Categories
Polityka Survival

Pojutrze

Co prawda dziś wybory w USA, ale nie o nich będzie dzisiejszy wpis. W systemie politycznym, gdzie istnieją dwie partie wybory mają takie same znaczenie jak w PRL, gdzie partii było aż trzy. Jest to tym bardziej przykre, że pomijając pucz Jaruzelskiego i fikcje wolności, władze PRL starały się szanować konstytucje. W USA takiej woli nie widać.

Władzy w Stanach nie sprawuje konstytucyjny organ, jakim jest parlament. Prawdziwa władza należy do oligarchów, grupy kilkuset rodzin posiadających większość tego, co warte jest posiadania. Ci ludzie za pomocą pieniędzy zwyczajnie i legalnie korumpują parlamentarzystów tak, by przechodziły ustawy korzystne dla nich, a nie dla wyborców. Tak więc te nic nie znaczące wybory spokojnie można sobie odpuścić i iść na ryby albo napisać wpis na blogu.

Od dłuższego czasu interesuję się zagadnieniami związanymi z miejskim surwiwalem. Coraz więcej osób budzi się ze słodkiego letargu – ludzie zaczynają sobie zdawać sprawę, że posiadanie pełnych półek w marketach oraz możliwość dokonywania zakupów niekoniecznie są zagwarantowane na zawsze.

Dostępne w sieci materiały na temat surwiwalu w sytuacji WSHTF są dość naiwne. Głównie porusza się tematy zestawów ucieczkowych czy miejsc do ewakuacji. Jest też mowa o surwiwalu leśnym, gdy nagle gubimy się w amazońskiej dżungli i mamy pewien problem. W prawdziwej sytuacji WSHTF zestaw ucieczkowy czy znajomość gatunków jadalnych w lasach tropikalnych są tak samo potrzebne, jak apteczka samochodowa na wypadek zderzenia Ziemi z asteroidą.

Jakiś czas temu prezentowałem miłego afroamerykanina z Flint, MI, który zaopatrzył się w plecak i powrzucał do niego różne przydatne jego zdaniem gadżety, jak Glock, zapalniczki, sznur i bateryjki. Taki zestaw jest zupełnie nieprzydatny i zamiast w czymkolwiek pomagać może wręcz przyciągać problemy do właściciela.Gdzie bowiem ma się udać właściciel? Co będzie jeść i gdzie mieszkać? Podejrzewam, że USA mogą stać się jednym wielkim parkiem safari, gdzie jedni wygłodniali posiadacze plecaków będą przemieszczać się z miasta A do B a inni z B do A, wzajemnie zabijając się z posiadanej broni, tylko po to aby przekonać się, że w plecakach kolegów-surwiwalowców są tylko sznurki i puste opakowania po suchym prowiancie.

Zasadniczym problemem we współczesnym surwiwalu nie jest nagłe i bezpośrednie zagrożenie życia. Owszem, gdy dojdzie do upadku meteoru czy wybuchu superwulkanu, ludzie zginą. Będzie to jednak niewielki procent całej populacji, dla reszty prawdziwym problemem będzie jak przeżyć kolejnych kilka lat. Zestaw suchej żywności z plecaka zniknie już w pierwszych dniach, a co dalej z kilkoma kolejnymi tysiącami dni? W sytuacji WSHTF nie trzeba martwić się jak przeżyć dziś czy jutro, tylko jak przeżyć pojutrze.

Obecna globalna sytuacja ekonomiczna jest w pewnej mierze katastrofą WSHTF. Mamy oto ludzi, którzy stracili pracę, stracili niespłacany dom, nie mają już żadnych oszczędności ani perspektyw zdobycia środków utrzymania. Dla nich nie ma różnicy czy stało się to na skutek tsunami czy kryzysu gospodarczego – są po prostu głodni i bezdomni.

Dlatego właśnie niezbędne są w życiu wyrzeczenia, które mogą wydać się postronnym poważną chorobą psychiczną. Jak to, ktoś oszczędza i to w przeżytku jakim jest złoto, zamiast zadłużać i bawić się jak ‘normalni ludzie’? Ano tak, tylko że ci normalni ludzie grzebią dziś w śmietnikach, a ci nienormalni mają co jeść.

Oczywiście ważne jest posiadanie przemyślanego planu na wypadek różnych scenariuszy. Myślenie wbrew obiegowej opinii nic nie boli i kosztuje dużo mniej niż zestawy ucieczkowe. Dzięki temu możemy być zawsze krok przed całą resztą populacji. Podam kilka przykładów:

– Mieszkamy w bloku w mieście i zdajemy sobie sprawę z potencjalnych trudności z przeżyciem w sytuacji WSHTF. Mamy za to kuzynów mieszkających pod miastem w obszernym domu. Zamiast kupować dom poza miastem po prostu rozmawiamy z nimi przedstawiając im możliwe zagrożenia. Można się prosto dogadać, że w razie WSHTF my zapewniamy zapasy żywności, broń i twardą walutę, a oni użyczają nam miejsca i zapewniają opał i wodę.

– Zamiast obszernego zestawu ucieczkowego posiadamy choćby niewielkie ilości złota i srebra. W książkach historycznych można doczytać, że za złoto można było nabyć żywność nawet pod ostrzałem artyleryjskim i w środku najgroźniejszej epidemii. To największy przesąd, że złota się nie zje – otóż posiadanie metali jest najpewniejszym systemem napełnienia żołądka żywnością w czasie WSHTF. Przy okazji nie musimy odświeżać zapasów puszek a pieniądze ulokowane w metalach niejako ubocznie są lepszą lokatą niż cokolwiek oferowane dziś przez banki.

– Trzeba mieć przygotowany plan szybkiego zdobycia ilości żywności umożliwiającej przeżycie roku-dwóch. Ja dokładnie wiem jak szybko zamienić złotą monetę na gotówkę (znajomy handlarz), gdzie kupić ziarno na chleb i pasze dla kur (skład rolniczy), czym po nie pojechać (dostęp do półciężarówki), gdzie można zdobyć kilka palet żywności (Walmart czy Makro). Wszystkie czynności zajmują kilka godzin, w sytuacji klęski żywiołowej (np. superwulkan) trzeba być zawsze kilka kroków przed całą reszta populacji. Wymiana jednej uncjowej złotej monety na gotówkę i dalej na 6 ton pszenicy może stanowić różnicę między życiem i śmiercią.

– Nie ma co za wiele myśleć co bierzemy – potem można wymienić jeden rodzaj produktu na inny. Ważne jest jednak, żeby nikt nie wiedział, że posiadamy duże ilości żywności i gdzie ją trzymamy. Złoto zawsze trzymamy w banku, tak blisko od domu żeby można je było odzyskać zanim pogarszająca się sytuacja to uniemożliwi.

Popatrzmy na wydarzenia historyczne jak na zdarzenia klasy WSHTF. Dla Polaków wojna 39-45 była takim przypadkiem. Czy zestawy ucieczkowe w czymś się przydały? Raczej nie – ucieczka przed Niemcami kończyła się spotkaniem z Sowietami i vice versa. Prawdziwym surwiwalem było przeżycie tych sześciu lat, znalezienie sobie takiego miejsca w realiach wojennych, by dało się przeżyć.

Share This Post

49 replies on “Pojutrze”

W ciągu 10-15 lat taka wiedza się przyda. W Polsce taka wiedza jest jeszcze w posiadaniu ludzi z uwagi na przeżycia wojenne. Polak sobie poradzi. Rosjanin sobie poradzi. A inni? Ciężko to widzę…

Ja w naszych warunkach (a takie są istotne z punktu widzenia Polski) proponuje się zaopatrzyć w pełni legalną wiatrówkę PCP i śrut aby mieć jak polować na ptactwo w razie czego. Także istotne jest posiadanie pewnego zapasu konserw i ziarna, które w razie czego można będzie potem wysiać. No i kawałka gruntu na odludziu…

Doxa, wszystko muy bien, ale kto co to jest do piczi nerwowej ten “afroamerykanin”…czy to nie jest aby jakiś nowo odkryty gatunek hominida?
POLITYCZNIE POPRAWNI PAJACE WSZYSTKICH KRAJÓW ŁĄCZCIE SIĘ!

Z ust mi pan to wszystko wyjął, panie Słomski 😉

Dodam jeszcze od siebie, by podkreślić, co już lekko naszkicowałeś: znajomości to podstawa, absolutna podstawa. Więzi międzyludzkie. Gówno zrobisz z kilogramem złota w plecaku i bez znajomości – najpewniej skończysz w rowie z kosą pod żebrem. A znajomości najlepiej mieć, no cóż, u waaadzy…

alus, powiedz nam proszę ile mija od wysiania ziarna do pozyskania tym sposobem żywności. Coś mi się wydaje że dla głodującego bezdomnego to jest lekko kiepska alternatywa… polowanie na ptactwo… to trzeba jeszcze wiedzieć, które jest zjadliwe i jak je oprawić, przyrządzić itd… baaardzo mało praktyczne…

Naturalnie masz racje Panikarzu. Ziemia na odludziu? W Polsce nie ma odludzia, wszedzie są ludzie. Wez dowolny kawalek ziemi uprawnej a w promieniu max godziny marszu mieszka ktos, kto moze byc glodny. Moze byc mnostwo ludzi, ktorzy beda chcieli ‘podlaczyc sie’ do rosnacego zboza. Chcesz je pilnowac na odludziu ? Ale mieszkajac w ziemiance czy szalasie ? I ktos ochroni wlasciciela smacznego zboza pilnujacego go na odludziu przed ukreceniem karku ?
To jest wlasnie ta naiwnosc o ktorej pisze. Warto przypomniec sobie slynne zalecanie Marii Antoniny dotyczace spozycia ciastek lub tez z zalecenie Amerykanow dla Zydow, by wzieli sobie dobrych obroncow to nazisci nic im nie zrobia.

Z ziarna możesz zrobić podpłomyki, nikt ci nie każe wysiewać tego na raz. 😉 W Indiach od tysiącleci na tym jadą – podpłomyk – nazywany tam ciapatą oraz krowie mleko. Spytaj swojej babki jeśli masz co jadła podczas wojny. A w polskich warunkach WSZYSTKIE ptaki oprócz kruka i generalnie padlinożerców nadają się do jedzenia…. Do tego WŁASNA Studnia, generator i duuuużą beczkę ropy.

Kurcze nie zrozumieliście niestety. Zboże jest na zaś. O ile przeżyje się pierwsze kilka miesięcy, rok. Potem i tak albo będzie jakaś grupowa forma organizacji plemiennej, rodzinnej itd., albo i tak wszystko ch…j bąbki strzeli. Dlaczego? Dlatego, że Polska to nie USA. Tutaj masz pół roku zimno i sobie sam nie uhodujesz. TYLKO GRUPA ma szansę…

Jeszcze ciągnąc temat głodu, torgsinów itp – skojarzyła mi się Biblia, Ap 6,6: “Kwarta pszenicy za denara i trzy kwarty jęczmienia za denara, a nie krzywdź oliwy i wina!” (kwarta – trochę mniej, niż litr, denar – circa 4 gramy srebra, w czasach biblijnych wartość dnia pracy niewykwalifikowanego pracownika).

Doświadczenia z Argentyny:

1) mieszkanie w domku pod miastem nie jest często dobrym pomysłem. Domki poza terenem zurbanizowanym są preferowanym celem dla przestępców (napady, porwania, kradzieże, torturowanie). Generalnei policja i wojsko obstawiają miasta, szczególnie centra. To są paradoksalnie najbezpieczniejsze miejsca. Poza nimi jest armageddon. W mieście też najłatwiej o wszystkie produkty, w tym żywność.

2) tak samo nie jest dobrym pomysłem szwędanie się po mieście z dużą ilością złota (a 1 uncja to dużo). W okresie bezpośrednio po SHTF pokazanie krugerranda na mieście groziło śmiercią ze strony wygłodniałych ludzi. Jeśli nie masz konkretnego zaufanego handlarza i dopiero go szukasz, lepiej wziąć coś mniej rzucającego się w oczy – np. złoty łańcuszek.

3) Złoto w banku lubi być konfiskowane przez Państwo. Np. w Argentynie jedyne, czego Państwo nigdy nie ukradło, to nieruchomości.

4) żywności możesz nie zdążyć kupić w Makro na ostatnią chwilę. Zależy od rodzaju STHF, ale po prostu możesz nie zdążyć dojechać:) Lepszy jest zapas na pół roku-rok.

@Milosz – dokladnie o tym pisze ‘od zawsze’. Kolega murzyn umarlby pierwszy i to nie z powodu kruga, tylko zagadkowej zawartosci plecaka. Pisalem tez ‘znacznie latwiej przezyc w miescie pelnym ludzi niz w lesie pelnym sniegu’.

Ostatnio czytalam na tym blogu podobny temat z dn. 21.02.2010, a wczesniej dokumenty i blogi poswiecone wojnie w Jugoslawii i czasem zastanawiam sie, co dzialo sie w umyslach tamtych ludzi, ktorzy mniej wiecej do 1991 roku zyli w przewidywalnej rzeczywistosci i wzglednym dostatku, a potem nagle znalezli sie w obozach koncentracyjnych, takich jak np. Omarska Camp. Na zdjeciach z tamtego obozu niektorzy wiezniowie wygladaja tak, jakby dopiero co zostali wyrwani z bezpiecznego, spokojnego zycia, a na ich twarzach widac niedowierzanie, ze tak szybko mogla sie zmienic rzeczywistosc w ich kraju.
Z historii wiadomo, ze w cywilizowanym swiecie mialy miejsce wydarzenia ,poza wojnami, kompletnie wywracajace do gory codzienne przyzwyczajenia. Na przyklad zarazy w Europie, przesladowania na tle religijnym, kleski glodu, jak np. w Irlandii w latach 40 XIXw., kiedy zmarlo kilka milionow mieszkancow tego kraju i to mialo miejsce w postoswieceniowym Imperium Brytyjskim! Purytanie, w tym kwakrzy oraz mennonici (Amisze) dzieki zaufaniu Jezusowi Chrystusowi i wzajemnemu wsparciu przetrwali w Ameryce do dzisiaj. Podstawa egzystencji w tych wspolnotach, skladajacych sie z wolnych ludzi (w przeciwienstwie do przymusu sowieckich kolchozow), byly uprawy rolne, hodowla i rzemioslo, aby jak najbardziej ograniczyc zakupy na zewnatrz. Przygotowanie sie na nieprzewidywalnosc sytuacji, poniewaz jutro moze byc gorzej, bylo czyms normalnym i sklanialo tamtych osadnikow w Ameryce do bezwarunkowego zaufania Bogu i zachowania czujnosci.
W obecnej rzeczywistosci instynkt samozachowawczy jest skutecznie przytepiany. Ludzie “powinni” sprostac przyjetym oczekiwaniom, aby wziac kredyt na dom i samochod, jednoczesnie nie powinni sie zastanawiac, co bedzie, jesli pracy zabraknie. Bedzie dobrze, przeciez to kraj “przyjazny” dla obywatela. David Wilkerson, amerykanski pastor, nazwal telewizje oltarzem demonow. Wilkerson nie jest fanatykiem, czesto krytykuje hipokryzje u wielu wspolczesnych chrzescijan. W tym wypadku trudno sie nie zgodzic z nim odnosnie oddzialywania na ludzi informacji ze szklanego ekranu. Telewizyjny swiat jest jednym ze zjawisk niszczacych instynkt samozachowawczy, zwlaszcza poprzez zafalszowany obraz rzeczywistosci w serialach, rom-comach (te sa szczegolnie niebezpieczne) czy reklamach, w ktorych szczesliwcy biora pozyczki od reki i udaja sie na duze zakupy. Pracownik zarabiajacy najnizsza krajowa czy emeryt zyja losami bohaterow polskich seriali, jednoczesnie nie podejmujac dzialan, aby cokolwiek zmienic we wlasnym zyciu. Rzeczywistosc serialowa zdaje sie byc podobna do tej normalnej i staje sie wzorem dla widzow w realu. Jesli bohater serialu, zarabiajac niewiele, jest w stanie kupic dom, samochod i wyjechac na drogie wczasy, to przeslanie serialu brzmi mniej wiecej tak: polska rzeczywistosc jest jednak przewidywalna i nie ma co sobie zawracac glowy szukaniem innych opcji poprawy swoich warunkow. Jak to sie przeklada na instynkt samozachowawczy, wystarczy przejechac sie na polska wies: tam juz prawie nie ma hodowli, po mleko jest wygodniej pojechac do “Biedronki”. Za to na niemal kazdym wiejskim domu znajduja sie anteny Cyfry i podobne. A jeszcze na poczatku lat 90 mieszkancy wsi byli wycwiczeni w survivalu, produkowali na potege wlasna zywnosc i sceptycznie podchodzili do zakupow w miescie.
Aby sie ustrzec przed rozczarowaniem szybko zmieniajaca sie rzeczywistoscia, to z obowiazkowych lektur survivalowych osobiscie polecam Biblie, powiesci Daniela Defoe takie jak “Dziennik roku zarazy” czy “Przygody kapitana Singletona”, biografie pulkownika Kuklinskiego pt. “Zycie scisle tajne”, przestudiowanie strony fundacji Panoptykon, kazania Davida Wilkesrsona, zwlaszcza slynna wizje z 1973 roku: http://www.tscpulpitseries.org/polish/ts73visn.htm, oraz wpis z jego bloga pt. “Pilne przeslanie”: http://davidwilkersoninpolish.blogspot.com/2009/03/pilne-przesanie.html.

Doxa – z calym szacunkiem prosze zastanow sie czy na pewno chciales napisac ze zloto trzymamy w banku. Podajesz przyklad wojny, wiec wiesz na pewno co sie stalo – otoz nasze zloto z banku do dzisiaj sie nie odnalazlo. Pisze nasze, poniewaz akurat w mojej rodzinie byl taki przypadek – zloto znalazlo sie w “pewnym” banku, i do dzisiaj rodzina sie z tego nie pozbierala 🙁 Z dobrze sytuowanych ludzi mieli nagle problemy za co kupic jedzenie.
Bardzo szanuje Twoje wpisy, ale w tym wzgledzie apeluje o przemyslenie porady.

A ja mieszkajac w miescie zrobilabym tak:

– zgromadzic uniwersane srodki platnicze (zloto, srebro oraz wódka i papierosy)
– zgromadzic jak najwieksze zapasy zarcia (min 3 miesiace liofilizowanego, plus puszki)
– palnik (stove) z zapasem paliwa na 3 mies
– dobry fitr do wody
– zapasy taniego mydla, szamponu, detergentu do prania
– bron: co najmniej jeden handgun i jeden karabin, od diabla amunicji
– swiece (duzo) albo lampy naftowe i paliwo

Oprocz tego, zamontowac sobie solidne stalowe drzwi plus kraty na okna (w zaleznosci gdzie te okna mamy).
Bron: nauczyc sie jak sie tym poslugiwac i jak strzelac na zasadzie odruchu warunkowego.

Zalozenie: przetrwac jakies 2-3 mies, potem sytuacja bedzie mniej-wiecej pod kontrola i bedzie mozna zaczac wydawac zgromadzone srodki platnicze.

Kilka uwag do ciekawego wpisu:

Chyba jednak lepiej jest kupować srebro niż złoto na czarną godzinę. Głupio byłoby wydać krugerranda na bochenek chleba. Za to srebrną monetkę już bardziej. Aczkolwiek w sytuacji kryzysowej jako handlarz nie oddałbym bochenka chleba nawet za górę złota. Bochenek chleba od biedy uchroni mnie przed głodem przez parę dni – złoto nie.

A propos gromadzenia ziarna – wszystko fajnie tylko trzeba to zmielić i upiec. Powstaje problem braku umiejętności (pokażcie mi mieszczucha który wie jak to zrobić), braku narzędzi (młynek ręczny lub żarna, piec, palenisko) no i braku energii (drewno, gaz, elektryczność do pieca)

Zgadzam się z Adamem, ze WSHTF tylko to co mamy w domu jest w miarę pewne. Jeśli uda się coś wyciągnąć z banku czy kupić w Macro to lepiej traktować to jako bonus. Zakopanie skrzynki monet w ogródku nie wydaje się takie głupie w tym scenariuszu.

Wiatrówka, polowanie na ptactwo czy inne zwierzęta? Nie do wykonania dla normalnego człowieka. Trafienie w mały poruszający się odległy cel jest niemożliwe bez praktyki myśliwskiej czy wojskowej. A ile straci się energii na poszukiwanie takiego zwierzęcia?

Poza tym kluczem do przetrwania jest gotowość, zdrowie, dobra kondycja, zapasy wody i jedzenia.

Sokomaniak, nie wyczekuj z zapartym tchem dnia, kiedy będziesz bezpośrednio handlował za złoto. Na 99,9% będzie tak, że zaniesiesz krugerranda do kantoru, dostaniesz w zamian plik PLN, EUR, CHF lub USD – w zależności od tego, który będzie jako tako stał – i za to kupisz chleb. Do tego scenariusza zasadniczo nadaje się dobrze zarówno złoto, jak i srebro; złoto ma przewagę taką, że ma znacznie większą gęstość wartości – łatwiej ukryć i przenieść; wadą jest to, że kupowanie małych porcji (poniżej powiedzmy pół-ćwierć uncji) mija się z celem ze względu na wysokie marże.

Mielenie ziarna jest banalnie proste i w zasięgu każdego mieszczucha z więcej, niż dwoma neuronami – służy do tego młynek do kawy, do kupienia w markecie za <100 zł – można sobie od razu sprawić dwa na zapas, bo wiadomo że to sprzęt zawodny, tym bardziej jak będzie miał za zadanie regularnie mielić zboże 🙂

K.J., przykro mi Cię zmartwić, ale podział pracy i unikanie “roboty głupiego”, jaką jest np. uprawianie przez każdą rodzinę własnego żarcia, a tym bardziej hodowla własnych zwierząt, jest istotą postępu gospodarczo-cywilizacyjnego. Gdyby każda rodzina ciągle musiała się zajmować multum rzeczy koniecznych do zabezpieczenia swego bytu i nie scedowała większości zadań na scentralizowane przedsiębiorstwa, to byś ciągle, tak jak w XIX – a może nawet XVIII – w., chodziła w drewniakach i jeździła konno, mieszkała z dziećmi i dziadkami w nieogrzewanej izbie o powierzchni 30 m2 itd. Tako drzewiej bywało.

Zastanawiam się, skąd takie przekonanie, że w warunkach postępującego rozkładu rządu federalnego piekarz i szewc będą głodni i bez butów. Nie bardzo potrafię sobie wyobrazić ludzi z glockami przemierzających puste autostrady jak w Mad Maxie a
prędzej na posterunkach pilnujących dzikich pól uprawnych, wyglądając federalnych kontrolerów z FDA. Taki chaos nie był
powszechny nawet w Zimbabwe, gdzie ludzie rzucili się kopać złoto,
za które przemytnicy chętnie płacili mąką.

Scenariusz a’la Mad Max wydaje mi się bardziej prawdopodobny w Europie niż w USA, które, sądząc po tematyce społecznych protestów (zbiorowe “f**k off” pod kapitolem) nie są aż tak zdemoralizowane jak społeczeństwa europy, gdzie słychać wyłącznie “gimmie more”.

Kiedy widzę w USA farmerów pokątnie uprawiających zdrowe bakłażany opędzając się od nalotów FDA, jestem dobrej myśli. W Europie taka “nielegalna” uprawa w ogóle nie mieści się nikomu w głowie a zakapowanie go w czynie społecznym jest uważane za bon ton.

Jak tam w USA wygląda sprawa z organizacją lokalnego przywództwa w w przypadku większych problemów? Odpowiedź na kryzys nie przyjdzie ze strony leśnych ludzi z plecakami, tylko ~5% elity która weźmie się za organizację nowych struktur społecznych. Nie sądzę, że oni tracą czas filmowanie Glocków i wrzucanie filmów na YT i nie traciłbym czasu na zastanawianie się, czy Joe Sześciopak jest dobrze przygotowany. Dziejowym zadaniem Joe Sześciopaka jest mieć sznurek, Glocka albo Winchestera i wysokie morale. Nie sądzę też, że będzie miał ochotę na głodnego biegać po lesie, za to z chęcią odda się pod komendę tego, który sprawia wrażenie, że wie co robi.

O resztę zadba społeczna elita i z chęcią posłuchałbym czegoś o nich, tzn. czy ona jeszcze jest, czy już została całkowicie zastąpiona federalno-stanowym motłochem.

Ciekawi mnie też jak na SHTF zareagują amisze. :o)

“A propos gromadzenia ziarna – wszystko fajnie tylko trzeba to zmielić i upiec. Powstaje problem braku umiejętności (pokażcie mi mieszczucha który wie jak to zrobić), braku narzędzi (młynek ręczny lub żarna, piec, palenisko) no i braku energii (drewno, gaz, elektryczność do pieca)”

Gdyby tak usiąść w fotelu przy herbacie i pomyśleć, to z pewnością znajdzie się jeszcze z tysiąc problemów nie do przejścia, a jak ktoś jest zawzięty i ma talent, to i dwa tysiące wymyśli. Jednak surwiwal polega na wynajdywaniu rozwiązań a nie przeszkód i w sytuacji poważnego kryzysu, nawet mieszczuch w jeden wieczór wykombinuje co z tym chlebem. Gorzej, że w PL obciachem jest być mądrym przed szkodą a po szkodzie to się niestety przegrywa.

Naiwnością jest też liczenie, że zapasy na trzy miesiące cokolwiek załatwią. A jeśli sytuacja się nie ustabilizuje to co potem? Potem pozostanie chyba wypić tę wódkę i wypalić zgromadzone papierosy, których nikt nie przyjmie w prawdziwym kryzysie bo bez fajek czy stakana da się żyć, a bez chleba może być problem.

Złóżcie do kupy: codex alimentarius, ekspansja GMO, patentowanie genów zwierząt, patenty na rośliny climate ready, chemtrials i programy kontroli żyzności gleb, programy kontroli pogody (czyli klimatu na planecie – mamy globalizację), limity połowów i produkcji w UE, animal ID, listy gatunków rzekomo zagrożonych które mają zniknąć ze stołów, plany delegalizacji upraw przydomowych itd.

Czy z tego nie wynika, że ktoś chce nam zorganizować powtórkę z Wielkiego Głodu na skalę globalną? Obciachem byłoby wystukać się z metali na zboże GMO napakowane chemią i umrzeć na raka. Sądzę, że zapasy na DEKADĘ to nie przesada tylko przejaw zdrowego rozsądku.

@Julek:
“Naiwnością jest też liczenie, że zapasy na trzy miesiące cokolwiek załatwią. A jeśli sytuacja się nie ustabilizuje to co potem? Potem pozostanie chyba wypić tę wódkę i wypalić zgromadzone papierosy, których nikt nie przyjmie w prawdziwym kryzysie bo bez fajek czy stakana da się żyć, a bez chleba może być problem.”

Nie wiesz, co mowisz. Zarowno doswiadczenia osob, ktore przezyly II WW jak i czasy ciezkiego kryzysu lat 80-tych w Polsce ( i w Rosji i innych krajach) wskazuja, ze oprocz kruszcow ludzie bardzo chetnie przyjmowali jako forme zaplaty UZYWKI WLASNIE.
Z prostej przyczyny: jak juz caly swiat sie wali i nie wiadomo, co bedzie jutro – who cares???
Rownie dobrze mozna sie nastukac, a jak ktos jest nalogowiec to duzo da, zeby sobie chociazby zapalic glupiego skreta.
BTW: pamietam czasy, kiedy na nielegalnym “targu” w Polsce mozna bylo kupic sloik niewypalonych do konca petów. Wbrew pozorom, byli nabywcy…

A tak poza tym, to rozmawiamy tutaj na powaznie, a nie o jakichs “chemtrails”.

@Julia “Nie wiesz, co mowisz. Zarowno doswiadczenia osob, ktore przezyly II WW jak i czasy ciezkiego kryzysu lat 80-tych w Polsce ( i w Rosji i innych krajach) wskazuja, ze oprocz kruszcow ludzie bardzo chetnie przyjmowali jako forme zaplaty UZYWKI WLASNIE.” […]

Ludzie i czasy się zmieniają. Pety są za darmo każdym śmietniku a w 80. a nie było… tylu śmietników. Z moich obserwacji wynika, że obecnie kiedy Kowalskiemu coś dolega, to nie zapija jak w ZSRR tylko odkłada używki i bierze się za sport. Nikt z moich znajomych dzisiaj raczej nie przyjąłby sztangi fajek (a w kryzysie tym bardziej), załatwianie czegokolwiek za flaszkę to historia, a ci z którymi można by w ten sposób zrobić biznes nie mają nic do zaoferowania, bo nie śmierdzą groszem albo to wręcz ludzie z marginesu społecznego i kupując coś od nich można zostać paserem.

Dywersyfikacja jest wskazana ale wielkość haraczu nałożonego obecnie na używki i konieczność szukania pośrednika dyskwalifikują te formy pieniądza, zwłaszcza że na targu towar z przemytu i tak prawdopodobnie będzie miał niższą cenę niż ta, którą trzeba zapłacić kupując go wcześniej. Zresztą gdzie go kupić? Chyba tylko u przemytnika.

Papier toaletowy mimo niskiej wartości rolki jest lepszy, można go kupić taniej w hurtowni lub u producenta i można nim płacić bezpośrednio.

“A tak poza tym, to rozmawiamy tutaj na powaznie, a nie o jakichs „chemtrails”.”

Miałem na myśli plany skażenia gleb takim świństwem, żeby plony dawały tylko korporacyjne nasiona GMO.

Panika – jakie znaczenie ma wysokosc marzy obecnie, do planowanego wydawania kruszcu na zycie? Czy np. ze wzgledu na kilka pln teraz (i tak wydajesz wirtualne pieniadze) bedziesz ryzykowal ze w sytuacji SHTF bedziesz “pragnieniem”?. Do tego male kawalki latwiej uplynnic, na 1 uncje przy wzroscie cen o kilkadziesiat procent (czesto uzywany argument takze tutaj) nie znajdziesz wielu kupcow, a ci beda wtedy spodziewac sie duzych upustow – cos takiego obecnie jest z drogimi samochodami.
Julek – mozesz cos wiecej podac odnosnie planow delegalizacji upraw przydomowych? Jako Polak z narodowosci bede mial to gdzies, ale natura legalisty kaze mi sie tym martwic.

Julek, to są szczegóły techniczne. Masz rację, teraz za fajki i wódę załatwia się “sprawy” z patologią, ale pomyśl… za koks czy browna… nawet za głupią fetę… czasy się zmieniają, używki się zmieniają.

Obawiam sie, ze wlasnie jest odwrotnie ze sprzedaza. Jak wybuchnie panika, to latwo bedzie pozbyc sie dowolnego kawalka zlota, tylko ilosc potencjalnych nabywcow zmaleje. Pamietam jak w 2008 cena wyskoczyla do gory a problemem nie byla sprzedaz tylko KUPNO.

@Adam, nie mogę. To znaczy mogę ale nie chcę bo dopóki nie pojawią się konkretne ustawy, plany pozostaną właśnie tym – planami. Jak pogrzebiesz w tematyce przejmowania kontroli nad produkcją żywności na świecie przez korporacje, to się z tym spotkasz, aczkolwiek konkrety wyjdą pewnie dopiero bo wystąpieniu “proper crisis”.

@Nina, Julia, dopiero teraz się zorientowałem, że pobełtałem imona. Oczywiście w odpowiedzi 25 miało być @Nina a nie Julia, wybaczcie dziewczyny, pała ze mnie ;(

@P.Slomski – ja zakladam, ze juz teraz MASZ metal. Bo masz :), sam sie przekonalem 🙂 Natomiast stawiam teze, ze latwiej zbyc 1 uncje zlota w kawalkach po kilka gram, niz 1-uncjowego Krugerranda. Po prostu ilosc osob ktore na to stac jest wieksza. I mala spekulacja – roznica w marzy OBECNIE zostanie zrekompensowana cena sprzedazy POZNIEJ.
Niestety nie ma w obiegu juz dawnych monet, ktore byly dzielone na 8 kawalkow – mozna bylo sobie oderwac i placic takim kawalkiem, ktory potem zupelnie legalnie sobie funkcjonowal osobno.

“Gdyby każda rodzina ciągle musiała się zajmować multum rzeczy koniecznych do zabezpieczenia swego bytu i nie scedowała większości zadań na scentralizowane przedsiębiorstwa, to byś ciągle, tak jak w XIX – a może nawet XVIII – w., chodziła w drewniakach i jeździła konno, mieszkała z dziećmi i dziadkami w nieogrzewanej izbie o powierzchni 30 m2 itd”.
Panika, nie masz racji. Jesli ktos ma kawalek ziemi i uprawia, to czy Twoim zdaniem zacofany? Laureat Nagrody Pritzkera o miedzynarodowej slawie, australijski architekt Glenn Murcutt rowniez pracuje na wlasnej farmie i nie przynosi to mu zadnej ujmy. Hodowla, uprawy i domowa produkcja zywnosci sa nadal powszechne w XXIw. w wiekszosci krajow Zachodniej Europy. Znam irlandzkie rodziny, gdzie ludzie pracuja zawodowo w miescie i po pracy zajmuja sie farma. Co jest wedlug Ciebie miara postepu? Supermarkety, gdzie zywnosc i ubrania sa sprowadzane z Chin? Watpliwej jakosci zreszta i ze szkoda dla europejskiej gospodarki? Nigdzie nie napisalam, ze samochod nie jest potrzebny jednak, kiedy Peak Oil nadejdzie, ludzie beda musieli zweryfikowac nawyki wsiadania do auta tylko po to, aby podjechac 1km do McDonalda po zestaw na wynos. Odnosnie budownictwa kiedys a teraz, to wlasnie obecne domy wypadaja niekorzystnie. W starym budownictwie wiekszosc materialow byla przyjazna srodowisku, czyli dachowka ceramiczna, cegla klinkierowa, kamien, konstrukcje drewniane. Odpowiednia orientacja zapewniala dodatkowe zyski ciepla. A obecnie? Pomimo wymogow energooszczednosci, wspolczesne budynki w Polsce nadal budowane sa z tych samych materialow jak 20-30 lat temu, emitujacych zanieczyszczenia do atmosfery. Zdarza mi sie ogladac rozne budowy, ale nie widzialam jeszcze w Polsce domu budowanego z pustakow ceramicznych czy w drewnianym systemie szkieletowym, ktory jest od lat powszechny na zachod od Odry. Poza tym, w rezydencjonalnym budownictwie w Polsce nadal obowiazuje zasada “zastaw sie a postaw sie”. O ile w latach 70 symbolem pewnego statusu materialnego byla kwadratowa willa z kopertowym dachem, to obecnie jest to pseudodworek z katalogu- bez udzialu architekta, zeby bylo taniej. Juz lepiej wygladaja stare drewniane domy na przedmiesciach i wsiach, przynajmniej maja odpowiednie proporcje. Stalismy sie posmiewiskiem Europy- Dunczycy, Holendrzy i Niemcy buduja taniej i gustowniej niz Polacy.

Z tym domowym (albo nowoczesnym) survivalem jest taki problem, że przygotowanie się na absolutnie wszystkie wchodzące w grę scenariusze SHTF. Ucieczka (i zestaw ucieczkowy) przyda się na pewno w niektórych z nich. W innych okolicznościach lepiej się zabunkrować w domu (mieszkaniu) i przeczekać.

Złoto jest świetne, nawet lepsze, od srebra, bowiem kupując je nie płaci się VATu. Widzę tylko jedną wadę przygotowania na zasadzie “zgromadzę złoto, które potem wymienię na to, co będzie mi potrzebne”. Mianowicie w ten sposób uzależniamy się od innych, którzy nam te potrzebne rzeczy dostarczą. Wolałbym nie być od nikogo zależny w takiej sytuacji…

Osobiście uważam, że warto przygotować się w domu (zapas żywności na choćby miesiąc, zapas wody, awaryjne źródło ciepła do przygotowania posiłków), ale też mieć kawałek ziemi do spędzania urlopów, założenia ogródka i wykopania ziemianki.

To naturalne, że posiadanie zapasu żywności czy broni w scenariuszu końca świata jaki znamy, czyni z nas cel dla ataku innych, którym udało się przeżyć. Ale tak naprawdę sam fakt przeżycia czyni z nas cel…

K.J., ja nie wiem, na jakim Ty świecie żyjesz, ale na pewno na jakimś dziwnym, może na Księżycu? 😉

Od końca – oczywiście, że w Polsce masowo buduje się z “czystych” materiałów budowlanych. Oczywiście, że masowo buduje się z pustaków ceramicznych, np. ja mam tak zbudowany dom (Porotherm) i gdzieś tak co 3-ci w okolicy. Oczywiście, że większość z pozostałych buduje z gazobetonu, który jest (przynajmniej w wersji białej – ostatnio zresztą z tego co widzę bardziej popularnej, niż tańsza szara) jeszcze bardziej “ekologiczny” i zdrowy, niż ceramika poryzowana (mniejsza emisja radonu i innych nieprzyjemnych radioaktywnych rzeczy). Oczywiście, że buduje się też w systemie szkieletowym (np. moi rodzice mają taki dom), ale jest to w Polsce mało popularne, bo niestety w naszych realiach technologia ta jest relatywnie droga i “zawodna” – brak fachowych ekip (błędne koło – niepopularna technologia – brak ekip – trudności z jakością i terminami – brak zainteresowania klientów). Niestety mylisz się twierdząc, że technologia szkieletowa jest “zdrowa”, jak zapewne wiesz są w niej w dużych ilościach wykorzystywane płyty klejone (wiórowe, OSB), z których lubi się ulatniać formaldehyd. To ja już wolę ceramikę. Nie mówiąc o trwałości. Mylisz się, że dom można postawić bez udziału architekta – nie można. A że ktoś się ogranicza do zlecenia architektowi domalowania jednego i skreślenia drugiego okna w projekcie gotowym (oraz obligatoryjnego zaprojektowania układu działki i zjazdu na drogę) – to już wybór klienta. Wiesz, wydaje mi się, że dla ogromnej większości ludzi lepiej mieszkać w “gargamelu” (oszczędności!) na 400-metrowej działce, niż tyrać dodatkowe długie lata lub oddawać dodatkowe duże pieniądze co miesiąc na ekstrawagancję, jaką jest projekt od zera zrobiony przez architekta. Dom to tylko dom. Jak ktoś ma kupę kasy albo jest kredytowym kamikaze to nie widzę problemu żeby sobie robił super projekt domu w super pracowni, projekt ogrodu itd – lekką ręką portfel się robi za te usługi cieńszy o 50 koła, a jak doliczymy wzrost kosztów wykonania, to sky is the limit. Ale po cholerę to normalnemu, średniozarabiającemu człowiekowi? Nie lepiej pojechać sobie czasem na wycieczkę albo odłożyć kasę na czarną godzinę? Co do energooszczędności – znowu się mylisz. Normą w Polsce jest w tej chwili doklejenie do ścian 8 cm styro, ale większość inwestorów w tej chwili decyduje się na 12 lub 15 cm, co daje już naprawdę wypas izolację.

Co do pracy na farmie. Skoro jest to taki super pomysł, to powiedz mi, dlaczego rolnicy na całym świecie, od Polski, przez Francję, po Stany, mimo GIGANTYCZNYCH dopłat budżetowych, zwolnień z podatków, KRUSów itd, ledwo ledwo przędą, a rentowność ich biznesów notorycznie pozostaje na tak żenująco niskim poziomie, że wielu z nich bardziej się opłaca sprzedać “morgi” i zająć się głupią budowlanką czy jechać do miasta (też przecież mającego swoje wysokie koszty) do pracy w biurze? Czemu oni wszyscy tylko o tym ciągle myślą, żeby się wyrwać ze swojej wegetacji? Widziałaś realia, jak się żyje na wsi – bez względu, czy polskiej, czy amerykańskiej?

Domowy Surwiwalisto, radzę Ci przyjąć do wiadomości tą niemiłą prawdę, że żyjemy nie w neolicie, ale w świecie, w którym każdy człowiek jest ekstremalnie uzależniony od setek tysięcy innych i nie zmieni się to póki ludzie fizycznie nie unicestwią tej naszej pięknej planety. Także nie ustanie handel i nie ustanie głęboki podział pracy, bo bez tego pozostaje nam niestety wyłącznie wegetacja na poziomie tak mizernym, że ludzie woleliby najgorszego tyrana ściągającego z nich 99% podatków (co zresztą pośrednio pokazują, akceptując wysokie opodatkowanie np. w krajach skandynawskich w zamian za bardzo wysoki standard życia).

Biorąc pod uwagę powyższe, najlepszym sposobem na przygotowanie się na SHTF – i tu myślę pan Słomski się ze mną zgodzi w 100% – jest przygotowanie sobie trwałej siły nabywczej w celu wymiany. Wymiana jest nieporównywalnie prostszym sposobem na przetrwanie, niż robienie wszystkiego samemu. Zauważyli to ludzie parę tysięcy lat temu w Mezopotamii (chyba… chociaż może w Indiach byli wcześniej, przeszłość tej kultury jest jednak owiana wielką tajemnicą). Myślę że niegłupio to jest pomyślane 🙂

Panika, wiem, jak sie zyje na wsi, poniewaz majac do wyboru mieszkanie w 10-pietrowym bloku w miescie, albo prowincje, wolalam zamieszkac na wsi. Akurat moja praca wymaga duzo miejsca na rozlozenie rysunkow, robienie zdjec, wiec mam na to odpowiednie warunki, niz w mieszkaniu w bloku. Mozna sie utrzymac na wsi z upraw. Od kilku lat cena malin w skupie wynosi 4.5 zl za kilogram I sort. Przy 0.5ha plantacji malin, wczesnym wstawaniu do pracy i dokladnosci, dwie osoby sa w stanie zarobic 200-350 zl dziennie. Jesli ktos pracuje w miescie i nie ma czasu zrywac maliny, moze sobie najac ludzi do pracy. Sezon zaczyna sie w polowie czerwca a konczy na poczatku pazdziernika, wiec roboczo-dni jest calkiem sporo. Jesli dochodza do tego jeszcze inne uprawy sadownicze oraz wlasna pasieka, to daja jeszcze dodatkowa pule pieniedzy. W wypadku mieszkanca wsi utrzymujacego sie wylacznie z upraw, klucz sukcesu tkwi w takim umiejetnym ustawieniu harmonogramu prac pielegnacyjnych na jesieni i wiosne, aby krzewy i drzewa ladnie i obficie zaoowocowaly latem. Skad mozesz wiedziec, jak powodzi sie rolnikom na Zachodzie i zakladac, ze chcieliby wyrwac sie do miasta? Francja jest na pierwszym miejscu w Europie jesli chodzi o wydajnosc zbiorow. Wlasciciele winnic ledwo nadazaja ze zbiorami w sezonie. Mam znajomych mieszkajacych na wsi w Szwajcarii i oni rowniez nie narzekaja na brak dochodow z farmy. Dochody rolnikow nie sa jednak regularne i dlatego sa objeci takim a nie innym ubezpieczeniem. Jesli huragan czy powodz zniszczy plantacje, to koniec z dochodami z gospodarstwa na kilka lat!
Jesli boli Ciebie wysokosc skladki na ZUS, to dlaczego nie napisales petycji do rzadzacych w latach 90, aby nie przeprowadzali tej reformy? Przeciez tu chodzi o jakosc zycia na starosc! Trudno zrozumiec, dlaczego ludzie w Polsce dali sobie narzucic tak horrendalne, nieelastyczne obciazenia. Chyba nie ma takiego drugiego kraju w Europie, gdzie obywatel az tyle musialby placic, dostajac na starosc mniej niz wynosi minimalna skladka. Na Wyspach, gdzie obowiazuje system Pay As You Earn skladki sa elastyczne, pobierane w zaleznosci od dochodow, nie ma “minimalnej” stawki, jak w Polsce. W Irlandii mozesz miec 10 lat skladkowych i z tego minimalna emeryture 190 Euro/tydzien, nawet jesli zarabiales najnizsza krajowa. Polacy narzekaja na drogie skladki ZUS, a nie zareagowali wtedy, gdy w 1998 roku Buzek wprowadzal rewolucje w systemie ubezpieczen. Kiedy w tamtych latach bylam na studiach, rozmawialam o tym r roznymi ludzmi, dzwonilam po fundacjach w Warszawie, ale moje opinie na temat reformy emerytalnej zostaly uznane za niedorzeczne. Do dzisiaj zastanawia mnie, dlaczego w 1976 i 1980 Polacy byli w stanie strajkowac przeciwko podwyzkom cen towarow konsumpcyjnych, a pod koniec lat 90 poddali sie bez walki w sprawie rozstrzygajacej dla ich zycia na starosc? Wszyscy narzekaja na ZUS, ale jak dotad nie zdobyli sie na odwage, aby wywiezc na taczce prezesa tej instytucji. Za to wola akceptowac kolejne obciazenia i jeszcze utwierdzac innych w przekonaniu, ze tak byc powinno.
Wracajac do poziomu architektury w Polsce: nie napisalam, ze projekt domu mozna zrobic bez udzialu architekta. W praktyce jednak ludzie unikaja architektow i zlecaja projekt technikom z uprawnieniami, a efekty tego sa takie, jakn napisalam wczesniej. Nazywanie pracy architekta ekstrawagancja jest przykladem niedouczenia w polskim spoleczenstwie, gdy tymczasem ladny i proporcjonalny dom da sie zbudowac taniej niz “gargamela”. Lata PRL-u zniszczyly w Polsce ciaglosc stylistyki architektonicznej zarowno w miastach jak i na wsiach, a dodatkowo ludzie byli zachecani do osiedlania sie w blokowiskach, poniewaz wybudowanie domu wolnostojacego w tamtych czasach bylo wyczynem, a jesli juz, to musial byc szescian z eternitowym dachem. Dobrzy architekci nie proponuja ekstrawagancji, tylko jak najprostsze, estetyczne i jednoczesnie trwale rozwiazania harmonizujace z otoczeniem. Od 20 lat ich standardy pracy nie odbiegaja bardzo od tego, co robia ich koledzy na Zachodzie. Problem w Polsce tkwi nadal w mentalnosci wykonawcow, ktorzy takich “dziwactw” architektonicznych nie beda robic, jedynie takie, jak wykonywali przez ostatnie 30 lat, oraz w upodobaniach klientow. Trudno sie dziwic, ze absolwenci wydzialow architektury wyjezdzaja z kraju, poniewaz uprawianie tego zawodu w polskich warunkach graniczy z obledem oraz, podobnie jak w wypadku rolnikow wiaze sie z brakiem plynnosci finansowej. Zwyklym obywatelom wydaje sie, ze architekt to ma mnostwo forsy, ale malo kto wie, ze architekt odpowiada calym swoim majatkiem za bledy swoich pracownikow oraz podwykonawcow i wynikajace z tego opoznienia w inwestycji.

To zrozumiale, ze ludzie powinni miec kruszce, ale nie powinni cwiczyc swoj instynkt samozachowawczy, nie ufajac systemom, pracodawcom, bankom i w zwiazku z tym powinni sobie zorganizowac takie miejsce na ziemi, gdzie mogliby przetrwac kryzys. Tak bylo zawsze i jest w cywilizowanych krajach. Ostatnio bylam na expo Grand Designs w Londynie, gdzie na jednym z seminariow pt. “Grow Your Own Food” prowadzacy mowili o tym, ile pieniedzy mozna zaoszczedzic produkujac wlasna zywnosc. Zachecali ludzi do ruszenia sie poza miasto i dzierzawienia gruntow. Nie przypadkowo adresowali to przeslanie do mieszkancow jednej z najbogatszych stolic na swiecie, w ktorej jednak mozna latwo stracic prace z dnia na dzien. Zalozenie, ze sie zawsze bedzie mialo prace w korporacji jest swieta naiwnoscia. Nikt nie jest niezastapiony. Tylko, ze ten, kto w odpowiednim czasie kupil sobie lub wydzierzawil kawalek ziemi moze sporo zaoszczedzic produkujac wlasna zywnosc. Jesli ma chociaz maly domek na wsi, moze sie tam przeprowadzic na czas kryzysu. Natomiast jego znajomy z miasta, ktory liczyl na to, ze przypnie sie pasami bezpieczenstwa do fotela w londynskiej czy warszawskiej korporacji, mocno sie rozczarowal tracac prace, a w dalszej konsekwencji zdolnosc kredytowa, dach nad glowa, etc. Wsrod londynskich bezdomnych w noclegowniach, hostelach i squatach jest calkiem sporo niegdys zamoznych ludzi, ktorzy za bardzo wierzyli, ze musza byc zalezni od pracodawcy i banku.

K.J., sorry, jakieś dziwne rzeczy piszesz, mam znajomych architektów, utrzymujących się (całkiem ładnie, wiadomo) z tego zawodu w Warszawie i to oni doradzili mi – ze względu na koszt zarówno projektu, JAK TEŻ produktu finalnego – żebym zbudował wg projektu gotowego. Mam wrażenie że kto jak kto, ale oni się znają.

Panika,
Czy to byl projekt gotowy z pracowni Twoich znajomych, czy polecili oni Tobie inne zrodlo projektow gotowych? Nie wierze w to, co napisales, poniewaz doswiadczeni architekci takich rzeczy nie robia. Zwykle zaczynaja projekt od zera, a etapy realizacji inwestycji nauczane sa na studiach i dostepne w Izbach Architektonicznych. Sama przynaleznosc do Izby, zwlaszcza w Polsce jednak nie oznacza, ze ktos jest dobrym architektem. Znalam architektow, ktorzy pomimo przynaleznosci do Izby prowadzili projekty jak na wariackich papierach, przy tym psujac rynek innym architektom.

K.J., to nie był projekt gotowy z pracowni moich znajomych. Możesz nie wierzyć w to, co napisałem. Ludzie, z którymi rozmawiałem, są młodymi ale już doświadczonymi architektami i robią na co dzień “trochę” bardziej zaawansowane projekty, niż domy jednorodzinne.

FYI, bez problemu byłoby mnie stać na ich czy innych architektów usługi, ale wychodzę z założenia że wywalanie kasy na kupę betonu, ceramiki i wapna nie jest koniecznie najlepszym sposobem osiągnięcia szczęścia w życiu. Może po prostu jestem skąpy 😉

To od Ciebie zalezy, ile pieniedzy chcesz wywalic i z jakich materialow budowac. Oprocz Porotermu sa jeszcze bloki Ytong, z ktorych mozna szybciej wzniesc sciany zewnetrzne. Niemniej jednak, na wstepie architekt powinien przedstawic Tobie koszty roznych scian zewnetrznych, np. z Porotermu, konstrukcji szkieletowych oraz ich wspolczynniki przenikania ciepla. Nie wiem, czy polscy architekci tak robia, ale w zachodnich biurach taka informacje mozna uzyskac. Anglicy poszli jeszcze dalej i wymyslili takie oto domy modularne dla oszczedzajacych klientow: http://www.initstudios.co.uk/

Panika – moze po prostu nie chcieli akurat dla Ciebie projektowac domu… 🙂 sam sie zastanow 🙂 ja tez tak robie odsylajac z kwitkiem znajomych, ktorzy chca zebym im cos zrobil :)To upierdliwe, i nie wiadomo czy zaplaca 🙂
Z uprawa warzyw dla siebie to troche jak z zakladem Pascala – nie zaszkodzi, a moze pomoc. Co wiec za roznica? Zawsze warto zeby sobie “cos” uroslo.
A co do gromadzenia tylko metalu – nie bedziesz go wiecznie wymienial, bo na podworku jak przypuszczam nie masz kopalni. Czyli bedziesz kiedys mial taki swoj prywatny PPG – czyli Peak Panika2008 Gold. Co potem?

Panika – istotnie, jesteśmy zależni od wielu różnych ludzi, a ja czuję, że powinniśmy dążyć do ograniczania tej zależności. To znaczy, jeśli ktoś może zrobić coś dla nas lepiej i taniej, niż my sami, to warto mu to zlecić. Ale nie powinniśmy doprowadzić do takiej sytuacji, że po prostu nie będziemy mieć wyboru. Dlatego wolę zabezpieczyć podstawowe potrzeby mojej rodziny (żarcie, woda, energia) choćby w części, abym nie musiał być uzależniony od tego, że będę zawsze mógł pójść do kogoś, kto będzie miał to, czego potrzebuję i będzie skłonny to odsprzedać za to, co ja będę mieć.

Witam i pozdrawiam.
Może niewiele dorzuce ale coś od siebie.
Przeciętny Kowalski ktory iesiecznie dostaje na rękę 1000-1200 zł i ma na utrzymaniu zoę która podobnie tyle dostaje i dziecko lub wiecej nie jest w stanie przygotowć sie na długi kryzys. ale może coś zrobić.
Moim nawykiem jest posiadanie w zapasach to czego potrzebuje razy 10
Nie musze czekać na wojne kryzys itp… by sie takie zapasy okazały przydatne
Wystarczy mi doswiadczenie bezrobocia wlasnego. Dzieki domowej małej spizarce obiad w domu zawsze był.
Nie jest problleme zgromadzic zapasy żywnoci na dwa miesiace.
To wydatek rzedu do 300 – 400 zł na raz.
chociazby
art. suche tzw (ryż, maka, kasza, fasola, makaron, sosy w torebkach itp)
konserwy miesne ii rybne
butla gazowa (mozna podlaczyc jak trzeba i oodlaczyc jak znow mam gaz)
kawa
tytoń
srodki czystosci osobistej i detergenty
wydatej na raz to do 400 zł zakladajac ze startuje od pustych połek u siebie
ja takie zapasy mam. Wymieniam tylko produkty ktore i tak zjadam ale staram sie uzupelniac wszystko na bierzaco
Ogolnie na ponad miesiac zawsze jest jedzenie w domu ze moglbym sie w nim zamknac i mam to.
Weszlo mi to w nawyk. Wbrew pozorom to wygoda bo wiele rzeczy mamy pod reka. Bo nie musi nadejsc kryzys gospodarczy. wystarczy ze nadejdzie kryzys osobisty (brak pracy) i okaże sie ze dobrze ze mamy pelna spizarke. Nie podalem listy wszytkich artykulow ktore mam bo troche mija sie to z celem. przedstawiam swoja strategiena survival osobistego kryzysu;-)
A byl taki. Zona i ja na zasilku + roczna coreczka. efekt? pieniadze szly na oplat i na dzieciątko. na nasze jedzenie zostawolo do 100 zl miesiac. Dzieki wczesniej obranej strategii. Kolejna wazna rzecz. wiele osob rodzin marnotrwi i wyrzuca jedzenie. pomijam fakt dysrtybucji tych dobr na szczeblach wyzszych. jak chce zmian zacynam od siebie;-). Juz teraz nauczmy sie tak gospodarowac dobrami by ich nie marnowac. wtedy zobaczymy ile oszczedzimy a i na wypadek kleski czy to osobistego kryzysu gospodarczego okaze sie ze jest co jesc i nic sie nie marnuje.
Byc moze troche niena temat. ale podkreslam warto robic pewne zapasy i przgotowania na ciezkie czasy. jak ktos nie mogl liczyc na niczyja pomoc i mial przez kilka miesiecy (ja 3 m-ce) tylko zasilek wie o czym mowie.

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *