Bywa tak, że posiadana władza przewyższają możliwość posługiwania się nią przez danego osobnika. Tak na przykład było z Jaruzelskim, który mógł z Polski zrobić drugi Tajwan czy z Tuskiem, który podobnie zmarnotrawił posiadaną władzę. Ci panowie zapisali się w historii jak przysłowiowa małpa z brzytwą, czyli narzędziem którego potęga dalece przekracza ich małpie zdolności intelektualne.
W biznesie spotyka się takich osobników równie często jak w polityce. Politycy, by dostać się do koryta, muszą zamydlić oczy wyborcom. W biznesie wygląda to całkiem podobnie – pomniejsi menadżerowie mydlą oczy HRowcom, prezesi zostają prezesami przez mydlenie oczu posiadaczom pakietów kontrolnych. Czasem mydlenie nie jest konieczne, wystarczy gra w golfa w odpowiednim towarzystwie. Konsekwencje są podobne – po pewnym czasie ‘wychodzi szydło z worka’ i okazuje się, że prezio w garniturku za 10 patoli jest dobry jedynie w swoim własnym PR.
Na tym blogu od lat utyskuję nad debilizmem polityków. W polityce obowiązuje jednak kadencyjność więc i pewna kontrola społeczna. Na polityka skompromitowanego ludzie po prostu nie chcą głosować, nie ważne jak wiele kasy oligarchowie wydadzą na lansowanie go w mediach. Tymczasem prezesi są nierozliczalni i potrafią mieć za sobą długą ścieżkę zniszczonych firm.
Do tego wpisu skłonił mnie wywiad w reżimówce. Prezes Radziwiłł wpisuje się właśnie w schemat faceta bez pojęcia o biznesie, który objął swoją synekurę ze względu na właściwe nazwisko. Spójrzmy na ten wywiad:
Tomasz Prusek: Co takiego stało się w Poldimie, że firma upada?
Maciej Radziwiłł: Strata Poldimu na kontrakcie A1, na odcinku Sójki-Kotliska wartym 240 mln zł, wyniosłaby ok. 70 mln zł. Wynika to głównie ze wzrostu cen materiałów.
Przemysław Słomski: Spółka Poldim upada, ponieważ nieprawidłowo wyceniła koszty przedsięwzięcia, którego się podjęła. Odpowiedzialny jest zarząd, który dopuścił do złożenia oferty i podpisania niekorzystnej umowy.
Maciej Radziwiłł: Na przykład kluczowe złoże kruszywa mieliśmy kilka kilometrów od placu budowy. Właściciel tego złoża otrzymał koncesję na wydobycie w grudniu zamiast w marcu. W rezultacie musieliśmy przewieźć 2 mln ton żwiru z innego złoża aż przez 50 kilometrów.
Przemysław Słomski: W życiu nie ma przygód – jest tylko złe planowanie. Wiadomo, że w Polsce biurokracja działa jak za cara i każdy plan biznesowy musi to uwzględniać.
Tomasz Prusek: Skąd takie problemy budowniczych autostrad? Dopiero co z hukiem upadł DSS pracujący na A2.
Maciej Radziwiłł: Państwo stworzyło warunki do zabójczej wojny cenowej dla wykonawców.
Przemysław Słomski: Państwo stara się dbać o interes obywateli. W specyfikacji określony jest zakres prac i inne dane, jak na przykład jakość wykonania i na tej podstawie firma ma sobie wyliczyć ile całą fucha będzie kosztować. Czy dopuszczanie do przetargu tylko odpowiednio dużych firm ma sens? Niekoniecznie, zbankrutować może równie dobrze wielki koncern, za to drogi będą jeszcze droższe.
Tomasz Prusek: Rzeczywiście można zbankrutować tylko z powodu wzrostu cen materiałów?
Maciej Radziwiłł: Kruszywa, asfalt, paliwa, cement i stal stanowią 50-60 proc. wartości kontraktów drogowych. W 2010 i 2011 r. sam tylko asfalt podrożał w sumie o 45 proc. Można powiedzieć: jacy głupi ci wykonawcy, że tego nie przewidzieli. Tylko że gdyby ktoś przewidział taki scenariusz, to dałby takie ceny w kontraktach, że na pewno byłby ostatni w przetargach i nie miałby nic do roboty.
Przemysław Słomski: Lepiej nie brać roboty, niż zbankrutować, czy to tak trudno zrozumieć?
Maciej Radziwiłł: Jeśli ma się firmę, zatrudnionych ludzi i koszty stałe, to trzeba coś robić. Jak się stale składa oferty z bezpiecznymi cenami i przegrywa przetargi, to w końcu trzeba wejść w bardziej ryzykowne przedsięwzięcia, bo alternatywą jest zamknięcie firmy.
Przemysław Słomski: Jest mnóstwo innych opcji niż branie niekorzystnych zleceń. Można zmienić branżę, można zwolnić ludzi. W ostateczności, jeżeli się nie potrafi zdobywać intratnych zleceń, to należy sprzedać koparkę i oddać pieniądze udziałowcom, a nie brnąć w sytuację ‘a może się uda jakoś wyjść na zero’.
Charakterystyczne jest, że nie pada ani słowo o zarządzaniu firmą. Może to nie kwota kontraktu jest problemem, tylko złe zarządzanie? Za wysokie koszty zarządu? Brak umiejętności zarządzania, dzięki czemu firma zostaje bez kruszywa, bo jak sam prezes przyznaje nie potrafi zabezpieczyć na czas dostaw?
Sam prowadzę spore przedsiębiorstwo. Nie mogę kupować drogo i sprzedawać ze stratą tylko ponieważ chce zostać na rynku i mam pracowników. To co prezes próbuje nam wcisnąć to największa demagogia jaką można sobie wyobrazić.
Tomasz Prusek: Nie można się zabezpieczyć przed wzrostami cen materiałów np. kontraktami terminowymi?
Maciej Radziwiłł: Owszem, można np. kupić kontrakty na miedź. Ale zabezpieczenie cen innych materiałów jest trudniejsze. […] Poza tym pojawia się pytanie, czy firma budowlana ma zajmować się budowaniem, czy też zamienić się w firmę finansową, która zajmuje się spekulowaniem surowcami na rynkach?
Przemysław Słomski: Znowu głupota pomieszana z demagogią. Jeżeli moja firma dokona sprzedaży złota klientowi i natychmiast go nie odkupi u mojego dostawcy, to dokonuje spekulacji, że cena złota spadnie. Jeżeli Radziwiłł umawia się, że na budowie za rok zużyje tonę stali i nie zakontraktuje jej dziś, po dzisiejszych cenach, to dokładnie dokonuje spekulacji, że cena spadnie. Każda duża firma musi posiadać dział zajmujący się kontraktowaniem surowców. Niepojęte jest, że można o tym nie wiedzieć zajmując tak wysoki stołek.
Tomasz Prusek: Warto się było tak śpieszyć z budowami przed Euro 2012? Z perspektywy czasu widać, że cały plan był nierealny.
Maciej Radziwiłł: Euro 2012 potraktowaliśmy w kategoriach religii. Wierzyliśmy, że wszystko za wszelką cenę musi się skończyć na mistrzostwa, choć przecież buduje się na pokolenia. Narzuciło to krótkie terminy wykonania, byle przed Euro 2012, i drakońskie kary. Firmy pracujące pod taką presją nie wytrzymują.
Przemysław Słomski: Podstawowym powodem niepowodzeń w Polsce jest kadra o niskiej jakości. Radziwiłł jest równie beznadziejnym przedsiębiorcą jak Tusk premierem. Czy gdyby Jobs wziął się za polskie drogi też mielibyśmy kompromitację? A gdyby Radziwiłł miał zaprojektować Iphona? Ten projekt był o niebo trudniejszy niż wylanie kawałka asfaltu – Steve musiał zmusić Chińczyków do wyprodukowania produktu nieziemsko skomplikowanego, w ogromnej ilości w krótkim czasie, w oparciu na nierzetelnych podwykonawcach i ograniczonych zasobach surowcowych, po drugiej stronie świata, gdzie jest inna strefa czasowa, inny język i kultura, inne prawo, inna waluta … I im się udało dostarczyć SPRAWNY produkt NA CZAS do sklepów, a Radziwiłłowi wysypać trochę żwiru i polać to asfaltem już nie.
Żenada i podobnie żenujące tłumaczenia.
18 replies on “Małpa z brzytwą”
Witam,
Panie Przemysławie. Genialny blok i genialne przemyślenia. Problem polskich przedsiębiorców jest taki, że stosują oni dawną maksymę w której nic złego stać się nie może, i że wystarczy skupić się na jednym a napewno się uda. Dzisiejszy kryzys finansowy ma jeden bardzo ważny element edukacyjny dla świata. Wymusza on na przedsiębiorcach elastyczność, której nigdy wcześniej nie potrzebowali. Dziś pomimo know how własnej branży trzeba równie dobrze znać się na finansach i innych branżach, które w ewentualnym kryzysie zapewnią kontynuację rozwoju przedsiębiorstwa. W Polsce firmy nie będą potrafiły się przebranżawiać, ponieważ znane im są tylko proste i czysto fizyczne roboty, tak więc przedsiębiorca produkujący stalowe pręty będzie miał problem, żeby zając się np. tworzeniem modeli biznesowych, albo analizą rynku itp. zamiast tego pójdzie obok własnej branży i zamiast pręty będzie produkował śrubki, no może otworzy jakiś bar…
To droga donikąd.
Europejczycy w krajach strefy Euro to wiedzą
Chińczycy to wiedzą
Amerykanie to wymyślili
Po co to wszystko?
Ano po to, że jak solidne przedsiębiorstwo będzie miało głupiego prezesa to pod wpływem fluktuacji finansowych uda się takie przedsiębiorstwo przejąć albo zniszczyć poprzez normalną konkurencję, ponieważ mało która firma się uchowa przy delewarowaniu i polityce monerarnej. Na tych rzeczach trzeba się poprostu znać i nie ma to znaczenia czy sprzedajemy 50 ton ziemniaków rocznie czy 100 milionów puszek napoju
Załóżmy że Zamawiający faktycznie przykręcił śrubę w umowach – w imię pieniędzy podatnika. Tylko czy zyskał coś na tym? Dróg w terminie nie ma, te co są mają problemy techniczne. Poza tym wygląda że na papierze było surowo a w praktyce kontrola jakości wykonania była taka sobie. No i odpowiedz mi czemu zgoda na eksploatacje kruszywa musiała czekać 9 miesięcy? IMO ktoś im uszył buty. Podjęli ryzyko może i z głupa w niektórych punktach ale nie wydaje mi się żeby Państwo było w porządku w swoich standardach.
“Czy gdyby Jobs wziął się za polskie drogi też mielibyśmy kompromitację?”
Jobs nei wziąłby się za polskie drogi, bo Jobs tworzył firmę na własne ryzyko i za własną kasę, w warunkach jako takeij wolności gospodarczej i bez konieczności dawania sporej łapówy dla byle popychla z każdego urzedu.
Budowa autostrad w Polsce, to przekręt na parę ładnych miliardów. W sprawie owych “materiałów” należałoby zbadać:
– czy faktycznie tyle materiałów poszło, bo zapewne poszło kilkanaście procent ze stanów fakturowych,
– z kim chadzają na wódkę dostawcy materiałów – bo śmiem twierdzić, że ma to spory związek ze sprawą.
Dali dupy – zdarza się (w Polsce aż zbyt często). Jednak wyśmiewanie się z wypowiedzi w jakimś wywiadzie jest równie głupie. Gość pewnie ma jeszcze przed sobą ładnych pare lat i coś robić będzie musiał. Jeśli weźmie całą winę na siebie (może to i moralne) to zrobi sobie zły PR i nigdzie się już nie zaczepi, a żyć jakoś trzeba. Musiałby być niespełna rozumu lub wychowanym na mickiewiczowskiej martyrologii romantykiem żeby mówić wszystkim dookoła “to ja zawaliłem, biorę wszystko na siebie”. Wiadomo że postara się zrzucić winę na różne nieprzewidziane zdarzenia, w tym wzrost cen surowców. Inna sprawa, że ciężko cokolwiek planować przy tak zmiennych cenach, za których stabilność podobno odpowiada rada polityki pieniężnej i odpowiednia polityka monetarna (tyle, że sprawa nie tyczy się tylko naszej szmatławej waluty, ale światowej polityki monetarnej – nasi nie mają nic do gadania). Ciężko żeby po dekadach względnej stabilności oczekiwać od ludzi że zaczną działać tak, jakby jutro miał się zawalić system finansowy.
Także w skrócie chciałem powiedzieć: łatwo wyśmiewać się z kogoś po fakcie, zwłaszcza podpierając się wypowiedziami z wywiadu gdzie gość próbuje ratować twarz.
@Crassus: to chyba nie jego firma, ale rzeczywiście próbuje się wybielić. Czego by nie potrzebował robić, gdyby prezes tej firmy MYŚLAŁ…
Mógłby mi ktoś wytłumaczyć jak do cholery firma ma wygrać przetarg, zabezpieczając się jednocześnie na wzrost materiałów o 50%? Przecież do przetargów drogowych stawało mnóstwo firm, to nie jest produkcja Iphonów, marża jest niska a konkurencja duża, te komentarze “a bo trzeba było się zabezpieczyć, a bo coś tam” z dupy wzięte. Najłatwiej tak się gada PO FAKCIE, a takie wzrosty cen materiałów potrafią rozwalić nawet najlepiej zarządzaną firmę
Crassus ma rację. Kiedy kierownictwo TFI Opera przyznało się otwarcie w liście do klientów: “Byliśmy baranami”, to stali się pośmiewiskiem. Do dzisiaj G. Zalewski z BOŚ nie opuści okazji, żeby im za to dokopać. W Polsce nie można popełnić błędu, bo grozi to albo postępowaniem karnym albo krytyką. Dlatego ludzie wolą nie podejmować ryzyka.
“Pięknie” przedstawiono Warszawę w związku ze zbliżającym się EURO2012.
http://www.bbc.co.uk/news/world-radio-and-tv-17784118
On wyrażnie nigdy nie słyszał starego powiedzenia: `Jeżeli musisz się tłumaczyć, to znaczy że jesteś winny.’. 🙂
Poważne firmy zawierają kontrakt w którym jest formuła cenowa, a nie cena.
I tak wycena kontraktu Pana Radziwiłła powinna być funkcją min cen materiałów. Z reguły jeżeli jest poważny partner biznesowy, to się na takie formuły godzi. Inaczej trzeba się zabezpieczać tak jak doxa piszesz, choć trudne to jest np dla kruszywa. A zabezpieczenie kosztuje i powinno być w cenie.
Najprostszą umową gdzie stosuje się formuły cenowe są umowy ze spedytorami, gdzie cena za kilometr to pochodna aktualnych cen paliw i stawek autostradowych.
Takie ćwiczenie umysłowe: jeśli to państwo ma monopol na wszystkie roboty drogowe w kraju i to państwo ustala reguły przetargów oraz stosuje kryterium najniższej ceny (bo wszystkie inne kryteria przerastają ich kompetencje) to jaki jest nieunikniony rezultat? Wydaje mi się że dokładnie taki jaki właśnie oglądamy – firmy żeby w ogóle być brane pod uwagę muszą rzucać coraz bardziej zaniżone oferty, w przeciwnym razie zostaną po prostu uwalone bez względu na swoje kompetencje. Poza tym jak ma być rzetelnie przygotowana oferta jeśli wymaga to sporej, całkiem charytatywnej pracy a najczęściej ta praca jest w całości wyrzucana do kosza bo ktoś dał niższą cenę. Wiadomo dlaczego dał niższą – bo miał w d*pie rzetelną robotę i oszczędził na przygotowaniu realistycznego planu, przecież liczy się tylko taniość.
Przemku, zamawiający narzucają wykonawcom wzory umów na zasadzie „nie podoba ci się, to się zlikwiduj” więc „podobają się” one wszystkim bo nie ma innego wyjścia. Prawnicy w urzędach wykazują się wprowadzając maksymalnie niekorzystne dla wykonawców zapisy bo im za to płacą i wychodzą z założenia, że przecież lepiej być „mocniej” zabezpieczonym niż nie. Później na etapie postępowania pojawiają się pytania „Czy zamawiający zgadza się na zmianę XXX. Jest to zapis niekorzystny/niemożliwy do zrealizowania w zakreślonym terminie” i standardowa odpowiedź „Zamawiający nie zgadza się na zmianę umowy”. No, można zamknąć firmę i otworzyć sklepik z warzywami, to takie proste, nie?
Ofertę wycenia się na etapie … składania oferty. Kto by pomyślał, nie? 😉 Jak w takiej sytuacji można sobie zabezpieczeń cokolwiek kontraktami długoterminowymi jeśli nie wiesz czy w ogóle wygrasz? Możesz tylko zaplanować jakąś kwotę rezerwową.
Realizacja inwestycji w PRLu to gra w rosyjską ruletkę. Na decyzję administracyjną, która normalnie jest wydawana w 2-3 miesiące można sobie czekać rok albo i więcej (np. decyzje lokalizacyjne, decyzje środowiskowe), a w momencie gdy się ją już otrzyma to często bywa tak, że mają one błędy i i tak nie otrzyma się na ich podstawie pozwolenia na budowę. Chwała Bogu gdy umowa była napisana z głową bo jeżeli nie to w takim przypadku jest już game over bo zaczynają lecieć kary; jeden organ administracji jest odpowiedzialny za zwłokę powodującą ich naliczanie, a drugi je nalicza i inkasuje (potrąca) – czy można sobie wyobrazić lepszy interes? 🙂
Tajemnicą poliszynela jest, że w budowlance często zamawiający specjalnie przyjmują nierealne terminy licząc, że złowią frajerów, którzy podejmą się realizacji zadania, a jak tego nie zrobią to najpierw się ich walnie karą umowną, a następnie zatrzyma zabezpieczenie należytego wykonania – czysty zysk. Sytuacja jest na tyle chora, że coraz powszechniej duże firmy tworzą spółki – córki, które same startują w postępowaniach na własną odpowiedzialność, a baza jest tylko podwykonawcą. W takiej sytuacji gdy będzie wpadka to odpowiada tylko córka i przynajmniej nie ma ryzyka, że firma -matka trafi na czarną listę UZP.
W Niemczech system jest taki, że oferta z najniższą ceną jest z automatu odrzucana. Jest to system lepszy bo wykonawcy przynajmniej realnie wyceniają oferty.
Pan Radziwiłł z pewnością nie czytał tej książki: http://www.amazon.co.uk/Only-Paranoid-Survive-Andrew-Grove/dp/0006388272
Problem jest inny. Ten dyrektor jest jak za komuny ” z zawodu dyrektorem”. Za miesiąc “załatwią” mu prezesurę jakiejś spółki. Budujemy najdroższe stadiony, najdroższe autostrady, a podwykonawcy nie dostają pieniędzy. Kiedyś była taka piosenka “Ostatnich gryzą psy”…
A ja stanę w obronie dyrektora.
Ta sytuacja to klasyczny problem ze standardem waluty papierowej, którego nie byłoby w standardzie złota. Otóż fiat money lubi gwałtownie zmieniać wartość, co pociąga za sobą fluktuacje wszystkich cen.
Dzisiaj dyrektor firmy budowlanej musi nie dość że umieć budować to jeszcze umieć spekulować na cenach surowców. Trudno znaleźć człowieka z obiema tymi zdolnościami. Gdyby istniał standard złota, to przysłowiowym małpom łatwiej budowałoby się drogi, bo do wzoru na spodziewany zwrot z inwestycji pod zmienną “ryzyko cenowe” będą mogły wpisać 0.
Nie każdy urodził się Warrenem Buffetem i nie każdy to rozumie. A biznes prowadzić trzeba.
czy wy w ogole wierzycie w te zmiany cen materialow, ze mialo to wplyw na bankructwo??
pytacie i rozmawiacie o zlych rzeczach
to sa tylko ich tlumaczenia
zaloze sie ze sprawa ma 2 dno o ktorym sie nie rozmawia
sprawa 1, panstwo placi z bardzo duzymi opoznieniami
2) wykonawcy nie dostali ogromnych pieniedzy
wiec co sie stal z ta kasa dla wykonawcow?
czy az tak przecenili te koszty materialow?
watpie, na pewno kasa w cos poszla a pod stolem wrocila do odpowiednich ludzi
czy czasem ta firma nie dostala roboty na autostradach bez przetargu po chinczykach???
tu jest wiele pytan ale nie takich o ktorych wy dyskutujecie
wydymano podwykonawcow, naciagnieto skarb panstwa
kto sie oblowil? na pewno sa tacy
ale o tym sie nie mowi
Tak się tutaj wymądrzacie i pastwicie nad panem Radziwiłłem a nie wiecie, że nie jest on prezesem Poldimu. Nie jest nawet w radzie nadzorczej. Można to sobie tutaj sprawdzić – to znacznie łatwiejsze niż przewidywanie cen surowców za 2-3 lata.
http://www.poldim.com.pl/9,Wladze.html
Kolejna sprawa, że się nie zabezpieczał. Otóż zabezpieczał się. Pan Radziwiłł jest prezesem spółki Trakcja-Tiltra – właściciela Poldimu. Czyli budował autostradę za pośrednictwem spółki-córki i na nią przerzucił ryzyko.
Na tej stronie na dole są informacje odnośnie “GRUPA KAPITAŁOWA TRAKCJA – TILTRA”
http://www.trakcja.com/
Pozdrawiam profesjonalistów i przewidujących przyszłość.
[…] Kolega Przemysław pisał już przy okazji wywiadu z jednym z prezesów firmy budowlanej, która bankrutuje na autostradzie. Oczywiście winni są wszyscy tylko nie prezes firmy. […]