Categories
Ekonomia

Ghana i jej złoto

Dziś po raz kolejny zadzwonił do mnie osobnik pytający, czy kupiłbym od niego większą ilość złota pochodzącego z Ghany. To krok naprzód w stosunku do rozsyłanego przed latami mejla w tej sprawie. Tym razem złoto to jest rzekomo namacalne i jest do sprzedania w bardzo przystępnej cenie.

Szkopuł w tym, że legenda mówiąca o ‘okazyjnej cenie’ złota nie trzyma się kupy. Złoto, tak jak inne kruszce i waluty mają takie same ceny na całym świecie. Uncja złota monetarnego kosztuje dziś 5850 PLN +/- parę procent wynikających z kosztów dostawy. Złoto w Ghanie nie jest tańsze niż w Polsce, tak samo jak srebro nie jest tańsze bezpośrednio pod bramą KGHM SA.

Żadnego złota nie ma. No, może jest jedna uncja w którą zainwestowali przestępcy, by potencjalny nabywca mógł sobie ją pomacać i pomarzyć o setkach tysięcy zarobionych w tydzień na głupich murzynach oddających metal za bezcen. Reszta jest tylko złocona, o ile w ogóle jest, bo przekręt może być prostszy i polegać na przyłożeniu frajerowi gazrurką w głowę i wyczyszczeniu kieszeni.

Jeżeli coś jest zbyt dobre by było prawdziwe – zwykle nie jest prawdziwe.

Im szybszy potencjalny zysk tym większe prawdopodobieństwo poniesienia szybkiej straty.

Share This Post
Categories
Ekonomia Polityka

Marks

Gdybym się urodził 100 lat temu dziś prawdopodobnie byłbym marksistą. Świat roku 1911 to świat chorego kapitalizmu podany w sosie monarchistycznym. Marks miał zarówno diagnozę jak i receptę, które wyglądały na spójne i przekonujące. Przynajmniej tak wydawało się do momentu, gdy spróbowano wdrożyć tą teorie w praktykę.

Niestety obecnie jesteśmy w bardzo podobnej sytuacji. Oczywiście mamy zarówno ‘demokrację’ jak i ‘wolność’, ale chyba nikomu nie trzeba tłumaczyć, że jest to zwykła fasada, za którą stoi aparat propagandy, skuteczny jak Ochrana, ale bez urabiania sobie rąk w pawilonie X. Sedno problemu sprowadza się do kapitalizmu, który ma nadal te same słabe strony opisane przez Marksa.

Historia uczy, że historia niczego nie uczy. Ludzie w swojej masie są niedouczonymi debilami, mającymi pamięć historyczną sięgającą maksymalnie wczorajszej kolacji. Co prawda zdają sobie sprawę, że coś jest nie tak, ale nie znając prac marksistów ani konsekwencji prób ich wdrażania mogą powielać już popełnione błędy. Stąd wcale mnie nie dziwi ani popularny ostatnio postulat ‘więcej socjału godnego życia’, ani koncepcja rozkułaczania, która zapewne pojawi się wkrótce. Podejrzewam, że konsekwencje mogą być takie same jak 100 lat temu, i sprowadzać się zarówno do zniszczenia gospodarki, jak i użyźnienia jakiś gruntów ludzkimi kościami. Nie wiadomo tylko, czy za rogiem czeka nas coś na kształt faszyzmu czy może komunizmu.

Share This Post
Categories
Do Przeczytania Ekonomia Polityka

Grecja

Osiągnięto pełen sukces medialny w sprawie zadłużenia Grecji. Jak wiadomo, sukces medialny jest dla sukcesu tym samym co sprawiedliwość społeczna dla sprawiedliwości. Mógłbym się o tym długo rozpisywać, ale nie ma to sensu. Po pierwsze musiałbym się potem zmagać z debilnymi komentarzami, a po drugie zrobili to już SiP z Adamem Dudą. SiP wyjaśnił nam obszernie, w jakim szambie znajduje się strefa euro a AD ukazał pozorność greckiego rozwiązania.

Sprawa CDSów jest znamienna i pokazuje, że sytuacja nie ma racjonalnego rozwiązania. Czasem tak bywa w fizyce, że każda z prób rozwiązania pewnego zagadnienia prowadzi do absurdalnych wyników, kto wie, czy i w tym przypadku nie mamy do czynienia z taką sytuacją w makroekonomii. Otóż wypłacenie odszkodowań z CDSów za ‘półdifolt’ Grecji nie wchodzi w grę – za duże straty dla emitentów. Z kolei niewypłacenie oznacza ogromne straty dla kupujących te CDSy. Brak difoltu oznacza konieczność topienia kasy w Grecji, difolt konieczność topienia kasy w bankach i emitentach CDSów, półifolt konieczność cerowania kapitałów banków. Istne szaleństwo, z którego politycy próbują wyjść jak zawsze, zasypując problem kasą, czekając na koniec kadencji i licząc, że może czas sam przyniesie jakieś rozwiązanie.

W międzyczasie, między powrotem z Aten, Berlina i Ostrawy a wylotem do Londynu znalazłem chwilę czasu, aby zajrzeć do kupionej jakiś czas temu książki Palikota ‘Kulisy Platformy’. Zajrzałem i przeczytałem w parę godzin, szczęśliwie się stało, że nie muszę obsługiwać latarni morskiej. Fenomenalna pozycja, rzucająca światło przede wszystkim na premiera i powinna nosić tytuł ‘Kulisy Tuska’.

Należy sobie jednak zadać pytanie, jaki był cel wydania tej książki. Pieniądz z tego żaden, więc ta opcja odpada. Próbę zaistnienia przy okazji wyborów odrzucam, większość wyborców nie dokonuje wyborów na skutek przeczytania jakiejś książki, tylko na skutek zabiegów medialnych. Co więcej, frontalne obnażenie Tuska prowadzi do ostrego konfliktu i do zaprzepaszczenia szans na wspólny rząd. A może właśnie o to chodzi, by stworzyć pozorny konflikt, który potem Tusk łaskawie puści w niepamięć, przygarniając Palikota do swego rządu jak syna marnotrawnego? Za tą tezą stoi podkreślanie wielu zalet premiera i poprzez wskazywanie niektórych wad kreowanie go na ‘bardziej ludzkiego’. Na pewno Palikot nie rozegrał tej karty bez powodu, a jaki jest to powód przekonamy się pewnie w najbliższej przyszłości.

Share This Post
Categories
Ekonomia

Filmik

Święto zmarłych zbliża się wielkimi krokami i jak zwykle wiele osób umrze na drogach. Aby tego uniknąć lepiej siedzieć na tyłku w domu i słuchać ciekawych wywiadów:

Share This Post
Categories
Ekonomia

Oburzające realia

Przez świat przelewa się fala rozruchów społecznych ludzi nazywających siebie ‘oburzonymi’. Jest to kolejna mutacja wystąpień mających miejsce w przeciągu ostatnich lat.Wspólnym mianownikiem są żądania ‘godnego życia’.

Podstawowy problem to brak odpowiedniego zaplecza intelektualnego tego protestu, co przypomina nieco ruch hippisowski. Ludzie się buntują, ale za bardzo nie mają pojęcia przeciwko czemu. Co gorsza, oprócz buntu brak jest pomysłów na rozwiązanie konfliktu i usunięcie przyczyn kryzysu. A nawet gdyby taki pomysł się pojawił natychmiast jest zakrzykiwany przez motłoch krzyczący na ulicach stolic europejskich dajcie nam więcej socjału.

Warto zwrócić uwagę, że nie protestuje się w Europie pod hasłami więcej wolności. Czyżby społeczeństwo było całkowicie wolne? W kategoriach politycznych na pewno nie – władzę zajmują ci politycy, którzy mają środki na reklamę w mediach. W kategoriach ekonomicznych wolności również nie ma – podatki i nadregulacja uniemożliwiają działalność gospodarczą, trudnością jest też konkurowanie z miedzynarodowymi koncernami oligarchów.

Wolność jest produktem ubocznym rewolucji, jak to się stało w Stanach w 1776 czy w Polsce w 1989. Sam stan wolności nie trwa długo, wyłącznie do momentu utworzenia się nowych ‘elit politycznych’ powiązanych z tworzącymi się ‘elitami finansowymi’.

Tak więc sednem dzisiejszego kryzysu jest nadmierne przechwytywanie ‘wartości dodanej’ przez oligarchów, co jest zresztą wrodzonym problemem kapitalizmu. Opisał to już Marks, lecz niestety wprowadzanie jego postulatów w życie zakończyło się zakończeniem życia wielu milionów ludzi. Sam problem pozostał nierozwiązany.

Problem potęguje niewygodny fakt ograniczoności zasobów naturalnych planety. Gdyby co rok dało się wyrywać z Ziemi o 5% więcej surowców, to nawet przejmowanie większości tego wzrostu przez oligarchów nie stanowiłoby problemu. Problem powstaje, gdy ‘kołderka’ zaczyna się coraz bardziej kurczyć, a oligarchowie mają najsilniejsze ręce w jej ciągnięciu w swoją stronę.

Teoria ‘przeciekania bogactwa’ Miltona Friedmana, mająca tworzyć nowe miejsca pracy i nowe technologie z kapitału oligarchów po prostu się nie sprawdza. Bogaci bogacą się coraz bardziej a biedni wcale od tego się nie bogacą, nie powstają żadne nowe miejsca pracy oprócz kilku pozycji czyścicieli basenów lub sprzedawców GPSów do jachtów. Nie ma też przyrostu zasobów naturalnych planety od tego, że pewna wąska grupa ludzi ma  o parę miliardów czegoś tam więcej na kontach.

W ludziach brakuje jeszcze świadomości faktu, że by ukryć ubożenie społeczeństw  i stworzyć pozory dostatku, upowszechniono wszelkiego rodzaju kredyty, dzięki którym co prawda można sobie nabyć pożądane dobra (bądź sfinansować edukację), ale później trzeba za nie płacić więcej w formie rat, niż gdyby je kupić za pieniądze zaoszczędzone. Istnieje też ryzyko, że w razie utraty pracy, lub niemożności jej znalezienia, wylatuje się poza społeczeństwo nie mogąc obsłużyć rat.

Kredyt to nic innego jak pożyczenie bogactwa z przyszłości. Bez kredytu nasze społeczeństwo żyłoby znacznie biedniej. Wiele osób nie mogłoby nabyć dóbr konsumpcyjnych, których produkcja tworzy miejsca pracy. Nie byłoby budowy autostrad i stadionów, też dających miejsca pracy. Niestety ‘przyszłość’ właśnie nadeszła i stała się nową ‘teraźniejszością’. To teraz jest ta ‘przyszłość’, w której przychodzi żyć znacznie ubożej, niż gdyby nie doszło do wcześniejszego zakredytowania. A że ludzie są głupi, to nie rozumieją tej prostej prawdy, przyzwyczaili się do bogactwa pożyczonego od swoich dzieci i chcą odsuwać w nieskończoność moment spłaty długów.

Teraz stoimy przed sytuacją, w której poziom długu urósł do takich poziomów, że nie da się go włożyć więcej na grzbiety obywateli – a to przecież oni muszą wypracować środki na obsługę długu swojego oraz państwa, w którym przyszło im mieszkać. Bogactwo nie bierze się z tego, że mamy w danym kraju kilkuset bogaczy, ani że zatrudni się milion urzędników, lecz bierze się z tego, że zwykli ludzie w pocie i znoju je wytwarzają, sporą część dając sobie odebrać w podatkach na rzecz wspomnianego państwa. Pamiętajmy, że każdy produkt i usługa nabyta przez obywatela zawiera w sobie cząstkę opłat dla oligarchów za korzystanie z ich fabryk, kapitału bądź infrastruktury.

Share This Post
Categories
Ekonomia Polityka Survival

Miejska dżungla

Ludzie interesujący się tematem surwiwalu mogą kupić nóż z żyłką i haczykiem w rękojeści, udać się do najbliższego lasu i trenować sztukę przeżycia w głuszy. Problem w tym, że scenariusz w którym sztuka przetrwania będzie sprowadzać się do połowu ryb w strumyku jest dość mało prawdopodobna. Znacznie bardziej prawdopodobne jest wystąpienie kryzysu finansowego w stylu argentyńskim (financial meltdown) i jego trwanie przez wiele lat. Surwiwal oznacza dziś trwałą umiejętność przeżycia w miejskiej dżungli.

Dlatego właśnie zaopatrzyłem się w kilka rolek krugerrandów i udałem się do Aten. Celem było sprawdzenie, czy złoto da się zjeść i czy sprawdza się jako pieniądz w sytuacji kryzysu o takiej skali oraz jak można funkcjonować w państwie ogarniętym kryzysem o takiej skali.

To, co zobaczyłem przypomina mi realia PRL roku 1980/1 roku. Wszystko jest sparaliżowane strajkami, wygląda to jak kroczący strajk generalny. Można sobie sprawdzić jaki jest harmonogram strajków i wyobrazić sobie życie w takim kraju. Właściwie normalne życie jest niemożliwe dla każdego, kto korzysta z jakichkolwiek usług, szczególnie dotkliwe są strajki komunikacyjne.

Korzystając z okazji wziąłem udział w walce o słuszne prawa ludu greckiego, o licencje na wykonywanie każdego zawodu i o godne wcześniejsze emerytury, najlepiej na koszt podatnika niemieckiego czy słowackiego. Ponieważ ten blog to nie konkurs piękności lecz próba otworzenia oczu czytelnikom na zagrożenia katolicyzmem w Polsce, ocenzurowałem nieco fotki.

Tu wykrzykuję hasła na rzecz utrzymania przywilejów, znanych w Polsce jako ‘prawa nabyte’:

A tu uważnie studiuję manifest:

 

Do walki z reżimem oprócz mnie włączyli się również śmieciarze. Poprzez ‘odejście od kubłów’ wywierają stanowczy nacisk na władzę, która musi lawirować między stertami odpadów:

Wydaje się, że w Atenach tylko drzewa nie strajkują. Zarówno miejskie drzewa oliwkowe jak i limonkowe obwieszone są tonami dojrzałych owoców. Oczyma wyobraźni zobaczyłem te tony limonek zebrane i wystawione na targu warzywnym w Berlinie, po circa 3-4 ojro/kg. Kasa dosłownie wisi na drzewach, trzeba mieć tylko kilka licencji na zbiór, obróbkę, transport i rozpoznawanie owoców:

Tymczasem Grecy nie zasypują limonek w popiele. Trwa cichy ale masowy run na banki. Tak to wygląda na wykresie:

Coś za tę papierową kasę trzeba kupić. Na przykład złoto. Okazało się, że mimo że kruszce są niejadalne, to lud ciągle ich pożąda. Zachodzi tu chyba silna skłonność do tradycji i przesądów, obnażona niedawno przez prezesa Bernanke. Krugerrandy rozeszły się błyskawicznie, nikt nie pytał o cenę, raczej o dostępną ilość i możliwość dalszych dostaw. Co ciekawe, lokalną specyfiką okazały się suwereny, czyli złote funty, o możliwość dostawy pytał prawie każdy kontrahent. Padało też wiele pytań dotyczących możliwości przyszłych dostaw diamentów inwestycyjnych, rzeczy od której trzymałbym się maksymalnie daleko, najwyraźniej pożądanych przez lokalną klientelę.

Od dawna powiada się, że najlepsze interesy robi się wtedy, gdy jest krew na ulicach. Kraje PIIGS dojrzewają do tego momentu. Z jednej strony wciąż mają euro, za które w innych krajach głupi ludzie oddają złoto, a z drugiej strony obywatele zdają sobie sprawę, że może dojść do powrotu do walut narodowych. Niestety, specyfika branży wymaga od czasu do czasu odwiedzania takich łże-krajów, w których nic nie działa jak powinno, a koczowanie na lotnisku w oczekiwaniu na lot nie jest niczym przyjemnym.

Share This Post
Categories
Ekonomia

Wysokie loty

Trzeba latać samolotami jak tylko można najwięcej. To przyjemność, która za kilkanaście lat przejdzie do historii, jak latanie Saturn V/Apollo, gdy tylko Peak Oil spowoduje ograniczenie dostępności ropy.

Wygląda na to, że powinny być organizowane specjalne kursy akademickie z zakresu efektywnego latania, szczególnie na studiach MBA, dla osób pretendujących do zostania oligarchami, lecz nie dysponujących jeszcze odpowiednimi środkami. W branży istnieje mnóstwo trików, z których większość jest już dobrze znana globtrotuarom.

Są jednak triki znane mniej. Większość podróżników wie, że za odwołany lot należy im się ustawowe odszkodowanie – zadbała o to Komisja Europejska. Czy rzeczywiście jest tak fajnie socjalistycznie? Wyobraźmy sobie sytuację, w której lot zostanie skasowany – na przykład z powodu strajków kontrolerów lotów. Lot miałby się odbyć w poniedziałek, a już w sobotę wiadomo o tym z zapowiedzi związkowców. Dostajemy mejla z informacją, że możemy sobie zmienić rezerwacje za darmo na pierwszy wolny termin, powiedzmy czwartek. Zmieniamy. Czyli należy się nam hotel, transport i wyżywienie na dodatkowe kilka dni? Oczywiście, że nie – przecież sami zmieniliśmy sobie datę wylotu z poniedziałku na czwartek! Odszkodowanie należy się wtedy, gdy pojawimy się na lotnisku o ustalonej dacie i godzinie i samolotu nie będzie. Oczywiście przewoźnik mógłby podstawić jeden czy dwa samoloty przed strajkiem i zabrać chętnych. Niestety przewoźnicy chcą maksymalizować zyski i zwykle nie mają maszyn, które są do dyspozycji na pierdoły typu zbieranie turystów po świecie. Stojące maszyny to ogromna strata pieniędzy, taniej jest fundnąć paru osobom hotel, a jeszcze lepiej zmanipulować tak, by sami sobie za ten hotel zapłacili.

Jeszcze ciekawsza sytuacja ma miejsce wtedy, gdy chcemy na przykład wyskoczyć sobie z Europy do Nowego Yorku na zakupy. Lot z Warszawy w dniach 9-16 listopada będzie nas kosztować $551, z przesiadką w Londynie. Wygląda na to, że lot z Londynu musi być dużo tańszy i bez przesiadek. I znowu błąd – lot taki kosztuje $558, z przesiadką w Filadelfii, gdy za bezpośredni zapłacimy $583.

I tak jest prawie zawsze, że lot z przesiadką jest tańszy niż bezpośredni. Linie lotnicze wolą wydać więcej pieniędzy na dodatkowy lot (paliwo, samolot, załoga, opłaty lotniskowe) niż wsadzić klienta do samolotu tylko raz. Sens jest ukryty głęboko. Linia lotnicza chce złapać klientów ze wszystkich lotnisk regionalnych, a nie tylko ze swoich głównych hubów obsługujących linie atlantyckie. Tak więc w ofercie wyloty z lotnisk zapyziałych, typu Okęcie im. Chopina (wkrótce im. JP II). Lepiej ponieść koszt dolotu do hubu i zarobić mniej, ale zarobić cokolwiek. A na własnych hubach można ceny podnieść, i tak znajdą się frajerzy, skłonni zapłacić za luksus zaoszczędzenia kilku godzin lotu.

Share This Post
Categories
Ekonomia

Wywiad

Wartość każdej waluty papierowej w wektorze czasu zmierza do zera. Ciekawy wywiad na ten temat. HT Анджей.

Tymczasem docenił mnie Private Banking. W końcu ktoś sobie zdał sprawę, że w Polsce istnieje nie tylko Rybiński i że mamy do dyspozycji ludzi o potężnym potencjale. Należy tylko dać im szansę, nawet jeżeli nie są towarzysko ani rodzinnie powiązani z ‘królikiem’. HT AD.

Share This Post
Categories
Ekonomia

KRUS, czyli PGR III RP

Po wyborach najwyższy czas pobawić się nieco liczbami.

W Polsce 14,8% ludności pracuje w rolnictwie, gdy średnia dla UE wynosi 5%. Oczywiście, część z nich to taksówkarze-krusowcy i bezpiecznie byłoby obniżyć ten współczynnik, ale załóżmy, że jest on prawdziwy. Oznacza to, że przy 16 075 000 rodakach aktywnych zawodowo (oficjalnie) w rolnictwie pracuje o 1 575 000 ludzi za dużo. To ukryte bezrobocie.

Gus podaje, że w Polsce oficjalnie mamy 1 863 000 bezrobotnych. Z pewnością są w tej liczbie osobnicy pracujący na czarno, potrzebujący darmowego ubezpieczenia zdrowotnego, ale nie ujmuje się jednocześnie ludzi tak zdesperowanych brakiem pracy, że nie chce się im nawet iść do urzędu pracy. Przyjmując jednak te dane za prawdziwe i dodając do tego ukryte bezrobocie w postaci ludzi, którzy bezproduktywnie siedzą na wsiach, mamy liczbę 3 438 000. Tyle wynosi skala plagi bezrobocia w Polsce – nie 11,7% a 21,6%.

Ukryte bezrobocie to była specjalność PRLu. W kombinacie budowlanym pracowało 5000 chłopa a budowali tyle, ile 200 abstynentów spokojnie dałoby radę. Podobnie było z PGRami – większość obijała się i kombinowała co ukraść, a całą robotę można było zrobić drobnym ułamkiem załogi. Tak mamy w Polsce AD 2011 – robotę mogłoby o zrobić półtora miliona ludzi mniej, gdy tymczasem robota gdzie indziej leży odłogiem.

Utrzymując fikcję KRUSu tworzy się PGRy-bis. Po co małorolny chłop ma iść do wydajniejszej pracy, skoro musiałby zacząć ponosić koszty ubezpieczenia społecznego, prawie 1000 PLN? A tak, siedzi się w zdrowym klimacie (nie licząc dymów ze śmieci zimą), podatków i ZUSów się nie płaci, a z tych 2 hektarów gruntu za stodołą ma się rocznie 4556 PLN na czysto. To dość, by było co do gara włożyć, jednocześnie można possać ten nędzny polski socjal i dorobić sobie na czarno.

Zmiany są bolesne. Tak zwani ‘rolnicy’ są nieruchliwi społecznie – ci co byli ruchliwsi są już w Berlinie, Londynie i Chicago. Zostały lewusy, którym jest wygodnie tam, gdzie są. I ci ludzie, gdy od nowego roku przyjdzie im płacić na NFZ, zaczną drzeć szaty i rozpaczać, jak Cyganka przed sądem. Panie, my takie biedne jesteśmy, piniendzy ni mamy … Niestety, czas wziąć się w garść i zabrać do roboty, wtedy będą pieniądze. Chyba już dość jeżdżenia na grzbiecie reszty społeczeństwa.

Share This Post
Categories
Ekonomia Klerykalizm Polityka

PoRpP

Wybory się dokonały. Tak jak podejrzewałem, Palikot był wybiegiem PO mającym odebrać skrajnie liberalną (czy wręcz antyklerykalną) część elektoratu. Teraz stworzy się koalicję i będzie cztery lata rządzenia bez dzielenia się władzą.

Są pewne plusy tego rozwiązania:

– w parlamencie będzie w końcu reprezentowana opcja antyklerykalna, Tusk będzie mówić ‘przykro mi, że kler jest ściskany za przyrodzenie, ale to nie ja, tylko ten zły Palikot i nic na to nie poradzę’,

– PSL zostanie odstawiony w końcu na boczny tor, szkodnictwo i przywileje wreszcie się skończą; już od stycznia rolnicy będą bulić za ubezpieczenie zdrowotne zgodnie z orzeczeniem TK a likwidacja KRUS to tylko kwestia czasu

Ta przegrana to przede wszystkim kres Jarka. Ma on teraz 62 lata. W następnych wyborach, o których buńczucznie twierdzi że je wygra, będzie miał lat 66. To jest już koniec kariery politycznej, wiek starczy, nie moment na premierowanie, o którym tak marzą jego zwolennicy, ciągle tytułując go ‘premierem’. Zresztą pewnie jego zwolennicy sami zrozumieją, że Polska nie powinna być kierowana przez 66-70 letniego premiera. Dzisiejszą porażką Jarek skończył karierę polityczną.

Tymczasem w USA rzeczy zaczynają wyglądać (dla oligarchów i powolnych im polityków) naprawdę źle:

Mała dygresja. Rządzący Stanami, ci naprawdę rządzący, nie są idiotami. Tu widać różnicę między dzikimi krajami a USA. W Ameryce zajmuje się stołek zwykle dlatego, że się czymś wykazało, najlepiej doskonałym wykształceniem i weryfikowalnymi wynikami. W dzikich krajach (Polska na przykład, albo Syria) stołek zajmuje się przez znajomości lub dzięki bezwzględności. W dzikich krajach nie nikt nie awansuje łebskiego faceta, bo to zagrożenie dla awansującego – w USA jest na odwrót.

Tak więc w USA faceci kręcący pierdolnikiem zdają sobie sprawę, że każda rewolucja zaczyna się od jednego małego zbiegowiska, tak jak każdy gigantyczny pożar zaczyna się od jednej małej iskry. To co się właśnie dzieje na Wall Street to cholernie poważne zagrożenie, przypominające sytuacje prowadzące do przewrotów w krajach Bliskiego Wschodu. Rozpędzenie demonstracji nic nie dało, wiec czas teraz na inne rozwiązania, znane z pracy SB, takie jak inwigilacja, wyciszanie sprawy w mediach, ośmieszanie i kompromitowanie uczestników. Pojawią się doniesienia o terroryzmie (bo każdy kto jest przeciwko oligarchom to przecież terrorysta), o finansowaniu przez Al Kaidę, o handlu narkotykami i rozpijaniu młodzieży. Niedługo zobaczymy to wszystko ‘w akcji’.

Niestety dla oligarchów, ‘stety’ dla pozostałej 99% populacji, żadnego reżimu nie da się utrzymać w nieskończoność. Nie udało się to w Libii, gdzie ludzie mieli wyższy standard życia niż Polacy zaznają w ojczyźnie, nie udało się to przed laty szachowi w Iranie, choć miał nieograniczone środki przymusu. Warto zwrócić uwagę, że reżimy te funkcjonowały i padały w dostatnich w petrodolary krajach, a USA ostatnimi czasy jest krajem zrujnowanym i dotkniętym kolosalnym bezrobociem.

Wcześniej czy później upadnie reżim rujnujący Amerykę, i jak wierzę, przywrócone zostaną wartości republikańskie.

Share This Post