Categories
Ekonomia

Życie na kredycie /Seba/

Jak dobrze nie mieć długów – myśli sobie zapewne autor bloga fkincredits.blogspot.com, który w kwietniu b.r. radośnie zaprzestał działalności na tym polu. Życzę tego wszystkim – choć w naszym pięknym kraju jest to rzecz trudna.

Patrzymy na „licznik nad Cepelią” – wychodzi, że każdy z nas ma już jakieś 22 i pół tysiaka długu z racji tego, że żyje. Oczywiście jeśli uwzględnić wszelkie „ukryte” zobowiązania (szczególnie zbliżające się emerytury dla pokolenia powojennego wyżu demograficznego) – nazbiera się tego więcej.

Ponadto – idealny klient banku „obsługuje” co miesiąc kredyt odnawialny, kartę kredytową, raty za sprzęt RTV/AGD lub meble. Wakacje się skończyły – mamy zatem także sezon na spłaty długów za wycieczki zagraniczne. Niedługo dojdą kredyty w „ofercie świątecznej” („kup teraz, spłacaj od lutego”). Co dalej ? Jest jeszcze (ponad) jeden milion i sześćset sześćdziesiąt pięć tysięcy aktywnych umów kredytów hipotecznych (za AMRON-SARFiN z 28 VIII 2012). Czyli pewnie ze trzy miliony ludzi w największej maszynce dojarskiej działającej na zmiennych obrotach. Przypomnijmy – obsługą owej „dojarni” zajmują się a)politycy, b)bankierzy… Kto pokłada zaufanie w tych dwóch grupach – sam sobie szkodzi.

Część osób już pod wodą, część zakredytowana pod sam dekiel, a część z większym bądź mniejszym luzem. Jak stuknie kryzys – ci „pod dekiel” będą „underwater”, a ci z „luzem” przeskoczą „pod dekiel”… Do tych, którzy mieszkają z mamusią (dziobaki?) dojdą osoby, którym mamusia będzie spłacać kredyt hipoteczny (lemingi?)… Jest jeszcze trzecia grupa – osób zarabiających (czasem wspólnie) pięciocyfrowe kwoty – tutaj oczywiście nie ma powodów do obaw – choć jest powód do zwrócenia uwagi. Przecież Ci ludzie pamiętający „osobliwości” dorastania w wyżu demograficznym (gdzie człowiek nie poszedł – tam co najmniej 7 osób na jedno miejsce…), zaprawieni w konkurencji, najczęściej są po prestiżowych kierunkach studiów, mający znakomite kwalifikacje i doświadczenie zawodowe, z dobrymi zarobkami – mogą w przyszłości być gospodarczą elitą (czego im życzę). Ale póki co – dają się doić tak samo jak reszta.

Wróćmy jednak do głównego wątku – bo okazuje się, że człowiek, który odkłada przyjemności, oszczędza (na lepszą przyszłość, a także na to co dobre jakościowo), nie korzysta z karty kredytowej, nie ma debetu, wszelkie raty omija z daleka, a z „doradców” w czasie rozmowy robi idiotów aż miło – także może wpaść w długi… Jak ? Jeśli indywidualnie jesteś „odporny” – podejdą Cię kolektywnie…

Wspólnoty i spółdzielnie mieszkaniowe – bo o nich dzisiaj mowa, to jeden z najciekawszych targetów dla branży bankowej oraz budowlanej. Jeśli mieszkasz w bloku – sprawa dotyczy także Ciebie. Kilkanaście – kilkadziesiąt rodzin. Sporo emerytów. Mizerna wiedza techniczna. Brak zainteresowania wspólnymi sprawami. Słaby zarząd. I przepis na wzorcowe dojenie gotowy. Kredyty modernizacyjne dla wspólnot oferowane są na okresy 10 i 20 letnie. Oczywiście o stałym oprocentowaniu można zapomnieć (wszystko na WIBOR plus marża). Do odsetek (w części z nich) dopłacają różne rządowe agencje i fundusze – jest to swoisty, „kolektywny” odpowiednik „rodziny na swoim”. Czyli kolejny przyczynek do zawyżania cen.

W starszym budownictwie najczęściej mamy do czynienia z „okredytowaniem” na:

1. Termodernizację. Kwoty rzędu setek tysięcy złotych. Zaczyna się od straszenia globalnym ociepleniem – to jest dopiero kuriozum, aby globalne ocieplenie było powodem tego, iż trzeba jeszcze ocieplić budynek mieszkalny 😀 Argument: podobno musimy ograniczać emisję CO2, a jak nakleimy na blok styropian i otynkujemy to będzie git i oszczędność na rachunkach za centralne.  Typowe dla branży jest tutaj przeszacowanie audytów pod względem opłacalności. W zasadzie – jedynym sensownym efektem termodernizacji jest ten wizualny (nie przeczę – dla starych blokowisk jest to jakiś argument). Natomiast bez solidnych prac przy oknach i dachu (zakładając jeszcze, że mamy w miarę nową instalację centralnego ogrzewania) – niewielka z tego korzyść. Samo oklejenie elewacji styropianem cudów nie da. Zdarzają się tutaj także fuszerki z klejeniem bez uprzedniego usunięcia pleśni grzybów czy alg. Nie wspominając już o tym, że bez porządnego badania termograficznego (wyszukania „głębszych problemów”) – w ogóle nie ma co się brać do takiej roboty.

2. Docieplenie ocieplonego budynku. Jak by komuś jeden raz za mało – to i takie cuda mu wcisną. Tym razem docieplamy “pomarańczowym styropianem” (“z filtrem ochronnym UV” i “podwyższonym współczynnikiem ochrony cieplnej“). Też sześciocyfrowa kwota.

3. Docieplenie dachu (z zasady wykonywane oddzielnie – choć dla zmniejszenia kosztów powinno być robione razem z ocieplaniem elewacji). Kilkadziesiąt tysięcy.

4. Modernizacje instalacji centralnego ogrzewania, elektrycznej, wind, czasem poprawki w kanalizacji – także każde po kilkadziesiąt tysięcy złotych. Zazwyczaj robione byle jak…

Są jeszcze „pomniejsze” sprawy – dotyczące zarówno nowego jak i starego budownictwa:

1. Wymiana oświetlenia na klatkach schodowych. Wciskane są drogie oprawy oświetleniowe (jedna sztuka po ok. 200 zł) z niewymienną matrycą LED (w najlepszym wypadku 25 tysięcy godzin świecenia – i całość na śmietnik) oraz czujnikami ruchu. PIR-y pobierają od 0,5 do 6 Watów (najczęściej w przedziale 2-3W) – pomnożyć to przez wszystkie piętra w bloku i przez 24 godziny i wychodzi, że nadal najbardziej opłacalnym rozwiązaniem pozostają automaty schodowe…

2. Fajny przykład dał mi wczoraj Njusacz: „u nas na blisko wschodnim zaścianku spółdzielnia została z 10-15lat temu namówiona na instalację domofonów, z kodem, etc. Wciśnięto jej wymianę starych, nierzadko popsutych, na nówki sztuki z bajerami za free. Dopiero po pół roku okazało się, że ktoś tam nie przeczytał umowy i co półroku jest całkiem sowita opłata tytułem – utrzymania! – do tego okazało się, że ponieważ “za darmo” to znaczy bez przekazania własności i nikt nie może się brac za naprawy tylko “oni”…za kolejną sowitą opłatą.

3. Wciskanie wszelkich drogich gadżetów jak elektroniczne głowice termostatyczne (np. takie z programatorami USB i na pilota), kamery, odstraszacze psów i kotów (działają na czujnik ruchu i oświetlenia).

4. Kilkusettysięczne kredyty na odnowienie „podwórka” (w tym nowe place zabaw, urządzenia outdoor fitness itd.)

5. Kolektory słoneczne plus zasobniki na wodę, pompa wymuszająca obieg cieczy, regulator sterujący i inna drobnica… Póki co – rzeczy drogie. Zwrot inwestycji w naszym umiarkowanym klimacie – po 20-30 latach 😀 No i jeszcze dochodzi problem tego, że w czerwcu, lipcu i sierpniu (kiedy kolektor solarny najlepiej pracuje) ludzie jada sobie na wakacje i energia wyprodukowana przez naszą fotowoltanikę idzie sobie w … grunt…

Grunt to zatem własny rozum, zainteresowanie sprawami technicznymi i umiejętność racjonalnej oceny. Bo jeśli człowiek sobie pozwoli – to wcisną mu wszystko co tylko się da i okredytują pod sam dekiel.

Jasna sprawa, że remonty i modernizacje trzeba prowadzić. Niektórych, także tych kosztownych jak choćby wymianę pokrycia dachu i orynnowania, często także z wzmocnieniem więźby dachowej – nie da się za bardzo uniknąć (tutaj szczególnie bolą opłaty za utylizację eternitu – a u nas na ścianie wschodniej to by jeszcze ten eternit spokojnie ludziom na wieś sprzedał). Wszystko trzeba jednak robić z głową. W innym wypadku – a szczególnie gdy brak nam zainteresowania – fundusz remontowy puchnie sobie w najlepsze i opłaty za mieszkanie jadą ciągle na północ. Zatem – zalecał bym (szczególnie obecnie) nie spieszyć się z pracami, które mogą poczekać. Powolutku – zaoszczędzić pieniądze – poczekać, aż branża budowlana „zejdzie na ziemię” i ceny (materiałów oraz robocizny) spadną do jakiegoś normalnego poziomu.

Wniosek: Kredyt modernizacyjny (częściej kilka) podzielony na N rodzin – rzadko kiedy jest tzw „dobrym długiem”. A na pewno nim nie będzie jeśli tego solidnie nie dopilnujemy. Ponadto – nadal jest kredytem, mimo, że go za bardzo i bezpośrednio nie widać. A wielu ludzi dźwiga na własnych barkach dodatkowe kilkadziesiąt tysięcy złotych zadłużenia – nawet o tym nie wiedząc. Taki jest też cel – wspólnota/spółdzielnia mieszkaniowa ma być okredytowana – i jeśli kończy jej się jedno zadłużenie – natychmiast podejmowane są starania w celu kontynuacji pożądanego stanu rzeczy.

Zjazd koniunktury w branży budowlanej powoduje nasilenie działań związanych z tym co opisałem powyżej – zatem warto o sprawach wiedzieć. W moim rodzinnym mieście jest np. taka sytuacja, że Pan Mąż jest deweloperem, a jego Pani Żona – ma spółkę zarządzającą nieruchomościami (w stronę tych firm polecam zwracać szczególną uwagę). Jakoś dziwnie jestem pewien, że lokatorom ich osiedli zostaną niedługo zaoferowane „dodatkowe usługi”… Kto wie – może nawet pod „groźbą”, że „budynek niszczeje”… W końcu gdzieś tam się pewnie znajdzie szwagier z firmą remontowo budowlaną, zakładem usług elektrycznych, firmą od architektury krajobrazu czy czymś pochodnym…

Na zakończenie napiszę, iż nie jestem  stanie pojąć jak to się dzieje, że mieszkanie w bloku (zamiast np. domu na przedmieściach) jest traktowane jako „życiowa inwestycja”, „życiowy interes”. Jako „wielkie halo” – w wielu wypadkach wymagające postawienia na szali wielu lat własnej, ciężkiej pracy, zaryzykowania całym posiadanym majątkiem i wystawienia się na wszelkie ryzyka gospodarcze przez długie lata (najczęściej ćwierćwiecze)… Tym bowiem jest wzięcie kredytu hipotecznego na warunkach w PL o jakich już tyle razy pisano… Z zakupem za zaoszczędzone pieniądze – też wcale nie jest inaczej. Mieszkanie w bloku to żaden luksus.

To jest ordynarne „wspólne pastwisko” ze wszystkimi jego osobliwościami.

Share This Post

9 replies on “Życie na kredycie /Seba/”

Bardzo dobrze, że poszło to w notce i to u Doxy.

Dodam jeszcze jedną zastraszającą obserwację w kontekście spółdzielni/wspólnot. Koło własnego domu/podwórka człowiek jak to się kolokwialnie na bliskim wschodzie określa- chodzi – czyli dogląda, dopieszcza i dokładnie wie co robi ( przynajmniej tak mu się wydaje). W przypadku zbiorowości czyli wspólnot nagle ten instynkt chodzenia zamiera poprzez ucieczkę od wolności aka przeniesienie odpowiedzialności na…ZARZĄD, administrację. Współwłaściciel zalega na kanapie/fotelu licząc, że mądrzejsi zrobią tak jak trzeba ( przykłady opisane w notce).

Nawet na zebrania członków, wybory nowych władz przychodzi z max 10% uprawnionych, a to TAM DECYDUJE się przyszłość. Zamiast tego narzeka się później, że czynsz za wysoki, że kolejna ekipa poprawia po poprzedniej a syf jak był tak jest, że w skrajnym przypadku nic się nie robi…

Sam “blok” to w uproszczeniu wygoda…wszystko masz zrobione, nic cię nie obchodzi, a własny dom to obowiązek. Wnioski niech każdy wyciągnie sam.

Pozdro,

Ludzie ktorzy kupili mieszkanie w bloku w wiekszosci sa w glebokiej D. Spoldzielnie mieszkaniowe od dawna sa poletkiem zagospodarowanym przez rozne mendy ktore same sobie przedluzaja kadencje. Jak ktos przegnie z jakims walkiem to nawet, jak ludzie chwilowo pojda po rozum do glowy i znajda kogos sensownego, to poprzednicy zniszcza go zaraz plotkami i system wraca do ‘rownowagi’.
Nie lepsze sa wspolnoty mieszkaniowe, a ‘nowe’ osiedla to juz chyba szczyt patologi – banda lemingow zakredytowanych po uszy zaczyna rzadzic demoratycznie. ‘Demokracja’ zostaje zazwyczaj sprowadzona do tego ze grupka znajomych cfaniakow obejmuje wladze przy pomocy najstarszej z zasad ‘dziel i rzadz’ – jak ktos sie wybije to go ‘skopac slownie’ na oczach innych i interes sie kreci. Robia tak absurdalne ‘remonty’ jak sie tylko da, a wszystko na fundusz remontowy a to sa calkiem niezle pieniadze.
Jesli bezrobocie nie poszybuje jakos bardzo do gory to zakredytowani beda zyc o margarynie i splacac te kredyty na betonowe dziuple. A jak szybko pojdzie do gory no to sie to jednak wysypie i bedziemy mieli przewidywany przez Ciebie zjazd jak w ‘hameryce’ i niestety albo stety rewolucje – ktora albo cos zmieni, albo bedzie tylko rozpierducha na ktorej prawie wszsycy straca a Ci co zyskuja obecenie jeszcze wiecej zyskaja..
Pozyjemy zobaczymy.. niestety.

Przecież nikt nikogo do mieszkania w bloku i korzystania z wątpliwej jakości usług wspólnot nie zmusza. Można sobie zbudować domek. Poza tym nie przesadzajmy że te parę tysi na głowę dodatkowego zadłużenia z tytułu wspólnotowego remontu bloku to jakaś tragedia jest…

@Njusacz, z czasów gdy posiadałem mieszkanie w Warszawie (ok. 2005? 2006? nie chce mi się sprawdzać) pamiętam że było właśnie odwrotnie – na spotkania wspólnoty zwalali się prawie wszyscy z kamienicy i była jedna wielka parogodzinna dyskusja o wszystkim co komu na sercu leży, normalnie demokracja bezpośrednia 😉 niestety najczęściej mało co z tego wynikało, a decyzje podejmowane wcale nie były lepsze w proporcji do czasu dyskusji.

Kiedyś byłem jako przedstawiciel na zebraniu pewnej wspólnoty mieszkaniowej. Założyła się ona w nowiutkich domach, powstałych w okresie tego całego boomu. Otóż podczas referowania firmy zarządzającej zaskoczyły mnie koszty utrzymywania nowych bloków. Otóż lekką rączką wydano pieniądze na odnowienie klatek schodowych, które miały dwa lata od wybudowania! Bynajmniej żaden kataklizm przez nie nie przerzeszedł. Tyle, że nie brano kredytu, ściągano z mieszkańców, plus zarządzający ukryli dług, bo pożarli się z developerem i chwalili się, że nie dadzą mu kilkudziesięciu tysięcy, tym samym można je wliczyćw budżet i długu “nie ma” 😉
Tyle muszę pochwalić, że po roku firmę zarządzającą zmieniono. Ale sami mieszkańcy…jak usłyszałem, że jakaś pani życzy sobie szlabaniku, które naprawy kosztowały kilkanaście tysięcy…

No i fajny wpis, nie każdy ma mieszkanie we wspólnocie więc warto się dowiedzieć że i tam nie jest różowo. W sumie się nie ma co dziwić – człowiek który ma jakiś majątek, nieważne czy to samochód, mieszkanie, czy dom, jest w jakiś sposób do owego majątku uwiązany a już Cynik9 dawno temu stwierdził że najlepiej się strzyże barana uwiązanego na kołku…

Kiedyś mieszkałem sobie w spokojnym miejscu w krakowie. Wszystko się zmieniło nie zmieniając miejsca zamieszkania . Wybudowano i nadal budują osiedla, naszpikowane kamerami, szlabanami i cieciami. W godzinach 16-20 lepiej autem nie wyjeżdżać po tylko się w korku stoi, bo ludziska wyszli z roboty i próbują się przepchać do swoich legowisk w stylu nowoczesnych obozów koncentracyjnych.

@ Panika z 10/05/2012 at 14:41

Prześmiewczo powiem tak:
1. Jesteś światowy człowiek – wiadomo ze stolicy:)
2. 2005 i 2006 to lata Pisowskiej rewolucji, kiedy jeszcze wielu wydawało sie, że faktycznie mają co do powiedzenia. obrazuje to to hasło: “nic o nas bez nas”:)

Poważniej. Jak widać wyciąganie wniosków na podstawie jednego, dwóch dowodów anegdotycznych obciążone jest DUŻYM marginesem błędu.

Pozdro,

Docieplać budynki warto, ale zawsze z głową.

Wymiana okien często jest źródłem problemów, bo jak okna są szczelne i ludzie je szczelnie zamykają, w domu przestaje działać wentylacja. I pojawia się grzyb.

Kolektory słoneczne większy sens mają akurat w blokach właśnie, bo tam łatwiej je dobrać by nie było problemu z przegrzewaniem latem.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *