Kolega z bloga obok popełnił interesujący wpis dotyczący spadającej jakości życia towarzyszący kryzysowi. W bardzo ciekawy sposób opisał przedsmak tego, co nas czeka przy okazji Peak Oil.
Rozwój społeczno-ekonomiczny polega na wzrastającej specjalizacji poszczególnych jego członków i coraz większym podziale pracy. Przez to gospodarka staje się coraz bardziej wydajna i wzrasta ilość dóbr wytworzonych w przeliczeniu na mieszkańca. Rośnie przez to ilość dóbr możliwych do konsumpcji, rośnie też poziom życia. Warunkiem koniecznym jest jednak wzrost zużyciai rud i surowców energetycznych.
Pamiętać należy, że z rudami jest podobnie jak z ropa – można określić analogiczny wskaźnik do znanego z wydobycia ropy ERoEI (energia uzyskana z ropy w stosunku do energii zainwestowanej w wydobycie i przerób). Z każdym dniem jakość rud pogarsza się i trzeba coraz więcej wysiłku wkładać w wyprodukowanie tony stali, miedzi czy aluminium. W konsekwencji ilość dostępnej dla społeczeństwa energii i surowców spada.
Nie przez przypadek najwyższą konsumpcję kojarzymy ze Stanami z przełomu lat 60 i 70. Wtedy samotnie pracujący mężczyzna był w stanie wyżywić rodzinę, kupić dom na przedmieściach i utrzymać dwa samochody. To było możliwe dzięki temu, że pozyskiwanie surowców i energii było dużo łatwiejsze niż dziś i udział poszczególnych obywateli w tym ‘torcie’ był większy niż kiedykolwiek później. Po 1970 roku, gdy w USA wystąpił lokalny Peak Oil, jakość życia zaczęła ciągle i nieodwracalnie spadać.
Upadek społeczeństwa jaki obserwujemy to właśnie spadek jakości życia. Mamy też do czynienia z upraszczaniem się społeczeństwa, co widzimy choćby po strukturze zatrudnienia w Polsce. Nie raz wspominałem, że jedyną szansą ratunku na rynku pracy dla młodego człowieka jest wybór ścisłego zawodu – po prostu ta cywilizacja nie jest już w stanie zasymilować i utrzymać socjologów czy filozofów. Ba, problemy ze znalezieniem pracy mają inżynierowie czy architekci. Niedługo nawet lekarze mogą zostać bez pracy.
Na co dzień upadek systemu obserwujemy choćby po tym, że pracowników przestaje być stać na to co sami wytwarzają. Recepcjonistki nie stać na nocleg w hotelu w którym pracuje, kelnerka w kawiarni zarabia kilka kaw dziennie, murarz nigdy nie zarobi dość, by kupić sobie mieszkanie które buduje, a monter z linii produkcyjnej nie może sobie pozwolić na zakup wyprodukowanego przez siebie samochodu. Właściwie ich życie to wegetacja i służenie tej drobnej części społeczeństwa, którą jeszcze na coś stać.
Trzeba zrozumieć, że jeżeli stopa życiowa ma rosnąć, ilość produkowanej energii musi rosnąć. Jeżeli ludzkość nie znajdzie nowych źródeł energii to źródła kopalne będą się wyczerpywać, ilość energii będzie spadać aż wrócimy do poziomu życia znanego ze średniowiecza, z tym, że świat będzie liczył nie kilkadziesiąt milionów ludzi lecz dziesięć miliardów złych i głodnych ludzi.
A na koniec parę linków na tematy powiązane z nieruchomościami:
S&P 500 wzrósł o 90% licząc od dna … ale nieruchomości w tym czasie spadły o 30%
Czy ulgi podatkowe zwiększają inwestycje?
W 2010 banki odebrały milion (1 000 000) domów – w Newadzie 1 odebrany dom na każde 11 domów
Ilość odebrań domów może wzrosnąć jeszcze o 20%
Przyszłość rynku nieruchomości niezbyt różowa
Dlaczego w Kanadzie nie ma takiego problemu jak w USA
Nieruchomości w starzejącym się społeczeństwie