Fachowe źródła aż huczą na temat wzrostu oprocentowań obligacji USA. Tu jest przykład powszechnie obowiązującego poglądu. Dominuje tłumaczenie, że oznacza to rychły koniec recesji i zbliżające się ożywienie gospodarcze. Jest to osąd tak naiwny, że nie wiadomo od której strony rozpocząć polemikę.
W normalnych okolicznościach można próbować prognozować wzrost gospodarczy na podstawie zachowań na rynku obligacji. Historycznie wzrost oprocentowań bondów rzeczywiście sygnalizował koniec recesji. Ale nie teraz. Jesteśmy w wyjątkowej sytuacji, do której nie można stosować dawnych reguł. Jeżeli nadal będą przykładane dawne zasady do nowych realiów, nic się nie będzie zgadzać i w mediach dominować będzie stwierdzenie ‘analitycy przecierają oczy ze zdumienia’. Analitycy mają to do siebie, że gdy się coś załamie, zwykle są zaskoczeni i przecierają te swoje nieszczęsne oczy. Domyślam się że analitycy zatrudnieni przez GM i AIG do dziś trą oczy, jak to możliwe że do tego doszło.
Otóż owi analitycy nie chcą dopuścić do siebie myśli, że USA ma za duży dług i jest bankrutem. Stawia to ten kraj w położeniu republiki bananowej, która musi płacić dużo za sfinansowanie swojego długu. Obligacje USA są ryzykowne, więc rynek żąda wysokiego procentu. Rynek dostrzega zagrożenie niewypłacalnością, wielce uczeni analitycy po świetnych uczelniach – nie.
Nigdy nie można opierać się na aksjomatach w myśleniu. Trzeba przemyśleć każdy element układanki składającej się na opinię. Trzeba też realnie spojrzeć na czynniki fundamentalne, wyjść na ulicę i zobaczyć co się tam dzieje. Tego właśnie analitycy nie są w stanie zrobić. Kto opiera się na tym co przeczyta w mediach czy nawet w poważnych ‘zaleceniach inwestycyjnych’ zwykle bierze udział w spekulacjach (po niewłaściwej stronie) oraz traci na krachach.