami nie są prostaki, ale wręcz “buraki”, którym słoma z butów wystaje.
panie ja go nie chce w dublinie. Wystarczy tu takich co myślą iż zjedli wszystkie rozumy, bo mają RP w paszporcie.
pozatym tu nie ma co przyjeżdżać teraz jak nie ma się studiów IT + 3-5 lat experience w kilku językach programowania.
Parę uwag:
1. Pomysł z ocenianiem wykładowców przy modelu szkolnictwa polskiego jest idiotyczny. Po pierwsze, ludzie w Polsce nie płacą (w części) za studia. Po drugie nie idą na studia żeby studiować. Po trzecie studia nie mają za zadanie ich czegokolwiek nauczyć. (Empiria po próbie zatrudnienia kilku młodych zdolnych ze świetnymi wynikami – absolutne zera)
2. Coraz więcej ludzi chce kończyć studia i o dziwo to robi, co wynika ze znaczącego obniżenia poziomu. Uważam, że dopuszczenie do ocen wykładowców szybko wyeliminowałoby tych ostatnich surowych z powołania, którym jeszcze się chce. Po prostu zostaliby nisko ocenieni przez przeczołganą rzeszę przygłupów, którzy przyszli na studia “po papier” bo przecie nie studiować.
3. Generalnie, ten system jest widoczny na niepństwowych uczelniach płatnych, gdzie “profesorom” zależy na pozostawieniu “na roku” jak największej ilości “dawców kasy” którzy uważają że dyplom z jakiejś Wyższej Szkoły Gotowania na Gazie poprawi ich sytuację na rynku pracy. Co owocuje potem alarmami GazWyb że studenci i absolwenci masowo opuszczają nasz piękny kraj i kopią rowy lub na zwmywaku siedzą.
4. Może system ocen działa w cywilizowanych krajach – u nas by doprowadził do tego, że dowiedzielibyśmy się że pod dnem jest jeszcze parę metrów mułu.
5. Subiektywnie, mam wątpliwości czy system z ocenami przez studentów w ogóle jest zdrowy… Ale może jak ktoś płaci konkretnie paredziesiąt tysięcy za studia i chce się nauczyć przydatnych rzeczy a nie tylko zaliczyć odeprze pokusę złej oceny dla surowego acz dobrego belfra.
6. Nie widzę powodów, dla których należałoby się litować nad “słabszymi” i tymi co im się “nie udało”. Raczej preferowałbym system nauczania w którym stawiamy na najlepszych a reszta dociąga lub odpada. Znowu empiria dowodzi że efekty takiego systemu są dużo lepsze niż socjalistycznej “ochronki” mającej na celu “wysoki odsetek kończących studia”
Ja pracuje na uczelni. W moim subiektywnym odczuciu poziom zarówno kultury studentów, jak i intelektualny, spada. Kiedyś studenci dzienni nie rzucal puszek na podłogę. Nie wpychali plastykowych kubeczkow gdzie popadnie. Mi na studiach do głowy by nie przyszło, by do wykładowcy na pierwszych zajęciach mówić “per ty”, kurwować i operować jakimś obrzydliwym slangiem. Jak ktoś zaczyna list od “witam” i pisze “panie Wojtku” (imię zmieniione 🙂 ), to już to jest w obecnych czasach szczyt kultury.