Categories
Ekonomia

Najem czy dzierżawa

Bliższa analiza polskiego rynku nieruchomości dostarcza wielu ciekawych refleksji. Naturalnie moje analizy są bardzo pobieżne, wykonane na odwrocie koperty i nie mają żadnej większej wartości. Należy je traktować z dużym przymrużeniem oka. Być może dyskusja w komentarzach przyniesie więcej ciekawych informacji i przemyśleń.

Wynajęcie 50 metrowego mieszkania w przykładowym mieście Z. to koszt 1000 zł miesięcznie. Z tego 800 zł do kieszeni wynajmującego i 200 zł na wspólnotę mieszkańców.

Zakup  takiego mieszkania to wydatek 200 000 zł.

Już w tym miejscu widzimy, że mamy do czynienia z banią. Mieszkanie powinno kosztować 100 czynszów czyli albo czynsz jest o połowę za mały, albo cena mieszkania dwukrotnie za wysoka.

Weźmy pod lupę spłatę kredytu. Za w/w mieszkanie zapłacimy 1200 spłaty kredytu + 200 zł na wspólnotę mieszkańców = 1400 zł. Drogo.

Wynajmując takie mieszkanie kupione na kredyt mamy ujemny cash flow na poziomie 400 zł miesięcznie, zakładając optymistycznie, że znajdziemy lokatorów i będą oni płacić na czas. Biorąc pod uwagę naprawy i niesolidnych lokatorów mamy może 600 zł z kwoty 1200 zł potrzebnej na spłaty. Bieda.

To może warto kupić mieszkanie jako inwestycję? Popatrzmy na zwrot z inwestycji przy powyższych parametrach – przy grzecznych lokatorach otrzymujemy 4,8 % i 3,6 % przy bardziej kłopotliwych. Bieda, więcej można wydusić z lokat, no chyba że liczymy na wzrost cen mieszkań w przyszłości. Biorąc jednak pod uwagę to co się dzieje na świecie, należy liczyć się z trudniejszym dostępem do kredytów, spadek popytu i spadek cen mieszkań. Można się mocno przejechać na takiej spekulacji.

Wytłumaczenie całego fenomenu jest chyba dość proste. Mały rynek nieruchomości został zalany falą łatwego kredytu. Popyt gwałtownie wzrósł, podaż ograniczana była ilością gruntów w miastach i prędkością budowania. Gdy rośnie popyt a spada podaż ceny rosną (przekonamy się o tym wkrótce na rynku złota).

Ludzie nie pytają o cenę nieruchomości lecz o miesięczną spłatę. Wolą płacić 1400 zł zamiast 1000 zł i mieć poczucie że spłacają swoje mieszkanie. To, że są winni kilkaset tysięcy jest mniej istotne, to że mieszkanie może być dużo mniej warte przy tych samych miesięcznych spłatach – również.

Tymczasem rynek mieszkań na wynajem jest specyficzny. Mocnym ograniczeniem jest siła nabywcza przeciętnego nabywcy. Przy milionach rodaków zarabiających miskę ryżu dziennie wynajęcie mieszkania za 1000 zł i opłacenie mediów pochłania całą jedną wypłatę. Samodzielnie nie sposób przeżyć, w dwójkę żyje się do momentu utracenia pracy przez  jednego z partnerów. Potem pod most.

Obawiam się, że rynek nieruchomości będzie musiał stawić czoła sytuacji dobrze znanej z USA, której w Polsce nikt się nie spodziewa. Jest wielce prawdopodobne, że ceny mocno spadną. Każdy inwestor chce być z daleka od takiej ryzykownej inwestycji. Lepiej sobie zaparkować w złocie i zagryzając popkornem obserwować krach obligacji w krajach PIIGS i Stanach.

Share This Post

25 replies on “Najem czy dzierżawa”

Bardzo ciekawy wpis, obserwuję krajowy rynek nieruchomości od dłuższego czasu z perspektywy Warszawy i zgadzam się z Twoimi wnioskami. Obserwując rezerwacje u deweloperów w Warszawie wnioski są takie:
a. ludzie kupią i wezmą kredyt na 30 lat na połowę swoich aktualnych dochodów JEŚLI TYLKO da im bank (zero wyobraźni dla ryzyk z tym związanych).
b. Takie kredyty to szacunkowo grubo ponad 80% rynku, w ostatnim czasie trochę to wyhamowało, ale tylko nieliczni deweloperzy nieznacznie schodzą z cen (5-10%). Reszta czeka na odbicie do góry (sic!). Znam kilka osiedli, które są wybudowane i oddane od użytkowania od ponad roku i mają nadal mieszkania w ofercie, ceny nie spadają – trwa wyczekiwanie.

Ceny dla Warszawy, peryferyjna dzielnica odniosłem do wskaźników które znalazłem na Patric.net.

1. Wg. banków cena hipoteki to maksymalnie 3 letnie dochody kupującego + 20% wkład własny.

2 pok. 45 metrów, średnia cena 7,7k PLN, wynika z tego że osoba kupująca takie mieszkanko powinna mieć dochody netto równe blisko 8k PLN – mało kto tak zarabia, a nie jest to przecież mieszkanie dla rodziny z dzieckiem (w tym metrażu w Polsce są to na pokoje, gdzie duży ma ciemny aneks kuchenny)

2. Wg. wynajmujących bezpieczna cena nieruchomości to maksymalnie 15krotniość rocznych opłat za jej wynajem.

policzmy dla naszego 45 metrowego mieszkanka, można mieć z jego najmu 1,5 k miesięcznie (kalkuluję, że będzie wynajęte 11 m-cy w roku) -> wychodzi że cena nieruchomości powinna wynosić maksymalnie 247,5 tys. PLN (5,5 tys. za metr), a wynosi 346,5 (7,7 tys. za metr). Piszemy tu o cenach maksymalnych nieruchomości pod kątem opłacalności najmu, w czasach kryzysowych z całą pewnością będzie to mniej.

Mój osobisty problem jest taki, że jestem przekonany do tego że czeka nas pęknięcie bańki (pomimo naganiania gazet i banków, oraz rządu za pomocą programu Rodzina na Swoim – czytaj Bank na Twoim). Niestety chętnie kupiłbym względnie szybko – mam małe zaufanie do fiat money zdeponowanych w banku.

To o czym piszesz to jeszcze bardzo mała bania, zaledwie banieczka. Realny przykład z “po sąsiedzku”: Centrum miasta wojewódzkiego (żadna tam Warszawa czy Moskwa), budynek z 2000r w którym wywoławcze ceny sprzedaży są ca 11-13 tys/m2. Do wynajęcia “studio” (jak właściciel ładnie w ogłoszeniu napisał) 36 m2 za 950zł + opłaty. OK, cena mieszkania wypada więc na poziomie 400 tys. zł. więc współczynnik P/E = około 35. Gdyby przyjąć że interesuje nas P/E na poziomie, no niech będzie 12, to cena mieszkania powinna leżeć gdzieś koło 140 tys. zł.
Na marginesie, nie wierzę w obniżki cen w Polsce typu z 400 tys. do 140 tys. Jestem raczej wyznawcą inflacyjnej koncepcji przeceny mieszkań. A jak widać z powyższego przykładu, potencjał inflacyjny jest bardzo duży…

Generalnie racja. Jest bania i jest za drogo. Można spojrzeć na sprawę i tak: kupuję przepłacone mieszkanie za papierowe pieniądze, (dodatkowo można zakładać że przez jakiś czas stopy procentowe będą zaniżane systemowo – gdyż największym dłużnikiem jest rząd ). Sporo ludzi uważa, ze nie ma co oszczędzać w bankach … lepiej posiadać nieruchomość i oszczędzać spłacając kredyty niż trzymać pieniądze w obligacjach czy bankach. Nieruchomość dość trudno ukraść w przeciwieństwie do złota czy biżuterii. Ziemię można uprawiać. Dodatkowo doświadczenie historyczne w Polsce jest takie, że w XX w co 20, 30 lat następował reset systemu i jedynie posiadacze nieruchomości nie stracili(bądź stracili niewiele w relacji do posiadaczy innych aktywów). Po 1989 oddawano nieruchomości a posiadacze banknotów i obligacji przedwojennych dostali figę. Uważam,że ten fakt jest brany pod uwagę przez częśc inwestujących w nieruchomości i ziemię i to trzyma ceny …

peterkrk, nie rozumiesz. Pokazał Ci doxa że na lokacie zarobisz więcej, niż na mieszkaniu, a Ty się upierasz. OK – Twoja kasa, Twoje ryzyko. Kupujesz za papierowe pieniądze, ale te papierowe pieniądze są jednak coś warte, prawda? I jakoś nie materializuje się totalny krach wieszczony od tylu lat przez panikarzy typu Schiff. Wręcz przeciwnie – inflacja i akcja kredytowa na całym świecie maleje, a ceny nieruchomości spadają. Jak lubisz łapać spadające noże to kupuj, tylko potem nie jęcz że nie było armagedonu, nieruchomości spadły jeszcze 50% (vide Japonia od 1990), a kredyt jakoś spłacać trzeba.

Ta peryferyjna dzielnica Warszawy jest kosmicznie droga. W Warszawie można kupić mieszkania w granicach 5400 (kolega kupił – spółdzielnia – wprawdzie nie gotowe, ale w sporym stopniu zaawansowania, żadna dziura w ziemi). Oferty na innych peryferiach są w podobnych granicach, widziałem nawet oferty poniżej 5000 (chociaż często jest to ściema – jedno mieszkanie kupione wczoraj przez ciocię prezesa). Oczywiście takie mieszkanie i wynająć trudniej (czytaj: mniej się weźmie).

@ Marek

Pisząc peryferyjna dzielnica Warszawy – miałem na myśli Ursus, ceny o których piszesz można trafić na peryferiach Białołęki (nie os. Tarchomin).

Podany przez Ciebie przykład jest błędny:
>5400 (kolega kupił – spółdzielnia – wprawdzie nie gotowe, ale w sporym stopniu zaawansowania, żadna dziura w ziemi)

– czyli jak spółdzielnia skończy i minie ileś tam czasu, przedstawi ostateczną kalkulację i wtedy kolega zobaczy ile mieszkanie kosztowało.

Kiedyś kupowałem mieszkanie u spółdzielni rok 2002 w innym mieście. Przed oddaniem kluczy podnosili ceny 3 razy o 10-18%, a po oddaniu kluczy jeszcze raz. Jest to standard z mieszkaniami. Poza tym nie trzeba daleko szukać wejdź na dowolny portal z ofertą deweloperów (poza Białołęką) i załóż że utargujesz 3-5%. Ceny są takie jak napisałem. Podchodziłem negocjacyjne do wielu ofert i wiem jak jest bez polegania na opiniach, że ktoś mi powiedział.

@Marek
wpisz sobie w dowolny portal z ogłoszeniami z wynajmę nieruchomości limit ceny za metr tak jak podałeś… i to już chyba nawet nie wymaga komentarza. Jednostkowe przykłady NIEOSTATECZNEJ CENY taki jak podałeś o niczym nie świadczą.

średnia cena metra w Warszawie:
ofertowa 9000 PLN
transakcyjna ponad 8500 PLN
przy czym drożej jest na rynku wtórnym. Zachęcam do korzystania z danych choćby z AMRONU jeśli nie z portali ogłoszeniowych, poleganie na nieostatecznych cenach dla pojedynczych lokali zasłyszanych ustnie nie przedstawia rynku.

zerknijcie na fajny art w The Economist sprzed tygodnia

http://www.economist.com/business-finance/displaystory.cfm?story_id=15911113

Ja patrze jak to wyglada w Londynie. Zarabiam dosc dobrze, znacznie! wiecej niz srednia krajowa, a momo tego nie moge kupic nic! Absolutnie nic, nawet studia w councilowskich blokach w dzielnicy-slums. [bank mi mowi kredyt = 3x pensja + 20%]

rozmawialem w tej kwestii z agentem nieruchomosci… po pierwsze powiedzial, by nawet nie myslec o znalezieniu “okazji” bo okazje to on zabiera dla siebie i znajomych.

po drugie, rynek nieruchomosci sie zmienil przez ostatnie 50 lat. Gdy nasi rodzice sie rodzili, na swiecie bylo 3 mld ludzi, gdy nasi dziadkowie 2mld. Teraz mamy 7mld.

Po kolejne kiedys duza czesc ludzi mieszkala we wsiach, teraz kazdy chce mieszkac w centrum miasta, tam gdzie jest praca i pieniadze.

50 lat temu w rodzinie pracowal maz, a zona zajmowala sie domem i dziecmi. Trzeba bylo utrzymac rodzine i splacic mieszkanie z jednej pensji – teraz splaca sie z dwoch!

W calej Europie mieszkania zawsze byly za drogie i zawsze beda! Pamietacie “wasze ulice, nasze kamienice?”. Ceny sa za drogie, bo moga byc, najlatwiej jest wykorzystywac klase pracujaca i srednia nizsza, wiec tak sie robi.

Polska poza tym to biedny kraj, wiec jako taki musi miec wszystko za drogie.

Ja kupie dom na emeryture w Azji, a w miedzyczasie bede wynajmowal. Chyba, ze ceny spadna, ale na to niestety sa male szanse.

Spadki a’la Stany można miedzy bajki o żelaznym wilku włożyć. Jedynie kataster mógłby coś ewentualnie zmienić. W Polsce jest zmowa polityków (każdy ma po kilka mieszkańna wynajem), deweloperów i banków.

Mieszkania nie stanieją, ponieważ poza jednostkowymi przypadkami jakiś kłopotów finansowych kulturowo jest zakorzeniona niecheć do zmian i przperowadzek. Rusze 4 litery jak mi ktoś dobrzez zapłaci. Nie chcą płacić, OK poczekam…nawet kilka lat.

Poza tym nie dostrzegasz sprzeczności w oczekiwaniu (słusznym!) inflacji i deflacyjnym spadku cen mieszkań?

@ hetbatnik
>>po drugie, rynek nieruchomosci sie zmienil przez ostatnie 50 lat. Gdy nasi rodzice sie rodzili, na swiecie bylo 3 mld ludzi, gdy nasi dziadkowie 2mld. Teraz mamy 7mld.

🙂 prześmieszne:
1. a co ma dramatyczny wzrost ludności we wschodniej i południowej Azji do naszych cen nieruchomości… może ten afrykański się na nie przekłada.
2. a może to w Polsce ludność tak strasznie rośnie…. a no tak nie w Polsce… bo nam ubywa ludności i zgodnie z każdą prognozą ubywać nam będzie już stale.
3. Londyn o którym piszeż miał liczbę ludności -> 6mln ludzi prawie dwie dekady przed I (tak pierwszą) WOJNĄ ŚWIATOWĄ, potem bywały historycznie okresy że populacja się zmniejszała! Obecnie ma około 7,2 mln (maksymalnie podają 7,5 mln, ale to liczba dla znacznie większej powierzchni niż w 1906r.). Rzeczywiście straszny napływ ludności – poczytaj proszę o procesach odwrotnych o których piszesz.

>>Po kolejne kiedys duza czesc ludzi mieszkala we wsiach, >>teraz kazdy chce mieszkac w centrum miasta, tam gdzie jest praca i pieniadze.

Proces urbanizacji w Europie Zachodniej, na której przykład się powołujesz już DAWNO się zakończył – można raczej mówić o procesach odwrotnych. To może być tylko częściowy argument w Polsce, ale nie w Anglii gdzie ponad 90% !!! ludzi już mieszka w miastach. Tu ciekawszym tematem jest opuszczanie miast na odległe przedmieścia.

Co?? Ludzie chcą mieszkać w Centrach miast!! przecież demografowie już od początku lat 80 tych opisują, że centra miast tracą funkcje mieszkaniowe, na rzecz biznesu/ usług itp. Wykresy zagęszczenia ludności pokazujące zmiany wraz z linią biegnącą przez miasta pokazują jej spadek w centrach!

Takiej gęstości bzdur z zakresu geografii dawno nie widziałem jak w Twojej wypowiedzi. Brak znajomości podstawowych danych i procesów.

Ciekawy temat – większość argumentów już padła. Może jeszcze należy dodać że ceny w Polsce spadły znacznie. W wielu miejscach są wręcz niesprzedawalne. Z wyjątkiem kilku największych miast i zwłaszcza Wawy. Dlaczego tu kilka argumentów padło. Prawdziwym jest dla mnie teoria że katastru na razie ( chyba że kryzys jednak wróci) nie będzie – ale to nie tylko lobbing polityków ale generalnie “układu”
Natomiast z punktu widzenia nie tyle zwykłego śmiertelnika ale myślącego śmiertelnika zakup obecnie nei ma sensu ( poza okazjami – ale to zawsze prawdziwe w odniesieniu do wszystkiego).
Przedewszystkim ceny są wysokie ( a nawet bardzo) a brak jest (realnych) perspektyw na wzrosty.

No nie od okońca Doxa. Zgadzam sie z twoimi wyliczeniami, ale jak przyznasz am-kto kupił mieszkanie i mi9eszka sobie w nim teraz a za 10lat sprzeda to nie straci.A trzymanie gotówki to niestety strata. Inwestycje w złoto.Hmm. Nie do końca tak jest-kto kiedyś kupił złote monety to tak.A kto ma złote piersconki to cena takiego złomu niewiele sie zmienila. Tylko akcje przez najblizszy rok. A potem fundusze strykuryzowane i ewentualnie metale typu srebro. W ciagu 10-15 lat przebije zyski ze złota. Bo widzac ze zloto sie konczy rzuca sie wszyscy na srebro.

wydaje mi sie że ogromna rolę odgrywa właśnie wysokość kredytów udzielanych przez banki na zakup mieszkania ( np.120% wartości mieszkania) . Jaki bank przetrwa załamanie cenowe np o 40%,przecież zdrowo myślący beneficjent kredytowy powinien machnąć wtedy ręką i powiedzieć bankowi : a bierzcie to moje mieszkanie w cholere , tylko co potem zrobiłby bank z mieszkaniem wartym mniej niż zabezpieczenie. Niestety , podejrzewam że brak jest u nas na razie takich myślacych zdroworozsądkowych kredytobiorców jak i bankowców bez skłonności do pazerności( nie pozwolą na spadek cen ,bo sami by padli)

@chlukasz

kazdy chce mieszkac na wsi i jezdzic do miasta po40-90 minut codzien do pracy???
jasne ze jak masz pieniadze i nie musisz to w miescie nie mieszkasz, ale to tu sa szkoly/restauracje/biura. a o masz na wsi gdy nie jestes super bogaczem z wlasna sluzba?
spokoj w weekendy, bo poza tym mieszkasz w biurze+samochodzie.

z rodzina wies, w stadium przed malzenskim chcesz zyc tu gdzie masz dostep do uslug. a twoje dzieci i tak do miasta bede chcialy uciec

@ jasiek

tak jak piszesz jest chyba w USA, tam jak nie spłacasz hipoteki mogą Ci zabrać dom… u nas jest chyba inaczej mogą Ci wejść na wszystko. Poprawcie mnie jeśli się mylę, nie jestem do końca pewny czy tak właśnie jest

@ zzzz

ani przez moment nie pisałem o swoich prywatnych preferencjach tylko o procesach i zjawiskach mających miejsce na świecie. Nawet jednym słowem nie zasygnalizowałem jakobym chciał mieszkać poza miastem. Dementowałem ewidentne bzdury geograficzne jakoby wzrost liczby mieszkańców Indii, Chin i Afryki mógł powodować zwyżkę polskich cen nieruchomości.
Możesz pisać co chcesz, ale fakty są jedne:
1. Poznań…. liczba ludności miasta SPADA… choć aglomeracji się powiększa, ludzie przenoszą się na peryferia poza granicami miasta. Aglomeracja jest co raz większa, a miasto traci ludność.

Tu nie chodzi o to co chcesz Ty lub ja, to bez znaczenia liczy się dominujący proces dla ogółu określonej populacji.

2. Zobacz na rozrost wiosek nawet do 25 od granic Warszawy, gdzie często powstają osiedla na ponad 100 domków. Szczególnie w kierunku południowym.
To są proste opisane na zachodzie już dekady temu zjawiska. Większość ludzi z którymi pracuję mieszka poza Warszawą w odległości do 35km od miasta (akurat do miejsca pracy mają dojazd szybki).

Jeszcze raz, nie piszę o swoich osobistych preferencjach (one są bez znaczenia), piszę o tym co się dzieje.

Po drugie nie piszę o tym jako o jedynym dominującym zjawisku, ale wskazałem na pewne sprawy, kwestionując opinie niezgodne z wiedzą z zakresu rozwoju miast, zmian liczby ludności, itp.

@chlukasz
Dokładnie tak jest i nie mylisz się, tzn. w Polsce w razie problemów ze spłatą kredytu hipotecznego, bank zabiera nieruchomość i idzie ona pod młotek. Wystawiając ją bank nie musi “wydusić” z niej jak najwięcej (a znając polskie realia zostanie ona poprostu w łajdacki sposób sprzedana za parę groszy w ustawionym przetargu “znajomemu królika” – wystarczy popatrzeć jak działają komornicy w tym kraju), różnica pomiędzy uzyskaną kwotą z licytacji a kwotą kredytu i tak zostanie ściągnięta z wierzyciela, chociażby miał to spłacać do końca swojego zasr…, no życia poprostu…

Ale w USA takze sprzedadza nieruchomosc za grosze, a ewentualną różnice w kwocie uzyskanej, a kwocie szacowanej zapłaci dotychczasowy “własciciel” nieruchomości. W ten sposób działaja banki na całym świecie.

@jake mylisz sie. w USA banki moga dochodzic roszczenia wylacznie co do nieruchomosci, chyba ze bylo robione refinansowanie z wyciaganiem kasy z domu, wtedy jest tak jak w Polsce.

Co wy tam ludzie gadacie! W powietrzu już się wyczuwa retorykę wojenną i wariant sugerowany przez Marca Fabera oraz Geralda Celente wydaje się być coraz bardziej realny – World War 3. Niestety! Jednym słowem gigantyczne pompowanie pieniądza w upadający nie tylko system finansowy, ale także finanse państw, czego przykład mamy w postaci na razie Grecji i pakietów “pomocowych” IMF i EU. W kolejce czeka reszta PIIGSów, którego skutkiem zamiast pojedynczych implozji będzie kolaps całego systemu, a razem z nim odwrócenie uwagi wkurzonej gawiedzi szturmującej z widłami i pochodniami zewnętrznymi wrogami i globalnym konfliktem. Już się straszy Iranami, jątrzy i rozdrapuje stare historyczne waśnie. O USA to już nie wspomnę …

Tak naprawdę w żaden sposób nie rozwiązano problemów tylko je przesunięto w czasie i to znacząco zwiększając skalę potencjalnych skutków. Dlatego najmniej bym się przejmował cenami nieruchomości.

@Doomsayer, ja powiem więcej – co będzie się zgadzało np. z ostatnimi wynurzeniami zezorro – WW3 zacznie się od ujawnienia prawdy, że wypadek naszego Tu-154 pod Smoleńskiem to wcale nie był wypadek… no wiecie, tak samo jak w Sarajewie.

[dla niekumatych: to żart]

Wy mi tu lepiej powiedźcie jakich cen nieruchomości można się spodziewać w Warszawie za rok o tej samej porze… rodzina rośnie a z drugiej strony nie chcę się władować w wieloletni interes… dla banku:)

A tak na poważnie, miałem okazję dziś porozmawiać ze starszą Panią (Warszawianką), która postanowiła wrócić z prowincji do stolicy (powody to problemy zdrowotne i niski poziom opieki na prowincji oraz chęć bycia blisko wnuków i syna) i czego się dowiedziałem. Pani ta posiadając spory budżet tj. 500 tys. PLN, może za to kupić w bloku po roku 2000 max. 58 metrów (droga dzielnica Mokotów). Bardziej mnie interesowało, gdy słuchałem relacji z oglądania mieszkań i rozmów ze sprzedającymi.

– częsty scenariusz, dzwonisz i… słyszysz cenę o kilka tys., rekordowo 30 tys. drożej niż w ofercie na necie:) Rezygnujesz… oddzwaniają do Ciebie i cena jest już jak w ofercie… dla mnie to niepoważne, gdy sprzedawałem mieszkanie nigdy bym sobie nie pozwolił na takie zachowanie.

– sprzedający prawdopodobnie mają mało klientów, oddzwaniają nawet wielokrotnie po rezygnacji potencjalnie zainteresowanego kupca. Niestety nie proponują obniżek, ale opowiadają bajki jaka to INWESTYCJA świetna kupić od nich mieszkanie. Ciekawszy przypadek, proponowali starszej Pani kupno małego mieszkania z 2 miejscami postojowymi w garażu podziemnym, każde po 40 tys. PLN, jako świetną okazję do biznesu – wynajmowania miejsc innym (cóż u mnie w bloku takie miejsca wynajmuje się za 150 PLN miesięcznie).

@panika2008

Ja powiem tyle, że na razie sprawdzalność prognoz takich ludzi jak Marc Faber, Gerald Celente, czy Peter Schiff jest nieporównywalnie większa niż twoich blogowych wpisików i marnego cynizmu dla niekumatych. Więc wcale nie traktował bym tego jako żart. Ten cały system finansowy to jedna wielka gigantyczna piramida nieustannie wymagająca wykładniczej ekspansji kredytu, co po pierwsze matematycznie jest nieralne, po drugie widzimy na naszych oczach, że jej granice właśnie zostały osiągnięte i nawet dmuchanie bańki na derywatywach OTC sięgającej blisko 1 tryliona $ nie pomaga. Tąpnięcie jest więc nieuniknione i zamiast mniejszych detonacji tworzy się jeszcze większy systematic risk, którego implozja może zapoczątkować -> DARK AGE! O ile nie sugerowaną przez Fabera i Celente wojną, czego początki widać w obecnej geopolityce.

Niektórzy jak widać, nie potrafią odróżnić maskowania i przeciągania w czasie problemów od realnych rozwiązań.

Peter Schiff Was Right 2 się zbliża.

@Doomsayer: sprawdzalność prognoz… takich jak ta Schiffa, żeby uciekać od USD, a kupować euro i europejskie akcje, bo dolar jest spalony? Noo, rzeczywiście się “świetnie” sprawdziła. Aaa, zapomniałbym, oni zawsze mają rację, tylko timing im nie wychodzi, hahahaha 😀

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *