Categories
Ekonomia

Jak pęka bańka

Pod takim tytułem publikowałem przed laty kolejne wpisy obrazujące pękanie home bubble w USA. To były czasy, gdy większość ludzi nadal wierzyła, że nie było spekuły i że nie będzie spadków cen domów ani tym bardziej recesji.

Niedawno natknąłem się na billboardy i reklamy prasowe, rzucające pewne światło na nasza niedawną dyskusję, czy ceny w PL będą spadać czy nie:

Kiedy ostatnio ceny były tak niskie? To z pewnością temat do wielu komentarzy.

Oczywiście osoby negujące całe zjawisko będą powtarzać, że każdy rynek jest inny. Co tam Gliwice, zadupie świata, my tu w X mamy ceny w chmurach i czekają nas same wzrosty, a ja wkrótce będę milionerem. Dokładnie tak łudzili ludzi reklamowali się realtorzy jeszcze parę lat temu, gdy nie dało się już ukryć spadków cen, początkowo lokalnych. Twierdzono, że every market is different:

Zakup nieruchomości w 2008 spowodował (zarówno w USA jak i PL) odcedzenie inwestorów od gotówki, pobranie prowizji przez realtorów i poniesienie przez inwestorów straty w porównaniu do scenariusza w którym kupiliby złoto:

Paradoksalnie wzrost cen złota jest równie szkodliwy jak dla całego kraju spadek cen nieruchomości. Drogie złoto oznacza biednienie społeczeństwa, mniejsze zarobki wyrażone w brzęczącej monecie, a dodatkowo spadek dostępności złota dla inwestorów i podejrzenia o bańkę spekulacyjną. Taniejące nieruchomości to mniejsza ilość budowanych mieszkań i poważne problemy zarówno kredytodawców jak i kredytobiorców.

Oczywiście są i pozytywne strony. Na przykład wkrótce pojawi się możliwość sprzedania posiadanego złota po bardzo atrakcyjnej cenie i możliwość okazyjnego nabycia mieszkania odebranego przez bank.

Share This Post

52 replies on “Jak pęka bańka”

@Doxa
“Drogie złoto oznacza biednienie społeczeństwa, mniejsze zarobki wyrażone w brzęczącej monecie”

W sumie dochody można zawsze przeliczać na uncje złota, srebra lub na m2 mieszkania, albo na trofy;-)

Pozytywem wzrostu cen nieruchomości jest powrót do tradycyjnych technologii w budownictwie. W sumie to może być ciekawa alternatywa dla tych, którzy jednak nie mogą czekać na dalszy spadek cen, a nie stać ich na “luksus zadłużania się”. Z ciekawości aż pojechałem zobaczyć jak to wygląda w praktyce;-) http://biobudownictwo.org/home/budowa-w-radzyniu-podlaskim/

Wejdź sobie na stronę tej firmy i poczytaj co to za oferta. Domki nie są nawet w stanie deweloperskim tylko w surowym zamkniętym. Wykonanie instalacji i tynków za dopłatą, o w wykończeniach nie wspominając.
Za stan surowy trzeba zapłacić od 351tys(dom155m2 działka 250m2) do 415tys(183m2 dom działka 450m2). IMO to bardzo drogo.

I to zakładając cenę 2100+VAT, bo na stronie jest podane 2400+VAT.

Cena niby ok ale kłamliwa. Stan surowy bez niczego. Należy doliczyć koszt wykończenia i wykupu działki. Wciąż drogo Panie Doxa :). Mam czas i rozum, póki co wynajem – wolność. Denerwuje mnie strasznie dziwne postrzeganie wynajmu w Polsce jako coś o gorszym statusie. Wynajmuję obecnie mieszkanie na obrzeżach Wrocławia, koszt 1800zł całość. W cenie mam garaż podziemny, komórkę lokatorską, duży taras, zamknięte monitorowane osiedle, mieszkanie w pełni wyposażone, a do tego spokój i cisza. Będzie mi zle to się spakuję i przeprowadzę. Kredyciarz – 1500zł + czynsz za klitkę w… i taki czuje się o niebo lepiej bo na “swoim”. Mało tego, w dodatku śmieją się z takich jak “my” wynajmujących, bo to głupota płacić nie na “swoje”.
Prosty test myślowy: kredyt 250-300tyś na mieszkanie wtórne w dużym mieście (na ogół o kiepskim standardzie) – rata 1500zł + opłaty. Wynajem podobnie cenowo (dobry lub b.dobry standart). Załóżmy że rodzina zarabia prawie średnią krajową (biednym kredytów nie dają). Odkładam przez 15 lat np 1500zł, kredyciarz robi to samo. Po 15 latach jestem w stanie odkupić mieszkanie w którym mieszkam za gotówkę (kasa na lokacie).
Kredyciarz przy dobrym wietrze spłaci zadłużenie. Dlaczego przy dobrym wietrze? Ano przecież taki powinien wiedzieć, że najpierw raty idą na odsetki i kapitał do spłaty nie maleje, do tego kapitał lubi rosnąć czasami :P.
Efekt? Psychologia i nic poza tym. Kredyciarz czuje “bezpieczeństwo” i wyższość z faktu “posiadania” własnego mieszkania. Ja natomiast czuję wolność i niezależność. Ewentualna gorsza sytuacja finansowa pozwala mi na dużą swobodę działań. Kredyciarz przez ten czas ma pętlę u szyi i jeszcze się z tego cieszy.
Dlaczego powszechnym i pochwalanym sposobem na życie ma być kredyt, a inne formy często są piętnowane przez otoczenie i rodzinę?
Każdy mówi wez kredyt, ustatkuj się itd. Jakby hipoteka była miarą stabilizacji. Przecież wynajem to same zalety (dobre warunki mieszkania, mobilność za pracą) i paradoksalnie oszczędność…
I na koniec tak się zastanawiam, kredyty biorą ludzie młodzi na ogół po studiach, mądrzy…

Policzyłem za cały dom z działką czyli 183m + działka 450m razem 670 tys. nie jest to dobra cena, pod wa-wą takie segmenty sprzedają po 500-600tys. bez tzw. promocji, ale oczywiście można to podciągnąć pod obniżkę cen.

@Jerema
“Ta reklama jest naprawde przykra”

Chyba mnie nie zrozumialeś. Chodziło mi o technologie, która pozwala “gospodarskim” sposobem zbudować dom o przyzwoitych parametrach za stosunkowo niewielkie pieniądze – zdaje się, że nawet niższe niż dla prezentowanej tutaj niedawno technologii “kanadyjczyka”. To, że pod ten projekt podczepiają się od razu firmy, które chcą zbić kasę, jest dość powszechne, zwłaszcza, że za tzw. “ekologie” każą sobie płacić kilka razy tyle, niż wynosi cena tych uslug na rynku.

Podobno gdy się przepowiada zmianę pogody wystarczająco długo, to prognoza kiedyś się sprawdzi. Nie wiem jak to będzie na rynkach finansowych czy mieszkaniowych, ale tak to właśnie widzę. Swoją drogą 6 miesięcy temu kupiłem mieszkanie o 70k PLN taniej niż “cena ofertowa”. Jeśli masz rację to popełniłem błąd, ale wydawało mi się to wówczas okazją.

artur xxxxx ma racje nic nie spada dalej drogo bardzo a nawet drozej (mowie o krakowie i warszawie centrum tych miast)

Ja bym się tam nie spodziewał spadku cen nieruchomości do końca 2012 roku, banda lemingów będzie jeszcze korzystać z rodziny na swoim, nie patrząc na to, czy w chwili obecnej się to opłaca, czy też nie, bo przecież jest okazja… Za to od 2013 roku może być inaczej, ale jakoś mam dziwne przeczucie, że kryzys mieszkaniowy szybko nie nastąpi…

Zaprezentowana przez Ciebie cena to zupełny rynkowy standard, a nie dowód pękania czegokolwiek.

Przykład: strona z500.pl z projektami domów wraz z szacunkowymi kosztorysami. Wybieramy projekt domu szeregowego ZS1.

Cena stanu surowego zamkniętego (czyli takiego, o jakim mowa we wskazanym przez Ciebie ogłoszeniu): 235 tys. PLN + VAT za dom 154 m2.

Działki we Wrocławiu, w granicach administracyjnych, 7-11 km od rynku, są do kupienia za 250 zł brutto za m2. Mikroskopijna działka przy budynku z ogłoszenia, 260 m2, wyniesie więc 68 tys. PLN. Razem z domem to 300 tys PLN, co daje 2000 zł za m2.

Wrocław to jednak trochę lepsza i bardziej perspektywiczna lokalizacja niż Gliwice.

Pod klucz taki dom to już niestety 400 tys. PLN + VAT. Razem z działką i podatkami wyjdzie pewnie z 500 tysięcy PLN. To tyle na temat “pękania bańki”.

PS. Rozejrzałem się ostatnio po panoramie miasta. Naliczyłem chyba z 17 żurawi budowlanych. W popularnych dzielnicach sypialnych miasta deweloperzy budują jak nakręceni. W samej mojej dzielnicy są wznoszone co najmniej trzy potężne bloki mieszkalne (po ponad 80 mieszkań każdy). Możnaby rzecz, że gdzie w miarę blisko centrum nie zrobi się jakaś dziura w ciągu budynków, bardzo szybko zapełniana jest nowym blokiem.

Tak wygląda od środka wieszczona przez Doxę “rychła zapaść na rynku polskich nieruchomości”.

Potwierdzam, w okolicach Warsiawy też przeceny. Ale nie aż takie jak w USA, oj nie… W Polsce jednak JEST inaczej, przynajmniej trochę inaczej, niż w USA, UK, Irlandii, Hiszpanii i Grecji.

@artur xxx: hahaha, wykonanie tynków za dopłatą, zajebiste. To coś jakby dealer samochodów sprzedawał nówki sztuki mercedesy, ale karoseria za dopłatą… no co, bez karoserii DA się jeździć 😀

Kiedyś pisałem, że od pewnego czasu bacznie obserwuję ceny dla Krakowa (chcę zmienić na większe ). No i owszem spadają, ale nie wszędzie, co więcej w niektórych miejscach idą w górę!!!.

1. Połowa bliźniaka w Tomaszowicach koło Krakowa 659k (stan developerski). Tu się nic nie zmieniło

2. 1/4 domu w Raciborowicach (ok.70m) 300-350k – tu gość na głowę chyba upadł…

3. Drugi etap inwestycji w Czyzynach – 6-7,2k!!!! (pierwszy etap budowany w środku bańki 6,7k i nie specjalnie chciał schodzić (do tej pory pustawo i czarno w oknach)

Tymczasem można znaleźć za 3.9k ( pełna własność z gruntem, co nie jest w większości inwestycji zasadą – budują na działkach z użytkowaniem wieczystym – czyli cena gruntu w tym przypadku wynosi 20 procent rynkowej – niech mnie ktoś poprawi, jeżeli się mylę…)

Więc niektórzy urealnili, niektórzy żyją w jakimś niezwykłym śnie…

Znajomy kupił za 6,4k, teraz buduje się blok obok za 6, a za siatką inna firma stawia blok za 5,5k.

trąci naiwniactwem – coś takiego łykasz? rzut oka i widać, że to stan surowy zamknięty..ja ci pokaże u nas takie same ceny albo i tańsze..tyle że również stan surowy lub inne czary mary, aby ktoś niską cene zobaczył

poza drugie, kaman, Gliwice? nie jest żaden benchmark, wszedzie się mogą trafić się okazje i to faktyczne okazje, a nie taka jak ta, bo taki stan surowy to żadna okazja..

To jakis idiotyzm jest, to ogloszenie.
W USA nawet przed banka nieruchomosci mozna bylo taki dom zbudowac znacznie, znacznie taniej. Sa specjalne warsztaty, gdzie w kilka dni uczy sie “na zywo” budowac taki domek, jest to zreszta dosc proste. Tutaj przyklad kobiety, co sobie takie cos zbudowala:
http://www.youtube.com/watch?v=XgbORHvveTY

Ok, ceny z 2000 roku ale i roznica i tak szokujaca.

Dlaczego mieszkania/domy w Polsce nie muszą dalej tanieć:

– bańka nie była tak duża jak w USA (Irlandii), rozładowała się od 2009r.
– zimą temperatura spada miejscami do -30 stopni (trzeba w czymś solidnym mieszkać)
– migracja ze wsi do miast
– kulturowe przywiązanie do mieszkania/domu/ziemi/pracy
– mieszkanie (nawet na kredyt!) jako lokata kapitału (zamiast za wynajem 1800 płacimy ratę 1500)
– wysokie koszty pracy w budownictwie (ZUS, podatki, VAT, uprawnienia, podwykonawcy)
– koszt materiałów budowlanych, w Polsce nie buduje się z płyty paździerzowej czy krowiej kupy
– skoro budują, to ktoś kupuje – tak na chłopski rozum

Mogą tanieć jedynie z powodu niżu demograficznego ale prędzej padnie większość firm developerskich niż zobaczymy 2 tys. w Poznaniu czy Krakowie za m2.

@blesS
Prosze wytłumacz mi coś, bo niestety nie rozumiem czegoś z Twojego testu myślowego:
“Prosty test myślowy: kredyt 250-300tyś na mieszkanie wtórne w dużym mieście (na ogół o kiepskim standardzie) – rata 1500zł + opłaty. Wynajem podobnie cenowo (dobry lub b.dobry standart). Załóżmy że rodzina zarabia prawie średnią krajową (biednym kredytów nie dają). Odkładam przez 15 lat np 1500zł, kredyciarz robi to samo. Po 15 latach jestem w stanie odkupić mieszkanie w którym mieszkam za gotówkę (kasa na lokacie).”
1. Ty i kredyciarz co miesiąc płacicie 1500 zł + opłaty (Ty dla wynajmującego, on swoją ratę).
2. Ty i kredyciarz odkładacie przez 15 lat co miesiąc 1500 zł tak? Jeżeli tak to tak jak Ty jesteś w stanie kupić mieszkanie, ale kredyciarz też.
Podsumowując Ty masz mieszkanie, on ma mieszkanie + drugie w połowie spłacone (rozumiem, że przyjąłeś kredyt na 30 lat).

Nie rozumiem, gdzie aż tak wygrywasz swoim podejściem?

PS dla jasności nie mam kredytu, wynajmuję pokój.

bleS, daruj sobie kpiny z kredyciarzy, bo to marna forma dowartościowywania się. Po drugie matematyka ci nie stykła. Kredyciarz spłaca kredyt i jednocześnie odkłada tak jak ty. Po 15 latach uzbieraliście ten sam kapitał. Ty możesz wykupić mieszkanie, które do tej pory wynajmowałeś, a kredyciarz może kupić drugie mieszkanie.

@Nina
“W USA nawet przed banka nieruchomosci mozna bylo taki dom zbudowac znacznie, znacznie taniej.”

Bo ta technologia została wymyslona dla ludzi, którzy gotówka nie śmierdzą. W USA taki dom “pod klucz” to 50tys USD, w Polsce nie powinien przekroczyć ceny 70-80tyś zł przy sposobie gospodarskim;-)

Szokujaca róznica wynika z podejścia do tematu. W Polsce to “ekologia”, a więc z definicji “drożej”, tymczasem technologia drewno+słoma+glina jest stara jak świat i tania – właśnie do zastosowania w sytuacji, kiedy kredyt staje się niedostepny i jesteśmy na szczycie bańki, a mając działkę musimy szybko zbudować dom;-) Dlatego podałem ten przykład z Radzynia Podlsakiego;-)

Mam kolegę, który uparł się odłożyć na mieszkanie a nie kredytować się. Mieszka w niecałych 20m2 (kawaler powyżej 35), z pensją dobrego informatyka warszawskiego. Już, już prawie miał tyle gotówki żeby kupić… Niestety, ceny mu uciekły (począwszy od 2006 roku). Ciągle zbiera na mieszkanie…
Ciekawe czy dogoni inflację.
Może faktycznie zrobił błąd, że w złocie nie odkładał, bo już mieszkanie miał by dawno.

@Przemoo, @chemmobile
Wydaje mi się, że nie zrozumieliście przekazu blesS’a.
Z tego co ja go rozumiem, chodziło o to, że wynajmujący płaci przez 15 lat 1500 miesięcznie i jednocześnie oszczędza przez te 15 lat 1500 miesięcznie, natomiast kredyciarz spłaca kredyt 1500 miesięcznie przez 30 lat, nie oszczędza. Wtedy sumy wpłat obu na przestrzeni 30 lat są takie same i, zakładając stabilność rynku i inflacji, wynajmujący po 15 latach kupuje mieszkanie na własność za pieniążki z lokaty, a kredyciarz spłaca mieszkanie po 30 latach.
Niby spoko, tylko ledna uwaga do teorii blesS’a – skoro człowiek bierze kredyt 1500, to znaczy, że nie byłby w stanie wydawać co miesiąc 1500+1500=3000 (czynsz i oszczędzanie). Jakby mógł wydawać 3000, wziąłby kredyt z ratą 3000 albo spłaciłby mieszkanie przed czasem.
Poza tą uwagą wychodzi podobnie, tylko jak w obecnych czasach można zakładać, że lokaty będą opłacalne, albo że rata kredytu się nie zmieni…

@blesS

pojechałeś chłopie 🙂

mam znajomą (policjantka, ponad 3kilo na rękę), właśnie złapała kredyt rodzina na swoim 80%
mieszkanie nówka sztuka 50m2 za 200 koła w średnim mieście (bardzo fajny standard)
płaci ratę 1100pln – mieszkanie nowe, bez czynszowe więc dochodzą praktycznie tylko opłaty, po 15 latach będzie jej
co zabawne w razie ostrej inflacji jak jej bank podniesie oprocentowanie np. na 40% to państwo i tak jej połowę tych odsetek dopłaci i to samo państwo jej zwaloryzuje pensje o dużo więcej niż połowę (ktoś musi być syty i zadowolony by tłumić rozruchy)
więc paradoksalnie ktoś w takiej sytuacji jak ona na ewentualnym wybuchu inflacji moze zyskac a nie stracić, choć fakt faktem dotyczy to tylko pierwszych 8 lat

co do Twojego argumentu że wynajmujesz i w razie czego się zwijasz… to dokąd się zwijasz? do rodziców?

to że ceny mieszkań są zbyt wysokie, to prawda (omawiane mieszkanie kosztowało developera jakieś 2500-2700 za metr), ale wmawianie że wynajmowanie jest zawsze lepsze to już prawda nie jest

Bles, jak wiadomo mózg powstał głównie po to żeby jego właściciel mógł sobie jakoś wytłumaczyć własne postępowanie i przekonać samego siebie że podjął dobre decyzje. Tak więc używaj swojego mózgu ile chcesz i poklepuj się po plecach, ale daruj sobie proszę nauczanie innych.

Bańka ( stosunek ceny zakupu do zarobków) w Polsce jest – to fakt niezaprzeczalny. Jest ona spowodowana w dużej mierze wiejsko-postsowiecką mentalnością – ludzie za wszelką cenę chcą być na “swoim” nie licząc realnie co bardziej się opłaca w danym wypadku wynajmowanie od “inwestora” czy od banku.
Bańka ta jednak z uporem nie chce pękać ( duże znaczenie ma doświadczenie nie tak dawnej hiperinflacji ).
Więc proces będzie raczej długi – z możliwością przyśpieszenia w 2012.

Przecież to wcale nie jest tanio.
150 m2 x 2500 pln = 375 000 pln – stan surowy!!!!
450 m2 x 300 pln = 135 000 pln – działka
do tego
wykończennie wewnątrz do stanu używalności – 400 pln x m2
można sobie policzyć.
Żadnych instalacji – to dopiero trzeba sobie zafundować.
Jak nic taka impresza bez mebli wyniesie jakieć 800 000 pln. I to jest tanio?

@Mugabe R. Dlaczego Gliwice to gorsza lokalizacja niż Wrocław? Jest dokładnie odwrotnie! Gliwice to największy węzeł autostradowy w Polsce, w zasięgu 40 km masz obszar zamieszkany przez 3,5 mln ludzi. To najbardziej uprzemysłowiony region, gdzie płace należą do najwyższych w Polsce.
Dla przeciwwagi Wrocław (stolica regionu, w którym mieszkam) to dla mnie szczyt bańki, jeżeli gdzieś pieprznie, to właśnie tu najbardziej. Pierwszy fakt: cena mieszkań jest na 3 miejscu w Polsce, za Warszawą i Krakowem. Z drugiej strony, sytuacja na rynku pracy jest gorsza niż w innych metropoliach, bezrobocie przekroczyło już 5,5%. O czym świadczy ujemna korelacja?
Drugi fakt: wzrost bezrobocia nie tyle wynika z pogorszenia sytuacji w samym mieście, co z zapaścią regionu jako takiego. To właśnie spowodowana tym faktem nadmierna imigracja winduje ceny mieszkań. Problem w tym, że Wrocław nie jest w stanie przyjąć takiej rzeszy ludzi. Ustanie emigracji do miasta wydaje się praktycznie przesądzone.
Trzeci fakt: stan finansów miasta jest gorszy niż w innych metropoliach. Chciałbym zwrócić uwagę na to, że władze od dawna stosując kreatywną księgowość ukrywają dług Wrocławia, upychając go po miejskich spółkach celowych. Realne zadłużenie może być nawet 60% większe niż nominalne! Zbliżające się rychłe przykręcenie kurka z inwestycjami może jeszcze pogorszyć sytuację na rynku pracy, może też skłonić deweloperów do zwiększenia podaży nowych mieszkań.

@nightwatch. Masz rację co do mózgu. Wiadomo również, że głupich nie sieją – sami się rodzą. Dowartościować to się na ogół potrzebują kredyciarze, że słusznie postąpili. Ja nikomu nie doradzam nie brania kredytu i tego jak ma postępować w życiu. Każdy ma swój rozum i niech postępuje jak uważa.
Skoro wynajmuję dość drogie mieszkanie, do tego mam kasę żeby ją odkładać i/lub inwestować – stać mnie na kredyt.
Mało tego, teraz będzie dawka sporego szoku, miałem własne mieszkanie i je sprzedałem 2 lata temu! Nie biorę kredytu go ponieważ (uwaga!) używam właśnie mózgu do oceny sytuacji na rynku. Co zyskuję nie biorąc kredytu? Przede wszystkim śpię spokojnie, mogę lepiej wybrać moment zakupu nieruchomości na przestrzeni okresu spłaty potencjalnej hipoteki. Ceny przez 30 lat kształtują się bardzo różnie.
@zenek. W razie problemów nie muszę uciekać do rodziców, mogę przenieść się na znacznie tańsze mieszkanie. Mogę zmienić (uwaga!) miasto zamieszkania, a nawet kraj!
Kredyciarz w razie problemów możliwości ma znacznie ograniczone. Praca tylko w zakresie dogodnego dojazdu z bankowego mieszkania. Brak pracy == problemy.
A teraz coś z lekcji historii. Przeciętny czas spłaty kredytu to 30 lat. Cofnijmy się wehikułem czasu i niech mi ktoś powie bardziej leciwy ode mnie, co się działo w Polsce na przestrzeni 1980-2010. Czy z perspektywy czasu brałby kredyt w 1980r w obliczu zmian jakie wystąpiły w tym okresie? Niech każdy 50-60 latek powie mi czy gdyby miał przez 30 lat płacić ratę to zawsze by miał z czego? A lata 1950-80? Cofnijmy się jeszcze kolejne 30 lat. Och spadła właśnie bomba na moje mieszkanie z hipoteką. Jeszcze 30 lat wstecz – znowu wojna…
Niech mi ktoś powie czy 2010-2040 będzie spokojnie i bezstresowo? Zawsze będzie praca i godziwy zarobek. Tak? Nie? Nie wiem? Niech mi ktoś powie jakie były stopy procentowe w Polsce w 2001 roku i jakie są teraz? Niech mi ktoś powie ile będzie wynosiła jego rata kredytu w PLN jeśli stopy za 10 lat będą takie jak 10 lat temu? (uwaga prawie 20% dla tych co nie wiedzą).
Ale ja jestem głupi bo używam mózgu, a przecież ponoć to boli…
Tak więc uważam, ze kredyt hipoteczny to zbyt duże ryzyko. Widać w USA jakie to ryzyko. Niestety Polacy nie mają prekursorów kredyciarzy na własnym rynku, więc jakie to ryzyko dowiedzą się obecne króliki doświadczalne.
Ale po co? Nie można uczyć się od innych krajów które to przeszły?
Deweloperzy budują na potęgę to fakt, ale zastanowił się ktoś dlaczego? Dlatego że jest popyt? Kredyt jest tani… Więc trzeba nabudować ile się da i póki się da, a potem bedziemy się martwić :] Widziałem w Hiszpanii nowiutkie ogromne osiedla, całe puściutkie. W Chinach to samo (tam z innych powodów budują).

@bless

“Odkładam przez 15 lat np 1500zł, kredyciarz robi to samo. Po 15 latach jestem w stanie odkupić mieszkanie w którym mieszkam za gotówkę (kasa na lokacie).
Kredyciarz przy dobrym wietrze spłaci zadłużenie. Dlaczego przy dobrym wietrze? ”

jakiś głupi przykład dałeś, bo: ty odkładasz 1500 PLN miesięcznie i on. ty kupisz mieszkanie, to on również (przecież tyle samo odkłada). za 15 lat obaj macie tyle samo gotówki, plus ty płaciłeś za wynajem a on spłacił część kapitału za mieszkanie. więc jest on o ten spłacony kapitał do przodu na tym aktywie, ceteris paribus.

co do pętli na szyi? a ty nie masz pętli? przecież masz pętle, bo też musisz płacić czynsz, gdzieś trzeba mieszkać prawda? tak czy siak musisz płacić za wynajem, więc co za różnica jak nazwiemy pętle czy ratą kredytową czy ratą czynszu najemnego?

nie ma jednoznacznej odpowiedzi co lepsze. ja uważam, iż każdy sobie musi przekalkulować, wynajem czy kupno (w tu czy kasa własna czy kredyt PLN czy waluta), a zależy to od mnóstwa czynników: m.in. dochodów do dyspozycji, planów, posiadanych oszczędności, poglądu co do cen mieszkań, stabilizacji w robo, relacji wynajmu/ceny w danym mieście etc.

Bardzo ciekawa wypowiedz. Rzeczywiscie malo kto zdaje sobie sprawe, ze w czasie 30 lat moze zdarzyc sie sporo rzeczy … na przyklad co najmniej jedno zalamanie waluty, co najmniej jeden dlugi okres bezrobocia, co najmniej jedna powazna choroba. Wziecie kredytu to ogromne ogranoczenie mobilosci i rzecz ogromnie ryzykowna, szczegolnie gdy nie ma sie wiekszych rezerw.

> co za różnica jak nazwiemy pętle czy ratą kredytową
> czy ratą czynszu najemnego?

Przerwa w spłacie kredytu, o ile się nie dogadamy z bankiem, oznacza utratę majątku a dla wielu dodaktkowo wykluczenie z życia gospodarczego (długu nie kasuje się odesłaniem kluczy, jak w USA). Przerwa w uiszczaniu czynszu to prędzej okresowy spadek jakości życia, który można wyrównać relokacją do miejsca o lepszej koniunkturze gospodarczej.

Co prawda przeczekanie sztormu z rodziną w kawalerce do najprzyjemnieszych nie należy, ale lepsze to niż noclegowania dla bezdomnych i państwowy dom dziecka dla dzieci.

Tak BTW, szmacenie forinta w celu łatania budżetu właśnie doprowadziło do rzezi kredytobiorców na Węgrzech.

@blesS

Dobra wypowiedź.
Z drugiej strony może być też inaczej, inflacja może “zjeść” oszczędności, może być blokada na Twój depozyt, srebro/złoto/”inwestycję” możesz kupić/sprzedać na górce/dołku..

Ruletka 🙂

Sam wpis bezwartościowy i zmanipulowany jak już zostało zauważone powyżej. Trzeba się pogodzić z tym, że bańka w Polsce nie pęknie tylko raczej będzie powoli flaczeć. Na początku nastąpił nominalny spadek, potem dewele zaczęli dodawać do mieszkań gratisy w postaci garażów, innym razem wykończenie gratis, potem nadeszła inflacja i realny spadek cen. Ten spadek rozłoży się na lata. Nie będzie efektownego pęknięcia balonika. Ceny będą po prostu sukcesywnie spadać.

A co do opłacalności wynajmu.

Wszystko zależy od sytuacji, w której się znajdujemy. Mam tu na myśli sytuacje zawodową, rodzinną i ekonomiczną. Na przykładzie Poznania. Obecna cena za metr średnio 6296 zł. 60 metrów to 378 000 zł. Oprocentowanie 6,8 %, kredyt na 30 lat. Przy równych ratach 2464 zł miesięcznie bez żadnych programów typu “rodzina na cudzym”. A przecież trzeba pamiętać, że mieszkanie takie trzeba wykończyć, urządzić i przeprowadzić przez to 30 lat chociaż te 2 porządne remonty całości aby utrzymać to w jakimś sensownym stanie. To ile trzeba włożyć w wykończenie to juz zależy od możliwości finansowych i gustów. Zakładamy, że kupujemy nowe mieszkanie więc czynsz z poczatku będzie żaden albo minimalny, ale trzeba pamiętac o tym, że z czasem zacznie wzrastać i ciążyć na budżecie podobnie jak własne remonty.

Na rynku najmu w Poznaniu 60 metrów w sensownym standardzie w sensownych lokalizacjach wg oferty.net można mieć za 1700 (+/-100zł) łącznie z czynszem:

http://www.oferty.net/mieszkanie-na-wynajem-polwiejska-okolice-stare-miasto,917119045 – z czynszem 1650 zł
http://www.oferty.net/mieszkanie-na-wynajem-poznanska-jezyce-poznan,917015851 – z czynszem 1800 zł w nowiutkim atanerze w centrum Poznania, doskonale skomunikowane.

Oszczędzamy 764 zł i pieniądze wydane na urządzenie mieszkań i poważne remonty. Przy założeniu 2% inflacji, podatku belki i lokaty na 6% z kapitalizacją miesięczną po 30 latach uzbieramy 622 000 zł, które po uwzględnieniu inflacji będą warte dzisiejsze 343 000 zł – ta kasa powinna wystarczyć na nowe mieszkanie.

No, ale to sytuacja hipotetyczna, wiele czynników może się zmieniać na przestrzeni czasu.

Najem ma jednak wiele zalet pozaekonomicznych:
– po pierwsze, odkładając pieniądze na lokatę, inwestując w zł itd. w kazdym momencie możemy wziąć kredyt gdy uznamy, że nam to odpowiada.
– po drugie jesteśmy elastyczni w razie kłopotów finansowych. Możemy wynająć lokum tańsze i mniejsze w razie utraty pracy.
– po trzecie, nie ma problemu w razie rozwodu, a statystycznie połowa par sie rozwodzi.
– po czwarte zawsze możemy przenieść się za granicę albo do innego miasta, wynajmując mieszkanie w nowym miejscu zamieszkania.
– po piąte, jak znajdujemy pracę na drugim koncu miasta możemy sie tam przenieść aby zaoszczędzić na benzynie i straconym czasie – w momencie gdy mamy rodzine możemy się przenieść w takie miejsce, które będzie optymalne dla wszystkich.
– po szóste, gdy sąsiad nie daje nam spokoju, a obok wybudowali wlaśnie trójpasmówkę i zakład lakierniczy – zawsze możemy się przenieśc.
– nie musimy mieszkania wykańczać i przeprowadzać generalnych remontów bo obciążają nas generalnie tylko bieżące naprawy
– nie musimy sie obawiać, że deweloper odwalił fuszerkę i budynek po 5 latach zaczyna się rozpadać, podobnie jak niegroźne nam inne losowe katastrofy w rodzaju pożaru, trzęsienia ziemi, tornada, powodzi itd. po prostu się przenosimy gdzie indziej o ile przeżyjemy.
– zachowujemy elastyczność finansową tzn. mamy do dyspozycji gotówkę zamiast długu do spłacenia – zakładając, że coś tam oszczędzamy możemy nie tylko biernie odkładać środki na lokate tudzież kupować złoto, ale także aktywnie inwestować np. we własny biznes albo… operację, która nam uratuje życie.

Minusem wynajmu jest to, że wartość papieru dąży do zera, państwo wydające obligacje może ogłosić bankructwo, złoto mogą zarekwirować albo ukraść (w sumie bez różnicy), spółka w którą inwestujemy może zbankrutować itd. Tymczasem ktoś kto spłaca swój kredyt jednak ma tą nieruchomość, która mimo wzlotów i upadków trzyma wartość i nie da się jej ukraść 🙂

@mic. Tak masz rację nie ma jednoznacznej odpowiedzi czy lepszy kredyt czy wynajem. Ja wogóle nie zamierzałem rozważać tego tematu. Każdy widzi sprawe inaczej i na tym polega różnorodność zdań. Jedyne co mnie interesuje to RYZYKO. Mało kto się nad tym zastanawia. Zarabiam 10k na rękę ok biorę kredyt na 300tyś bo się nie boję. Jeśli zarabiam 2-3k na rękę biorę 2x się zastanowię. A może jednak znajdę inne rozwiązanie? Ale cóż mało kto zastanawia się nad życiem i efekty widać. Śmiech na sali jeśli nawet emerytur nie będzie za 30 lat:]
Co do pętli u szyi, wcale jej nie ma. Niezależność sprawia, że w razie problemów można wiele zdziałać. W stanach cale rodziny jada z jednego wybrzeża na drugie tylko po to żeby mieć np lepszą pracę albo tańsze życie. W Polsce wciąż ludziom takie myslenie nie mieści się w głowie. Doceniana jest w krzywym zwierciadle pojmowana “stabilność” życiowa. Dla mnie stabilność to możliwość dużego wpływu na swoje życie, a kredyt mocno to ogranicza.

Odnosząc się do ostatniego akapitu napisanego przez Doxę.. Czy ktoś rozważał, co to oznacza? Może moje wnioski są mylne, ale nie napawają optymizmem.
Jeśli ceny nieruchomości rzeczywiście tak spadną, jak prorokuje Doxa, a jest to prawdopodobne, to on weźmie łopatę, wykopie w ogrodzie zachomikowane złoto i kupi sobie domek. Może nawet dwa albo trzy. Ale ktoś o potencjale Kulczyka czy biskupa bogatej diecezji może sobie w tym czasie kupić całą dzielnicę. Albo pół miasta, jak się trafi. Już był wypraktykowany taki myk kilkakrotnie. /Ostatnio czytałem o mieszkaniach upadłej kopalni Orzeł Biały w Bytomiu- kilkaset mieszkań nie sprzedano lokatorom ale przekazano do spółki. A spółkę sprzedano… Wiadomo, co to oznacza/
Innymi słowy, kryzys jaki nastąpi, uczyni bogatych jeszcze bogatszymi a część obecnej klasy średniej pójdzie na dno- do kontenerów, czworaków i familoków, z jednym zlewem na korytarzu. No, może zlew będzie w domu, ale z piekielnie drogą wodą…
Czyli bardziej model Brazylijski – z dzielnicami nędzy i enklawami bogatych, niż egalitarny model skandynawski.
Co to oznacza w polityce? Moim zdaniem demokracja, nawet kaleka jak w Polsce, nie zniesie długo takich dysproporcji. Większość spuściła głowy i zajmuje się tylko swoimi problemami. Mamy jednak sporo ludzi z otwartymi oczami, którzy w końcu dostrzegą, że cały biznes jest ustawiony pod 1% oligarchów… Może to jest przyczyna brunatnienia zycia politycznego w Polsce? Narasta cenzura, brak rzeczowej dyskusji w mediach, nowe partie nie mogą się przebić, a jednocześnie skądś ogromna pobłazliwość dla neofaszystów, wszechpolaków, bandytów w szalikach? Wszak kimś trzeba zastraszyć szarego obywatela. Podsunie mu się igrzyska- ME, może jakąś nową katastrofę, nagłośni temat zastępczy w rodzaju aborcji lub gejów, i publika nawet nie zauważy, jak skoczy VAT i inflacja.

@blesS
“W razie problemów nie muszę uciekać do rodziców, mogę przenieść się na znacznie tańsze mieszkanie. Mogę zmienić (uwaga!) miasto zamieszkania, a nawet kraj!”

a myślisz że moja znajoma nie może? 🙂
50m2 mieszkania jak myślisz za ile wynajmie Tobie? uwierz mi że w tym standardzie, nowe mieszkanie… moze je wynajac za 1500pln z pocałowaniem w ręke, a przypominam ze ona płaci 1100 raty
więc moze tak samo jak Ty w każdej chwili zmienić miasto i kraj i mieć 400pln na czysto ze swojej inwestycji

“Kredyciarz w razie problemów możliwości ma znacznie ograniczone. Praca tylko w zakresie dogodnego dojazdu z bankowego mieszkania. Brak pracy == problemy.”

myślisz że policjantów to dotyczy? 🙂
policja to im gorzej w kraju tym może miec lepiej, państwo musi dbać o swoje psy bo nie zagryzły władzy

“Tak więc uważam, ze kredyt hipoteczny to zbyt duże ryzyko. Widać w USA jakie to ryzyko.”

może dla Ciebie, może dla mnie, może dla innych
ale nie dla policjantki której państwo daje pewna stała pracę, państwo dopłaca jej do kredytu, i uwaga…może ona w kazdej chwili przejśc na Twoją stronę i wynająć sobie jakieś lokum a swoje mieszkanie wynajmowac Tobie mając z tego nie tylko spłacany kredyt ale też zysk 🙂

tak w ogóle nie uwzględniasz w swoich obliczeniach że wszyscy kredytowcy mogą wynając swoje mieszkania i przenieść się na wynajmowane mniejsze w razie kłopotów

„Tak więc uważam, ze kredyt hipoteczny to zbyt duże ryzyko.”

eee..nie popadajmy w skrajności. gdybyś napisał, kredyt wzięty ponad siły, z ratą ponad możliwości to tak 100% racji. kredyt dopasowany do zarobków z ratą niepowodującą palpitacji serca, to takie samo jak ryzyko wypadku samochodowego…a w ciągu 30 lat to ryzyk mnóstwo, ryzyko wpadki na giełdzie, ryzyko inflacji, ryzyko wojen, ryzyko polityczne, ryzyko choroby – jak tak patrzeć to nic się nie opłaca…jakby tak patrzeć, to wogle wszelkie inwestycje bezsensu są 🙂

co do niezaleznosci, to juz koledzy wspomnieli, co broni wynajac kupione mieszkanie w Poznaniu i przeniesc się do Wroc? takze elastycznosc tez jest

100% racji przyznaję z przykladem raty do zarobków, niektórzy zarabiając 2-3k biorą ratę 1,5k ryzyko duże..no ale to jak pisaliśmy, kazdy sam sobie wyznacza poziom pętli i ryzyka

PS. u mnie opłacało się kupić, baaa a nawet kupić i wynajmować (miasto 130k), ale w chwili obecnej w Poznaniu, Wroc czy Waw nie zdecydowałbym się na kupno przy tych cenach, raczej wynajem.

@zenek

Nie pisz tutaj banialuków. Skoro mieszkanie kosztowalo 200 000 zł za 50 metrów tzn. że kupiła je w jakimś Grudziądzu, Bydgoszczy albo Gorzowie Wielkopolskim bo wychodzi 4000 na metr. W takich miastach 1500 zł za wynajem tak dużego mieszkania to jest absolutny maks, a ceny zaczynają się już od 700 zł.

przykład: http://www.oferty.net/mieszkanie-na-wynajem-piaski-gorzow-wielkopolski,916832476

bardzo ładnie wykończone, jasne mieszkanie, która ma ledwie 12 lat. Czynsz = 750 zł. Nic nie trzeba wykańczać, wystarczy uzupełnić umeblowanie o kilka własnych gratów. Dobrze skomunikowane. Różnica to 350 przez lata kiedy reszta podatników składa się na odsetki – bez programu “rodzina na cudzym” rożnica byłaby dużo większa.

@blesS
“Niezależność sprawia, że w razie problemów można wiele zdziałać. W stanach cale rodziny jada z jednego wybrzeża na drugie tylko po to żeby mieć np lepszą pracę albo tańsze życie. W Polsce wciąż ludziom takie myslenie nie mieści się w głowie.”

BlesS ma racje w tym, że mieszkanie nalezy traktować prawie zawsze jak inwestycje. Strategia sprzedać mieszkanie i wynajmować miała swój sens ekonomiczny pod warunkiem lokaty w złoto;-) Zawsze taka strategia, podobnie jak zakup całości mieszkania za gotówkę jest ryzykowna i wymaga orientacji w rynku.

Strategia zarabiania wymaga kapitału i jest bez sensu dla tych, którzy go nie mają;-) Przy inwestowaniu w mieszkanie należy kontrolować tzw inwestycje alternatywną i gdy ona przynosi wiekszy zysk należy mieszkanie sprzedać i wtedy opłacalne może być wynajmowanie.

margines spoleczny:

“- po trzecie, nie ma problemu w razie rozwodu, a statystycznie połowa par sie rozwodzi.”

Przypomnial mi sie dobry artykul sprzed roku w jednym z tygodnikow, wlasnie na ten temat. Okazuje sie, ze rozwodow w rodzinach z hipotekami jest o wiele mniej niz w tych bez, juz pierwsza wizyta u prawnika studzi temperamenty i ludzie zaczynaja liczyc:)

Ceny nieruchomości zależą bezpośrednio od polityki kredytowej banków. Konkretny przykład:
– lata 2006-2008 – okres boom kredytowego i gwałtownych wzrostów cen;
– lata 2009-2010 – banki zaostrzają politykę kredytową i ceny hamują.

Tutaj link do publikacji GUS na temat transakcji na rynku nieruchomości: http://www.stat.gov.pl/gus/5840_724_PLK_HTML.htm

Na stronie 6 opracowania (lub 16 w pdf) znajdziesz piękne wykresy, które ilustrują okres 2006-2008. Z kolei niżej link do opracowania na portalu bankier.pl, które pokazuje ilość udzielanych kredytów:

http://www.bankier.pl/wiadomosc/Wyniki-sektora-bankowego-kredyty-mieszkaniowe-I-polrocze-2009-2005093.html

Wykresik bardzo ładnie obrazuje ten trend. Możecie zauważyć, że ilość transakcji wcale nie wzrosła znacząco, lecz ich wartość tak. Wzrost ich wartości jest skorelowany z ilością udzielanych kredytów hipotecznych.

Żeby nie było wątpliwości, wahania cen nie miały nic wspólnego z ilością mieszkań oddawanych do użytku. Poniżej kolejny link, tym razem do tabel GUS, które obrazują ilość mieszkań oddawanych miesięcznie w Polsce:

http://www.stat.gov.pl/gus/5840_3031_PLK_HTML.htm

Polska to nie żaden wyjątek od reguły. Takie same dane znajdziecie w odniesieniu do USA (nawet łatwiej je wygrzebać). Dużo udzielanych kredytów i dany dom kosztuje 500 tys. USD w 2006 roku. Obecnie banki nie udzielają łatwo kredytów i ten sam dom sprzedany zostaje za 200 tys. USD. Tak więc jeżeli chodzi o ceny nieruchomości, znaczenie ma tylko i wyłącznie polityka pieniężna banku centralnego i w jaki sposób zarządza innymi bankami.

Kończąc, bardzo ciekawy wykres (już ostatni, przysięgam):

http://img833.imageshack.us/img833/8561/sweetn.png

Zenek – te twoje przykłady i wyliczenia które podałeś są wyciągnięte z kosmosu. Wynajęcie 50 – 60 metrowego mieszkania w centrum Szczecina (lub okolicach) to koszt 900 – 1500 zł (ze wszystkimi czynszami) ten kto płaci więcej daje się po prostu oskubać. Stargard to właściwie przyległa wieś, więc nie wiem jakim cudem twoja koleżanka zamierza wyciągnąć od kogoś te 1500 zł. No chyba, że pani policjant przyłoży komuś pistolet do głowy – wtedy ma szanse 😉 Zauważ, że w przykładach z allegro, które podałeś znajdują się nie tylko 50 metrowe mieszkanka ale też 110 metrowe apartamenty. To “nieco” zmienia postać rzeczy. Jeżeli zawęzisz wyniki wyszukiwania do mieszkań <55 metrów to zostaną głównie takie w których czynsz wynosi ~900 zł
btw. wynajmującego niewiele obchodzi z czego zbudowane jest mieszkanie. Ważne, żeby było ciepło – a do tego wystarczy wielka płyta obłożona styropianem.

@zenek
Ok, co do Stargardu można się zgodzić. Jednak nie jest to reprezentatywne dla Polski miasto w tej kwestii. Ze śladowej ilości ofert najmu wynika, że ten rynek jest w Stargardzie bardzo słaby – brakuje osób, które posiadają mieszkania pod wynajem i osób, które są chętne je wynająć. Ot po prostu miasto jest niewielkie – ledwie 70 000, nie ma w nim studentów, nikt tu nie przyjeżdza tymczasowo za pracą, a ceny mieszkań są po prostu rozsądne – zauważyłem, że 4000 zł za metr to jedne z najdroższych mieszkań w tym metrażu. W mieście, w którym można kupić mieszkanie za 200 000 zł naprawdę nie pozostaje nic innego niż je kupić nawet jeśli trzeba włożyć jeszcze z 60 000 na jego wykończenie i urządzenie. Nawet jeśli chcielibyśmy wynająć to nie ma zbytnio od kogo. A podejrzewam, że ci którzy mają mieszkania też nie mają ich komu wynająć. W dużych miastach różnica istnieje. W Gorzowie – jak podałem. W Poznaniu za 60 metrów płaci się średnio 360 000 zł z czego wychodzi rata: 2158 zł przy 6% na 30 lat. Za wynajem takiego samego metrażu płaci się średnio 1500 zł (wklepałem dane z 22 stron wszedłem na 11 i wszędzie 1500). Ok – na ogół dojdzie czynsz w tych wynajmowanych, jakieś remontowe itd. tyle, że jakbyśmy kupili nowe mieszkanie od dewelopera to wydamy dodatkowe 60 000 zł na to aby dało się mieszkać więc wychodzi na to samo. 658 zł zostaje nam w kieszeni. Inwestując to w rozsądny sposób i zgarniając 6% nawet po odprowadzeniu podatku Belki, za 30 lat będziemy mieli równowartość dzisiejszych 300 000 (inflacja 2%). Do nowego mieszkania będzie trzeba jeszcze dopłacić, ale bynajmniej nie będzie to wielka kwota.

ja tylko zwróciłem uwagę na to że niektórym grupom społecznym (w połączeniu z określoną lokalizacją) mimo tego marże dewelopera sięgają 40% dalej opłaca się kupować mieszkanie dużo bardziej niż wynajmować (szczególnie jak mogą skorzystac z RnS)

@Zydowski bankier
czyli tak jak na rynkach finansowych, bo dokładnie to samo dotyczy giełd
wzrosty lub spadki już od dawna nie zależą od stanu gospodarki tylko od tego czy kase się pompuje czy raczej wysysa z obiegu

@zenek

No tak – niektórym grupom, które mają stabilną i bezpieczną pracę o stałym zarobku w mieście gdzie ceny za przyzwoity lokal wynoszą około 4000 zł za metr – można mieszkanko kupić. Jednak nie w Poznaniu, Krakowie, Szczecinie czy Wrocławiu. Tutaj na wynajmie naprawdę się oszczędza sensowne kwoty, które dobrze ulokowane albo zainwestowane i tak pozwolą nam za to 30 lat coś zakupić. Zwłaszcza, że potencjał na spadki jest duży. Widziałem te wykresy zapostowane przez Zydowskiego Bankiera już wcześniej i tak jak i wtedy, tak teraz widzę ogromny potencjał na spadki. Taka cena w Poznaniu mogłaby ze spokojem spaść z 6000 zł do 4000 zł i wciąż by się opłacało budować, tak samo jak opłacało się za 3000 w 2005 roku. Inna rzecz, że z uwagi na różne czynniki na natychmiastowy spadek nie ma co liczyć. Cena będzie raczej spadała powolutku w ujęciu nominalnym z jednej strony, a z drugiej strony będzie ona nadgryzana realnie poprzez inflacje. Spotkanie powinno nastąpić w okolicach 5000 zł.

Moim zadaniem trzymanie dużych środków na żałosnej lokacie 6% mija się celem. Potrzebna jest bardziej aktywna strategia, łącząca w sobie bezpieczeństwo i potencjał zysku. IMHO najbardziej optymalna strategia: dzielisz kasę między dobry fundusz obligacji (a najlepiej dwa fundusze, o nieco odmiennej charakterystyce)+mocne spółki dywidendowe(CEZ, PZU, TPSA inne nie są tak atrakcyjne)+ konto oszczędnościowe, w razie pojawienia się nowych okazji inwestycyjnych (np. upublicznienie dobrej spółki na rozsądnych warunkach). Konsekwentnie trzymając się tej strategii (żadne fundusze akcji, żadne granie na giełdzie, żadne struktury) szansa na znaczne przebicie lokaty wydaje się być większa niż 90%, dlatego, mimo braku gwarancji określonego zwrotu warto spróbować.

@doxa Chciałbym zauważyć, że są fundusze, które wyrobiły w ostatnie 3 miesiące więcej niż niejedna lokata przez rok. Ale to oczywiście szczegół. Mam nadzieję, że żaden z naszych fundów nie inwestuje w PIIGS-y, oczywiście z takiego należałoby się ewakuować czym prędzej.

A ja tam na jakis czas zapakowalem sie po uszy w dolara na lewarze. Po okolo pol roku sprzedam.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *