Categories
Ekonomia Ważny Wpis

Miliony odrzuconych

Poniżej wpis gościnny. KJ – dziękujemy.

Zjawiska niestałości oraz braku poczucia bezpieczeństwa, chociaż znane od dawna i niegdyś dotyczące głównie działań w celu utrzymania pokoju na wiecie, u progu XXI wieku chwieją niemal wszystkimi, do tej pory stabilnymi fundamentami ludzkiego życia. Ta sytuacja będzie trwać tak długo, jak długo światowe multikorporacje będą przeczesywać glob w poszukiwaniu coraz tańszej siły roboczej, a zakup czy budowa własnego schronienia będzie wyczynem ponad możliwości przedstawicieli topniejącej klasy średniej. Czy takie pojęcia jak „zatrudnienie” czy „rodzimy biznes” staną się anachronicznymi określeniami?

Czy istnieją podobieństwa w warunkach pracy pomiędzy Pierwszym a Trzecim Światem? Ta teza brzmi kontrowersyjnie, ponieważ z pozoru trudno jest porównywać warunki pracy osoby w wypucowanej korporacji czy lśniącym od świateł i wystaw centrum handlowym w Europie czy Ameryce z wyzyskiem pracowników w krajach produkcji eksportowej. Przecież wynagrodzenie wystarcza pracownikowi w Pierwszym Świecie na utrzymanie, a szef nie bije pałką po głowie za spowolnienia w pracy. Właśnie, tu można dojść do sedna sprawy.

W Trzecim Świecie zakłady zatrudniają głównie ludzi młodych, opłacanych poniżej minimum i mieszkających w spartańskich warunkach. Tacy ludzie zgodzą się na każde warunki finansowe, każda formę zatrudnienia i traktowanie, aby nie stracić jedynego źródła dochodów, wystarczającego przynajmniej na jedzenie i pokrycie kosztów pobytu w noclegowni. Jednak ten sposób wynagradzania i traktowania pracowników zagościł również w bogatym Pierwszym Świecie, wyżerając niczym kwas stabilne wcześniej podstawy normalnego, przewidywalnego funkcjonowania w pracy. W wyniku ostatnich działań globalnych megakorporacji, banków oraz spekulacji na rynku nieruchomości, wielu kompetentnych pracowników musiało rozstać się z praca w swoim zawodzie i szukać jakiegokolwiek zajęcia.

W marcu ubiegłego roku szef nowo otwartego McDonalda w Co. Clare w Irlandii otrzymał 500 sztuk CV, z których sporo pochodziło od prawników, architektów oraz byłych pracowników banków. „Oni są bardzo wykwalifikowani, umieją pracować i są entuzjastyczni”- podkreślił pan McDermott w wywiadzie dla „Irish Examiner”. Tacy ludzie jednak mają niewielkie szanse na znalezienie jakiejkolwiek pracy, ponieważ najczęściej usłyszą, ze jest to zajęcie nieodpowiednie dla ‘dorosłych’. Kilka miesięcy temu w Wielkiej Brytanii głośne stało się samobójstwo popełnione przez Vicki Harrison, która przez dwa lata nie mogla znaleźć żadnej pracy, nawet przy wykładaniu towaru w Tesco. Po tym zdarzeniu Liz Jones, dziennikarka „Mail Online”, w artykule „Dlaczego Wielka Brytania nie może znaleźć pracy dla inteligentnej dziewczyny jak Vicki?” („Why can’t Britain find a job for a bright girl like Vicki Harrison”) napisała następująco: „To nasze pokolenie obrabowało nasze dzieci z przyszłości, z nadziei”(…) „Obarczyliśmy młodych ludzi ogromnym długiem i drogimi nieruchomościami, na które oni nie mają szans nawet zacząć zarabiać”. W swoim artykule przytoczyła sytuację, gdy fryzjer powiedział jej, ze najchętniej zatrudniłby dziewczynę z Włoch, nie z Anglii, oczywiście za darmo. Ewentualnie potem zapłaciłby jakieś pieniądze za postępy w pracy i dał drobne na lunch. „Myślałam, ze niewolnictwo zostało zabronione”- pisze pani Jones po tym, oraz gdy chciała pomóc innej dziewczynie w znalezieniu pracy w firmie odzieżowej . Dostała tylko jedna odpowiedz z firmy Jaeger. Na pytanie, czy ta praca byłaby płatna, usłyszała, ze nie. Dalej wspomina, ze gdy w latach 80 wybuchł strajk w drukarni, która współpracowała z redakcja pracodawcy pani Jones i wydawanie gazety było wstrzymane przez długi czas, dziennikarka nadal otrzymywała wynagrodzenie, siedząc bezczynnie w redakcji i jedząc kanapkę. Otrzymywała również zapłatę wtedy, gdy popełniała błędy w pracy, za które nie wyrzucano, tylko uczono pracowników. Wspomina również, ze swój dom z ogródkiem kupiła w latach 80 za 36 tysięcy funtów. Obecnie wiele korporacji żeruje na zdesperowanych kandydatach, którzy chcieliby wpisać nawet bezpłatne doświadczenie zawodowe do CV albo zdobyć referencje.

Wielu Polaków pomyślałoby, ze kryzys nas nie dotyczy, to wina „głupich” Brytyjczyków, Irlandczyków czy Amerykanów, ze targnęli się na kredyty mieszkaniowe jak z motyka na Słońce i stad obecnie tyle u nich bezrobotnych i bezdomnych frustratów. Nie chcą jednak przyznać, ze w polskich warunkach praca zawodowa wykonywana jest od dawna w podobny sposób jak w Trzecim Świecie. Wynagrodzenie zwykłego pracownika ma wystarczać tylko na podstawowe potrzeby, większości osób nie stać na zakup własnego mieszkania, posiadanie dzieci ograniczone jest do jednego- matki nie są mile widziane jako kandydatki do pracy, a młode mężatki, w przeciwieństwie do młodych żonatych mężczyzn są pytane o plany rodzinne. Ludzie niegdyś aktywni zawodowo, którzy doświadczyli bezrobocia i bezdomności, albo mało zarabiający, nierzadko są zmuszeni do powrotnego zamieszkania z rodzicami. Powrót do dziecięcego pokoju w rodzinnym domu jest bardzo często traumatycznym przeżyciem, zwłaszcza wtedy, gdy ktoś cale lata pracował nad tym, aby wyrwać się z toksycznej rodziny, gdzie był popychadłem. Wpływ toksycznych rodziców zostawia spustoszenie w psychice człowieka, aby się dowiedzieć o rozmiarach tego problemu, wystarczy wpisać ten termin w wyszukiwarkę. Jeśli jeszcze na relacje z toksycznymi rodzicami nałożą się niepowodzenia w pracy, sytuacja jest bardzo trudna do przejścia. Bezowocność poszukiwania nowej pracy wyzwala w domu demony przeszłości i powraca tyrania ze strony rodziców w stosunku do dorosłego dziecka, które mając 30-40 lat czuje się znowu tak samo, jak w podstawówce. Nawet jeśli bezrobotny jest aktywny w domu, ma samochód, dokłada się do wydatków domowych ze swoich oszczędności, nadal traktowany jest jako nieudacznik. Napięcia w rodzinnym domu oraz brak wsparcia w trudnych sytuacjach są tematami tabu, jak większość problemów w naszym społeczeństwie.

Przypadek wyżej wspomnianej Vicky Harrison został publicznie nagłośniony w Wielkiej Brytanii i nie schodził z prasy przed oraz po wyborach parlamentarnych w tamtym kraju. W Polsce rocznie notuje się 4000-5000 samobójstw, często związanych z utratą pracy i brakiem wsparcia rodziny i jak dotąd żaden z polityków czy dziennikarzy nie podniósł tego problemu do poziomu publicznej debaty.

Ktoś może powiedzieć, ze ma dobra prace, zarobki powyżej średniej, zbudował dom i wyżej wymieniony problem go nie dotyczy. Jednak w wieku 35-50 lat może uderzyć głową w szklany sufit w korporacji i zostać zastąpiony młodszym i tańszym pracownikiem. Utrata pracy w Polsce może oznaczać radykalne wypadniecie z rynku. Aby usunąć dobrego pracownika z firmy, trzeba znaleźć na niego haka i wtedy firma sięga po rozpowszechniony sposób, czyli mobbing, określany popularnie w krajach byłego Commonwealth jako bullying. Jest to o tyle skomplikowana sytuacja, ze mobbing jest bardzo trudny do udowodnienia. Do początku lat 70 pracodawca praktycznie mógł nawet uderzyć pracownika. Jednak, odkąd w krajach zachodnich zaczęły pojawiać się ustawy przeciwdziałające przemocy fizycznej w pracy, sprawcy mobbingu zaczęli stosować coraz bardziej wyrafinowane metody psychologiczne aby pozbyć się niechcianego pracownika.

W Internecie można znaleźć wiele informacji dotyczących mobbingu, gdzie perfekcyjnie są opisane metody tyranii stosowane przez szefa, ale już naiwnie brzmią porady, jak rozwiązać problem w pracy. Zaleca się m.in. rozmowę z pracownikami dzialu HR, kolegami i związkiem zawodowym. Jest to oczywiście bzdura, ponieważ działy kadr na ogół siedzą w kieszeni szefa-tyrana, wiec jakakolwiek próba rozmowy z panią z HR tylko pogorszyłaby sytuację. Napisanie formalnej skargi na szefa jest skuteczne o tyle, o ile koledzy poszkodowanego zechcą wystąpić jako świadkowie podczas rozstrzygania sporu. Dla związków zawodowych mobbing nie jest powodem do pozwania szefa, którego można oskarżyć jedynie z konkretnych powodów typu dyskryminacja, molestowanie czy niepłacenie wynagrodzenia. Związek może odstąpić od obrony pokrzywdzonego, jeśli uzna jego sprawę za zbyt błahą. Nawet jeśli poszkodowany wygra w sadzie pracy, to często wzbudza lęk wśród potencjalnych pracodawców i pomimo wielkiego doświadczenia, jego CV często ląduje w koszu. Po utracie pracy ciężko mu znaleźć ludzi w podobnej sytuacji, którzy stanowiliby grupę wsparcia.

W kolorowych czasopismach albo w Internecie pojawiają się porady oraz przypadki bezrobotnych osób, które znalazły sposób na radzenie sobie w czasie recesji. Jednak są to przykłady nieprzystające do brutalnej rzeczywistości, z która musi się zmagać osoba pozbawiona pensji. Takie porady, aby zająć się malarstwem albo fotografią, otworzyć cukiernię czy wyjechać na drugi koniec świata są dobre dla wypalonych zawodowo byłych wiceprezesów wielkich korporacji, ale nie dla zwykłych zjadaczy chleba. Założenie własnego biznesu może tylko pogorszyć sytuacje zdesperowanego bezrobotnego z różnych przyczyn, wliczając w to kontrole fiskusa czy oskarżenia o zawłaszczenie praw autorskich, o czym już wcześniej kilkakrotnie napisał autor niniejszego bloga.
Na nieudaczników, którzy nie umieli utrzymać się w pracy w zachodnim świecie, czekają z otwartymi ramionami organizacje charytatywne, bazujące na desperacji ludzi, którzy pragną załatać dziurę w CV jakakolwiek aktywnością. Bezużytecznym wykwalifikowanym desperatom z Pierwszego Świata te organizacje proponują wyrwanie się z beznadziejnej europejskiej czy amerykańskiej rzeczywistości, oferując prace w odległych miejscach w Afryce, Ameryce Południowej czy Azji, gdzie nikt nie garnie się do nauczania biednych dzieci czy do pomocy farmerom. Oczywiście ta praca jest bez wynagrodzenia, albo jeszcze desperat musi zapłacić określoną sumę pieniędzy za uczestnictwo w programie organizacji charytatywnej i najczęściej ta suma jest nie niższa niż 1000 Euro. Są również organizacje płacące pieniądze zgłaszającym się do nich chętnym, jednak są oni wysyłani w najbardziej konfliktowe miejsca na świecie, gdzie raz złapany przez talibów człowiek ma bardzo niewielkie szanse powrotu do domu.

Niemniej jednak, wzrastająca liczba wolontariuszy oraz pracowników humanitarnych, pochodzących z bogatego Zachodu nie zawsze wynika ze współczucia i chęci niesienia pomocy pokrzywdzonym ludziom pod inna szerokością geograficzna. Jest to często desperacka ucieczka od społeczeństwa w Pierwszym Świecie, w którym niepowodzenia typu utrata pracy, domu czy problemy osobiste, są traktowane jako przejaw niezaradności życiowej. Niestety, uciekając do Trzeciego Świata raczej niewielkie są szanse na to, aby budować tam od zera swoje życie w stylu holenderskich Burów czy australijskich osadników i być samowystarczalnym. Tort jest w globalnym świecie podzielony miedzy megakorporacje, które dyktują tubylcom swoje warunki pracy i konkurencji na rynku, grożąc śmiercią głodową tym, którzy nie chcą się im podporządkować, nieważne, czy mieszkają w bogatych zachodnich metropoliach czy w najdzikszych zakątkach dżungli.

Share This Post

30 replies on “Miliony odrzuconych”

Człowiek się łapie za głowę jak czyta na TYM blogu takie emocjonalne a jednocześnie pisane z klapkami na oczach teksty jak poprzedni “Cynik”. Pisz człowieku o złocie, resztę zostaw bo szkoda czasu.

Na całe szczęście autorowi bezrobocie nie grozi- taki wspaniały blog przecież…
Praktycznie brak jakichkolwiek informacji, strzępek na strzępku okręcony na palu najniższych instynktów.
Jeśli się jest ogarniętym można zawsze sobie poradzić i basta, reszta – cóż, dobór naturalny…

Smutna prawda, ale prawda. Zastanawiam się ilu zacietrzewionych liberałów-korwinistów (ja takim kiedyś byłem) obudzi się z letargu i zobaczą, że to co głoszą to utopia, a realizacja ich postulatów ostatecznie prowadzi do takiego właśnie świata. Pewnie gdy stracą pracę i będą zdesperowani, a jakiś “korwin” mu powie, że na tym polega gospodarka by likwidować miejsca pracy.

Coraz ciężej mi się już czyta takie użalania się nad sobą, jacy to są biedni ci amerykanie i inni “wyzyskiwani” ludzie w krajach 1. świata. Zajebiste jest to, że ludzie żyjący poniżej “progu biedy” w USA byliby uznani w takich miejscach, jak np. Madagaskar, Zimbabwe, czy pewnie nawet bliska nam Białoruś, za relatywnie dobrze ustawionych. Zajebiste jest też to, że w USA istnieje system gigantycznej pompy odsysającej kasę od średnio bogatych i wpompowujący ją w biedotę; dochodzi do takich paradoksów, że biorąc pod uwagę poziom podatków, ulgi i zapomogi, “na rękę” zostaje sporo więcej komuś, kto zarabia 14k$ rocznie, niż przeciętnie opłacanemu pracownikowi z pensjo 60k$ (wyliczenia i analiza np. tutaj: http://www.zerohedge.com/sites/default/files/images/user5/imageroot/Money%20Earned.jpg). I co, to jest wina jakichś mitycznych “megakorporacji”? Nie, to jest wina przegniłej amerykańskiej demokracji, ekstremalnego redystrybucjonizmu, na widok którego zbladłby Lenin czy współcześni towarzysze z Chin.

Doxa, krytykujesz ‘system’, krytykujesz korporacje i rządy, a nie krytykujesz leniwych albo bezmyślnych ludzi. Dużo jest osób które uważają że raz otrzymana praca jest im dana na zawsze a potem są w szoku kiedy np po 10 latach firma się ich pozbywa. Jak to, tak znienacka? – nie mieli kiedy się przygotować, napisać CV, odświeżyć umiejętności, zdobyć kontaktów potrzebnych żeby sobie samodzielnie radzić. Na dodatek żadnej gotówki przy duszy, za to długów narobione na 30 lat do przodu, nawet samochodu nie ma bo był służbowy i zabrali. No i co, system jest winien czy raczej delikwent sam sobie zrobił kuku? Mam tu na myśli zwłaszcza osoby wykształcone i wykwalifikowane które miały dobrze płatne posady – bo ci co całe życie gówno zarabiali to wg mnie są lepiej przygotowani do utraty dochodu.

No doxa, nie udawaj że nie wiesz, że między wierszami powinniśmy odczytywać ten wpis jako atak w głównym stopniu na USA i ich kulturę korporacyjną; bądź co bądź, jest to matecznik i kolebka współczesnego kapitalizmu (czy też, bardziej właściwie, “kapitalizmu” bo ten neofaszyzm z prawdziwym kapitalizmem i wolnym rynkiem ma już baaaardzo mało wspólnego (co nie znaczy, że gdziekolwiek indziej jest lepiej)).

Nie ma co szachować liczbą samobójstw w Polsce, tłumacząc to utratą pracy. Może to być równie dobrze efekt niewłaściwego leczenia depresji, z powodu zrujnowania ekonomicznego polskiej psychiatrii, jak również nierefundowania z NFZ leków na chorobę dwubiegunową.

Napisalam ten wpis nie opierajac sie na mitach, jak tu sarmackim tonem wypowiedzi twierdzi Panika 2008, tylko na podstawie konkretnych wlasnych doswiadczen z zagranicy i z Polski, na dowod tego wpis posiada konkretne referencje. Kiedy mieszkalam w Irlandii, jeszcze w czasie hossy budowlanej w 2006 roku juz ubywalo tygodniowo ok. 200-500 miejsc pracy. Jak na taki kraj o populacji mniejszej niz Szwajcaria, to sporo. W sasiedniej Wielkiej Brytanii sytuacja tez nie wyglada najlepiej, zreszta, jak wszedzie. Jednak piszac powyzszy artykul, moim zamiarem nie byla szczegolowa analiza ekonomiczna poszczegolnych krajow, tylko pokazanie wplywu ostatnich zmian w globalnej gospodarce na stabilne, jak dotad fundamenty zycia ludzkiego. Ludzie pozbawieni pracy czy wlasciciele bylych firm zmiecionych przez recesje (http://www.independent.ie/business/irish/awardwinning-architecture-firm-goes-bust-with-loss-of-127-jobs-2114182.html ) sa w trudnej sytuacji nie tyle finansowej, co osobistej. Rodzina bezrobotnego potrafi zgotowac mu pieklo i to tabu spoleczne jest rownie niebezpieczne jak utrata pracy. Bezrobotni sa napietnowani w taki sam sposob, jak bezdomni ludzie mieszkajacy w amerykanskich pustostanach, na ktorych sasiedzi donosza na policje, o czy napisal autor bloga we wpisie pt. Setny Tydzien. Jednak roznica pomiedzy bezrobotnymi a pracujacymi jest obecnie taka, ze jedni juz nie maja pracy, a drudzy NA RAZIE JESZCZE maja prace. Kiedy jestem w Londynie i obserwuje coraz wieksza liczbe zebrakow w okolicach London Bridge i Tower, patrze rowniez na twarze przechodniow z klasy sredniej, udajacych ze ten problem ich nie dotyczy.
Kilka lat temu pewnien dziennikarz w Warszawie powiedzial mi o ksiazce Zbigniewa Baumana pod tytulem “Zycie na przemial”. Autor tej ksiazki napisal, ze niegdys w wypadku trudnej sytuacji w Europie, ludzie szukali niszy na swiecie. Pomimo odmiennych warunkow klimatycznych, trudnosci adaptacyjnych, tamci ludzie funkcjonowali gospodarczo, bedac samowystarczalnymi. Obecnie juz ciezko znalezc takie miejsca na swiecie. Jesli odkryjesz zloza zlota, to otworzysz kopalnie? Zapomnij.

Strasznym problemem jest prawie niemożliwość gromadzenia własnego kapitału. By spełnić “normy” sukcesu społecznego (dom, samochód, rodzina, etc.) ludzie są zmuszani do kredytowania się po uszy, albo bardziej. Ile to przypadków można podać, kiedy dobrze zarabiające osoby (+10K), ciągle mają kłopoty z płynnością co miesiąc. Jest to nie tylko problem z przerośniętymi korporacjami, stykiem polityki z biznesem, ale co tu kryć tłoczoną namolnie w mediach mentalnością snobistycznego konsumpcjonizmu. Bez przesady, nie trzeba popadać od razu w ascezę, ale przypatrzmy się bliżej na co wydawane są potworne sumy, a włosy dęba stają…

Płacimy za wszystko zbyt dużo, podatki są zbyt wysokie, zadłużenie (osobiste jak i państwowe) galopuje coraz szybciej. Ludki preferują marnotrawienie środków na jakieś chwilowe harce nie myśląc wcale o długofalowej przyszłości. Miałem okazję na własne oczy zobaczyć jak wygląda przetracenie fortun. Później płacz i zgrzytanie zębów, bóle przedzawałowe w klatce piersiowej, ale przecież samochodziki “wypasione” musiały być, tak samo jak całe mieszkanie zawalone kurzącymi się gadżetami.

Sam niestety nie byłem aż taki rozsądny. Popełniłem trochę błędów i mam do tego do tyłu jeszcze z innych przyczyn… Jedno wiem już na pewno, po ostatnich moich doświadczeniach wydawałoby się w przyjaznym “korpo”, mogę powiedzieć “nigdy więcej”. Wolę żyć skromnie, niż później gdy przyjdzie pewien dzień spojrzeć w lustro, widząc przedwcześnie wyłysiały i osiwiały obraz wykrzyczeć WTF!

@KJ. Ja bym sie Panikarzem nie przejmowal. Siedzi chlop w pracy, placa mu za nicnierobienie, ma czas ogladac Redtube i trolowac na sajtach ekonomicznych. Wpis jest bardzo dobry.

Nie udaje – naprawde nie postrzegam tego jako atak na USA. Zreszta nie oszukujmy sie, USA to dzis juz tylko historyczna kolebka kapitalizmu (ktora zreszta nie jest, zrodla szukalbym raczej w UK). Dzis kasa jest w Azji.

K.J., już rozumiem. Trochę zwodniczym tonem było to napisane – stąd moje – chyba nietrafione – wcześniejsze uwagi.

Dokso, ależ nie twierdzę że wpis nie jest dobry. Zaryzykowałbym nawet graniczące z obrażaniem Cię stwierdzenie, że jest na poziomie powyżej średniej tu prezentowanej 😀

Bix, “Strasznym problemem jest prawie niemożliwość gromadzenia własnego kapitału”, o ja, no rzeczywiście tak trudno jest mniej wydawać na wódę, samochód i mieszkanie, a nadwyżkę oszczędzać. Tak, straszna katorga, szczególnie jak ktoś MUSI się wylansować 😀

Brakuje jednego zdania na końcu:
Ale należy pamiętać, że korporacjonizm to nie jest wolny rynek i nie powstaje bezpośrednio z wolnego rynku.

..no no
ogladalem ostatnio ten filmik crash course i mimo ze koles zaginal dane aby straszyc to w gruncie rzeczy ma racje.
caly system kapitalistyczny objal crash course, a czlowiek nie posiadajacy pieniedzy jest skazany na sluzenie tym co maja. to nie jest praca, bo wczoraj irlandia, dzis polska jutro chiny? coraz taniej.. taniej i taniej tylko gdzie bedzie granica?

Ten tekst o korporacjach jest jak najbardziej trafiony.
Kto sie na coraz tanszej produkcji wzbogaca? w 99% ci ktorzy urodzili sie na tyle dobrze,ze nie musza pracowac w takich warunkach/bac sie o strate tej pracy na ich rzecz (narazie). W kazdym razie grupa ta jest coraz mniejsza i coraz mocniej dokreca srubkę reszcie swiata.

A ten dlug co irlandia dostala to nie wiem ile pokolen bedzie splacac?
Najgorsze w tym wszystkim jest to, ze ci co maja zrobia wszystko co moga aby utrzymac status quo tak dlugo jak to sie tylko da i za wszelka cene. Mam nadzieje, ze Kapitalizm upadnie i cywilizacja bedzie wolna od bzdur powstrzymujacych jej rozwoj jak patenty.
ale o tym kiedy indziej, czas testowac sprzet.

jacek, “czlowiek nie posiadajacy pieniedzy jest skazany na sluzenie tym co maja”, w średniowieczu było “człowiek nie posiadający ziemi”, w neolicie “człowiek nie posiadający muskułów i pałki” itd. Coś w tym dziwnego? Swoją drogą chyba dla przeciętnego zjadacza chleba trochę lepiej, że wyznacznikiem pozycji społecznej nie jest już brutalna siła, tylko pieniądze, a efektem utraty tej pozycji nie śmierć z ręki posiadającego większe muskuły i większą pałkę, ale w mega-najgorszym wypadku życie na zapomogach lub zbieranie żarcia po śmietnikach (którego ponoć, no patrzcie Państwo, jaki ten kryzys straszny, ludzie ciągle bardzo dużo wyrzucają)…

Jakie to bzdury zawiera kapitalizm, które uniemożliwiają rozwój planety? Że żeby coś zrobić, musisz mieć pieniądze? O masz, niesamowite, z pustego w próżne i Salomon nie naleje… Uważasz, że eliminacja pieniądza spowoduje, że nagle bogactwo będzie powstawało przez pstryknięcie palcami?

Kapitalizm nie może upaść, gdyż kapitał będzie zawsze istnieć. Patologią jest to, w jakich proporcjach znajduje się on w ludzkich rękach. Komunizm skupiał kapitał w bardzo wąskiej grupie (“przewodnia rola partii”), a teraz mamy nic innego plutokrację. Jedno gorsze od drugiego…

Oczywiście nigdy nie da rady wszystkim dogodzić. Jakaś bieda będzie zawsze istnieć, bo po prostu musi. Żaden system nie przeskoczy ludzkiej różnorodności, chyba że zlikwidujemy “homo sapiens” jakiego znamy (ale to jest już inna bajka). Pewnie, że dzisiejsze “TPTB” będzie utrzymywać status quo tak długo jak się da. Za tym stoi zbyt dobre życie i zbyt wiele do stracenia, aby ot tak postąpić racjonalnie (pozwolić na defaulty i czasową deflację, by rynek mógł się oczyścić).

Patrząc na rzesze protestujących krzykaczy chociażby z Grecji, można powątpiewać czy w ogóle ludzie zdają sobie sprawę, jakie są prawdziwe realia ekonomiczne? Dać, dać i dać, a najlepiej jeszcze się pokajać, że nie dało się więcej…

@Bix
“Dać, dać, dać,…”. No cóż. Takie życie. Każdy chce przeżyć i to najlepiej jak się da. Jak komuś odbierzesz godność to chwyci za broń i cię zaciuka. Takie są prawa natury. Jeżeli ktoś sobie nie może dać rady w obecnym systemie, to rozwali system. I wtedy Ty będziesz musiał przystosować się do nowych warunków, w których to ktoś inny (nie ty) będzie rządził i stanowił zasady, a Ty np. będziesz tym krzykaczem, którego teraz piętnujesz.
Czy nie lepiej podejść do życia tak jak kiedyś indianie? Zabiją bawołu, bo muszą przeżyć, ale przy tym oddają mu cześć i mają szacunek do niego. Jeżeli jesteś wygranym w tym systemie to bądź skromny i szanuj innych. Postępuj w sposób prawy. Wtedy wszystko jest ok. Nie wzbudzasz nienawiści, działasz zgodnie z naturą, w której to silniejszy zwycięża, ale jednocześnie szanujesz pokonanych.

@panika2008
“w USA istnieje system gigantycznej pompy odsysającej kasę od średnio bogatych i wpompowujący ją w biedotę”

Chyba wpompowujących ogromną kasę w najbogatszych.-) Zapomniałeś o QEx? Proces jest stosunkowo klarowny – rosnące rozwarstwienie społeczne, czyli biedni biednieją jeszcze bardziej, a bogaci bogacą się jeszcze bardziej. Grupa bogatych staje się coraz bardziej hermetyczna, 3-2-1-0.5% społeczeństwa, a grupa biednych poszerza się przejmując coraz to więcej klasy średniej. W efekcie powstaje czysta oligarchia oraz biedna masa w której da się wyróżnić nieco bardziej zasobnych i zupełnych nędzarzy. To jest właśnie ów Trzeci Świat. Dla przypomnienia – pierwszy to wolny rynek, drugi to socjalizm, a trzeci to oligarchia;-)

@Bix
“tłoczoną namolnie w mediach mentalnością snobistycznego konsumpcjonizmu”
Jest w tym sporo prawdy. Większość tego, co ludzie kupują, to gadżety, zbędne i zżerające zasoby.

HansKlos, miałem na myśli dokładnie to, co napisałem – czego dowodem dane w tabelce, którą podlinkowałem. Sprawdziłeś? I co, biedni ci bezrobotni i słabo zarabiający w USA? No chyba nie bardzo biedni. Przynajmniej nie wg standardów 95% pozostałego świata. Swoją drogą warte zastanowienia jak to wpływa na bezrobocie. Bo skoro ktoś dopłaca do nic- albo małorobienia, to nic dziwnego, że nagle pojawia się masa nic- albo małorobiących – nie musi mieć to koniecznie związku z żadnymi wielkimi przemianami ekonomicznymi…

To, że ultra-bogaci też odsysają od średniaków to już “insza inszość”. QEx akurat nie jest wymierzone (przynajmniej nie w jakiś oczywisty sposób) w klasę średnią, która tradycyjnie ma – tak jak współcześnie we wszystkich krajach rozwiniętych – niewielkie aktywa indeksowane nominalnie do waluty krajowej, za to duże długi i nieruchomości je zabezpieczające. Zarówno inflacja, jak i obniżanie stóp procentowych jest dla nich podarunkiem, który chciał zrobić Ben; swoją drogą nie wyszło trochę.

@ Bix – dobrze powiedziane.

Starzy Polacy pamiętają ’każdemu według potrzeb, od każdego według możliwości’. Wiemy jak to się skończyło.

Ludzie zawsze rywalizują między sobą, często nieświadomie, lub są popychani do rywalizacji. Nastoletnie dzieci chcą rywalizować z innymi nastolatkami, żona z innymi żonami, a biedny facet żyje w stresie że nie zarabia tyle ile ’powinien’.

Dlaczego każdego pracującego ma być stać na kupno własnego domu ? Moi rodzice sami zbudowali sobie skromny domek i tak wciąż robi większość ludzi na świecie, m. in. w Nowej Funlandi.

Można mieszkać w ciasnym mieszkaniu, mieć używane meble, nosić zakupy w rękach, jeździć rowerem/autobusem i być zupełnie szczęśliwym. Oczywiście to nie pasuje do wizji świata, gdzie ’postęp’ jest normą.

Może przestańmy dzielić ludzi na lepszych i gorszych – stosując zarobki czy poziom konsumpcji jako miarodajny wskaźnik wartości człowieka.

“Może przestańmy dzielić ludzi na lepszych i gorszych – stosując zarobki czy poziom konsumpcji jako miarodajny wskaźnik wartości człowieka”.
Allan, podoba mi sie ten komentarz. Obecnie bedac w Polsce odczulam, ze niczego sie nie dorobilam, pomimo wyjazdow zagranicznych, rozleglego doswiadczenia, znajomosci jezykow, etc. Znajomi postawili domy, kupili samochody, zdaja sie szczycic praca zawodowa, inna sprawa, ze osiagnieta dzieki znajomosciom. To, czym ja sie obecnie zajmuje, byloby dla nich bzdura. W Polsce mam naprawde niewielu znajomych. Za granica bardzo latwo nawiazuje kontakty, poniewaz tam ludzie maja wiecej pokory w obliczu tego kryzysu i maja mozliwosc glosno sie przyznac: nie wyszlo mi. Bedac tam mam ten komfort, ze nikt nie zapyta, co robie, ile zarabiam, czy mam samochod, etc.
Nie czuje sie tam skreslona z tego powodu, ze niewiele posiadam.
Odnosnie posiadania domu, to wszedzie ceny sa naprawde paskarskie, architekci oraz inzynierowie niewiele w sumie z tego maja dochodow, a najbardziej spekuluja dostawcy materialow budowlanych, wykonawcy i deweloperzy. Architekci rowniez najszybciej staja sie ofiarami recesji, chociaz niektorzy z nich zaczeli myslec, jak uczynic ich uslugi dostepne dla zwyklego czlowieka. Jeden z nich zaczal sprzedawac uslugi doslownie na straganie w Seattle, nazywajac swojego bloga “Przemyslenia z budki”: http://arch5cents.posterous.com/open-letter-to-architects-architecture-5c-now

Ja uważam, że konsumpcjonizm jest przede wszystkim skutkiem istnienia pieniądza pustego. W systemie z takim pieniądzem na oszczędzaniu się nie zyskuje. Poza tym to brak prawdziwego pieniądza zamiast którego jest ten papierowy szajs wzmacnia rozwarstwienie bogactwa.

“I co, biedni ci bezrobotni i słabo zarabiający w USA? No chyba nie bardzo biedni. Przynajmniej nie wg standardów 95% pozostałego świata. Swoją drogą warte zastanowienia jak to wpływa na bezrobocie. Bo skoro ktoś dopłaca do nic- albo małorobienia, to nic dziwnego, że nagle pojawia się masa nic- albo małorobiących – nie musi mieć to koniecznie związku z żadnymi wielkimi przemianami ekonomicznymi…”

Panika, twoj komentarz jest obrazliwy dla doswiadczonych i wykwalifikowanych ludzi, ktorzy zasuwali po kilkanascie godzin w firmach i w wyniku ostatnich przemian ekonomicznych stracili prace. Co im powiesz? Ze nie byli wystarczajaco sprytni, zeby podlizywac sie szefowi, albo sa nieudacznikami, poniewaz nie maja znajomosci? Jak podalam przyklad powyzej, jezeli firma Murray O’Laoire upadla w wyniku recesji, to juz mamy ponad 100 bezrobotnych architektow. Policzyc podobne przypadki firm z roznych branz na calym swiecie, to takich wykwalifikowanych i niegdys dobrze zarabiajacych osob obecnie bez pracy moze byc kilkadziesiat albo i kilkaset milionow i nie wmawiaj, ze bezrobocie to ich wina. Wiekszosc bezrobotnych chce pracowac, nawet jesli zasilki pozwalaja na przyzwoite utrzymanie sie. Dla nich szukanie pracy jest wyscigiem z czasem, aby mogli wyrobic sie, zanim skonczy sie zasilek. Ta Angielka, ktora popelnila samobojstwo, otrzymywala Jobseeker’s Allowance i miala dach nad glowa, jednak ta cala sytuacja stawala sie dla niej nieznosna, poniewaz w przeciagu dwoch lat, pomimo gorliwych poszukiwan, odmowiono jej jakiejkolwiek pracy.
Fajnie jest krytykowac innych nieudacznikow bez pracy, gdy samemu siedzi sie w pracy zdobytej dzieki znajomosciom i w godzinach pracy oglada sie strony dla osob 18+.

@panika:

“Coraz ciężej mi się już czyta takie użalania się nad sobą, jacy to są biedni ci amerykanie i inni „wyzyskiwani” ludzie w krajach 1. świata. Zajebiste jest to, że ludzie żyjący poniżej „progu biedy” w USA byliby uznani w takich miejscach, jak np. Madagaskar, Zimbabwe, czy pewnie nawet bliska nam Białoruś, za relatywnie dobrze ustawionych.”

Ty naprawde tak myslisz, az tak arogancki jestes zeby nie zauwazyc, ze to ich “bogactwo” czesto stanowi tylko samochod (fakt, w Zimbabwe tylko bogaczy stac na samochod), w ktorym zreszta mieszkaja?
Problem z bezrobotnymi w USA polega na tym, ze po utracie pracy blyskawicznie lądują na ulicy i sa wykluczeni z normalnego zycia spolecznego. Zreszta, wiele z tych osob prace ma, ale zbyt nisko platna i nie wystarcza ona na wynajecie czegokolwiek; wiele osob z kolei nie ma zwyczajnie gdzie mieszkac, bo po foreclosure (zrujnowany kredyt) i z pensja minimalna placona na reke nikt im niczego nie wynajmie.
W paru krajach europejskich sa przynajmniej mieszkania komunalne, w USA nie ma.

Historia zatacza piękne koło szykuje się nam pańszczyzna pełną gębą.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *