Przy okazji wizyty w Londynie mam możliwość odbycia kolejnej rozmowy z jednym z dużych europejskich dilerów złota. Z tej rozmowy oraz wielu poprzednich wynikających z pracy w branży wyłania się ciekawy obraz sytuacji.
Najpoważniejsza i najbardziej profesjonalna firma handlująca kruszcem w Polsce znana jest pod nazwą e-numizmatyka. Każdy, kto ma zbędne 20 złotych może się zapoznać z ich sprawozdaniem finansowym. Wynika z niego, że spółka działając w trzech sklepach internetowych sprzedaje za jakieś 50 mln złotych osiągając zysk na poziomie 3 mln złotych rocznie. Już po operowaniu trzema sklepami widać, że właściciele nie są w ciemię bici (pozdrawiam 😉 ). Mało kto w polskim biznesie potrafi tak twórczo i skutecznie zastosować kanibalizację. Uważasz, że e-numizmatyka zarabia za dużo kasy? Przysłali oklepanego kruga? Idź, kup w kursach złota. Kasa i tak popłynie w tą samą kieszeń 😉
Jest też Mennica, firma tak nieprofesjonalna, że właściwie szkoda o nich wspominać. Idą tam kupować jelenie, którzy nie zrobili żadnego rozeznania na rynku i nie wiedzą, że ceny mają mało konkurencyjne, delikatnie mówiąc. Ale może taka jest strategia firmy, może chodzić o unikanie konkurowania złotem inwestycyjnym z istną kurą znoszącą złote jaja, jaką jest produkcja złotych monet kolekcjonerskich. Niestety, władcy Mennicy nie potrafią rozgrywać kart tak finezyjnie jak firma powyżej. Można by zarabiać na obu tych kierunkach, ale w imię ‘niekonkurowania ze sobą’ nie robi się tego i traci się kasę.
Mamy jeszcze jednego dużego gracza, tanio sprzedającego złoto. To KGHM SA. Jest tylko jedno ale – produkują sztabki 2 i 4 kilo. Trochę za duże dla przeciętnego inwestora, ale przynajmniej wyglądają ładnie:
Na zakończenie warto wspomnieć o maluchach. Zauważam rosnącą presję ze strony różnych bulionerów, kupujących po parę uncji u wspomnianych dilerów z zamiarem szybkiej odsprzedaże w Klecholandzie. Ludzie nie są debilami. Czytają Słomskiego i Cynika i podejrzewają, że możemy mieć trochę racji co do czekającego nas wyparowania systemu walut papierowych. Czemu nie zarobić na tym trochę kasy?
Niestety, wszystko wskazuje na to, że dobre czasy powoli się kończą, zarówno dla grubszych ryb na polskim łowisku, jak i dla płotek. Grubi międzynarodowi dilerzy nie są debilami i też potrafią kombinować – dlatego właśnie są grubymi rybami. Jakiś czas temu powalił mnie jeden z dyrektorów z Niemiec. Pokazał mi wydruki z Wikipedii (!) z zakreślonymi danymi demograficznymi Polski i stwierdził, że oni po prostu nie mogą sobie pozwolić na to, żeby nie być na rynku polskim.
Proszę zwrócić uwagę, że największa polska spółka kupuje towaru za jakieś 10 mln EUR rocznie. Konkurent, którego mam na myśli, dokonuje zakupu za 1 500 mln EUR rocznie. Kto dostanie lepsze ceny? Kto pierwszy dostanie towar, gdy zacznie go brakować? Kto może nie dostać towaru w ogóle, gdy poprosi o to prezes dużo większej spółki?
I to się już dzieje. Jednym z większych graczy na Zachodzie jest Reiffeisen, który właśnie kupił Polbank. Do tej pory Austriacy skupiali się na obsłudze podmiotów biznesowych. Teraz doszli do wniosku, że chcą też zarabiać na rynku detalicznym. Do tej pory złoto było traktowane po macoszemu, można je było kupić w Polsce, ale po absurdalnych cenach. Od przyszłego roku złoto ma być sprzedawane w każdej (!) byłej placówce Polbanku.
O ile wiem, dwaj inni giganci szykują się do wejścia na nasz rynek. To tylko kwestia otwarcia magazynu w PL, najęciu paru pracowników i logistyki (to w tej branży największy ból). Ceny sprzedaży tych podmiotów w detalu w Polsce będą o 1-2% wyższe niż ceny hurtowe, które w tej chwili mają polskie firmy kupując swój towar. Będzie zwyczajnie pozamiatane, jak w branży sklepów spożywczych po ekspansji Tesco i Biedronki.
Moim celem bynajmniej nie jest odstręczanie od zakupu złota i nakłanianie do czekania aż do momentu wejścia rekinów. Złoto za rok będzie dużo, dużo wyżej niż dziś. Te parę procent mniejszej marży nie warte jest czekania, skoro całkiem prawdopodobny jest skok o dziesiątki czy setki procent. Ale to tylko moja opinia, co ja tam wiem 😉