Categories
Ekonomia

Prezio

{odzyskane po małym padzie systemu}

Przeczytałem wywiad z oligarchą Marianem Owerką. Chciałem się do tego odnieść, ale dobrze, że tego nie zrobiłem. Dokonał tego znacznie lepiej bloger ‘ezekiel‘. Zgadzam się całkowicie ze słowami jego krytyki. Ten prezes, jak to prezes, jest całkowicie oderwany od rzeczywistości. Wydaje mu się, że jest tak jak dawniej, tylko ma większe dzieci. Otóż wiele się zmieniło.

Dla tych za leniwych na klikanie w linki i żeby wpis nie był za krótki – parę cytatów:

[…] w połowie lat 90-tych, kiedy mój starszy o 10 lat brat zaczynał pracę w korpo bez żadnego doświadczenia dostał na start telefon, samochód, pracodawca opłacał mu studia (był chyba na drugim, czy trzecim roku), a wypłata na dzień dobry sięgała około 2 tys. na rękę, co prawie 20 lat temu było naprawdę niemałą sumą. Dzisiaj na start w korpo dostaje się bezpłatny staż. Jak się ma szczęście to po jakimś czasie dostaje się śmieciówkę albo i idzie się na kolejny staż.

Wystarczyło choć trochę znać język, mieć nieco zaparcia i można było w krótkim czasie dorobić się naprawdę niezłych pieniędzy. Problem w tym, że maszyna zwolniła, a prawie wszystkie miejsca w niej są zajęte. To się jednak nie mieści w głowach japiszonów, dzisiejszych 40-latków, którzy spędzili w korpach całe zawodowe życie. Im się wydaje, że tak jak kiedyś wystarczy się po prostu zebrać w sobie i konsekwentnie dążyć do celu.

Ci jednak, którzy nie przeszli tej ścieżki, ci którzy nigdy nie wypadli myślą, że ciągle jest tak jak było kiedyś. Mało tego, myślą, że jeżeli wygrali oni, to wygrać może każdy. Wystarczy zakasać rękawy i takie tam. W końcu cały ich świat to oni i ich sukcesy. I z tej pozycji pouczają. […] Wygrany odgradza się od reszty murem. Jeśli on mógł, to może każdy inny, a jeśli się komuś nie udaje, to znaczy, że coś z nim jest nie tak. Zapewne jest leniwy, głupi, niezdyscyplinowany. Koniec końców każdy, kto nie odniósł sukcesu winien jest sam sobie. To jedna z pułapek sukcesu – arogancja. I właśnie taką arogancję prezentują prezesi w swoich radach i sądach o rzeczywistości. Nie ma w nich zrozumienia, ani głębszej analizy. Jest narcystyczne „Ja” i mitomania.

Z tego miejsca tylko kawałek do tak absurdalnych wizji świata jak ta, która wydaje się opisywać problemy rynku pracy w kontekście lenistwa i roszczeniowych postaw. Taka perspektywa sugeruje, że ludzie nie pracują bo nie chcą, bo nie są wystarczająco zdeterminowani, bo wolą czekać aż coś im spadnie z nieba. W ten sposób skomplikowany mechanizm jakim jest rynek pracy jest zredukowany do poszczególnych jego cegiełek – pracowników, którzy nie pracują, bo są zwykłymi leniami. W ten sposób dystrybuuje się też poczucie odpowiedzialności i koniec końców poczucie winy. Jeśli przegrałeś, to dlatego, że się za mało starałeś. Nie ma czegoś takiego jak rynek pracy. Są tylko pracownicy, a ci dzielą się na zaradnych i niebojących się wysiłku, albo na roszczeniowych, agresywnych leni.

Autor każdym akapitem trafia dokładnie w sedno problemu. Opisuje to, co ja od wielu lat niezdarnie próbuje przekazać moim czytelnikom.

Na rynku pracy nikt nie jest lepszy od innych i niezastępowalny. Każdemu grozi utrata pracy i niemożność znalezienia nowej, czy jest to 30 latek rozpoczynający ‘karierę’ czy 50 latek zbliżający się do emerytury (o ile 17 letnią perspektywę nędznego zasiłku można nazwać zbliżaniem się do emerytury). Jest tak nawet w moim osobistym przypadku. Moja praca to prowadzenie niszowej firmy na obrzeżach systemu. Gdybym chciał szukać pracy to zdaję sobie sprawę, że jestem całkowicie niezatrudnialny. Na szczęście pochlebiam sobie, że pracowałem już w tylu fachach, że mógłbym utrzymywać się z fuch, nadal na obrzeżach systemu.

W obficie cytowanym materiale brakuje dwóch podstawowych informacji. Po pierwsze skok gospodarczy po roku 1989 był efektem renty zapóźnienia. Dzięki temu od razu pojawiły się w Polsce ogromne firmy sprzedające Polakom co tylko się da. Niestety zabrakło zrównoważonego rozwoju. Do Polski ściągnęły wszystkie koncerny aby sprzedawać, ale bardzo niewiele by produkować. W Polsce przede wszystkim brakuje zaplecza produkcyjnego, dającego realną prace ludziom. Nie trzeba nam pracy polegającej na wysyłaniu mejli do Chin pod tytułem ‘send us more stuff’.

Po drugie brakuje optymistycznej puenty. W 1989 doszło do resetu, w efekcie uwłaszczyło się wiele tysięcy przypadkowych ludzi. Obecnie zbliżamy się do kolejnego resetu, który umożliwi ustawienie się kolejnym tysiącom Polaków. W horyzoncie kilku lat mamy bankructwo całego systemu finansowego świata. Oczywiste jest, że obecnych długów państwowych nie da się spłacić i jedyny możliwy scenariusz to maksymalne wydrenowanie kredytodawców a potem bankructwa. Przy tej okazji dojdzie do transferu bogactwa. Trzeba być tego świadomym i jak surfer utrzymać się na fali. Ostrzegam – zadanie nie będzie łatwe, będzie mocno bujać.

 

Share This Post

11 replies on “Prezio”

Transfery bogactwa to dobra rzecz, ale mają one dwa końce. Szykując się więc na tę przyjemną sytuację trzeba zadbać o to by znaleźć się na tym właściwym końcu. Proponuję więc już teraz pozbyć się całego bogactwa tak żeby nie mieć nic w dniu apokalipsy – wtedy na pewno nie znajdziecie się w tej okropnej roli dawcy majątku. Jak by co mogę podać numer konta do utylizacji nadmiaru oszczędności.

Mam pytanie . Mozna we Wroclawiu zrobic badanie posiadanego zlota czy real 😉 za oplata odreki.

uwłaszczyło się wiele tysięcy przypadkowych ludzi- To nie przypadkowe osoby tylko takie, które mogły się uwłaszczyć.Mogły przejąc majątek, którym zarządzały lub przepompować go.

Myślę, że prawda leży gdzieś pomiędzy.

Generalnie faktycznie wystarczy chcieć i robić, aby osiągnąć sukces. Tylko że niestety niektórzy mają takie uwarunkowania zarówno wewnętrzne jak i zewnętrzne iż poziom chęci i pracy jaką muszą wykonać może przerastać ich fizyczne możliwości.

Ot synek prezesa wystarczy że tylko trochę będzie chciał, aby dostał dobrą robotę w dużej spółce i jeśli tylko trochę pracy w to włoży to z tej roboty nie wyleci. Natomiast synek żula ze wsi pod wsią pod Białymstokiem musi włożyć zdecydowanie więcej pracy i chęci aby dostać cokolwiek sensownego.

Czy w ogóle byłoby sprawiedliwe aby każdy miał równe szanse? Przecież wiele osób po to próbuje osiągnąć sukces aby jego dzieci miały łatwiej: aby miały kasę na inwestycję, aby miały lepsze wykształcenie, aby miały znajomości. Czy robiliby to samo wiedząc że to nie ma wpływu na jego potomków?

I nie jestem przekonany że kiedyś było łatwiej. Znam wiele osób które na początku lat ’90 dorobiło się dużej kasy. Ja wtedy miałem około 10 lat, więc mnie to ominęło. Ale znam też wiele osób które wtedy pracowało jak większość i niczego się nie dorobiło. Myślę, że każde czasy dają mniej więcej porównywalną możliwość wzbogacenia się. Jednakże zawsze dotyczy to niewielkiej liczby ludzi. Kiedyś wystarczyło mieć trochę zmysłu handlowego i otwartości na świat. Dla nas obecnie wydaje się to bardzo niewielkim wymaganiem do wzbogacenia się. Ale pamiętajmy że wtedy wszyscy byli wychowankami komunizmu, który te dwie rzeczy tępił.

Handlarze lat ’90 wzbogacili się bo byli wyjątkowi w swoich czasach. Obecnie ich cechy są powszechne i już nikt nie wzbogaci się na zwykłym handlu – robią to prawie wszyscy. A jeśli robią to wszyscy to nie będzie w tym bogactwa.

Nie wątpię iż obecnie da się wzbogacić, za 20 lat będziemy mówili o ich odpowiednikach: ludziach którzy wykazują się dziś wyjątkowymi cechami, które sprawiły że będą bogaci, a które wtedy będą dość powszechne.

Niestety bogactwo zawsze będzie zarezerwowane dla wybranych, dla tych którzy wykazują wyjątkowe cechy, odpowiednie dla swoich czasów i dodatkowo mają szczęście móc je wykorzystać. Jakie to są cechy obecnie? Za 20 lat poczytacie w prasie…

Gdy tylko przerzuciłem wzrokiem ten art na wyborczej, uznawszy że na czytanie szkoda czasu, pomyślałem o ironii losu. I to w dwóch aspektach. Pierwszy – otóż mentorzy i rad udziela gość, którego firma BAK wyceniana od czasu IPO po niemal 10 PLN za akcję, zjechała nieco do ponad 1.5 PLN, do tego nigdy nie przebijając ceny emisyjnej. No zbudował świetne przedsiębiorstwo, wyceniane na 50 groszy za każdą złotówkę majątku.

I drugi – w myśl zasady “uważaj na własne życzenia”, istnieje niezerowe prawdopodobieństwo, że jakiś “młody” rzeczywiście zakasa rękawy i przejmie firemkę BAK o wartości dwóch elegantszych domów (bo z zaledwie 34 milionową kapitalizacją). Z pewnością uzna wówczas, że skoro p. Owerko nie potraił się przed przejęciem obronić, to nie ma tu dla niego miejsca, więc niech zakasuje rękawy i do roboty 😉

“vanity, definitely my favourite Sin”.

Prawda jest jeszcze inna.

Na Zachodzie właściciele firm dzielą się ze swoimi pracownikami zyskami. W Polsce znam człowieka zarabiającego na ciężkiej pracy ludzi okolice 150 000 $ miesięcznie na czysto, a na jego zysk pracuje kilkanaście, może 20 robotników, których nawet nie zatrudnia bezpośrednio, a przez firmę zewnętrzną – bo tak taniej. Ludzie Ci ryzykują życie, pracują bez ubezpieczenia. Firma budowlana.

Kiedyś się z nim pokłóciłem, że nie może być tak, by właściciel firmy zarabiał tysiące razy więcej od swoich pracowników, gdy Ci nie mogą zapewnić sobie podstawowego godnego życia – mimo ciężkiej i wydajnej pracy. On się od tego czasu na mnie obraził, nazwał mnie tęskniącym za PRL.

Cała moja rodzina i znajomi, pracujemy w ogromnej większości dla Amerykanów, bądź innych krajów Zachodu. I każdy z nas ma bardzo złe doświadczenia z pracą dla Polaków. I zawsze bolało jedno – pieniądze poniżej minimum, by w ogóle się utrzymać, mała liczba pracowników robiących często także w weekendy i noce bez płatnych nadgodzin, za to czyste bizancjum właściciela, któremu obniżenie przychodu o 10 % poprawiłoby życie pracowników o kilkaset %, bo jeżeli z pensji 1500 zł zostaje pracownikowi nic, albo dług, to podwyżka o 2000 zł spowoduje tak naprawdę nieskończenie dużą poprawę jakości życia.

W Polsce jest bardzo wielu milionerów, jednak bardzo mały procent z nich jest ludźmi głeboko moralnymi, doceniającymi pracowników, dzielącymi się z innymi. To dusi gospodarkę całego kraju, konsumpcja zamiera. Człowiek zarabiający miliony nie może wydawać tych pieniędzy, a jeśli już kupuje dobra luksusowe wytwarzane poza krajem i to i tak za ułamek swoich dochodów.

Ciekawe czy ktoś ma podobne do moich spostrzeżenia.

@Wojtek Inz

Ja to samo obserwuje na polskich uczelniach. Kazda grupa pracownikow, asystenci, wykladowcy, adiunkci, adiunkci z habem, profesorowie maja swoje widelki w ktorych musi sie miescic ich pensja. Profesorowie sa zawsze w gornych stanach widelek, reszta na absolutnym dnie. Kto decyduje o zarobkach ? … profesorowie 🙂

@Przemysław Słomski
Panie Przemku, dlaczego typowego self-made mana, który zaczynał od zera i własnymi rękami zbudował firmę, nazywać od razu oligarchą? Rozumiem, że to pewnie ironia, no bo niewiele większy z niego oligarcha niż z każdego innego handlowca/dealera/importera, ale po co ten pejoratywny wydźwięk? Czym on zawinił – czyżby przejął od państwa za bezcen wielkie przedsiębiorstwa razem z całymi sektorami rynku? A że ma wczesnokapitalistyczne zapatrywania, no cóż – wiadomo, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, i to w stopniu odwrotnie proporcjonalnym do inteligencji, wykształcenia i zdolności do autorefleksji.

Akurat polska to obecnie fabryka europy.

Brakuje natomiast R&D, bo to jest na zachodzie.
Tak o to Agusta Westland projektuje we Włoszech – buduje w Świdniku;
Sikorsky projektuje w USA, buduje w Mielcu;
W moim mieście zanim jeszcze wyjechałem była ogromna fabryka elektroniczna 5tyś ludzi w 3 budynkach + podwykonawcy (plastiki, kable etc). Jednak jak to bywa konkurując z chinami (czy też Ukrainą w tym przypadku) – presja podwyżek pensji zaowocowała przeniesieniem produkcji. Zbudować fabrykę to kilka miesięcy, znaleźć i wytrenować ludzi do dobrze zaprojektowanej fabryki kilka dni.

Tak więc nie potrzeba nam więcej produkcji, a raczej więcej domowych projektów, które się sprzedają.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *