Categories
Ekonomia

Regulamin sklepu internetowego

Z mocy prawa każdy sklep internetowy musi publikować regulamin. Z mocy prawa muszą być w nim zawarte pewne zapisy. Jest również bardzo długa lista zapisów, które w regulaminie nie mogą się znaleźć.

Koncepcja istnienia klauzul niedozwolonych jest gwałtem na wolności do zawierania umów. Państwo działa nieproporcjonalnie, prowadząc do sytuacji, gdy dwie wolne osoby nie mogą ze sobą zawrzeć umowy na zasadach zaproponowanych przez sprzedawcę, a ponadto przedsiębiorca zmuszony jest do zapoznania się z listą wielu tysięcy zabronionych przepisów i ciągłego aktualizowania swojej wiedzy na temat tej listy.

Nieproporcjonalność polega na tym, że chroniony jest wyłącznie konsument, natomiast przedsiębiorca traktowany jest z góry jako czarny charakter. Sprzedawca ma mało czasu na swoją pracę, a dużo czasu traci na biurokrację. Musi opłacać prawników, co w sumie uderza w konsumentów, ponieważ te koszty wliczane są w ceny oferowanych produktów i usług.

Wobec tego stworzyłem projekt uniwersalnego regulaminu dla sklepów internetowych. Na pewno są tu z nami prawnicy i przedsiębiorcy, a także i konsumenci, których opinii jestem ciekawy.

1. Relacje pomiędzy Kupującym i Sprzedającym regulują przepisy Kodeksu Cywilnego, Ustawy o ochronie niektórych praw konsumentów, Ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną  i innych przepisów prawa.
2. Ustawodawca narzuca, że pewne zapisy w regulaminach są nielegalne. Wobec tego niniejszy Regulamin nie zawiera żadnej z 7000 klauzul zabronionych, ponieważ na wszelki wypadek w ogóle nie zawiera żadnych zapisów, poza tymi, do których jest zmuszony regulacjami prawnymi.
3. Kwestie nieuregulowane w niniejszym regulaminie pozostają w zakresie interpretacji Sprzedającego, o ile nie naruszają pkt. 1 i 2.
4. Ustawodawca narzuca obowiązek umieszczenia pewnych zapisów w regulaminach, i bez znaczenia jest to, że niektóre z nich są niepotrzebne (bo wynikają z przepisów prawa) albo absurdalne (bo oczywiste). Wobec tego niniejszy Regulamin zawiera następujące postanowienia:
a. Sprzedającym jest …….
b. Niniejszy sklep oferuje …….
c. Zamówienia realizowane są w ciągu 5 dni roboczych.
d. Kupujący ma prawo do odstąpienia od umowy w ustawowym terminie.
e. W celu korzystania ze sklepu internetowego Kupujący musi posiadać sprzęt komputerowy z podłączeniem do Internetu i prądu elektrycznego, z aktualnym oprogramowaniem umożliwiającym przeglądanie stron internetowych.
f. Kupujący ponosi koszty porozumiewania się ze Sprzedającym na odległość według standardowych stawek swojego operatora telekomunikacyjnego.
g. Kupujący może złożyć reklamacje w dowolnej formie i poprzez dowolne medium. Może to być pismo wysłane drogą elektroniczną, pocztową lub gołębiem pocztowym.
h. Klient ma prawo do wypowiedzenia umowy, zgodnie z obowiązującym prawem.
i. Sprzedający dokłada starań, by chronić dane osobowe klientów jak źrenicę oka.
j. W sklepie działają cookies, które Klient może wyłączyć w swojej przeglądarce internetowej.

O ile wiem, sarkastyczna forma regulaminu nie jest prawnie zabroniona, więc można ją stosować.

Share This Post

11 replies on “Regulamin sklepu internetowego”

U mnie w sklepie dwa produkty na krzyż – regulamin stanowi największą część treści 🙂 Ale bardziej denerwującym wymogiem (denerwuje zarówno wydawcę, jak i zwykłego internautę) jest komunikat o ciasteczkach. Masakra.

@Art:”komunikat o ciasteczkach. Masakra”

Zgadza się. Już przestałem “klikać” żeby zamykać te komunikaty.

Zasadnicze pytanie: na jakiej licencji jest ten regulamin? Bez tej wiedzy nie można z niego skorzystać. 😉

@Doxa: Obserwuję od jakiegoś czasu u Ciebie w postach ciekawą schizofrenię… 😮 Jak coś w Polsce jest nie tak jak na zachodzie, to „ciemnogród, olaboga i wszytko co najgorsze”. A jak coś ma być robione w taki sposób jak na zachodzie jest aktualnie normą, to „o matko, olaboga, duszą biednych przedsiębiorców”.

Takim kolejnym przykładem jest jest właśnie regulamin sklepów internetowych (i nie tylko internetowych). Jest to na zachodzie cywilizowaną normą (tak samo z cookies) i nikt nie płacze nad swoją „niedolą”. Zwłaszcza w czasach dzisiejszych, kiedy usługi prawnicze są w Polsce tanie jak barszcz.
Trochę to wygląda na “moralność Kalego”…

Myślę, że kwestie przesyłania wiadomości gołębiami pocztowymi powinieneś jednak skonsultować z organizacjami ochrony przyrody. 😉

Aha, żeby nie było… katalog klauzul zabronionych np. w DE też istnieje… i cieszę się, że tak jest. A wiesz dlaczego, ponieważ to rozwiązanie poprawia wydajność gospodarki. Myślę, że takie cywilizowanie Polskiego rynku wyjdzie mu na dobre 🙂

PawelW
W jaki sposób dodatkowe obciążenia mają poprawiać wydajność ?
Wydajność wzrasta kiedy głupie prawo jest likwidowane.
Jeśli zamiast zająć się pracą musisz 50% czasu poświęcić na sprawdzanie regulaminów i wypełnianie papierków to wydajność Ci wzrasta czy spada ?

@Nick

Taki katalog klauzul zabronionych zmniejsza tzw.koszty transakcyjne(w tym koszty obslugi prawnej) i buduje zaufanie poniewaz kazda ze stron wie ze pewnych rzeczy druga strona NIE MOZE zrobic.A wlasciwie…powinnien owe koszty zmniejszac i budowac zaufanie ale w PL nie buduje poniewaz za naruszanie owych klazul kary sa smieszne i w zaden sposob nie cywilizuja rynku-stad miedzy innymi problemy frankowiczo-jakby kary za za wpisywanie reczy z tego katalogu byly wyzsze to uniknelibysmy w Polsce setek problemow(chocby tzw.polisolokat).

@Nick: W biznesie ważne są dwie rzeczy, zaufanie i wysoka pewność, że druga strona przestrzega pewnych zasad. Świadomość, że z jednej strony interesy konsumentów są zabezpieczone powoduje, że szybciej i chętniej kupują nie zastanawiając się 50 razy czy nie zostaną “wyruchani”. Natomiast sprzedawcy mają większy i szybszy obrót. I o to chodzi. Zgodnie z TOC (teorią ograniczeń) te dodatkowe regulacje niwelują optima lokalne (to że każdy musi sobie za każdym razem uzgadniać/sprawdzać warunki) a kreują optimum globalne dla całego systemu (system jako całość działa najefektywniej jak się da).

Porównaj sobie to z niemieckim autbahnem. Tam nie ma ograniczeń prędkości, bo wszyscy niemieccy kierowcy są “uwarunkowani” do pewnego stylu jazdy, który jest dynamiczny i szybki.
W Polsce nie ma tego warunkowania, dlatego jest inna motywacja do szybkiej jazdy… niezbyt chlubne “kozaczenie”.
Najlepiej to ilustruje sytuacja, jaką miałem jak mieliśmy wizytę z Indii. Podczas jednego przejazdu nasz kierowca sobie 200km/h robił i nierzadko był wyprzedzany przez szybszych. Goście z Indii powiedzieli, że pomimo tego że mają autostrady u siebie (niektóre nawet niezłe są), nie odważyliby się tam tak szybko jechać, bojąc się że inny kierowca się nieracjonalnie zachowa, zwierzę wejdzie na autostradę czy inny czort… 😀

Owszem prze-regulowanie prawne też nie jest dobre… ale to trzeba, żeby rządzili ludzie z głową, którzy potrafią się zastanowić nad tym jakie efekty regulacje przyniosą. Czy oprócz redukcji optimów lokalnych nie zlikwidują też globalnego… ale tutaj aby coś się zmieniło, to się musi otoczenie zmienić. Jak masz 10 osób nie znających się ani na gospodarce ani na planowaniu strategicznym, a chcesz z pośród nich demokratycznie wybrać kogoś kto będzie coś poprawiał…. to życzę szczęścia 🙂

Takie regulacje zwiększają wydajność w wielkich korporacjach, które stać na utrzymanie działu prawnego. Prowadząc kilkuosobową firmę, będzie Ci to tylko utrudniać działanie. Myślę, że autorowi o to chodziło.
Jeśli sam prowadzisz działalność to musisz albo poświęcić dużo czasu na sprawdzanie wszystkich regulacji, albo podstawić umowę najemnemu prawnikowi, który to zrobi za Ciebie, oczywiście nie za darmo , czyli ponosisz dodatkowe koszty.
Zamiast pomagać drobnym przedsiębiorcom znów się ich gnębi a fory dostają wielkie koncerny.
Jak komuś nie ufam i nie rozumiem umowy to nie robię z nim interesów to jest oczywiste.
Jeśli Cie “wyrucha” mały przedsiębiorca to bierzesz brata, szwagra, kolegę i idziecie sprawę wyjaśnić ew. zgłaszasz do odpowiednich służb. Jeśli Cie “wyrucha” koncern to nie wiesz nawet do kogo iść i zostaje sprawa w sądzie. Prawników będą mieli lepszych niż Ty, możesz być pewien i jeśli będą mieli na Ciebie ochotę to znajdą sposób żeby Ci się dobrać do dupy bez względu na to jakie tam klauzule będą.

@Nick: Jak zwróciłem uwagę (i poniekąd Piotr34 też) na zachodzie ten mechanizm działa bez względu na wielkość przedsiębiorstw, więc profity odnoszą nie tylko korporacje ale przeciętny Smith, Schmid czy Dupont . Zwłaszcza, że usługi prawne przy tworzeniu takich regulaminów są na chwilę obecną śmiesznie tanie…

Z jakiś powodów w Polsce na te same mechanizmy narzekają co poniektórzy sugerując, że nie działają one tu równie skutecznie (jeżeli w ogóle działają). Jeżeli jest to prawda… a nie wiem czy jest, to możliwe są w zasadzie dwa (ew. 3) wytłumaczenia.
1. Albo tkanka polska (polskiego społeczeństwa) jest kompletnie inna (całkowity zanik zaufania czy cokolwiek innego) i obowiązują w niej inne reguły postępowania.
2. Albo sposób implementacji tych mechanizmów jest niewłaściwy (obojętnie celowo czy przez głupotę… np. śmiesznie niskie kary za łamanie zasad)
3. Albo kombinacja 1 i 2.

Jak sam piszesz, że jak komuś nie ufasz to nie robisz z nim biznesu… a wyobraź sobie, że istnieją tysiące małych sklepów internetowych… jeżeli za każdym razem musiałbyś sprawdzać bardzo szczegółowo, jakie klauzule są w ich regulaminach zawarte… jako przeciętny Kowalski nie masz szans z braku czasu.
Natomiast świadomość tego, że pewnych rzeczy sprzedawca nawet z drugiej części kraju NIE MOŻĘ zrobić daje spokój duszy przy zakupie.
To jest jak zielone światło na skrzyżowaniu, nie potrzebujesz się zatrzymywać, po prostu jedziesz.
Dlatego w Polsce u swoich początków takim sukcesem cieszyło się allegro.. dawało pewną osłonę w postaci rozeznania kto jest oszustem a kto jest w porządku.

Piszesz “Jeśli Cie “wyrucha” mały przedsiębiorca to bierzesz brata, szwagra, kolegę i idziecie sprawę wyjaśnić ew. zgłaszasz do odpowiednich służb.”

Widzisz, ale to w sumie właśnie kosztuje o wiele więcej energii różnych osób (min Twojej) i zasobów państwa. To wszystko się oszczędza stosując takie a nie inne regulacje.

Punkt i) regulaminu “by chronić dane osobowe klientów jak źrenicę oka” jest zrozumiały ale daje wiele możliwości interpretacji bo nigdzie nie jest prawnie zdefiniowane jak się chroni źrenicę oka.

W tym przypadku zgadzam się z autorem bloga. Nie chodzi tu nawet o brak symetrii ale o przeregulowanie. Powinien obowiązywać KC (chociaż ten też jest zapaskudzony) a nie spec-ustawy “o ochronie”.
Pamiętam jak klika (może dawniej) lat temu chciałem kartę płatniczą. Wyjątkowo prosta oferta w porównaniu z innymi kartami. Dostałem 3,5 strony umowy (tak, tak wtedy bywały jeszcze krótkie…) z czego pół było na temat, reszta to bełkot. Kazałem go sobie roztłumaczyć (udawałem durnia). Ta reszta to wymóg umieszczania tego przez prawo bankowe i inne. Zanim człek przebrnie do ważnych zapisów to się zmęczy i być może nie zauważy tego co istotne.
A najlepszą ochroną jest asertywność klienta. Jak mu się cokolwiek nie spodoba niech żąda wyjaśnień (wiążących), negocjuje albo “adieu”.
Nie jestem fanem tzw. reklamy społecznej. Ale akurat akcję “nie rozumiesz/masz wątpliwości – nie podpisuj!” uważam za pożyteczną.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *