Wielkimi krokami zbliżają się wybory parlamentarne. Partie polityczne coraz bardziej zaczynają zwracać uwagę na wyniki sondaży. PSL wypada w nich nadzwyczaj blado, co cieszy, ponieważ jest to partia reprezentująca wyłącznie interesy wąskiej grupy ludzi mieszkających na wsi. PSL zwykle wypada blado w sondażach, ponieważ ludzie wstydzą się przyznać do zakreślania nazwiska ‘Pawlak’, lecz później okazuje się, że próg wyborczy został znów przekroczony. Szkoda, chłopstwu przydałoby się trochę zderzenia z rzeczywistością, obcięcia przywilejów i tego smaku płacenia co miesiąc prawie 1000 zł na ZUS. Gdyby PSL znalazł by się poza Sejmem, przykręcanie śrubki nastąpiłoby błyskawicznie.
O miejsce w Sejmie walczyć będzie również mniejszość niemiecka. 153 000 osób zamieszkujących Polskę deklaruję się jako Niemcy, a jest to 0,4% mieszkańców kraju. Będą chcieli zająć 1 lub 2 spośród 460 miejsc w Sejmie, co odpowiada 0,2 – 0,4% izby. Niemcy mają ten przywilej, że nie obowiązuje ich próg wyborczy, tak jak inne partii politycznych.
Tymczasem Polaków w Niemczech może być nawet 2 miliony, czyli jakieś 2,5% populacji. Przywilejów nie ma. Jest jedna deputowana do Bundestagu, o której wiadomo, że mówi po polsku. Agnieszka Malczak co prawda przebija swoją klasą wszelkie dewoty z Sejmu, ale nie znalazła się w Bundestagu dlatego, że jest pochodzenia polskiego. Po prostu elektorat Zielonych lubi ciekawe osobowości.
Przywileje jednej grupy nad drugą zawsze budzą mój opór, niezależnie czy jest to przewaga KRUSowców nad ZUSowcami, Amerykanów wjeżdżających bez wizy do Polski nad Polakami poniżającymi się w ambasadzie USA, czy Niemców w Polsce nad Polakami w Niemczech. Albo Niemcy w Polsce nie powinni mieć tylnego wejścia do Sejmu, albo takie wejście powinni mieć również Polacy w Niemczech.
O Ślązakach deklarujących się jako Niemcy mam bardzo złe zdanie, jako że na Śląsku przemieszkałem równo ćwierć wieku. Najgorsze jest to, że Ślązaków charakteryzuje potworna ksenofobia, z którą spotkałem się może tylko u Czarnych w gettach Chicago. Oni nienawidzą innych (tzw. Goroli) nie zdając sobie sprawy, że stuprocentowi Ślązacy nie istnieją – wśród przodków każdego z nich znajdują się Polacy. Ale to nic nowego, antysemici miewają żydowskich przodków, a badania DNA amerykańskich murzynów wskazują, że niemal wszyscy mają wśród przodków Białych, nawet ci którzy najbardziej Białych nienawidzą. (Kto nie wierzy niech spojrzy na szerokość nosów i odcień skóry murzynów w USA i murzynów w Afryce.)
Poziom intelektualny Ślązaków zwykle też nie jest zbyt wysoki, co widać po trudności w nauczeniu się języka polskiego. Dzieci z mieszanych małżeństw międzyrasowych potrafią opanować co najmniej dwa języki, a dzieci śląskie często opanowują tylko gwarę. Na brak znajomości języka polskiego nie ma innego wytłumaczenia niż wrodzona tępota lub wrodzone lenistwo, tym bardziej jeżeli ma się ciągły kontakt z językiem polskim w mediach i szkole, a gwara śląska jest przecież tylko prymitywną odmianą języka polskiego, z wtrąceniami z języka niemieckiego.
Oficjalna propaganda czyni ze Ślązaków wielkich patriotów, walczących o przyłączenie Śląska do Polski. To nieprawda, czysta propaganda, która jest wtłaczana ludziom do głów od pokoleń. Ślązacy są jak chorągiewki, wyciągają właściwy paszport w zależności od sytuacji. 90 lat temu nie opłacało się być w Niemczech, kraju zniszczonym I Wojną Światową. Polacy obiecali Ślązakom autonomię, własny sejm i skarb, i wielu Ślązaków dało się skusić. A potem przyszła komuna i zaczęło się poszukiwanie w szufladach papierów dających możliwość pryśnięcia do Raichu. Wielcy Polacy nagle okazywali się pierwsi w kolejce do opuszczenia jakże ukochanego kraju.
Mit o rzekomym patriotyzmie Ślązaków pryska bardzo szybko gdy bliżej spojrzymy na tragiczny życiorys Franciszka Honioka. Facet walczył w III Powstaniu Śląskim i w latach 23-26 mieszkał po polskiej stronie granicy. Potem w Polsce było ciężej z pracą, więc przypomniał sobie o swoich ‘niemieckich korzeniach’ i przeniósł na stronę niemiecką. Niestety, Gestapo miało niemiecki porządek w papierach i w konsekwencji został porwany i zamordowany przed radiostacją w Gliwicach, w ramach słynnej prowokacji. Wymachiwanie dwiema różnymi flagami okazało się mieć katastrofalne konsekwencje.
Politycy każdej partii politycznej to faceci pchający się do władzy celem zaleczenia swoich kompleksów dotyczących małego penisa, przy pomocy władzy nad innymi. (Z podobnych względów do posiadania dostępu do broni rwą się policjanci). O ile brzydzę się politykami (i policjantami) jako całą grupą zawodową, to potrafię przyznać gdy ktoś ma rację. PO ma pewne zasługi, ale to Kaczyński potrafił ukręcić łeb mafii prawniczej, przypomniał sobie o Polonii na Wschodzie i w USA (Kwachu ani razu nie pojawił się w Chicago) czy w końcu powiedział prawdę o Ślązakach.