Categories
Ekonomia Polityka

Domowe przedszkole

Jakiś czas temu zainteresowałem się ofertą placówek oświatowych dla dzieci w wieku przedszkolnym w Polsce. Okazało się, że cywilizowanego miejsca z dwujęzyczną edukacją można szukać ze świecą w ręku. Nawet gdy jest, ceny (łącznie z ukrytymi kosztami) zaczynają się od 800 zł. Oznacza to, że matka dziecka może wydać połowę wynagrodzenia na paliwo a połowę na przedszkole – po prostu nie opłaca się pracować. I to w jakże katolickim kraju, z kolejnym prorodzinnym rządem, zaniepokojonym spadającą dzietnością i kiepską zastępowalnością niewolników ZUSu.

Wydawało się, że jeżeli jest popyt na jakąś usługę, to wolny rynek powinien ją dostarczyć i to w przystępnej cenie. Tak uczył tow. Balcerowicz opowiadając bajki o ‘niewidzialnej ręce rynku’. Sytuacja wyjaśniła się po zaczerpnięciu z krynicy wiedzy jaką jest Wyborcza reportażu o otwieraniu przedszkola:

Pierwsza rzecz, z którą mieliśmy do czynienia, to cudowny protest mieszkańców. Powiedzieli, że dojdzie tutaj do linczu. Że będą wybijać mi szyby, przecinać w samochodach opony. Że żadne dziecko się tutaj nie pojawi, bo oni będą skutecznie odstraszać klientów. Oddałam sprawę do prokuratury. […] Mieszkają tutaj sami starsi ludzie. Przedszkole, jak stwierdzili, jest im niepotrzebne. Na całym świecie to infrastruktura, która zwiększa wartość nieruchomości. Tu nie.

Jakże znana staropolska gościnność. Osobliwie przykładem świecą starzy ludzie, ta nasza ostoja tradycji w społeczeństwie. Jeżeli ktoś ma siłę – można się zapoznać z wypowiedziami na forum co ta dzicz wyprawia w autobusach.

To nie jest tak, że się wchodzi do pierwszego z brzegu domu, mówi: ooo, jaki ładny domek, bierzemy. Nie jest łatwo znaleźć w mieście dom z ogrodem, który nie ma szamba. Bo przedszkole nie może mieć szamba. Musi mieć kanalizację miejską. Musi mieć miejsce na parking. Schody – szerokość minimum 1,20 m. Kto buduje dziś domy z tak szerokimi schodami? Pomieszczenia dla dzieci – minimum 3 metry wysokości. Trzeba mieć miejsce na wentylację mechaniczną. Wentylacja to jest w ogóle bardzo droga impreza.Bo, jak się okazuje, ta w kranach z miejskich wodociągów nie spełnia norm dla przedszkola. Gdybym zamieszkała tutaj z dzieckiem, stacji nie musiałabym mieć. Otwierając przedszkole – już tak.

Stacja? 5 tys. zł. Do tego dochodzą tysiące innych rzeczy. Przeróbki łazienek. Bo muszą być kabiny. Wszystkie meble oczywiście atestowane. Drzwi przeciwpożarowe. Uzgodnienia ze strażą pożarną. Z sanepidem. Z zakładem energetycznym o większy przydział prądu. Żeby dojazd do domu był z innej strony. I następne, następne, następne.

Kilogramy dokumentów. Inwestycja wyniosła w sumie pół miliona. Dałoby się przedszkole otworzyć za mniej – 200-300 tys. zł – ale chciałam zaoferować wyższy standard.

To mi przypomina dwa aspekty znane z historii. Jednym z nich było zaopatrzenie u schyłku PRL. Najłatwiej można było kupić warzywa, ponieważ reżim nie wsadzał w rynek swych brudnych paluchów i pozwalał pracować ‘badylarzom’. Mięsa kupić się nie dało, bo dla dobra ludu produkcja była ściśle kontrolowana i reglamentowana. Podobnie jest dziś z przedszkolami –  dla naszego dobra serwuje się nam czyściec. Jak dobrzy byłoby rozstrzelać biurokratów i spalić efekty legislacyjnego rozwolnienia. A do tego czasu pozostaje korzystanie z podziemia, czyli usług pani Stefy, która może i jest nosicielką salmonelli, ale zaopiekuje się naszą pociechą tanio i bez zbędnych formalności.

Drugi aspekt wiąże się z czasami czystek stalinowskich. Ludzie powszechnie wierzyli w nieskazitelne dobro Wielkiego Wodza. Pisali do niego listy z cel i idąc już na rozstrzelanie krzyczeli ‘Stalin się dowie o tej zbrodni!‘. Podobnie dziś głupcy wierzą w dobro tego kłamcy wyborczego Tuska i jego drużyny. Tusk jest dobry, a szeregowi urzędnicy źli. Co chwila rząd obiecuje najróżniejsze ułatwienia w otwieraniu przedszkoli, tylko jakoś nigdy nic z tych obietnic nie wychodzi. Niektóre są nawet dość kuriozalne – ułatwia się otwieranie przedszkoli przyzakładowych, pod warunkiem że dziecko nie będzie w nim więcej niż 5 godzin, gdy matka pracuje 8 godzin – przydatność jest więc zerowa.

Ale niedługo wybory. Dowiemy się, że uda się PO zwalczyć biurokrację ostatecznie i nieodwracalnie, trzeba ich tylko wybrać na kolejne 4 lata, stworzyć komisję Przyjazne Państwo II, zatrudnić 10 000 urzędników d/s likwidowania przeszkód administracyjnych oraz podnieść VAT o kolejnych parę punktów by mieć środki na ich pensje.

Share This Post

9 replies on “Domowe przedszkole”

Jakkolwiek jestem przeciwny unii europejskiej to można wskazać 2 pozytywy:
1. Dopłatę do otworzenia przedszkola – co prawda to nędzne grosze, ale zawsze lepiej mieć niż nie mieć.
2. Ograniczenie VAT-u do 25%.

Ciekaw jestem jak by wyglądała dziś Polska bez unii? Czy było by lepiej bo nie bylibyśmy skrępowani głupimi przepisami czy gorzej bo by się zrobił bajzel na kołach.
Btw. Jest ciekawy sposób na obejście przepisów dotyczących zakładania przedszkoli – zamiast przedszkola nazywasz to “przechowalnią dla dzieci” nie wiem jakie są dokładniej przepisy ale podobno dużo łatwiej otworzyć.

Ciekawe po co 3m wysokości? Dziecko nie może przebywać w standardowym budynku, bo przy 2,5m wysokości uderzy w sufit?

@artur
Chodzi o wentylację. Kilkanaścioro małych energicznych dzieciaków wytwarza bardzo dużo ciepła, przy wyższej wilgotności. Nie jest wtedy zbyt przyjemnie w małym kubaturowo pomieszczeniu. Nawet gdy pijesz w 3 osoby w m2, w jednym pokoju, to będzie wam gorąco; nawet jak pijesz tylko cole z piwem ogladajac film;-) Myślę, że dość rozsądnym rozwiązaniem mogłoby być ograniczenie ilości dzieciaków na pow. kubatury. Z drugiej strony, otwierać przedszkole dla 5 dzieci przy pozostałych wymaganiach…

W ostatniej Angorze z 2 01 2011 r. ukazał się artykuł Ewy Wesołowskiej pod tytułem “Koniec świata nastąpi…”(str. 18 i 19), w którym autorka przytacza porady z blogów “survivalowych” na przeżycie w okresie załamania systemu finansowego i społecznego. Informacje przytaczane są raczej bez kometarzy, chociaż można wyczuć lekką ironię autorki z powodu różnic w podejściu do zagadnienia poszczególnych autorów. Jako źródła cytatów autorka podaje blogi: agepo.pl, domowy-survival.pl, bankier.pl, boungler.pl, slomski.pl i reconnet.pl.

Jestem w temacie, bo żona prowadzi przedszkole niepubliczne.
Zejście z ceną jest bardzo trudne, szczególnie w niewielkich placówkach.
Czesne płacone przez rodziców to część przychodów, oprócz tego jest dotacja. Gmina płaci swoim przedszkolom tyle ile wymagają (pensje i część kosztów) i na tej podstawie oblicza koszt dziecka. Przedszkola niepubliczne dostają 75% tej kwoty. A koszty mają z reguły większe, bo np. wynajem budynku. Pozostałe 25% muszą pokryć rodzice, cudów nie ma. A przydałby się jeszcze zysk…
Z dotacjami też nie jest tak łatwo. Zależy od regionu kraju, generalnie dużo się o tym mówi i świadomość społeczna jest taka, że są dotacje i jest łatwiej. G…o prawda. Tak mówię na podstawie swojego doświadczenia.
A przepisy budowlane i sanepidu to osobna historia, jak z Bareji. Dostosowując lokal miałem możliwości zrobić to na różne sposoby. Pytanie sanepidu, które rozwiązanie jest lepsze spotyka się z odpowiedzą, ze sanepid jest od kontroli i wytykania błędów, a nie dawania wskazówek. A można by sądzić, że jest od dbałości o zdrowie publiczne…

Radek, kiedyś z żoną zastanawialiśmy się nad możliwością otwarcia prywatnego przedszkola – w 100% się z Tobą zgadzam. Ktoś myśli że dużo płaci za przedszkole ale nie ma bladego pojęcia jakie generuje się koszty nie wspominając już o odpowiedzialności za czyjeś dzieci. Najlepiej krytykować lub marudzić, niestety mało ludzi wie o co chodzi i czasami trzeba zwyczajnie przemilczeć aby nie powiedzieć czegoś przykrego.

tjaa jasne, o materiale dowiedziałem się dzisiaj że jest ale nie udało mi się dostać. Ponoć artykuł jest raczej ironizujący i nie do końca traktuje całość po naszej myśli. Jednak nie przekonam się do puki sam go nie przeczytam.
Jakby ktoś miał pod postacią skany lub w miarę czytelnej fotki to proszę na mailika.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *