Mimo późnej pory nie mogłem się powstrzymać, żeby nie skomentować głupoty krawaciarza. Zatrudnienie pajaca na doradcę przez p. Tuska mogę zrozumieć – tu liczy się spolegliwość – ale zatrudnianie głupka przez prywatny bank?? Chyba tylko po to, by stawiać zasłonę dymną i mydlić oczy.
Oto Jacek Wiśniewski oświeca nas w Wyborczej:
Stabilności nie będzie, dopóki nie ustaną obawy o wypłacalność państw i nie pękną ostatnie bańki spekulacyjne (np. na złocie). A to potrwa jeszcze rok, półtora.
To ciekawa teza w ustach pracownika banku Raiffeisen, który jest poważnym sprzedawcą złota w krajach niemieckojęzycznych. Właściwie jako jedyny bank komercyjny w Polsce sprzedaje złoto (po cenach paskarskich).
Powiem bardzo brutalnie – trzeba być debilem lub uważać czytelników za debili, by snuć wywody o ‘ustaniu obaw o niewypłacalności państw’. One nie ustaną nigdy, ponieważ sporo państw czeka bankructwo. Jak wywodziłem we wpisie sprzed paru godzin, Polska nie jest w stanie spłacić swojego zadłużenia i nigdy tego nie zrobi – bankructwo III RP jest tylko kwestią czasu.
Jeżeli szukać banki, to jest nią rynek obligacji – zarówno USA jak i szeregu innych krajów. Nadzieja, że za rok złoto stanieje to $500 jest zbliżona do corocznej nadziei 1szych sekretarzy KC ZSRR, że kolejne żniwa będą udane i nie będzie już trzeba kupować pszenicy w USA, a za 10 lat to przegoni się cały kapitalistyczny świat. Jaki to trzeba mieć tupet, by w momencie gdy w każdej chwili może zbankrutować któreś z państw PIIGS mówić, że za rok miną obawy i ceny złota pękną.
Szef NBP Marek Belka stwierdził, że złoty jest skazany na umacnianie.
– Kondycja naszej gospodarki za tym przemawia, choć momentami inwestorzy mogą uznawać, że złoty to kiepska lokata kapitału. Jednak im nasza sytuacja będzie bardziej stabilna, im bardziej będzie malał deficyt i ryzyko przekroczenia przez dług publiczny progu 55 proc. PKB, im dłużej wzrost gospodarczy będzie przynajmniej 3-proc., tym takie zawirowania będą krótsze.
Złotówka jest kiepskim pomysłem na lokowanie kapitału i w długim horyzoncie na pewno będzie się osłabiać w stosunku do srebra czy złota. Każda waluta papierowa z czasem traci zupełnie wartość i z pewnością obecna złotówka kiedyś będzie wyłącznie opałem. Wystarczy prześledzić parę tysięcy lat historii ekonomii by się dowiedzieć, że żaden papier nie jest w stanie trwale utrzymywać siły nabywczej, bo wcześniej czy później ktoś wpadnie na pomysł ‘tymczasowego’ i ‘ograniczonego’ dodruku banknotów. Kto twierdzi, że waluta papierowa jest bezpieczną przechowalnią siły nabywczej jest nieukiem i zwyczajnie przeczy faktom historycznym.
Złoty traktowany jest przez inwestorów jako waluta spekulacyjna – Polska to nie za duży kraj do tego celu i nie za mały. Stąd na początku kryzysu mieliśmy takie skoki i z całą pewnością przy najbliższym bankructwie jakiegoś państwa złotówki będą parzyć ręce. Wtedy złotówka może się osłabiać, być może gwałtownie.
Osobiście uważam, że każdy powinien trzymać tylko tyle walut papierowych, ile w danej chwili potrzebuje na bieżące płatności. Trzymanie kapitału w papierze to lekkomyślność mogąca kosztować wyzerowanie wieloletniego oszczędzania owoców swojej ciężkiej pracy.
Waluta zeszmaci się jednak na dobre w chwili, gdy zostanie przekroczony próg 55% a potem 60%. Wtedy kolejny rząd zmusi NBP do druku peelenów oczywiście ‘tymczasowo’ ‘dla poprawienia płynności’ i ‘w bardzo ograniczonej ilości’ oraz w celu ‘walki ze spekulantami’.
Okazuje się, że p. Wiśniewski jest blogerem. Własnych wniosków długofalowych brak, z całych 11 stron wpisów większość to odniesienia do aktualnych przepychanek. Są i kwiatki, np. z 3.11.2006:
Wzrost zatrudnienia i spadek stopy bezrobocia to nie są oznaki spowolnienia gospodarczego. […] W dłuższym horyzoncie wygląda na to, że spowolnienie w USA nie będzie tak bolesne, jak wskazywalyby na to panujące przez pewien czas wśród ekonomistów obawy.
Taaaak, spowolnienie rzeczywiście było bardzo łagodne.
Oraz z 17.04.2007:
To, że gospodarka Stanów Zjednoczonych spowolni swój wzrost (a istnieje ryzyko, że wpadnie w recesję), to już fakt i konsensus rynkowy. Nie ma jednak zgody co do tego, czy pociągnie za sobą pogorszenie koniunktury w innych regionach świata.
P. Wiśniewski może sobie cwaniakować, ponieważ zarabia grubą kasę, być może lokowaną w okrągłe błyszczące krążki. Czytelnicy Wyborczej nie mają narzędzi poznawczych (mózgów) by zdemaskować krętactwo, poza tym i tak do jutra zapomną to co przeczytają. Za rok czy dwa, gdy złoto będzie już po kilkanaście tysięcy dolarów nikt nie będzie pamiętał andronów opowiadanych przez p. Wiśniewskiego.