Categories
Ekonomia

Auta z Polski

Czasami efekty procesów ekonomicznych są zaskakujące. Tak jest właśnie z handlem samochodami używanymi w Polsce. Powstał paradoks, w którym taniej i lepiej jest kupić używany samochód z Europy Zachodniej w Polsce niż u źródła, w Europie Zachodniej.

Żeby nie było zarzutów, że się nie znam (i tak na pewno takie będą). Dla rozrywki zajmuję się remontem samochodów. Po prostu przy okazji wymiany auta co kilka lat wolę kupić coś na aukcji Copart w USA i ściągnąć do Europy. Chętnie biorę też autka lekko przytarte w Europie. W sumie szacuję, że przez moje ręce przeszło 40 samochodów, głównie na potrzeby własne, ponieważ nie mam siły szarpać się z januszami chcącymi coś ode mnie kupić. Ostatnie wyniki moich działań są następujące: Nissan Leaf, 2 roczny, z Colorado, po gradobiciu, po podatkach i transporcie, naprawiony i gotowy do jazdy za $10000 czy roczny Renault Megane, z przebiegiem 6000km, po przytarciu boku, naprawiony i gotowy do jazdy za 40 000 zł – taka sama konfiguracja u dilera wyceniona na 82 000 zł. Tak więc może nie wyglądam, ale coś tam trochę znam się.

Początki handlu autami w Polsce są znane i tak głęboko zapadły w zbiorową świadomość Polaków, że uważają, że tak jest nadal. Oto po upadku komuny jakiś anonimowy janusz zaczął ściągać fury z Niemiec Zachodnich. Różne numery wtedy odchodziły. A to auto się rozbierało i ściągało w częściach, bo cło było bandyckie, a to robiono przeszczepy, a to składano auto z dwóch części, no i klasyka – cofano liczniki.

Te numery powoli i stopniowo odchodziły do historii. Najwięcej zmieniło się przy okazji wejścia do UE. Bandyckie cła zniknęły. Dużo przestępców wyjechało, okazało się, że bardziej im się opłaca normalnie pracować w UK niż kraść. Albo bardziej opłaca się kraść w UK niż w DE. Fachowcy od napraw też wyjechali, a ci co zostali, podrożeli. Przestało się opłacać dokonywanie dużych prac blacharskich. Proszę przyjrzeć się, co jedzie na lawetach na A2 i A4 – w większości 1 lub 2 elementy blacharskie do robienia. I jeszcze jedno, o czym mało kto zdaje sobie sprawę – mając dwa auta mocno rozbite bardziej opłaca się je rozebrać na części, niż złożyć z niego jeden pojazd. Robocizna w Polsce jest zbyt droga.

Handel autami był od początku bardzo konkurencyjnym rynkiem. Mała bariera wejścia i wiele osób, uważających, że się zna, chcących zarobić. Najpierw grano nieczysto, skoro janusz A wystawiał 10 letniego passata z przebiegiem 200 000 km, to janusz B, żeby sprzedać swojego 10 letniego passata cofał licznik do 150 000 km.

Coraz więcej krajów zachodnich wprowadza publiczny dostęp do informacji o historii pojazdu. Pierwsza była Ameryka z systemem Carfax, wprowadzonym w 1984. Każdy przegląd i stłuczka jest zarejestrowana. Każdy konsument i handlowiec ma dostęp do systemu, kiedyś faxem (stąd nazwa), dziś przez Internet. W tą stronę idą wszystkie kraje zachodnie, mając dziś VIN można dowiedzieć się historii pojazdu w coraz większej ilości krajów. Cofanie liczników staje się coraz trudniejsze. Do tego wreszcie wchodzi w Polsce penalizacja tego procederu.

Tak więc z czasem rynek zaczął się coraz bardziej cywilizować, dojrzewać. Skoro nie dało się już zarabiać na przekrętach, handlowcy musieli nauczyć się zarabiać uczciwie. Z moich obserwacji wynika, że najbardziej liczą się ‘dojścia’, które wyrobili sobie polscy handlarze, i to jest na dziś ich przewaga konkurencyjna. W USA rozbite i przytarte samochody lądują na Copart. W UE rynek aut uszkodzonych jest nieprzejrzysty, auta idą po znajomościach. I są często przejmowane do dalszego handlu przez zespół turecko-polski. Do tego dochodzą handlarze, non stop przeszukujący rynek aut prywatnych, wystawionych na sprzedaż. Dlatego od pewnego czasu nie szukam aut poza Polską i USA. Nie opłaca się tracić czasu. Cały risercz i transport z UE odwalają za mnie janusze. Czasem tylko trzeba jechać po furę aż do Siematycz, jak ostatnio. Taniej i lepiej mam na otomoto niz na autoscoucie.

Zresztą nie tylko ja to zauważyłem. Niedawno pomagałem na drodze Estończykowi, który przyjechał po auto do Polski i przed długą drogą powrotną szukał opon. Swoją drogą kupił całkiem fajną Toyotę hybrydę plug in, za bardzo atrakcyjną cenę.

W używaniu uszkodzonych aut nie widzę nic złego. Zupełnie nie przeszkadza mi fakt, że pojazd, którym jeżdżę był naprawiany, przynajmniej wiem co i jak było zrobione. Lubię za to fakt, że kupiłem pojazd za połowę ceny.

Z przykrością obserwuję, jaką bandycką, krecią robotę robi lobby dilerów aut nowych. To są dopiero janusze biznesu. Nieustannie karmią dziennikarzy bzdurami o bardzo wysokim wieku aut importowanych, o ich podłym stanie technicznym, o procederze składania aut z dwóch połówek, itp. Z mojego doświadczenia wynika, że w większości to kłamstwa. Już sam średni wiek pojazdów w Polsce podawany w oparciu o Cepik jest nieprawdziwy, jako że w bazie danych jest mnóstwo starych pojazdów, które już dawno nie istnieją, ale nikt ich nie wykreślił. One zawyżają średnią. A legendy o składaniu auta z dwóch można samemu zweryfikować, jak wspomniałem wystarczy przejechać się po polskich autostradach i spojrzeć na lawety.

Share This Post

18 replies on “Auta z Polski”

Tak się składa, że sprzedaję samochody używane pod szyldem jednego z dealerów. Wiem jedno – to, że coś jest dla mnie jasne, niekoniecznie jest jasne dla mojego klienta. I tak – nie przyjmujemy aut ze Stanów. Dla mnie to istotna różnica czy w aucie wypaliły poduchy powietrzne, czy jedyną szkodą był dach po gradobiciu. Klient wbije VIN w Carfaxie czy w autoDNA, widzi czerwony napis Salvage albo Total loss i żadne wyjaśnienie nic nie daje. Dlatego nie kupuję aut ze Stanów, bo coraz trudniej je w Polsce sprzedać. Nie mam też pewności, co tam tak naprawdę się stało. Drugim problemem jest to, że owszem, kupimy te auta za pół ceny, ale później za pół ceny je sprzedamy. To jest tak jak z kupnem auta z poprzedniego rocznika – kupujemy tanio, zapominając o tym, że za 3 lata tanio sprzedamy.
Widzę jeden trend – najłatwiej jest mi sprzedać samochód z Polski, najlepiej z naszej sieci, albo wydanych w naszym salonie. Wtedy widzę wymianę każdej pierdoły, z wycieraczkami włącznie. Poza tym, każdy samochód jest przez nas przetrzepany, klient dostaje pełen wydruk – grubość lakieru, amortyzatory, hamulce, sprawdzenie poszczególnych podzespołów, a jeśli była szkoda naprawiana u nas, to też zdjęcia sprzed jej naprawy.
Co do aut sprowadzanych… Niestety wyceniam ich sporo. Wspawane podłużnice, oporniki na poduszkach, ćwiartki, ale najgorsze jest to, że przy mocno zaawansowanych technicznie autach, często nie są wymienione ważne podzespoły, które ASO by wymieniło. I ci klienci później bujają się z usterkami, które w autach z Polski w ogóle się nie pojawiają. Pomijam prywatny import, ale handlarz chce zarobić. Zamiast oleju rekomendowanego 0W20 wleje 10W40, świec nie wymieni, absorbery wyprostuje zamiast wymienić, lampę poskleja, itd. Rocznie sprzedaję i wyceniam kilkaset samochodów i trend jest jeden – wzrostowy. Ludzie chcą mieć pewny samochód (nawet kosztem wyższej ceny), z rękojmią od firmy, która stoi w miejscu, w którym stoi, a za nią stoi centrala 😉 Nie popełnia błędów ten, kto nic nie robi, ale naprawdę jakieś wtopy w salonach to raczej rzadkość.

Ja też preferuję auta po stłuczce z EU niż nowe z salonu. Raz w życiu kupiłem nowe salonowe Daewoo i jak miało 3 m-ce inny wpakował mi się tył auta. Naprawa wyceniona na 40% wartości. To bolało bo nikt mi tych pieniędzy wydanych w salonie nigdy nie zwróci. Zawsze poszkodowany dostaje po dupie. Ostatnio kupiłem żonie 4 letnią Yariskę z DE. Auto po naprawie za połowe tego co u nas nówka. Zawieszenie i silnik chodzi jakby auto dopiero co opósciło salon a ma 4 lata i 70tys.km przebiegu. Mimo to stan niemieckich dróg nie wykończył zawieszenia jak to robią polskie drogi. W razie kolejnej stłuczki nie będzie mnie bolało tak bardzo jak przy nówce z salonu 🙂

Podobnie jest w przypadku awarii i późniejszych remontów silników.

Bardziej opłaca się poszukać silnik używany z rozbitego auta niż naprawiać stary, gdzie niektóre części występują tylko w oryginale(a te są bardzo drogie przy mniej popularnych jednostkach).

Robocizna tak jak pisałeś również poszła do góry, stąd najtaniej wymienić cały motor.

—-
W przypadku napraw blacharskich trzeba jeszcze wziąć pod uwagę, że współczesne samochody są coraz bardziej rozbudowane – nie masz już tak, że jest dzwoń – wymieniasz zderzak, lampę, wzmocnienie i koniec. Mamy masę uchwytów, spinek, wsporników, listewek, kratek nie mówiąc już o radarach, czujnikach itp. W jednym modelu producent potrafi wyprodukować zderzak z pięcioma rodzajami kratek w zależności od wersji. Nie mówiąc już o atrapach i innych zaślepkach. Wszystkie te rzeczy są dostępne tylko w oryginale.

Sterowniki, moduły itp. często są kodowane do konkretnego auta i nie przełożysz ich z innego – musisz kupić nowy oryginał.

Żaden producent części w tzw. zamienników nie będzie się brał z produkcję części do jednego modeli w kilku wariantach bo to zbyt duże ryzyko – wybierze ewentualnie te najpopularniejsze. A jak wybierze to części te pojawią się 2-4 lata od czasu premiery modelu auta. Naprawa dużej szkody przy aucie 4 letnim to już praktycznie szkoda całkowita. Dlatego też przy dużych szkodach naprawa staję zupełnie nieopłacalna nie tylko ze względu na robociznę ale również na części.

to spisek przeciwko rozumowi czy jakaś inna zorganizowana akcja?

Tylko idiota kupuje nowy samochód, człowiek myślący kupuje tylko używane.
No ale skąd wziąć tylu idiotów żeby wszyscy myślący mogli sobie auto kupić? Przecież u nas wszyscy są myślący, idioci to zawsze ktoś inny. No chyba że producenci wyszli naprzeciw potrzebom ludzi inteligentnych i produkują od razu auta używane?

@gbur

Masz racje-nowy samochod traci tuz po wyjezdzie za brame salonu nawet do 40% wartosci.Do tego samochody masowo psuja sie w ciagu pierwszego roku(wady fabryczne)albo dopiero w drugiej pieciolatce.Rowniez dopiero w drugiej pieciolatce nastepuje kolejna drastyczna utrata utrata wartosci samochodu.Rzeklbym wiec ze najbardziej oplaca sie kupowac samochody okolo 3 letnie marek znanych z niezawodnosci(Toyota,Honda,Lexus),jezdzic kolejne 2-3 lata a potem sprzedawac i tak w kolko.Przynajmniej tak twierdza znajomi handlarze i mechanicy i poniewaz finansowo to mi sie kupy trzyma to tego staram sie trzymac

off topic

Gini w Polsce wedlug MF.Ciekawe co teraz powiedza obroncy “zielonej wyspy” bo dane wskazuja na bataustan.

https://praca.interia.pl/news-najlepiej-i-najgorzej-zarabiajacy-w-jednym-miejscu-nierownos,nId,2975737

Piotr34,

przecież ten wywiad został zjechany za niewiarygodność. Człowiek nie pochwalił się, że handluje samochodami do maks bodjaże 8000 zł. Resztę sobie dopowiedz.

Akurat motoryzacja to moja pasja i tu mogę dyskutować. Problem w tym, że nie mam z czym – Kuba i Autor mają rację. Samochody są dla różnych ludzi czymś innym. Moją salonową mx5 zabieram na mycie do detailerów, bo mi szkoda, że na zwykłej myjni myjąc porysują. Oczywiście ceramika, konserwacja, impregnacja dachu (już robiona 3 razy w 2 lata życia samochodu). Żona ma nowy samochód (bo musi jeździć codziennie, gdy samochód stoi, to strata czasu-pieniędzy) i jest cały wyobijany. A jak była akcja serwisowa, bo fotel mógł odpaść, to nie miała czasu podjechać do ASO (200 m od szkoły syna, 200 m od przystanku)… aż rzeczywiście fotel kierowcy odpadł (nowa Fiesta, rocznik 2017).

Co do sprowadzanych samochodów z USA – samochód żony sam parkuje i… znajdzcie takiego w Hameryce 🙂 Dla każdego coś miłego – gdybym miał swoją firmę i swoich niewolników, zapewne miałbym dużo czasu na szukanie wraków, naprawianie ich, sprzedawanie. Dla mnie nowy samochód jest na (co najmniej) 10 lat. MX5 będzie miała dożywocie, chyba że za 15-20 lat zacznie się sypać.

Jak ktoś ma dużo czasu, to może się bawić w kombinacje alpejskie. Serio nawet próbowałem tak zrobić z poniemiecką mx5 z 2016 roku – była lekko uderzona w prawy przód, szkoda całkowita, poduszki całe (poza tymi dla pieszych), cena równo połowa salonowej (63 k vs 120 k). Znalazłem nawet części na allegro i wyszłoby z robotą około 75-80 k zł. Ale jak pomyślałem sobie, ile to dni pójdzie, a w razie czego mogą być cuda z gwarancją (a w roczniku 2016 padały skrzynie biegów, potem je zmieniano na gwarancji, cena z robocizną bagatela 16k zł) a i zapewne wyjdą inne rzeczy, coś będzie grzechotać, to mnie trafił szlag.

Za 8 lat będę pewnie wskakiwał w dopracowane elektryki, albo w ogóle samochody nie będą potrzebne w Warszawie. Są ludzie, którzy kochają zmieniać samochody co chwilę i jadąc myślą o tym, ile oszczędzili – dla mnie jazda jest przyjemnością i lubię mieć wszystko pod siebie – od koloru, po każdą opcję. Tego samochody używane nie dadzą – tzn. przez te 10+ lat jak kombinowałem z samochodami używanymi (bieda – spłacanie mieszkania) nigdy nie znalazłem w całej UE samochodu używanego w 100% z tym co bym wziął z salonu, gdybym zamawiał dla siebie. Albo cena była wyższa niż u dealera po rabacie.

Oczywiście UK to zupełnie inna historia, tam samochody rozdają za półdarmo, płaci się za ubezpieczenie.

@Piotr34
Gini w Polsce wedlug MF.Ciekawe co teraz powiedza obroncy “zielonej wyspy” bo dane wskazuja na bataustan.

https://praca.interia.pl/news-najlepiej-i-najgorzej-zarabiajacy-w-jednym-miejscu-nierownos,nId,2975737

Artykuł wskazuje, że ktoś się na głowy pozamieniał:
Gini liczone z dochodu PIT brutto, gdzie jest przecież progresja? Liczenie z pominięciem dochodów z programów społecznych (500+ choćby)? Seriously?

To jest nastawiona na kompletnych bezmózgów próba robienia “Matrixa”, byleby sprawić jakiś cień pozorów, że “Polska-bantustanem”.

Zresztą wspominają w artykule, że GUS liczy normalnie i wychodzi mu 0.3 [tj. 30], czyli mamy rozwarstwienie na takiej jak Francja i Niemcy i mniejsze niż UK…
https://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/0/0c/2014_Gini_Index_World_Map%2C_income_inequality_distribution_by_country_per_World_Bank.svg

Z mojego punktu patrzenia i siedzenia bezsensowne wydaje się kombinowanie z samochodami powypadkowymi, używanymi etc. Nowe samochody mają za niską cenę zakupu względem kosztu napraw używanych. Kupiłem teraz Renault Kadjar (Nissan Qashqai) i Dacię Duster w sumie za 150tys. zł. Pojeżdżę z żoną nimi ok. 10lat,. koszt zakupu więc 15tys. na rok za 2 samochody, minus cena odsprzedaży. Nie ryzykuję utraty pieniędzy jak w przypadku używanych samochodów, które mogą mieć wadę fatalną. Nie ma ryzyka ciągłych napraw, usuwania zatuszowanych usterek etc. Niby pomijalne ale jednak oszczędności wiążą się z rzadszymi okresowymi badaniami, brakiem konieczności wymiany zaraz po zakupie olejów, pasków, akumulatora, opon, klocków etc.
IMO zakup używanych miał sens finansowy przed laty, gdy były tanie usługi mechaników, ale to się zmieniło, teraz jest strasznie drogo . Może też mieć sens w przypadku ludzi ubogich, których nie stać na zakup nowych samochodów lub takich których teoretycznie stać na zakup, ale nie mają gotówki i ewentualnych do kosztów zakupu muszą doliczyć koszty kredytu.
Ogólnie w życiu miałem kilka nowych samochodów, mój pierwszy samochodów Opel Frontera I 2,5TDS, Opel Frontera II 3,2, Daewoo Leganza 2.0, Toyota RAV4, Opel Astra II, Opel Insignia i obecne Renault Kadjar i Dacia Duster. Ze wszystkich byłem zadowolony. Uzywanych miałem też sporo i wszystkich zakupów mniej lub bardziej żałowałem, najbardziej Omegi MV6, która miała być absolutnie idealna a kosztowała w naprawach fortunę i ściągniętego z USA Lexusa LS430 ( o bożżżżeee to było straszne, gdy się pozbyłem z dużą stratą to czułem się szczęśliwy). Do tego dochodzą dodatkowe opłaty jeżeli samochód nie jest z Polski, ogólnie pół biedy jeżeli trzeba tylko zapłacić, gorzej jeżeli są jakieś problemy w papierach, a czasami ciężko się zorientować przy zakupie.
Wniosek dla mnie, nie kupuję nic używanego przez innych ludzi, może jestem frajer że nie potrafię sprawdzić, wyszukać okazji i zbić ceny, no cóż, wybieram łatwiejszą drogę.

Do artura: liczysz, że pojeździsz 10 lat nowym autem, ale z tego co piszesz miałeś już w życiu sporo aut, więc raczej jeździłeś nimi krócej, chyba że dobiegasz 100 lat.
Dla mnie najbardziej zniechęcający do nowego auta jest taki scenariusz: kupuję nowe auto powiedzmy za 100 tys., po 3 latach ktoś mi dobrze przydzwonił, auto do kasacji, ubezpieczalnia oddaje mi 50 tys. bo tyle jest warte w tabelce. I tak muszę szukać używanego, albo dołożyć kolejne 50 tys. żeby znowu kupić nowe 🙁 Jeszcze gorsza sytuacja to gdy stracę nowe auto z własnej winy, bo wtedy tracę całą wartość, chyba że wykupię AC, ale jego cena dla nowego auta jest bardzo wysoka.

Jest przecież gap. Mam wykupiony na 4 lata.
A co do oc/ac to różnica za pakiet względem 10 razy tańszego samochodu 10letniego to około 1300 zł. Raczej to nie jest przepaść.

Jak byłem młody, to miałem parcie na częste kupowanie czegoś nowego, parę dobrych lat temu mi to minęło, poza tym w większości zakupy to były na dwóch kierowców – małżeństwo. Zgadzam się co do ryzyka utraty mienia w wyniku kolizji. Najgorsze jest że w przypadku szkody całkowitej gwarant wypłaci 75proc. wartości wg rzeczoznawcy.
W przypadku nowego pojazdu kupionego za 100tys. jeżeli wypadek nastąpi po roku, to przeważnie wygląda to tak, że dostanie się 75proc. z z ok. 70tys., a więc strata jest ogromna. Teoretycznie są ubezpieczenia przez rok gwarantujące wypłatę pełnej kwoty, ale okupione to jest dużo wyższą składką i tylko na pierwszy rok.
Mimo to dla mnie i tak jest to mniejsze ryzyko, niż wtopa na używanych samochodach.

Jeśli nie chodzi o nic więcej poza zminimalizowaniem ryzyka to nie potrzeba AC – wystarczy odłożyć na koncie kwotę równą wartości samochodu, jeśli skasujesz auto to ją wykorzystujesz, jeśli nie – zostaje w kieszeni na kolejny rok. No chyba że jesteś typem kierowcy co rozpieprza auto regularnie, wtedy zostaje płacić AC i cieszyć się demolką.

Przecież gap na 4 lata kosztuje około 2500-3000 zł. Co ciekawe fiesta za 70 k zł i mx5 za 120 k zł kosztuje w ubezpieczeniu podobnie.
Bierze to na nas ryzyko rozbicia samochodu przez pierwsze 4 lata. Rozbijamy/ tracimy samochód po 3 latach 11 miesiącach – dostajemy równowartość z faktury zakupu samochodu.
Bardziej martwię się o rozbicie samochodu np 7letniego. Bezie praktycznie jak nowy. Znany pdf przebiegu 7 km. A dostanę wtedy wycenę eurotaxu, oparta o powypadkowy syf z rynku wtórnego.
Pozuje liczyć że w końcu władza dojedzie polskich kierowców i drogi będą bezpieczniejsze.

działa super dopóki nie masz wypłaty odszkodowania. Dwie niewielkie szkody i składka będzie na poziomie 20-30% ceny samochodu. No i koszty napraw nadmuchane do granic absurdu tak że często sxkoda całkowita jest orzeksna gdy przy normalnych cenach (płaci klient a nie ubexpieczalnia) naprawa była by możliwa (i jest, auta po szkodzie csłkowitej sa kupiwane, naprawiane i sprzedawane jeszcze raz)
No ale kto nam zabroni dokładać do ceny zakupu jeszcze np 20% czy 30%w formie ubezpieczeń od rożnych rzeczy – w końcu nas stać.

Różne filozofie – kolega 2-gi raz kupił używkę z pewnego źródła. Około 2-letnie, nie zajeżdżone, zadowolony.
Mnie irytuje łatwy dostęp do historii auta. Jeśli nawet cofnąłbym licznik to w sumie powinna być to wyłącznie moja sprawa. Jak złodziej ukradnie to się oszuka – jego problem. Nie znam się akurat na elektronice pojazdów ale może komputer pokładowy coś tam od przebiegu uzależnia? Wydaje mi się, że na bieżąco parametry pracy są dopasowywane. Nie, nie cofam i nie sprzedaję.

Ale może ostatni moment na kupno czegoś sensownego właśnie mija, bo UE każe montować w pojazdach takie systemy, że mózg staje w poprzek. Oczywiście “dla dobra” nas wszystkich. I coraz trudniej będzie je wyłączyć.

Niestety ale nie mogę się zgodzić. Po pierwsze istotną różnicą jest, jak auto było uszkodzone, czy naruszona była konstrukcja, czy wywaliły poduchy – wolę auto tańsze/gorsze/starsze, ale bezwypadkowe. Po drogie kupowałem auto w DE sam i powiem szczerze, że było 20% droższe niż identyczne egzemplarze w PL ściągane z DE. Ale już auta salon-PL wcale tańsze nie były. Fenomen, który opisywali na wielu forach. Albo masz kręcony licznik i nie wiesz, ile ten rozrząd ma faktycznie, kiedy siądzie turbo i czy daleko do końca silnika, albo masz szkodę całkowitą naprawioną u Pana mietka w garażu w PL poza ASO (w ASO śladu nie ma, że coś było riobione), albo masz wałek na VAT i za max rok go dopłacasz, bo mietek-auta już zbankrutowało. Podsumowując – tylko bezwypadkowe, kupować wyłącznie w kraju, w którym od nowości jeździły.

@arturxxxxxx – nie rozumiem Twojego porownania, kupujesz Daczke i mówisz, że lepsza niż używka z Niemiec, ale pod jakim kątem? Dacia to w srodku dramat, rozwiązania w 20-letnim audi są lepsze, nie jest super w testach zderzeniowych, nie wygląda dobrze, w zasadzie poza tym, że nowa i ma potencjał przez jakiś czas się nie psuć, to nie ma plusów. Ściągnąłem sobie 5-letniego Smaxa z DE, zapłaciłem 60000zł, miałbym nową Dacię Lodgy z salonu w opcji z BT w radiu i skórzaną kierownicą (chyba jedyny luksus w tym brzydkim aucie :)). Wersja Titanium, wszystko co potrzeba łącznie z ACC, HLA, pełnymi mediami BT/USB, grzaniem dupek, grzaniem szyby, wielkim bagażnikiem i ogromem miejsca w środku. Wyszukane schowki, ładne podświetlenie. Jak to się ma do Dacii? Takie nie wiadomo co na kółkach, w nocy na desce prawie nic się nie świeci, plastiki twarde trzeszczące, silnik tak mały, że nie ma siły ciągnąć. W Smax dieselek 2.0 163KM, produkcji PSA, nie ma się co popsuć. W Dacii masz max 105KM jeśli dobrze kojarzę, to nie jedzie, to się toczy. Awaryjność? 1.5 roku od kupna, poza paliwem i przeglądami nie zrobiłem NIC. Totalnie nic, muszę wymienić wycieraczki teraz. Pełna historia z salonu w DE, potwierdzone przed kupnem na forum forda, sprawdzony miernikiem i komputerem przy kupnie, wszystko super. Opłaty niewielkie, bo silnik do 2.0. Sorry, ale nie zamieniłbym się na żadną Dacię z salonu.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *