Dzisiejsza decyzja Banku Szwajcarii wpisuje się w opisywany przeze mnie scenariusz wojen walutowych, w których kolejne państwa kolejno szmacą swoje waluty celem stymulowania eksportu.
Wielka Brytania jest jak wiadomo państwem wyspiarskim, podobnie Szwajcaria jest plamą na mapie UE (co ciekawe, była podobną plamą na mapie Europy circa 1943). Stąd wiele osób mylnie porównuje sytuacje tych dwóch państw twierdząc, że ‘Szwajcarii nie uda się prowadzić wojny walutowej, tak samo jak nie udało się UK wygrać z Sorosem’.
Nic bardziej mylnego! UK prowadziła odwrotną walkę, broniła funta przed spadkiem wartości. Miała do dyspozycji ograniczoną ilość walut, za które skupowała funty. Szwajcaria jest w sytuacji odwrotnej, ma do dyspozycji drukarki, które wygenerują dowolną ilość franków, które zostaną wymienione na euro czy dolary. Zasoby są nieograniczone i teoretycznie cała planeta może wymienić swoje waluty na franki a Szwajcaria da rade. I jeszcze na tym zarobi (!) – waluty nabyte za świeżo wygenerowane franki zostaną ulokowane w obligacjach US i UE i będą przynosić dochód szwajcarskim podatnikom.
Aby lepiej to wyjaśnić załóżmy, że Polska idzie drogą brytyjską. Załóżmy, że minister finansów nie chce, aby EUR i USD były za drogie, bo kraj przekroczy próg ostrożnościowy zadłużenia i dostanie wpierdol od premiera. Wobec tego szef NBP ogłasza, że peguje PLN do EUR na poziomie 3 PLN/EUR. Każdy, kto zgłosi się do NBP z 3 PLN otrzyma 1 EUR. Co się dzieje? Sporo posiadaczy złotówek dojdzie do wniosku, ze woli EUR niż PLN i dokona takiej wymiany. Zasoby rezerw walutowych NBP skończą się w parę dni i prezes wywróci puste kieszenie – wrócimy do kursu 1:4.
Wyobraźmy sobie sytuację odwrotną, szwajcarską. Załóżmy, że NBP uważa, że złotówka jest za mocna i zagraża eksporterom. Od następnego dnia za 1 EUR będzie wypłacane 10 PLN. Do kas pchają się klienci z walizami wypchanymi EUR, chcącymi kupić PLN i ulokować je w obligacjach RP (‘zysk bez ryzyka’) lub w produktach z Polski. I taka gra może nie skończyć się nigdy – gdy zabraknie banknotów w kasie wytnie się parę drzew, przerobi na papier i ozdobi znakami NBP.
Efekty negatywne szwajcarskiej gry są dwa. Po pierwsze inflacja i wzrost cen dla krajowych konsumentów. Wczoraj, choć eksport był drogi, to ceny w sklepach w Szwajcarii mogły być nieco niższe. Drugi problem to eskalacja całego procesu. Nie wiadomo, kto następny zeszmaci swoją walutę, ale z całą pewnością nie jest to koniec wojen walutowych.
Zabawne są komentarze ze strony pismaków. Jeden z nich stwierdził, że inwestorzy pędzą ku frankowi bo ‘frank ma pełne pokrycie w złocie’. Inny kretyn po Wyższej Szkole Lansu i Bounce’u twierdził, że sztywny peg to zbrodnia na rynku walut. Tymczasem peg to właśnie objaw normalności. Jeżeli rubel był wyrażony w złocie, marka w złocie i dolar w złocie, to wzajemne kursy tych walut były ze sobą stałe przez wiele dziesiątek lat. To właśnie był przejaw normalności, a nie zastanawianie się, kto zeszmaci swoją walutę i jak bardzo.
Przy okazji warto zdać sobie sprawę, jak bardzo śmieciową walutą jest złotówka. CDS na polski dług wskazuje na wysokie ryzyko difoltu RP, przynajmniej tak to rynek odbiera (jaką fotkę te świnie dali!). Każde zawirowanie na rynkach powoduje zeszmacenie złotówki w czasie kilku/nastu minut. Wzrost w minuty, spadek w tygodnie. To dla gospodarki jest niezwykle stymulujące (eksport) ale powoduje też drożyznę w sklepach (której tak bardzo nie lubi sam Prezes) i spadek wartości nabywczej oszczędności. Nieszczęśnicy ‘oszczędzający’ na lokatach nawet nie pokrywają odsetkami kosztów szmacenia złotówki.