Categories
Ekonomia Polityka

Niezależność NBP

Są tylko dwa fundamenty każdego państwa:

  • Płacenie podatków
  • Wiara obywateli w walutę

Obywatele mogą sobie głosować, wiecować, strajkować, a nawet malować murale i rozrzucać ulotki, ale to i tak niczego nie zmieni. Wojsko może mieć garnizon w każdym mieście albo może go nie być wcale. Władzę to nie interesuje. Co najwyżej zrobi pewne ustępstwa, kolejne dociskanie śruby rozłoży na 2 czy 3 kolejne ustawy i zapisze je w inny sposób. Jedyne dwa sposoby rzucenia każdego państwa na kolana to zaprzestanie płacenia podatków i odmowa przyjmowania papierowej waluty emitowanej przez państwo.

Jeżeli obywatele przestaną płacić podatki lub przyjmować walutę to cały aparat państwowy przestaje natychmiast pracować. Nie ma z czego płacić urzędnikom ani mundurowym. Nikt nie słucha wydawanych poleceń. Miliony obywateli utrzymywanych przez skarb państwa zamienia się w tłum głodnych i wściekłych rewolucjonistów. Cała dotychczasowa grupa pasożytów zwanych “klasą polityczną” albo nawet “elitą” jest obalana, staje się skompromitowana i trafia bezpowrotnie na śmietnik historii. I to niezależnie czy są z grupy aktualnie rządzącej czy z grupy obecnie kontestującej.

Dlatego właśnie tak starannie mydli się oczy ‘niezależnością’ banku centralnego. Dlatego w czasie okupacji hitlerowskiej jedynym polskojęzycznym dokumentem były banknoty:

Dlatego komunistyczni okupanci zachowywali się identycznie. Wszystko było ‘ludowe’, Ludowe Wojsko Polskie, Polska Rzeczpospolita Ludowa, tylko nie było Ludowego Banku Polski.

Dziś na stronie NBP możemy sobie poczytać:

Narodowy Bank Polski (NBP) jest bankiem centralnym Rzeczypospolitej Polskiej. Wypełnia zadania określone w Konstytucji RP, ustawie o Narodowym Banku Polskim i ustawie Prawo bankowe. Wymienione akty prawne gwarantują niezależność NBP od innych organów państwa.

Jest to oczywiście kłamstwo, co wprost wynika z lektury jednego akapitu konstytucji. NBP byłby niezależny, gdyby prezes był wybierany przez prywatnych udziałowców banku lub w wyborach powszechnych. W obecnym porządku prawnym NBP kieruje prezes wybierany i odwoływany przez Sejm na wniosek Prezydenta, czyli jest dokładnie odwrotnie niż napisano powyżej. Powinno być napisane: “Wymienione akty prawne gwarantują całkowitą zależność NBP od innych organów państwa.”

Obecnie jesteśmy świadkami farsy pt. “Wprowadzenie nowego banknotu do obiegu”. Rząd był przeciwny nowej 500tce, ponieważ banknoty o wysokim nominale przeszkadzają w dalszym dociskaniu śruby fiskalnej i inwigilacji obywateli, zwanym dla niepoznaki “wprowadzeniem gospodarki bezgotówkowej”. Dla podtrzymania złudzenia niezależności NBP rząd nie mógł po prostu wymusić niewprowadzania tego nominału. Zamiast tego dogadano się, pewnie przy jakiś ośmiorniczkach, sprawdzając najpierw czy wszystkie piloty do TV w pomieszczeniu nie mają włączonej funkcji nagrywania. Stanęło na tym, że 500tki będą wprowadzane do obiegu, ale teoretycznie. Niby są już miesiąc w obiegu, ale po prostu nie trafiają z NBP do kas banków i dalej do obiegu. Elegancko to rozegrano – NBP postawił na swoim i udowodnił swoją “niezależność” i jednocześnie spełnił wolę rządu.

Jak łatwo oszukać ludzi widać po lekturze mediów. Oto Wyborcza, słynąca z zatrudniania niezbyt lotnych stażystów, pisze: nie będzie tak łatwo zdobyć nowy nominał, bo w pierwszej kolejności będzie służył do rozliczeń międzybankowych. Biedni stażyści nie mają pojęcia, że to już “nie te czasy”. W rozliczeniach międzybankowych nie przewozi się już worków z pieniędzmi. W 1996 r został wprowadzony system SORBNET, który załatwia rozliczenia elektronicznie i bezgotówkowo. Podobne “rewelacje” o tym, że palety nowych banknotów mają być “rezerwą” NBP pozostawiam totalnie bez komentarza, ponieważ jeżeli by chcieć wyjaśniać czym są rezerwy banku centralnego to nikogo to nie zainteresuje, nikt tego nie zrozumie, a jeżeli nawet kogoś to zainteresuje i zrozumie, to zaraz o wszystkim zapomni.

Tylko głupcy używają banknotów NBP (i złotówki) do oszczędzania i gromadzenia kapitału. Jeden wykonany telefon, prasy zafurkoczą i wartość nabywcza złotówki zacznie spadać w kierunku zera. Na szczęście dla każdej władzy większość obywateli to głupcy. Większość ludzi po prostu nie interesuje nic poza codzienną michą i wieczornym programem TV.

* Zapytałem NBP o kwestię wprowadzania nowego nominału do obiegu, nie otrzymałem żadnej odpowiedzi.

Share This Post
Categories
Ekonomia

Wzrost cen

W ekonomii nie ma cudów. Pewne procesy są znane od kilkuset lat. Na przykład wiemy, że jeżeli zwiększa się ilość pieniądza (a także kredytu) w obiegu to ceny rosną. Widzieliśmy to od 2003 roku, gdy upowszechniły się kredyty hipoteczne i ceny mieszkań wzrosły dwukrotnie. Dziś obserwujemy to jako efekt uboczny programu 500+. Spora część z tych pieniędzy trafiła do ubogich rodzin, które wydały je na bieżącą konsumpcję. W efekcie w moje ręce wpadło takie pismo:

Szanowni Państwo,

z przykrością informuję, iż począwszy od miesiąca kwietnia zmuszeni jesteśmy podnieść cenę dostarczanych do Państwa posiłków w standardzie podstawowym i rozszerzonym.

Podwyżka uwarunkowana jest dramatycznie rosnącymi kosztami produktów wsadowych, które wykorzystujemy do przygotowywania posiłków dla dzieci, zarówno jeśli chodzi o warzywa, mięso, nabiał, owoce, czy też produkty inne dowożone przez dostawców itp. Podwyżki cen od grudnia do wczoraj oscylują wokół 30-34%, i są nie porównywalne z analogicznym okresem w latach ubiegłych.

Nawet ceny zakontraktowanych przez nas owoców krajowych, kapusty kiszonej, ogórków kiszonych, cebuli, marchwi i ziemniaków zostały podniesione o 40%.

Do tego dochodzą wzrastające z roku na rok koszty pracy, mediów oraz paliwa a co za tym idzie koszty transportu (zarówno koszty transportu produktów wsadowych jak i transportu posiłków do Państwa). Znacznej podwyżce uległy także ceny mediów oraz ścieków – koszty, które tu ponosimy jako odbiorca hurtowy mimo naszych umiejętności negocjacyjnych przerastają nasze możliwości.

W tej sytuacji nie jesteśmy odosobnieni – wszystkie firmy cateringowe podwyższają ceny a niektóre nawet są zmuszone do zaniżenia jakości dostarczanych produktów pomimo podnoszenia ceny.

A NBP nadal na swojej stronie twierdzi, że inflacja wynosi 2%. Pewnie parowozy znów staniały i średnio inflacja nadal jest niska.

Share This Post
Categories
Policja Survival

Szwecja

Polecam filmik na weekend.

Refugees welcome.

Share This Post
Categories
Ekonomia Ważny Wpis

WIBOR a miesięczna rata kredytu hipotecznego

Jeszcze kilkanaście lat temu kredyty hipoteczne były w Polsce prawie nieznane. Nie dlatego, że banki nie znały tego typu produktów lub gardziły zarobkiem z takich kredytów. Po prostu w środowisku wysokich stóp procentowych (na przykład WIBOR 20% w 2000 roku) odsetki byłyby tak wysokie, że prawie żaden kredytobiorca nie byłby w stanie obsłużyć kredytu na mieszkanie.

Jakie przykre konsekwencje ma próba sprzedawanie kredytów hipotecznych w takich warunkach można przekonać się wspominając kredyt Alicja oferowany przez PKO BP od 1995 roku. Bank zakładał, że stopy WIBOR niedługo spadną, więc kredytobiorca spłacał tylko część odsetek, a reszta dopisywana była do sumy kredytu, który puchł jak balon. Kwota niespłaconego kredytu gwałtownie rosła, ponieważ niespłacone odsetki kumulowały się wraz z kolejnymi odsetkami od odsetek… Ot, magia procentu składanego. A ponieważ stopy procentowe mocno spadły dopiero w okolicy roku 2003, to wielu kredytobiorców stało się ‘posiadaczami’ ogromnego i niespłacalnego długu wobec PKO.

A skoro już jesteśmy przy roku 2003, to warto przypomnieć sobie dwa wykresy:

Jest widoczna korelacja. W 2003 roku WIBOR osiągnął niski poziom 5% i banki dostrzegły możliwość szerokiego wprowadzenia kredytów hipotecznych do swoich ofert. Zaczęły ich udzielać i popyt na nieruchomości gwałtownie zaczął rosnąć. W efekcie mieliśmy gwałtowny wzrost cen i bańkę hipoteczną.

I drugi wniosek – mamy obecnie ekstremalnie niski poziom WIBOR, który raczej niżej nie spadnie, i który raczej będzie rósł śladem zbliżającego się wzrostu stóp procentowych w USA.

Kredyty hipoteczne w Polsce są sfinansowane krótkoterminowymi lokatami i środkami zalegającymi na kontach osobistych. Ich oprocentowanie może zmienić się bardzo szybko i najprawdopodobniej będzie rosło. Banki nie chcą podejmować ryzyka tego, że za depozyty trzeba będzie płacić więcej niż będzie przynosić kredyt, więc banki oferują wyłącznie kredyty o zmiennym oprocentowaniu. Pisałem już o tym kilka razy – to jest tykająca bomba ekonomiczna, o której prawie nikt nie wie, zarówno kredytobiorcy jak i sprzedawcy kredytów. Skala problemu jest duża, ponieważ kredytów hipotecznych w złotówkach mamy dwa razy więcej niż we franku, mowa jest o 200 miliardach złotych.

Brak kredytów o stałym oprocentowaniu wynika z kilku faktów. Złotówka jest walutą wysokiego ryzyka i nikt rozsądny nie chce zamrażać kapitału w lokaty na 20 czy 30 lat bo może go dotknąć scenariusz ‘od pucybuta do milionera’, ale w polskiej wersji. Różnica jest taka, że w Ameryce ludzie dorabiają się od zera do miliona, a w Polsce milioner bardzo łatwo może zostać pucybutem (w wersji optymistycznej) albo być rozstrzelanym (w wersji pesymistycznej).

Poza tym do ludzi przemawiają liczby. Kupując kredyt w banku nikt nie pyta o hipotetyczne ryzyko wzrostu WIBORu, tylko o wysokość miesięcznej raty na daną chwilę. I tak skoro długoterminowa obligacja RP płaci dziś 4,3%, to list zastawny będący finansowaniem dla hipotek musiałby płacić 5,3%, czyli kredyty o stałym oprocentowaniu musiały by być po 6-7%. Zamiast tego mamy kredyty o zmiennym oprocentowaniu w wysokości powiedzmy nieco ponad 4%. I tak dla kredytu 300k / 20 lat kredyt może kosztować przy 2200 zł miesięcznie przy stałym oprocentowaniu lub 1800 zł miesięcznie przy zmiennym.

Większość ludzi wybierze zmienne oprocentowanie nie zdając sobie sprawy z tego, że jeżeli WIBOR wyskoczy na 20% to miesięcznie przyjdzie im do zapłaty 5300 zł… Która rodzina będzie w stanie to udźwignąć? A w perspektywie 20 lat mamy taką sytuację pewną jak w banku, to nie jest ‘jeżeli’ a ‘kiedy’. Wystarczy tylko przypomnieć sobie o ciągle rosnącym zadłużeniu państwa, o chwiejącej się UE, o niedofinansowanym ZUSie. Każde duże tąpnięcie skutkować będzie natychmiastowym wystrzałem WIBORu. I w takiej sytuacji państwo polskie będzie zajęte ratowaniem samego państwa, a nie ratowaniem kredytobiorców, nawet jeżeli jest ich parę milionów. Przerzucić tego ciężaru nie da się na banki. One po prostu nie wytrzymają kapitałowo sytuacji, w której będą musiały płacić rynkowe stawki za depozyty i nie będą mogły tego przerzucić na kredytobiorców hipotecznych.

Z tego zagrożenia zdaje sobie sprawę KNF. Proszę zapoznać się z dokumentem w tej sprawie.

Trzeba nadmienić, że cały ten problem nie istniałby w systemie pieniądza złotego. W takim reżimie kredytodawca może być spokojny o siłę nabywczą deponowanego kapitału i żąda za niego jakieś 3%. Nie zdarzają się wzrosty oprocentowania, ponieważ w takim systemie nie ma inflacji. Banki mogą udzielać kredytu nawet na 20 – 30 lat bez obaw o wzrost odsetek. Tak to działało w USA przez 150 lat, do połowy XX wieku.

Gdy dojdzie do takiego gwałtownego wzrostu WIBOR zobaczymy odwrotne ruchy na obu powyższych wykresach. Gdy WIBOR pójdzie w górę, to dostępność kredytów spadnie w okolice 0. Podaż mieszkań gwałtownie wzrośnie ponieważ większości kredytobiorców nie będzie stać na spłatę całości kredytu ani na spłacanie rat w kwocie 2 – 3 razy większych. Równowaga podaży i popytu na nieruchomości odnajdzie się na zupełnie innym poziomie, ceny gwałtownie spadną. Wcale nie wykluczam spadku cen o połowę w ciągu 2 lat od zaistnienia problemu.

Jeżeli rząd nadal nie będzie pozwalał bankrutować kredytobiorcom to będziemy świadkami śmierci cywilnej dla milionów Polaków i kolejnej fali emigracji. Jeżeli pozwoli, to spadki cen będą jeszcze większe, nasilone masowym wysyłaniem kluczy do mieszkań bankom.

Narastające zadłużenie wielu państw świata i ogromna skala dodruku walut zbliżają nas do tego momentu. Fala podwyżek stóp procentowych już się zaczęła w USA. Powoli zbliżamy się do tego momentu. I jak zwykle dowiemy się z prasy, że nikt tego nie przewidział.

Share This Post
Categories
Ekonomia Survival

Płacidło

Ludzie sprzedają mi różne rzeczy wykonane z metali szlachetnych. Niektóre są w rodzinie od pokoleń. W moje ręce trafiło coś w rodzaju portmonetki… tylko, że do płacenia złotem.

Złotówka dla porównania wielkości.

Jest to oryginalny przedmiot z czasów wojny. Każde kółeczko jest ze złota 585, waży około 0,1 g, i pochodzi z rozebranej biżuterii. Za takie kółko dostawało się bochenek chleba albo 6 jajek.

To tak w temacie ‘złota się nie zje’. Natomiast obligacje RP ‘zysk bez ryzyka’ na pewno się zje z dużym smakiem, można przegryzać też banknotami.

Acha, zapomniałbym. Takie czasy już nigdy nie powrócą, ponieważ jesteśmy w UE i chroni nas V artykuł sojuszu NATO. W razie czego Amerykanie będą nas bronić z wszystkich sił.

Share This Post