Jakiś czas temu wprosiłem się na wyprawę Domowego Survivalu. W końcu nadszedł ten dzień – raport Gospodarza można przeczytać na jego blogu.
Na wyprawę zabrałem ze sobą plecak, śpiwór, namiot, karimatę prawie-samo-napełniającą, zmianę odzieży, 3 amerykańskie racje żywnościowe MRE, 1 polską mielonkę, 3 litry wody i kilka drobiazgów jak scyzoryk czy składany kubek plastikowy. Całość z wodą ważyła 13 kg. Każdy gram był weryfikowany, czy aby jest niezbędnie konieczny, ograniczyłem nawet ilość szpilek do namiotu i zabrałem go bez pokrowca.
Zestawy ucieczkowe mogą być modyfikowane tak samo jak różne są warunki w jakich dochodzi do ucieczki. Czasem ewakuacja musi odbyć się w 10 minut, a czasem ma się czas na dostosowanie zestawu do potrzeb czy warunków pogodowych. W tym pierwszym przypadku historia Polski uczy, że zbędne elementy szybko lądują w rowach, jak tylko zaczyna ubywać sił. Wolałem tego uniknąć i korzystając z luksusu dostępnego czasu dobrze się przygotowałem. Do ideału brakowało kremu przeciwsłonecznego – nie spodziewałem się opalenizny w Polsce, w październiku. Przydatna byłaby także bielizna termoaktywna, bawełniane podkoszulki nie odprowadzają zbyt łatwo potu.
Przed wyjściem dokładnie sprawdziłem każdy element sprzętu, którego jeszcze nie używałem. Rozłożyłem namiot i sprawdziłem czy przy obecnej pogodzie można w nim spać. W ten sposób uniknąłem nieprzyjemniej niespodzianki z hamakiem, jaką mieli moi towarzysze.
Jedzenie w postaci amerykańskich MRE jak zwykle było rewelacyjne – ciepłe, smaczne i zróżnicowane. O wiele lepsze niż to, co dają polskim żołnierzom. Lars był w wybitnie ciężkim położeniu, ponieważ racje ratunkowe w który wyposażyli do internauci, choć smaczne i sycące, były niezbyt urozmaicone.
Opłaciło się przygotowanie fizyczne. Wysiłek fizyczny, który aplikuję sobie 3-5 razy w tygodniu dał taki rezultat, że oprócz lekkiego zmęczenia nic mi nie dolegało. Byłem zdolny do wyruszenia dalej następnego dnia rano.
Wnioski są następujące:
– z odrobiną praktyki można spokojnie pokonywać wycieczki typu 72 km w 3 dni – mam już za sobą wycieczki typu 120 km w 6 dni w Bieszczadach, więc wiem co mówię,
– bardzo trudno jest zrobić większe dystanse pieszo – dlatego tak trudno było uciec z Syberii na piechotę,
– małe dziecko na ręku podnosi trudność ewakuacji do 2 potęgi, dwoje do 3 potęgi, itp,
– trzeba mieć wypracowany inny sposób ewakuacji niż korzystanie z własnych nóg – najrozsądniejszym wydaje się transport rzeczny lub mały jednoślad.
25 replies on “Domowy Karaluch Challenge”
Ja ze swojej strony mogę dodać, że próbowałem przejścia takiego jak Autor z namiotem lasem zimą. Już drugiego dnia musiałem się wycofać: wyziębiony, wyczerpany i z potężnymi obtarciami na d@pie.
Wnioski są następujące:
1. Zimą zamiast kremu na twarz, wziąć talk na d…ę
2. przy ucieczce powyżej 50 km na piechotę zimą – ginę.
Jak ludzie przeszli Syberię, jest poza moim zakresem pojęciowym.
Ludzie nie przechodzili Syberi zimą – po prostu trzeba było czekać na sposobność do wiosny. To też nie łatwe – ale skoro to robiono to wykonalne.
Pewnie i tak większość gineła z głodu i chorób niż z samego wyczerpania.
Z moich doświadczeń wynika z kolei że nie ma wikszego problemu z przejściem dziennie 35-40 km. Nie nalezy tylko zbyt forsować tempa na początku.
Pan Słomski przygotowal się do wyprawy zaskakująco dobrze. W tej całej 3 dniowej zabawie wydaje się być najważniejsze :
1. Dobre buty
2. 3 litry wody
3. Przygotowanie fizyczne
4. spiwór z namiotem.
Bez jedzenia albo z małą dawką jedzenia 3 dni idzie przeżyć 🙂
Gratuluje Panom pomysłowego podejścia do weekendu 🙂
…dbajcie o kondycję!!!…mieszkam w zakopcu i chodzę kiedy tylko jest czas…zauważyłem że wiele osób łażących po górkach inwestuje w w markowe ciuchy i sprzęt za kilka tys. a przy byle podejściu zdychawka i język do pasa bo zero kondycji…wczoraj zrobiłem 32 km od 7kotów przez murowaniec zawrat 5stawów szpiglasową do morskiego i dalej na łysą polanę miejscami na czworaka, byle do przodu…więc staram się 3mać kondycję, dzięki temu od kiedy biegam, pływam i łażę po górach przeszła mi alergia i przeziębienia czy coroczna grypa…wiele osób zabiera masę sprzętu jak na wojnę, który potem tylko im to przeszkadza…ciuchy zabieram by ubierać się “na cebulkę”, bielizna termoaktywna, cienką kurtkę na deszcz, łindstoper by nie przewiało, cienki polarek i grubszy polarek, rękawiczki na łańcuchy i gdy iść trza na czworaka, wygodne buty (niekoniecznie wysokie)…mieści mi się to w plecaku wraz z 3 litrowym camelbagiem, który nie zajmuje zbyt wiele miejsca i aby się napić nie trzeba zdejmować plecaka, i 2 szt. buffa…czapeczka szaliczek w jednym tu film, polecam bardzo praktyczne…
http://www.youtube.com/watch?v=iQAKQ0y87d0
…buty i kurtę przeciwdeszczowe warto potraktować impregnatem (wydajny i względnie tani to novadry za ok.30 zł decathlonu, 300ml)…jak jest mokro to koniecznie stuptuty na nogi, nogawki się nie przemoczą i nie uflogają błotem…
…mam telefon z androidem i zainstalowaną aplikacją endomondo…polecam bikoz można archiwizować swe wyczyny na mapach, czy się biega, chodzi, roweruje itd…
moja wczorajsza eskapada:
http://www.endomondo.com/workouts/101546472
…kupiłem se powerbank by w trakcie eskapad zasilać padający telefon…a że lubię słuchać audiobooków jak chodzę sam to zasilanie potrzebne…tu polecam powerbank minimum 5500mAh, galaxy 2 naładuje raz z działającym gpsem lub dwa razy nie działającym…kupiłem na allegro za 110zł…
http://www.telforceone.pl/pl-pl/katalog/akcesoria-gsm/power-bank/forever/bateria-uniwersalna-zewnetrzna-forever-5600-mah-czarna.inv230143.html
…mam zawsze na stałe w plecaku folię nrc (20 zł intersport) http://www.wypoczynet.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=949:folia-nrc-&catid=200:sprzt-turystyczny&Itemid=55
…w nocy wracam po ciemku, staram się przyzwyczajać oczy do ciemności…choć mam czołówkę, ale tę zapalam w ostateczności i to na sek. by nie zdradzać swojej obecności i nie oślepiać się, (no a w czasie wojny łatwo było by mnie zdjąć)…czapka z daszkiem jest dobra bo niebo jaśnieje a przy ziemi ciemniej…by nie wejść na misia od czasu do czasu hałasuję, choć już 2 razy wlazłem :)…
…w tym roku byłem na Ślęży wraz ekipą od D.Kwietnia i tam biegaliśmy nocą po lesie…polecam tego typu eskapady bo można wiele podpatrzeć od innych…a i przeciekawie ciekawej historyi dolnego śląska można łyknąć…
…pozdrawiam i zapraszam andrzejadamprosys na endomondo…
@marcin:
ehm… obtarcia na tylku w zimie??? Mysle mysle i jedyne, co daje sie wymyslec, to ze miales nieodpowiednie ubrania (nie przepuszczajace potu – bielizna i pierwsza warstwa termoaktywna jest niezbedna) plus bardzo niedopasowany plecak.
Z plecakiem to zabawna sprawa – mam chory kregoslup i wszyscy lekarze absolutnie mi odradzali i mowili ze niemozliwe, abym dala rade z 20 kg na plecach w gory – a jednak dalam. Trzeba bylo tylko odpowiednio plecak dopasowac: wysokosc i szerokosc do moich plecow, wlasciwy rozklad ciezaru no i najwazniejsze – caly ciezar musial sie trzymac na pasie zapietym mocno NA BIODRACH a nie na szelkach na ramionach.
@zielona:
nie zgadzam sie. Co prawda bez jedzenia (albo z niewystarczajaca iloscia) PRZEZYC sie da, ale juz kilkunastu kilogramow na plecach przez caly dzien nie uniesiesz. Naturalne przestawienie sie organizmu na spalanie wlasnych rezerw tluszczowych zajmuje co najmniej kilka dni – przedtem jest akcja obronna w postaci spowolnienia metabolizmu, ogromnego zmeczenia, sennosci, mdlosci i bolu glowy. Skulona osoba w namiocie jakos przetrwa – forsownie kilkadziesiat kilometrow drogi nie przejdzie. chyba ze sobie jakims speedem pomoze 🙂
Aha, jeszcze jedno. Jesli taka wedrowka ma sie odbywac w cieplejszych temperaturach (pozna wiosna, lato albo inny klimat) niezbedny jest filtr do wody oraz tabletki z elektrolitami.
Przy marszu (nawet wolnym i po plaskim) w pelnym sloncu czlowiek z plecakiem poci sie jak szalony. Przy temp. trzydziesci pare stopni (wycwiczylam w praktyce) zuzywam w ciagu 2-3 godzin 3 litry wody.
Woda jest ciezka jak diabli – na dluzsza mete lepiej tak wybrac trase, zeby jakas wode po drodze miec, chociazby ze strumienia, studni czy czegokolwiek.
Elektrolity sa absolutnie niezbedne – pijac sama wode nastapi w ciagu kilku godzin odwodnienie elektrolitowe – z tego ciezko sie wychodzi, do 3 dni bez pomocy szpitala, lezac w lozku, oslabienie max plus plyny fizjologiczne odpowiednio zaordynowane.
Cala masa ludzi idac na roznego rodzaju hikes i wycieczki w lecie zapomina o tym, czasami konczy sie to nawet smiercia.
Fajnie, że ruszyliście, szkoda, że tak słabo wyszło. Może następnym razem wystarczą dobówki z noclegiem, ale ładnie udokumentowane i opisane. No i dla złapania motywacji polecam wybierać atrakcyjne wizualnie trasy, np. góry, mazury, itp.
A to moja ostatnia 21 km przechadzka dobowa z nocowaniem:
http://przechadzka.pl/wyprawy/jezioro-zyzdroj/
Odnosnie hamakow: to jest sprzet do spania ale NIE W POLSKIM KLIMACIE. Sprawdza sie w klimacie tropikalnym, zwlaszcza, jesli trzeba zrobic obozowisko w dzungli badz na terenie blotnistym/podmoklym gdzie rozlozyc namiotu nielzia.
z hamakiem, podobnie jak z plecakiem – bardzo wazne jest wybranie odpowiedniego. Poza tym na hamaku spi sie NA SKOS. Inaczej zwariowac mozna od bolu kregoslupa i w ogole wygodnie nie jest.
Musze przyznac, ze az mi szczeka opadla ze zdziwienia, ze ktos na nocleg wybral sobie taka opcje w klimacie Polski jesienia…
Jest jeszcze jedna bardzo ważna kategoria, o której wszyscy zapominają: przybory higieniczne! Cena rolki papieru toaletowego na wojnie będzie wyrażona w uncjach złota. Poza tym konieczne są perfumy i maszynka do golenia. Bywalcy ekonomicznych blogów powinni wiedzieć, że połowa sukcesu na tym świecie to PR. Jak już uda Wam się uciec i zapukacie do drzwi jakiegoś domu 100km dalej, to jak myślicie – kogo wpuszczą prędzej? Zarośniętego, brudnego trepa z wielbłądzim garbem i maczetą w zębach, czy czystego, ogolonego mężczyznę, lśniącego białymi zębami i roztaczającego wokół siebie zapach perfum?
W pojedynkę przeżyć za długo się nie da. Po każdej katastrofie ludzie połączą się w grupy a wtedy PR będzie pierwszorzędny.
Ja kiedyś zapuściłem się w grudniu w las i się tak zakręciłem że wyszedłem w innej miejscowości oddalonej o 30km od mojego miejsca zamieszkania.Musiałem wracać po ciemku w śniegu,trasa wyszła ponad 60km zważywszy że lasem się nie idzie po linii prostej,tylko zygzakiem.. Jak wracając zobaczyłem swoje miasto,to nie byłem w stanie kroku zrobić (poluźnienie psychiczne),mięśnie odmawiały posłuszeństwa,tak ekstremalne zmęczenie.. Całą drogę przetrwałem tylko dzięki adrenalinie,bojąc się myśli że miałbym zostać w tych surowych warunkach,w ujemnej temperaturze gdzieś w ciemnym lesie,ciągle byłem w stanie wykrzesywać z siebie siły ponad normę,w normalnych warunkach bym już dawno padł.
I teraz wiem że człowieka stać na dużo więcej niż mu się wydaje,tylko że to można sprawdzić dopiero jak się jest w sytuacji prawdziwego zagrożenia,w potrzasku.
@Nina: co to znaczy, że w hamaku śpi się “na skos”? Pytam, bo przyznam, że nie do końca to rozumiem. Dodam, że mój hamak nie ma na końcach żadnej usztywniającej deski, tylko jest ściągnięty sznurkiem. Próbowałem się ułożyć na wszelkie możliwe sposoby, ale tego, który masz na myśli, chyba nie wypróbowałem.
Jeśli chodzi o klimat, to w sumie temperatura w nocy nam nie doskwierała…
@haael: wpuszczą tego, który da im złoto/srebro.
@Doxa
– z odrobiną praktyki można spokojnie pokonywać wycieczki typu 72 km w 3 dni – mam już za sobą wycieczki typu 120 km w 6 dni w Bieszczadach, więc wiem co mówię,
– bardzo trudno jest zrobić większe dystanse pieszo – dlatego tak trudno było uciec z Syberii na piechotę,
Kompletny brak sprawnosci fizycznej. Wyznania organizatora o tym, jak to po kilkunasty kilosach bolaly go nogi rozczulily mnie jeszcze bardziej. 120 km po gorach to sie robi w 30 godzin, bez zadnego namiotu i to chodzac na rympal i nawigujac kompasem i mapa. Z dwoma bulkami, 5 batonami i sakwa wody w plecaku. Tu:
http://maratonkierat.pl/kierat09/wynkier9g.pdf
sa wyniki tegorocznego Kieratu. Jak widac zwyciezca zrobil 100 km + 3500 metrow przewyzszen ponizej 12 godzin!!!
Bez przesady, piszesz jakbys robil takie 120 kilo co weekend. Jakie masz swoje osiągniecia? Moze machniesz jakis goscinny wpis o wlasnych praktycznych doswiadczeniach w surwiwalu?
Gratuluję survivalu! Ten wpis przypomniał mi, że miałem zrobić zapasy na wypadek nieprzewidziany. Jutro się za to wezmę.
@Doxa
Co weekend to nie, ale 3 razy do roku. Raz w gorach z nawigacja i dwa razy po plaskim bez nawigacji – wytyczona trasa. Osiagniecia mam takie sobie, bo w Kieracie startowalem 5 razy i ukonczylem go tylko 3 razy z zyciowym rekordem troche ponizej 27 godzin – wiec dosc slabo. Jednak zrobienie setki po plaskim w nocy po lesie od dawna nie zajelo mi wiecej niz 20 godzin, a w maratonach tego typu startuja ludzie do 70-80 roku zycia i przechodza je bez wiekszych problemow. Dlatego sie troche zdziwilem, ze spacerek na kilkanascie kilometrow nazywany jest szumnie surwiwalem. Surwiwal to jest po Kieracie, jak wszyscy na mecie licza ile im paznokci zostalo u stop 🙂 Ale tego sie nie da opisac! To trzeba przezyc!
@Krzysztof Lis:
widzialam takie cos na przykladzie i tak to bylo tlumaczone. Nie musisz miec usztywniajacej deski, ale hamak byl zrobiony z bardzo grubej welny przedzonej (reczna robota indian poludniowoamerykanskich) i byl bardzo duzy. Kladziesz sie tak, ze wyciagasz sie na w miare sztywno po skosie – nogi w jednym rogu a glowa w drugim. Ciezarem ciala odpowiednio naprezasz material i nie wygina sie on tak potwornie. Warunkiem powodzenia jest duzy hamak zrobiony z grubego, sztywnego materialu.
W Polsce hamak nie ma sensu, bo jak zacznie padac deszcz i rozwiesisz plandeke nad hamakiem, to i tak zmokniesz – za duzy wiatr jest. A zimno zaczyna sie wbrew pozorom nie wtedy, gdy jest niska temperatura, ale wtedy, gdy przemokniesz a do tego wieje wiatr. Na hipotermie mozna zejsc i w 12 st C…
zreszta, wez sobie dzwigaj pozniej przemoczony spiwor i reszte dobytku 🙂
Znacznie bardziej sie kalkuluje dobry, lekki namiot przystsowany do takich wypraw. Skad ci ten hamak przyszedl do glowy?
Podobnie z konserwami. W dzisiejszych czasach nie ma sensu targac puszek – za ciezkie sa. Znacznie bardziej oplaca sie nosic racje takie jak Doxa mial, a jak na dluzsza mete i wiesz, ze bedzie woda po drodze – to zarcie liofilizowane i malutki palnik. Zarcia takiego mozesz miec wiecej, niz dasz rade zjesc – jest bardzo lekkie, w razie czego stanowi bardzo dobra walute przetargowa…
@TJL:
ale ty mowisz o sporcie wyczynowym, gdzie rzym a gdzie krym? Co z tego, ze iles tam ludzi na swiecie zrobi podejscie na jakis-tam szczyt w iles-tam godzin? My tu mowimy o normalnych ludziach, a to nie jest maraton z super-hiper sprzetem wyzylowanym do bicia rekordow ale czyms na zwykla przecietna kieszen.
Z mojego doświadczenia z harcerstwa i z selekcji: każdy gram po kilometrach wydaje sie być kilogramem; buty to podstawa; dobra mapa topograficzna i kompas- bez tego bez sensu w ogóle wychodzić w teren; nie mieszkamy w amazonii, gdzie w wodzie mieszka dziesiatki pasorzytów, które moga nam zniszczyć organy (litrowa butelka i wiedza o najbliższych strumnieach wystarczy, a dzwiganie 6 litrów wody to np. w górach koszmar); w zestawach ucieczkowych nie widziałem opatrunków, plastrów, wody utlenionej, jakiś komarozol także przeciwko kleszczom, itp. (to jest niezbędne); kondycja jest ważna, ale nei mneij wazna jest wiedza, potencjalnym ucieczkowiczom proponuję iśc na weekend na grzybobranie, bo każda racja pokarmowa się kiedyś skończy, a wtedy trzeba szukać żarcia w lesie i wbrew pozorom bvez karabinu z lunetą nie jest łatwo złapać jelenia, ani zająca 🙂
Co do hamaka – 100% zgody z Niną. Gdyby to pracowało w naszym klimacie już dawno wynaleźliby coś podobnego szaroko pojęci ludzie terenu. Zaletą hamaka jest to, że nie włazi ci do łóżka natrętne robactwo. Wady: przewiewa wiatr, spływa deszcz, daleko od ognia 😉
@Nina
Wyczynowcy, to sa ci, ktorzy robia setke w w kilkanascie godzin. Czasy w okolicach 20/27 godzin (po plaskim/po gorach) sa osiagalne dla zwyklych smiertelnikow bez specjalnego napinania sie. Ojciec mojego kolegi z ktorym chodzimy ma 73 lata i ostatnia setke zrobil z nami w pazdzierniku w Kampinosie ponizej 19tu godzin. Sprzetu nie mamy zadnego super-hiper wyczynowego. Super-hiper wyczynowy sprzet to uzywaja snoby do snobowania sie przed startem 😉 Ja mam buty za 250 pln, zwykly maly plecak, sakwe z woda i rurka do picia (bo butelka jest niewygodna), bielizne i skarpety z materialu odprowadzajacego wilgoc (w sumie 150-200 PLN) i … parasol za 20 PLN. Do tego kompas (50 PLN) i latarka czolowka (150 PLN w moim przypadku, ale nowe diodowe rzeczywiscie kosztuja wiecj, bo w granicach 300 PLN). Ubranie zwykle typu dzinsy i bluza dresowa plus bluza polarowa. Wyczynowcy tez nie maja jakiegos super hiper wyzylowanego sprzetu. Moze inwestuja troche w lepsze buty, ale nic poza tym. W tego typu imprezach licza sie umiejetnosci nawigacyjne, odpornosc psychiczna i wytrzymalosc, a nie sprzet.
Skoro Doxa mi zaproponowal wpis goscinny i rzeczywiscie kogos moje wynurzenia zainteresuja, to moge w tym tygodniu sie sprezyc i skrobnac krotki opis jak to wszystko wyglada z bliska, ale na prawde – uwierz mi – nie jest to jakas ciemna magia. Az dziw mnie bierze, ze ludzie sobie wyobrazaja, ze do przejscia sie na spacer po lesie trzeba byc wyczynowcem ze sprzetem za milion.
Czekam na material.
Ponadto trzeba rozgraniczyc przejscie sie po lesie od marszu z plecakiem ‘ewakuacyjnym’. Mozesz sie do tego odniesc w tekscie.
Taki Jeden Los: napisz KONIECZNIE, czekam z niecierpliwoscia.
Przeciwko komarom polecam olejek miętowy w pojemniku plastykowym 5ml. To waga 6gramów a w sytuacji kryzysowej iścia przez niezwykle gorące moczary itp niezawodny.
skoro jesteśmy w tak frapującym temacie, to wszystkim polecam ten film
http://www.filmweb.pl/film/Threads-1984-128404
klasyka gatunku
…w teorii jak widać tu wszyscy jesteśmy mistrzami świata…praktyka czyni mistrza, PRAKTYKA…blog w teorii super!!!…autora kostki po kilku km bolą, jak przyznał szczerze…każdego bolą jak zaczyna…ale krok po kroku i jak jak napisano: ” Przez wytrwałość zyskacie dusze wasze”…teren weryfikuje wszystko, najwięksi twardziele okazują się tylko gawędziarzami…hamak? :)…a spał ktoś na drzewie przywiązany do pnia? w deszczu?…skosztujcie…albo zimą to co kolega wyżej napisał, jak pobłądził…np: po zaspach w górach gdzie idąc nie wiesz czy zapadniesz się po kolana czy cały gdzieś wpadniesz, (rakiety nauczysz się używać)…albo idąc w ciemności tak by za każdym krokiem liczyć się z tym że upadek będzie na tyłek lub bok, a nie do przodu na pysk…ktoś napisał o higienie, komputer, komórka, internet, bez prądu co się dzieje gdy prądu zabraknie tak na 2 dni…a bez tego ile przeżyjecie?…zorganizujcie jakiś wypad i się uczymy bo w rzeczywistości jesteśmy dupami wołowymi a nie kozakami…polecam 7 min film
http://www.youtube.com/watch?v=JxojIhLdGUI
Witam, czy moglibyście podać, co mieliście ze sobą (lub ci co chodzą na takie wyprawy – co warto wziąć). Wydaje mi się to niezwykle ważne, akurat wpis zbiegł sie z tym, że przygotowuję sobie tzw. bug out bug czyli zestaw ucieczkowy. Temat wydaje mi się na tyle ważny, że skoro autor bloga poświęcił na to 2 wpisy może warto by poświęcić trzeci na problem co wziąć. Te sprawy są omawiane na forach poświęconych survivalowi, ale nigdzie nie spotkałem tak konkretnych wypowiedzi, szczególnie co do ciężaru ekwipunku i kondycji niosącego.
Pozdrawiam!