Z tego co widzę w komentarzach i w logach, odwiedza mnie całkiem sporo osób z USA. Mam dla tych osób pewną radę – uważam, że każdy z nas mieszkający w Stanach powinien mieć Plan B. Każdy z nas ma jakiś tam swój plan – awansować, założyć lub powiększyć rodzinę, kupić dom albo wymienić samochód. Mam nadzieję, że wszystko będzie szło gładko i wszystkie te plany uda się zrealizować. Trzeba jednak brać pod uwagę fakt, że sytuacja ekonomiczna USA jest tragiczna. Jeżeli temat bankructwa podłapują główne media typu Wyborcza, może to być bliżej niż nam się wydaje. Nie ma znaczenia czy bankructwo to dokona się w przeciągu nocy czy będzie rozciągnięte do roku – USA faktycznie jest bankrutem. Wcześniej czy później ktoś krzyknie ‘król jest nagi’ i Ameryka stanie się wielką Islandią pełną głodnych i wściekłych ludzi.
Pamiętać należy, że nikt się z nami nie będzie cackać. Dla Ameryki jesteśmy emigrantami, których warto się będzie pozbyć. Dla Polski statystyką dzięki której istnieje dopływ dewiz, a statystyki bezrobocia są niższe. Ewakuacja z USA do Polski to nie ewakuacja Polaków ze strefy Gazy – nas tu są setki tysięcy a nie 30 osób. Nie jest możliwe podstawienie samolotu i umieszczenie nas w hotelu w Warszawie. Umiesz liczyć licz na siebie – oprócz nas nikt inny się nami nie zajmie.
Pierwsza rzecz, dość prosta i nie tak droga sprawa to uporządkowanie statusu emigracyjnego. Jeżeli masz zieloną kartę odpowiednio długo – złóż papiery na obywatelstwo, potem może to być mocno utrudnione lub wręcz niemożliwe. Nabycie obywatelstwa wcale nie kłóci się z faktem że Stany są bankrutem – każdy kryzys kiedyś się kończy, a w Europie zawsze może być gorzej. Mając dwa obywatelstwa zawsze jest się w lepszej sytuacji niż mając tylko jedno. Jeżeli macie małżonków nie mających polskiego obywatelstwa – radzę się tym zająć, chyba że w razie czego nie chcecie ich ze sobą zabierać. Podobnie dzieci – dobrze żeby miały paszport już teraz.
Plan B to posiadanie przepisu na odnalezienie się po nagłym wyjeździe z USA. U kogo i w jakim kraju będziemy mieszkać – w Polsce, czy może gdzieś indziej w UE. Jaki zawód będziemy wykonywać w nowym kraju, gdy cały świat ogarnięty jest kryzysem. Z czego będziemy żyć, gdy dolar nagle cieszy się powodzeniem korony islandzkiej. Tematów do przemyśleń jest sporo.
Codzienne bezpieczeństwo jest również istotne. Dobrze jest zawsze mieć pewna ilość zapasów żywności i wody. To czasami naprawdę się przydaje, może jeszcze pamiętacie black out na Wschodnim Wybrzeżu parę lat temu. Takie zapasy to żadne marnowanie pieniędzy, z czasem zużywa się zapasy i uzupełnia nowymi. Jest to nawet pewnego rodzaju komfort, gdy potrzebuję puszkę kukurydzy sięgam na półkę, a nie jadę do sklepu. Do bezpieczeństwa zaliczamy również broń i amunicję, którą również warto posiadać. Oczywiście jeżeli jest dziecko w domu to przynajmniej zamykamy giwerę na kluczyk.
Ostatnia ale najważniejsza kwestia to finanse. Za wszelką cenę należy trzymać się z dala od posiadania czegokolwiek nominowanego w dolarze – czy jest to lokata, obligacje, fundusze czy akcje. Jeżeli masz fundusz emerytalny 401(k) rozsądnie jest zakupić akcje spółek wydobywających surowce lub ETFy metali szlachetnych. Jeżeli ma się jakiekolwiek kredyty, trzeba zadbać o to żeby miały oprocentowanie stałe czyli fixed rate. Dobrze mieć konto w Polsce z niewielką sumą pieniędzy na lokacie.
Koniecznym jest posiadanie jakichkolwiek, nawet niewielkich zasobów złota lub/i srebra w postaci jednouncjowych monet. Obecnie przychylam się bardziej do zakupu srebra, którego cena będzie szybciej rosła niż złota. Dobre jest też to, że srebro jest tańsze niż złoto i łatwiej zacząć inwestowanie. Jedyny mankament srebra jest taki, że trzeba zapłacić VAT wjeżdżając do UE. Jeżeli chodzi o miejsce dokonywania zakupów najlepszy stosunek bezpieczeństwa do ceny oferuje firma Kitco.
Czasem na zderzakach widzę naklejkę ‘Trust the government, ask any Indian’. Pamiętać należy, że rząd USA może skonfiskować metale szlachetne ze skrytek bankowych, zdelegalizować ich posiadanie i obrót oraz zakazać wywozu z kraju. To da się z pewnością bardzo prosto wykonać, na dzień dzisiejszy nie wolno już z USA wywozić ponad $100 w bilonie i taki zakaz spokojnie można rozszerzyć na zakaz wywozu jakichkolwiek monet. Ba, taki zakaz brzmi kapitalnie w mediach jako sposób walki z drożyzna, spekulantami i kryzysem, może nawet z Al Kaidą.
Oczywiście najtrudniej posiadać plan B w przypadku bycia ugotowanym jak typowy Amerykanin – drogi dom na przedmieściach z ujemnym equity, nowe samochody do spłaty, dług na kartach i bycie na wylocie lub brak pracy. W takim przypadku naprawdę trudno o receptę. Gdybym to ja był w takiej sytuacji, postąpiłbym następująco:
– Natychmiastowo obciąłbym wszystkie wydatki, zostaje tylko żywność, paliwo, prąd i telefony.
– Sprzedałbym drogie samochody i kupiłbym najtańszego gruchota za 1000 $, czyli takiego od jakiego zaczynałem pobyt w USA. Przy tej okazji może uda się wyjąć trochę gotówki z różnicy między ceną sprzedaży a kredytem, co da nam pieniądze na życie.
– Wymaksowałbym karty kredytowe, wyjąłbym z nich wszystkiego co się da. Sprzęt można sprzedać i posiadać środki na życie.
– Zaprzestałbym spłaty domu czy mieszkania. Zanim dojdzie do eksmisji mija nawet rok, do tego czasu może uda się znaleźć pracę lub kupca na dom. W tym czasie nie topimy kasy, której nie mamy i mieszkamy za darmo.
– Za posiadaną gotówkę kupiłbym srebrne monety, jako lokatę kapitału w którą najbardziej wierzę. Z czasem można kolejne monety sprzedawać i pokrywać koszty życia.
Jeżeli macie pytania – zapraszam do dyskusji w komentarzach.
PS. Polecam opis cudów jakie dzieją się na rynku złota.