Categories
Ekonomia

Samotny łowca

Kolega Krzysztof Lis z Domegowe Survivalu zżymał się ostatnio na cwaniaków sprowadzających bycie prepersem do ogarnięcia sobie broni, “a resztę się odbierze tym, którzy mają zapasy”.

Tradycyjnie im ktoś bardziej brutalny, tym a) ma mniej wiedzy b) przecenia swoje możliwości c) żyje krócej. Nie przez przypadek ewolucja premiowała osobniki inteligentniejsze niż brutalniejsze.

Nie wiadomo, jak będzie wyglądać przyszłość, ale wiadomo jak wyglądała przeszłość i można z tego wyciągać pewne wnioski. Tym bardziej, że złe czasy występowały w historii Europy niezwykle często i jest co studiować.

W żadnych czasach nie było tak, że pojedyńcza osoba może bezkarnie grasować na terenie objętym wojną. W takich sytuacjach jest wprowadzana godzina policyjna, wzmożone patrole żandarmerii, a także sądy doraźne. Jest mało prawdopodobne, aby ktoś zrobił sobie stałe źródło dochodu z rabunku przy użyciu broni palnej, czy nawet białej. To może udać się raz czy dwa, tak jak w dzisiejszych czasach, ale i tak osoby takie były błyskawicznie wyłapywane i zabijane.

Dodatkowym czynnikiem jest to, że zwykle nie ma czego rabować. Dziś, jak i w 1914 i w 1939 prawie wszyscy ludzie poza rolnictwem nie mają żadnych zapasów żywności czy innych cennych zasobów. Ludzie od zawsze żyją z dnia na dzień, taka jest ich durna natura. Skromne zapasy znikają w ciągu dni czy tygodni, a mówimy tu o wojnie trwającej lata. Przez większość czasu nie ma co rabować. Natomiast ci, co coś mają, zwykle potrafią to schować lub obronić.

W aspekcie takich pojedyńczych sępów polecam zapoznanie się z literaturą dotyczącą szmalcowników i ich likwidacją, liczoną w setkach przypadków. Warto także zapoznać się z powojennymi kronikami kryminalnymi, było mnóstwo spraw dotyczących szantażu i przestępstw rabunkowych w czasie okupacji. Można śmiało stwierdzić, że ci ludzie byli dość skutecznie karani.

Natomiast całkiem dobrze radziły sobie grupy nazywane na wiele sposobów: zbrojne bandy, maruderzy, dezerterzy. Takie grupy były obecne od średniowiecza aż po lata po drugiej wojnie światowej. Część z nich była na granicy prawa, działając w ramach państwa podziemnego, a część stanowiła prywatną inicjatywę. Bycie w grupie dawało wielokrotnie większe szanse skutecznego prowadzenia rabunku i przeżycia. I tu również warto zapoznać się z literaturą, jest tego mnóstwo w temacie partyzantek na ziemiach polskich. Szczególnie krwawo zapisała się bandyterka sterowana z Moskwy, bo nie dość, że rabowali Polaków, to prowokowali Niemców do działań represyjnych wobec Polaków.

Dobrze zapadła mi również w pamięć literatura dotycząca band zbrojnych działających w Rosji po 1916 roku, od bandy Czechosłowaków, którzy ukradli pociąg złota, po drobnych bandytów gromadnie rabujących rosyjskie wioski.

Bardzo dobrze opisana jest historia bezprawia na Dzikim Zachodzie. Największym problemem były właśnie zbrojne bandy, czy to złożone z Indian czy z białych. Nimi musieli dopiero zająć się kawalerzyści z regularnej armii. Natomiast pojedyńczy bandyci byli niezwykle sprawnie eliminowani, szczególnie od momentu, gdy Western Union upowszechnił telegraf. Wtedy pojawiły się również tanie rewolwery, wyrównując szanse pomiędzy bandytami i obywatelami.

Share This Post