Co prawda dziś wybory w USA, ale nie o nich będzie dzisiejszy wpis. W systemie politycznym, gdzie istnieją dwie partie wybory mają takie same znaczenie jak w PRL, gdzie partii było aż trzy. Jest to tym bardziej przykre, że pomijając pucz Jaruzelskiego i fikcje wolności, władze PRL starały się szanować konstytucje. W USA takiej woli nie widać.
Władzy w Stanach nie sprawuje konstytucyjny organ, jakim jest parlament. Prawdziwa władza należy do oligarchów, grupy kilkuset rodzin posiadających większość tego, co warte jest posiadania. Ci ludzie za pomocą pieniędzy zwyczajnie i legalnie korumpują parlamentarzystów tak, by przechodziły ustawy korzystne dla nich, a nie dla wyborców. Tak więc te nic nie znaczące wybory spokojnie można sobie odpuścić i iść na ryby albo napisać wpis na blogu.
Od dłuższego czasu interesuję się zagadnieniami związanymi z miejskim surwiwalem. Coraz więcej osób budzi się ze słodkiego letargu – ludzie zaczynają sobie zdawać sprawę, że posiadanie pełnych półek w marketach oraz możliwość dokonywania zakupów niekoniecznie są zagwarantowane na zawsze.
Dostępne w sieci materiały na temat surwiwalu w sytuacji WSHTF są dość naiwne. Głównie porusza się tematy zestawów ucieczkowych czy miejsc do ewakuacji. Jest też mowa o surwiwalu leśnym, gdy nagle gubimy się w amazońskiej dżungli i mamy pewien problem. W prawdziwej sytuacji WSHTF zestaw ucieczkowy czy znajomość gatunków jadalnych w lasach tropikalnych są tak samo potrzebne, jak apteczka samochodowa na wypadek zderzenia Ziemi z asteroidą.
Jakiś czas temu prezentowałem miłego afroamerykanina z Flint, MI, który zaopatrzył się w plecak i powrzucał do niego różne przydatne jego zdaniem gadżety, jak Glock, zapalniczki, sznur i bateryjki. Taki zestaw jest zupełnie nieprzydatny i zamiast w czymkolwiek pomagać może wręcz przyciągać problemy do właściciela.Gdzie bowiem ma się udać właściciel? Co będzie jeść i gdzie mieszkać? Podejrzewam, że USA mogą stać się jednym wielkim parkiem safari, gdzie jedni wygłodniali posiadacze plecaków będą przemieszczać się z miasta A do B a inni z B do A, wzajemnie zabijając się z posiadanej broni, tylko po to aby przekonać się, że w plecakach kolegów-surwiwalowców są tylko sznurki i puste opakowania po suchym prowiancie.
Zasadniczym problemem we współczesnym surwiwalu nie jest nagłe i bezpośrednie zagrożenie życia. Owszem, gdy dojdzie do upadku meteoru czy wybuchu superwulkanu, ludzie zginą. Będzie to jednak niewielki procent całej populacji, dla reszty prawdziwym problemem będzie jak przeżyć kolejnych kilka lat. Zestaw suchej żywności z plecaka zniknie już w pierwszych dniach, a co dalej z kilkoma kolejnymi tysiącami dni? W sytuacji WSHTF nie trzeba martwić się jak przeżyć dziś czy jutro, tylko jak przeżyć pojutrze.
Obecna globalna sytuacja ekonomiczna jest w pewnej mierze katastrofą WSHTF. Mamy oto ludzi, którzy stracili pracę, stracili niespłacany dom, nie mają już żadnych oszczędności ani perspektyw zdobycia środków utrzymania. Dla nich nie ma różnicy czy stało się to na skutek tsunami czy kryzysu gospodarczego – są po prostu głodni i bezdomni.
Dlatego właśnie niezbędne są w życiu wyrzeczenia, które mogą wydać się postronnym poważną chorobą psychiczną. Jak to, ktoś oszczędza i to w przeżytku jakim jest złoto, zamiast zadłużać i bawić się jak ‘normalni ludzie’? Ano tak, tylko że ci normalni ludzie grzebią dziś w śmietnikach, a ci nienormalni mają co jeść.
Oczywiście ważne jest posiadanie przemyślanego planu na wypadek różnych scenariuszy. Myślenie wbrew obiegowej opinii nic nie boli i kosztuje dużo mniej niż zestawy ucieczkowe. Dzięki temu możemy być zawsze krok przed całą resztą populacji. Podam kilka przykładów:
– Mieszkamy w bloku w mieście i zdajemy sobie sprawę z potencjalnych trudności z przeżyciem w sytuacji WSHTF. Mamy za to kuzynów mieszkających pod miastem w obszernym domu. Zamiast kupować dom poza miastem po prostu rozmawiamy z nimi przedstawiając im możliwe zagrożenia. Można się prosto dogadać, że w razie WSHTF my zapewniamy zapasy żywności, broń i twardą walutę, a oni użyczają nam miejsca i zapewniają opał i wodę.
– Zamiast obszernego zestawu ucieczkowego posiadamy choćby niewielkie ilości złota i srebra. W książkach historycznych można doczytać, że za złoto można było nabyć żywność nawet pod ostrzałem artyleryjskim i w środku najgroźniejszej epidemii. To największy przesąd, że złota się nie zje – otóż posiadanie metali jest najpewniejszym systemem napełnienia żołądka żywnością w czasie WSHTF. Przy okazji nie musimy odświeżać zapasów puszek a pieniądze ulokowane w metalach niejako ubocznie są lepszą lokatą niż cokolwiek oferowane dziś przez banki.
– Trzeba mieć przygotowany plan szybkiego zdobycia ilości żywności umożliwiającej przeżycie roku-dwóch. Ja dokładnie wiem jak szybko zamienić złotą monetę na gotówkę (znajomy handlarz), gdzie kupić ziarno na chleb i pasze dla kur (skład rolniczy), czym po nie pojechać (dostęp do półciężarówki), gdzie można zdobyć kilka palet żywności (Walmart czy Makro). Wszystkie czynności zajmują kilka godzin, w sytuacji klęski żywiołowej (np. superwulkan) trzeba być zawsze kilka kroków przed całą reszta populacji. Wymiana jednej uncjowej złotej monety na gotówkę i dalej na 6 ton pszenicy może stanowić różnicę między życiem i śmiercią.
– Nie ma co za wiele myśleć co bierzemy – potem można wymienić jeden rodzaj produktu na inny. Ważne jest jednak, żeby nikt nie wiedział, że posiadamy duże ilości żywności i gdzie ją trzymamy. Złoto zawsze trzymamy w banku, tak blisko od domu żeby można je było odzyskać zanim pogarszająca się sytuacja to uniemożliwi.
Popatrzmy na wydarzenia historyczne jak na zdarzenia klasy WSHTF. Dla Polaków wojna 39-45 była takim przypadkiem. Czy zestawy ucieczkowe w czymś się przydały? Raczej nie – ucieczka przed Niemcami kończyła się spotkaniem z Sowietami i vice versa. Prawdziwym surwiwalem było przeżycie tych sześciu lat, znalezienie sobie takiego miejsca w realiach wojennych, by dało się przeżyć.