Dzięki zabawnemu zbiegowi okoliczności, po 10 latach (bez tygodnia) dane mi było ponownie znaleźć się w Nowym Jorku. Oto spostrzeżenia.
Ceny są ponad 2 razy wyższe niż w czasie poprzedniej wizyty. Szacuję, że inflacja musi wynosić co najmniej 8 % rocznie. Znacznie więcej od rządowej fikcji.
Na ulicach trwa ciągła rewia mody, czego nie widać w Chicago. Dawno temu myślałem, że ‘Sex in the City’ jest fikcją, tymczasem jest raczej filmem dokumentalnym.
W metrze działają komórki, gdy w Chicago działa tylko jedna sieć. Za to nowojorskie metro jest katastrofalnie zaniedbane, i tu od ostatniej wizyty nic się nie zmieniło. Widać i karaluchy i szczury. Okazuje się, że zbudować taką gigantyczną sieć metra jest prościej niż ja później utrzymać w należytym stanie. Paradoksalnie, mimo że chicagowkie metro jest mniejsze, na oba lotniska można dojechać metrem. W NY trzeba wysiąść wygodne metro i przesiąść się na autobus.
Murzyni w Chicago mówią po angielsku z murzyńskim akcentem, murzyni w NY mówią po prostu ‘po murzyńsku’ (wiem, w Afryce jest 2000 języków i wiem, nie ma języka murzyńskiego). W NY jest to po prostu mnóstwo nowych emigrantów z Afryki.
Po Chicago jeździ się kulturalnie, w NYC ręka musi cały czas naciskać klakson.
W NY nie widać tylu otyłych ludzi. Jak myślę wynika to z trybu życia – raczej się chodzi niż używa samochodu i raczej się je żywność organiczną niż zaolejone jedzenie z południa USA (murzyni mają swoje specjały).
Parę fotek:
Gdy leci takie ogromne bydle, ma się wrażenie, że przeczy to prawom fizyki.
W miejscu po WTC trwają prace budowlane.
Na Manhattanie recesji nie widać.
Nowy Jork z recesji się śmieje.
